Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter thirty-four.

Jutro sprawdzę, na razie błędy :)

34. That's what I expect.

Ryan

Budzi mnie przeraźliwy krzyk i szamotanie się, po drugiej stronie łóżka. Od razu zapalam lampkę nocną.
Naomi jest cała we łzach i wykrzykuje dziwne rzeczy. Domyślam się, że śni jej się jakiś koszmar.
Delikatnie zaczynam ją budzić, ale szczerze mówiąc nigdy nie byłem dobry w budzeniu ludzi. Delikatnie ją szarpię, ale kiedy wciąż nie reaguje, zaczynam robić to trochę z większą siłą.
W końcu dziewczyna gwałtownie się zrywa. Patrzy na mnie, a w jej oczach widać szaleństwo.

- Ryan?

- Miałaś zły sen - wyjaśniam - pomyślałem, że...

Zanim jednak, uda mi się skończyć, to co zacząłem mówić, Nao wybucha płaczem. Niemal od razu biorę ją w ramiona i mocno przytulam do siebie. Jej łzy spływają na moje nagie ramię, ale nie przeszkadza mi to.

- Już jest okej - mój ton głosu, zmienia się na coraz bardziej uspokajający - spokojnie maleńka...

Rzeczywiście jest malutka, jest to widoczne zwłaszcza teraz, kiedy znajduje się w moich ramionach. Jest tak drobna, że można mieć wrażenie, że zaraz zniknie, rozkuruszy się. To co innego niż Marnie, ona zawsze wydaje się być zdecydowaną, o silnym charakterze, ma lekko umięśnione ciało, przez co wydaje się mniej delikatna. Chociaż teraz, kiedy jest w ciąży to się zmieniło... Dlaczego tak właściwie porównuję te dwie osoby?
Odsuwam obraz mojej przyszłej żony na bok i zajmuję się moja przyjaciółką.
Delikatnie gładzę jej plecy, kiedy jej oddech staje się spokojniejszy, wiem że to działa.
Odsuwam ją od siebie i kiedy patrzę na jej rozmazaną twarz, nie mogę powstrzymać się, aby nie pocieszyć jej w inny sposób. Wiele razy, kiedy miałem na to ochotę, odrzucałem od siebie to czego chcę. Ale nie dziś, może dlatego, że jest noc? Sam nie wiem.
Dokładam do jej ust swoje, jakbym robił to, z nią już tysiąc razy. A ona odwzajemnia pocałunek, jej dłonie trafiają na moje policzki, dzięki czemu może, jeszcze bardziej, się do mnie przybliżyć. Ja swoje ręce mam na jej tali, a teraz lekko unosze całe jej ciało, ona chyba rozumie co chce zrobić, bo rozszerza swoje nogi i siada na mnie okrakiem. Przytulam ją mocno do siebie, chcę ją mieć blisko. Ekscytuje mnie myśl, że ona czuję to samo.
Po jakimś czasie, odrywamy się od siebie. Na jej twarzy nie widać już zaschnietych łez, policzki ma lekko zaróżowione, a usta bardziej czerwone, niż zwykle.
Znów ją unoszę, jedt lekka, więc to nie stanowi problemu. Tym razem układam ją, na jej miejscu w łóżku.

- Śpij - szepczę i całuję ją w czoło.

Jej usta rozciągają się w lekkim uśmiechu.

- Oczekujesz ode mnie, że będę teraz spała? Myślisz, że dam radę zasnąć?

Teraz ja się uśmiecha i kiwam głową.

- Właśnie tego oczekuję.

A później przykrywam ją kołdrą i jeszcze raz całuję, bo rano może być zupełnie inaczej.

-  Ty nie idziesz spać? - pyta już zaspanym głosem, kiedy zauważa, że wkładam spodnie. 

- Pójdę się przewietrzyć - wyjaśniam.

A zaraz potem gaszę lampkę nocną i wychodzę, mając nadzieję, że w nic nie wejdę.
Kiedy jestem na zewnątrz zaczynam oddychać, niezbyt świeżym powietrzem, trudno tu o czyste.
Sprawdzam godzinę na telefonie, u nas jest noc, ale w Seattle wciąż dzień. Wybieram numer do Marnie, zwalczają wyrzuty sumienia i dzwonię.

- Ryan? Dlaczego nie śpisz? - pyta od razu po odebraniu telefonu.

- Naomi miała zły sen i jej języki mnie obudziły - wyjaśniam, nie mam zamiaru kłamać. Jedynie zatajać prawdę.

- Aha - kwituje - po co dzwonisz?

- Chciałem wiedzieć jak się czujesz - mówię - z dzieckiem wszystko dobrze?

- Z nami wszystko super - mówi - czuję się świetnie. Rick zachowuje się, jakby to on był ojcem - niemal widzę jak przewraca oczami.

Śmieję się.

- Poprosiłem go, żeby miał was na oku - przyznaję - jego dziewczyna jest tutaj, więc i tak nie miałby się kim zajmować.

- Kochany jesteś - Marnie chichocze - a ty tęsknisz trochę za mną?

- Jestem tu za krótko aby tęsknić - mamroczę - ale wolałbym, żebyś tu była.

Rozmawiam z nią jeszcze przez chwilę, niestety musimy kończyć, bo idzie na kolację. Szczerze, mam wątpliwości, czy posiłek zrobiony przez Ricka, na pewno będzie dobry. Mój przyjaciel, nie jest najlepszy w gotowaniu. Załóżmy jednak, że się nie otrują.
Wracam do hotelowego pokoju i krótko spoglądam na dziewczynę, która śpi w łóżku. Prawie jej nie widać w ciemności pokoju. Chciałabym, żeby to ona była w ciąży, żeby ona brała ze mną ślub. Kocham jednak dwie osoby, to oczywiste którą mocniej, ale wiem też z którą mogę być. I tą osobą nie jest Naomi.
Wzdycham cicho i rozbieram się do bokserek. Dziewczyna twierdzi, że nie przeszkadza jej, kiedy tak śpię. Bardzo mnie to cieszy; bo nie potrafię zasnąć inaczej.
Kładę się do łóżka i przymykam oczy, nie czekam długo, bo po chwili Morfeusz mnie porywa.

Rano budzę się i spoglądam na swoją prawą stronę, gdzie leży dziewczyna. I tak jest, chociaż prawie jej nie widać, przez rozrzucone po twarzy włosy. Delikatnie je odgarniam, kiedy to robię dziewczyna delikatnie się porusza i coś mamrocze, ale na całe szczęście się nie budzi.
Zegar w komórce wskazuje, godzinę przed szóstą rano, ale zadziwiająco, nie chcę mi do spać. Postanawiam przed prysznicem pójść na siłownię, która mieści się w hotelu. Od czasu, kiedy jestem w Anglii, nie chodziłem ćwiczyć regularnie i jadłem trochę nie zdrowo. Postanawiam, więc wykorzystać poranną porę na spędzeniu czasu na siłowni.

Po około godzinnym treningu przychodzę do naszego pokoju i idę wziąć prysznic, który nie zajmuje mi więcej niż dwadzieścia minut. Mam dwudniowy zarost, dlatego stwierdzam, że nie będę się golił. Jutro jednak muszę to zrobić.
W sypialni wybieram po cichu ubrania, które założę, decyzja pada na ciemne jeansy i bordową bluzę. Mam ochotę zbudzić Naomi, żeby zaprosić ją na śniadanie, ale nie robię tego. Chcę żeby się wyspała, w końcu w nocy miała koszmar. Ja jednak udaję się na jedzenie, po wysiłku fizycznym muszę coś skonsumować. Zamawiam tradycyjne śniadanie angielskie. Skoro już jestem w Wielkiej Brytanii będę jadł jak przystało. W myślach jednak się ganię, bo to niestety nie należy do najzdrowszego jedzenia.

Sprawdzam telefon, jest tam wiadomość od mojej matki, że wczoraj wrócili i dzisiaj mogę do nich wpaść. Dlatego zaraz po śniadaniu wracam do pokoju i zabieram, zaproszenia na ślub, kiedy już mam wychodzić słyszę zaspany głos Naomi.

- Wstałeś?

- Jakieś dwie godziny temu - odpowiadam i posyłam jej szeroki uśmiech - jadę do rodziców.

- Mogę jechać z tobą? - ziewnęła - albo nie...

- Mam ich zaprosić na ślub, przydałoby mi się jakieś wsparcie.

Dziwię się z jaką łatwością przechodzi mi to zdanie przez usta, zwłaszcza po wczorajszych wydarzeniach. Jednak ona nie wydaje się urażona.

- Ah to o to chodzi.

-Nie wiedziałaś? - dziwię się, jednak nie oczekuję odpowiedzi - to co mam na ciebie czekać?

- Jasne.

Słowa : 1079

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania. Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro