Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter thirty-five.

35. God forgive me.

- Dzień dobry, jestem Naomi - przedstawiam się wysokiej kobiecie, stojącej w drzwaich.

- Naomi? Myślałam, że bierzesz ślub z Marnie z rzuciła oskarżycielsko w stronę swojego syna.

- Mamo - jęknął Ryan.

Mężczyzna wyglądał teraz jakby był małym chłopcem, przyłapanym na gorącym uczynku.

A ja poczułam się niezręcznie, w tej sytuacji, ale postanowiłam pozwolić mu wszystko wytłumaczyć, nie chciałam się wtrącać, aby jeszcze bardziej nie namieszać.

- No co?

- Przecież wiesz, Marnie jest w ciąży... - zaczął - nie mogła lecieć samolotem, a Nao, po prostu dotrzymuje mi towarzystwa.

- To prawda? - zwróciła się do mnie.

Natychmiast pokiwałam głową.

- To miło mi cię poznać, dziecko - rzuciła mi się w ramiona - przepraszam za takie zimne powitanie, myślałam, że mój syn wykorzystał tamtą dziewczynę.

Skrępowana odwzajemniłam uścisk, posyłając nerwowy wzrok w stronę Ryana. Jednak on, kiedy to zauważył, odwrócił głowę w drugą stronę.

Dzięki za pomoc, przyjacielu.

- Wejdziecie na herbatkę? - zapytała kobieta, kiedy się ode mnie oderwała.

- Jasne - odpowiedział za nas, jej syn - ale nie na długo, jutro rano mamy samolot i musimy się wys...

- Jutro? - zmarszczyłam brwi - myślałam, że... - ale urwałam widząc jego minę.

Okej, skrócił nasz pobyt i nic mi nie powiedział. Można było się tego po nim spodziewać.

Dom był utrzymany w jasnych barwach, było widać tu zdecydowaną rękę kobiety. Pachniało kwiatami, z resztą ich było naprawdę dużo. Podobało mi się.

- Przepraszam - wyszeptał do mnie.

Zostaliśmy sami, ponieważ mama Ryana popędziła zrobić nam herbatę, a właściwie dla siebie i dla mnie, bo chłopak zażyczył sobie kawy.

- Co?

- Przepraszam - powtórzył - za to co stało się w nocy i...

Musiał przerwać, bo do salonu wpadła dziewczynka. Na moje oko miała około dziesięć lat.
Ryan zacisnął usta i posłał mi zniecierpliwione spojrzenie. Wybrałeś "świetne" miejsce na przeprosiny teraz cierp.

- Ryan! - pisnęła i rzuciła się na niego. 

- Hej, mała.

Przytułała się do niego przez dobry kawał czasu, aż zdążyła wrócić pani tego domu.

- Alice, zejdź z brata - westchnęła kobieta - bo go udusisz, na miłość boską.

Brata? Znamy sie tyle, a ja nawet nie wiedziałam o jego rodzeństwo. Poczułam lekki żal.

- Wątpię, żeby zdołała mnie udusić - odezwał się, kiedy dziewczynka z niego zeszła - ale dzięki, za pomoc.

Alice, stała teraz z zaczerwienionymi policzkami i zawstydzonym spojrzeniem. Zrobiło mi się jej szkoda, dlatego podeszłam do niej i zaczęłam rozmowę. Była naprawdę fajnym dzieciakiem.
Jednym uchem łapałam, to o czym rozmawiałam mama Ryana z nim. Dowiedziałam się, że tata chłopaka musiał być dziś w pracy. Zrobiło mi się trochę szkoda, bo Ryan, na pewno chciał zaprosić go na ślub osobiście. Jednak postanowił, że pozostawi to swojej mamie. Mieliśmy być krótko, ale wyszło inaczej. Było dość wcześnie, więc nie mieliśmy powodu się spieszyć. Zjedliśmy razem, wspólny obiad, na który został zaproszony wój Ryana, oraz jego żona. Nie zabrakło również kuzynów oraz kuzynek. Łącznie zebrało się jedenaście osób - licząc nas.
Jego rodzina okazała się bardzo wesoła i miła, naprawdę się polubiliśmy. A ja poczułam lekkie ukłucie w sercu, że nigdy nie stanę się częścią tej rodziny. Miałam szansę, ale jej nie wykorzystałam.

- Wszystko w porządku? - zapytał mnie kuzyn Ryana, siedzący obok.

- Tak, tak - potwierdziłam z lekkim uśmiechem - zamyśliłam się.

Henry, bo tak miał na imię, przysunął się bardziej w moją stronę.

- A o czym taka piękna dziewczyna może myśleć?

Za nim zdążyłam odpowiedzieć, wtrącił się Ryan, który słyszał, naszą krótką rozmowę.

- Może o swoim chłopaku - powiedział, niezbyt łagodnie.

Prawie się roześmiałam widząc jaką minę zrobił Henry. Ale ostatecznie, drgnęły mi tylko delikatnie kąciki ust.

Oczywiście, że przez Ryana przemawiała zazdrość, a nie troska o dziewczynę kumpla. W głebi duszy, poczułam nawet lekką satysfakcję.

- Masz chłopaka? - uniósł brwi.

- Dziwne, żeby taka piękna dziewczyna nie miała - odpowiedział z przekąsem, używając brytyjskiego akcentu - prawda?

- Ryan, potrafię mówić za siebie - odezwałam się cicho.

- Oczywiście - przewrócił oczami - tylko nie reagujesz, jak on chce ci się dobrać do majtek!

Warknął tak głośno, że wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Poczułam jak się czerwienię, ale przecież nic złego teraz nie zrobiłam. Prawda?

- No co? Rick, kazał mi jej pilnować - zwrócił się do reszty.

Zrobiło mi się niedobrze, potraktował mnie, jakbym była jakaś, och, lekkich obyczajów. I była gotowa zdradzić Ricka. Oczywiście, musiał się bronić, ale dlaczego moim kosztem? To on był zazdrosny, a teraz w oczach wszystkich wyjdę na łatwą, zdradziecką dziewczynę. Cudownie.

Przez chwilę trwa niezreczna cisza, ale w końcu mama Ryana postanawia ją przerywać. Odchrząkuje głośno i pyta:

- Może jeszcze komuś ciasta?

Mam ochotę ucałować ją, za zmianę tematu, ale zanim zdążę się na nią rzucić, odzywa się Ryan.

- W zasadzie my będziemy już wracać.

Spędziliśmy tutaj dobrych parę godzin, ale absolutnie tego nie odczułam. Było naprawdę fajnie, no może po za sytuacją sprzed chwili.
Kolejne minuty mijają na pożegnaniach, ja robię to krótko, ale mój przyjaciel i wiele dłużej. Właściwie nic w tym dziwnego.

- Poczekaj otworzę ci drzwi.

- Poradzę sobie - rzucam.

Siadam na miejscu pasażera i od razu zapinam pasy w naszym - wypożyczonym samochodzie i czekam, aż Ryan zajmie swoje miejsce.

- Wszystko okej? - pyta, podczas powrotu do domu.

Domu?
Hotelu.

- Tak - odruchowo kiwam głową, ale po chwili zmieniam zdanie - nie, nie jest okej.

Biorę głęboki wdech i zaczynam swój monolog, mając nadzieję, że chłopak postanowi mnie słuchać.

- Mogłeś chociaż wspomnieć mi, o tym, że jutro wracamy. Nie uprzedziłeś rodziny, że przyjedziesz z przyjaciółką, a nie narzeczoną, przez co twoja mama... - urwałam, bo jego mama była naprawdę miła, oprócz samego początku naszej znajomości - jesteś zazdrosny, chociaż nawet nie wiem dlaczego. Twoja rodzina ma mnie teraz za łatwą, przez to co powiedziałeś. I jeszcze pytasz czy jest w porządku?

Wzdycha głęboko i nie odzywa się i nie robi tego przez całą drogę do hotelu, myślałam, że chociaż przeprosi, ale widocznie nie miał takiego zamiaru.
Szkoda, bo naprawdę nie chcę się na niego gniewać, ale moja duma nie pozwala mi się odezwać do póki on tego nie zrobi, tylko kto ma większą dumę? Oczywiście, że on, ale mam nadzieję, że schowa ją do kieszeni.
Dojeżdżamy, a ja od razu wysiadam i trzaskam drzwiami. Tak robię to specjalnie, chociaż właściwie nie jestem zła. Oh, ale ze mnie królową dramatu.

- Naomi... - Ryan, zamyka za sobą drzwi - przepraszam.

Uśmiecham się w duchu, ale nawet się do niego nie odwracam, robię to dopiero, kiedy łapie mnie za rękę.
Pyta czy jestem zła, potrząsam głową, ale robię to nieudolnie, przez co chłopak wybucha śmiechem.
A później mnie do siebie przyciąga.
I jego usta odnajdują moje, a ja oddaję pocałnek. Mimo, że czuję się podle, przez to co robię - przez to co robimy, inne uczucie wygrywa.

Odrywam się od niego i patrzę na jego twarz. Jest piękny, ale nie mój. Ja nie mogę go mieć.

Tylko jak spojrzę Rickowi w oczy?

- Muszę zadzwonić do Ricka - rzucam.

Nie robię tego dlatego, że rzeczywiście w tym momencie muszę do niego zadzwonić, ale chcę uświadomić Ryanowi, że to co robimy jest złe.

- Rick może poczekać - mówi i znów mnie całuje.

A ja go nie odrzucam.

Boże, wybacz mi. 

Słowa: 1133

Sprawdzę na dniach :) ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro