Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter thirty.

Proszę o komentarze, byłoby mi bardzo miło, jeśli byłoby ich tu sporo 😊💕

30. Barge.

- Jestem zaskoczony, że nie widziałaś mojego pokoju - mówi Ryan, kiedy przemierzamy drogę do jego sypialni - wprawdzie nie przyjmuję tam za często gości, ale... - zastanowił się przez chwilę - powinienem cię oprowadzić.

- To nic - machnęłam dłonią - Nie przejmuj się.

Pokiwał głową, w geście zrozumienia, a chwilę później nacisnął klamkę do swojego pokoju, wpuścił mnie przodem, po czym zatrzasnął za nami drzwi.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Właśnie tak mogłabym je widzieć w myślach, jeślibym kiedykolwiek je sobie wyobrażała, a przecież oczywiście tego nie robiłam.

Sypialnia była spora, jednak nie było w niej za wiele. Duże niepościelone łóżko, nieład na biurku i generalnie sporo bałaganu. To akurat mnie nieco zdziwiło. Byłam pewna, że Ryan jest z tych, bardziej zorganizowanych.
Ściany miały odcień jasnej szarości, były na nich zawieszone różne rzeczy. Moją uwagę zwrócił obrazek z napisem "Stars can't shine without darkness". Na jednej ze ścian były różnego rodzaju szkice przyklejone zwykłą taśmą. Gdybym mogła wybrać ulubioną ścianę w jego pokoju wybrałabym właśnie tę.

- Sam to naszkicowałeś? - zapytałam.

- Jasne - uśmiechnął się lekko - rysuję.

- Rysujesz? - zmarszczyłam brwi.

Znamy się już sporo, a nadal wiem o nim tak mało, podczas gdy on o mnie dużo, zadziwiająco dużo.

- To moja praca - wzruszył ramionami.

Zainteresowałam się tym jeszcze bardziej. Do tej pory nie wspomniał w czym się specjalizuje. Nie ukrywam, byłam ciekawa, ale nie lubiłam dociekać.

- Jestem pod wrażeniem - z moich ust wydobyło się westchnięcie - Nie wiedziałam, że jesteś uzdolniony...

- Mam wiele talentów - uśmiechnął się pod nosem.

Podeszłam bliżej do ściany, on kroczył za mną, byłam naprawdę zachwycona. Oglądałam różne wzory, pejzaże, a nawet portrety.

- Czy to Marnie? - dotknęła delikatnie jednej kartki papieru.

W dolnym rogu była napisana data, z przed dwóch lat. Ile oni naprawdę się znają?

- Zgadza się - odchrząknął - To naprawdę ładna dziewczyna, musiałem ją uchwycić.

Dlaczego to powiedział? Poważnie, próbował mi sprawić tym przykrość? Cóż udało mu się, ale jestem sama sobie winna. Jednak nie chciałam pokazywać mu mojej zazdrości pod żadnym pozorem.

- Jest śliczna - odchrząknęłam - Na twoim obrazku chyba nie ma tyle makijażu? Wydaje się ładniejsza niż w rzeczywistości...

A miałam mu nie pokazywać mojej słabości - karcę się w myślach. Czy naprawdę to powiedziałam? Powinnam wiedzieć, kiedy ugryźć się w język.

Niemal słyszę jak Ryan, parska śmiechem, jednak on tego nie robi. To chyba wytwór mojej wyobraźni.

- Naomi, proszę przestań - Nie brzmi jakby prosił.

- W porządku, przepraszam - westchnęłam - dobrze, że jej tu nie ma. Wydrapałaby mi oczy, za to co powiedziałam, tymi swoimi paznokciami, czy to tipsy? Teraz modne są hybrydy i żele, przekaż jej to lepiej.

- Przestań! - podniósł głos, ale nie na tyle, aby mogli usłyszeć nas za ścianą - myślałem, że już wybrałaś.

- Zrobiłam to - odpowiedziałam natychmiast - cóż... Czy to wszystkie twoje prace?

Marna próba zmieniania tematu, okazała się skuteczna. Widocznie Ryan, również nie chciał drążyć tamtej rozmowy, a raczej kłótni. Chociaż wolałabym nazwać to "ostrą wymianą zdań".

- Nie, te najważniejsze nadal są w szkicowniku - odpowiada na moje pytanie.

- Może mogłabym je zobaczyć? - proponuję, jednak on odmawia.

Tłumaczy, że to dla niego bardzo osobiste i nie chce się tym dzielić, to prawie jak jego pamiętnik, tylko "bardziej męski".

Zaczęłam się rozglądać, nie musiałam być do końca dyskretna, w końcu przyszłam "pozwiedzać" jego sypialnię - przynajmniej on tak myśli.

- Nie chcesz wrócić do Marnie i Ricka? - zapytał w końcu.

Pokręciłam głową i wtedy zauważyłam to - woreczek strunowy. Moje oczy lekko się rozszerzyły. Na filmach właśnie w tak przechowują narkotyki. Ale czy tak jest w prawdziwym życiu? Nigdy nie miałam z tym do czynienia.

- A co chcesz jeszcze tu oglądać? - teraz wydawał się zirytowany.

Nabrałam głęboko powietrza i powoli wyrównałam oddech. Nie chciałam aby mój ton głosu zabrzmiał jakoś dziwnie. To na pewno nie było wskazane.

- Możemy wracać - bąknęłam - zamyśliłam się.

Jednak, kiedy wychodziliśmy w ostatniej chwili go zatrzymałam. Zapytałam - jak skończona idiotka - czy wszystko jest w porządku?

- W jak najlepszym - przewrócił oczami - idziesz?

Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę jego pokoju. Starałam się zapamiętać stąd jak najwięcej szczegółów, tłumaczyłam sobie, że to dla Ricka. Mimo to, w głębi duszy, wiedziałam, że po prostu tego chciałam - wspomnień z nim, z jego rzeczami, znajomymi...

- Wróciliście - Marnie się uśmiecha.

Wow, jesteś spostrzegawcza.

- Napijesz się kawy, Naomi?

I nagle czuję się głupio, prawda jest taka, że nie mam za co jej nie lubić, jest beznadziejnie miła. To nieznośne, niech da mi powód do znienawidzenie jej, marzę o tym.

- Właściwie musimy jeszcze coś załatwić prawda Nao? - Rick odzywa się, zanim zdążę odpowiedzieć.

Marszczę brwi, ale on posyła mi dziwną minę, znamy się za krótko, żeby posyłał mi miny!

- Wy? Razem? - w głoście Ryana, pobrzmiewa niedowierzanie.

A ja nagle mam ochotę potwierdzić wersję Ricka, tylko po to aby mój przyjaciel był o mnie zazdrosny, ale jakim prawem miałby być?

- Tak, lepiej już chodźmy - odzywam się, ignorując pytanie Ryana - Narazie Marnie.

Czy to niegrzeczne z mojej strony, że nie pożegnałem się z moim przyjacielem? Czy to w ogóle nadal przyjaciel?
Wsiadamy do samochodu i ruszam bez słowa, jednak nie na długo. Po chwili Rick pyta czy wszystko w porządku. Odpowiadam tym razem prawdę - że nie. Mężczyzna chyba chce drążyć temat, ale szybko go zmieniam. Dzielę się z nim tym co zobaczyłam, wydaje się zaniepokojony. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na kierownicy, ale nic po za tym nie było widoczne w jego wyrazie twarzy, czy sylwetce. Tylko po rękach można było wyczuć jego emocje, przynajmniej wtedy, kiedy prowadził samochód.

- Musisz tam wrócić - stwierdza.

Posyłam mu spojrzenie z serii "Chyba-Zwariowałeś" , chociaz on raczej tego nie zauważa, w końcu wpatruje się w ulicę.
Nie wrócę tam nie ma takiej opcji, jeśli ma ochotę robić coś jeszcze niech sam się tym zajmie. Ja wykonałam to co do mnie należało, to co mu obiecałam, nie zamierzam w to bardziej ingerować.

- Nie ma mowy - mówię wolno i wyraźnie - co mu teraz powiem?

- Jutro nie ma go w domu, a ja mam klucze - wzrusza ramionami.

- Powaliło cię? - wymyka mi się, ale automatycznie go przepraszam - dlaczego, więc sam nie pójdziesz? Nie będę włamywać mu się do domu!

- Pójdziemy razem - proponuje.

Ściąga swoją prawdą dłoń z kierownicy i łapie mnie za rękę, ale ja ją wyrywam, co on sobie myśli?

- Nie będę w tym uczestniczyć - mówię twardo - mam swoje problemy. Nie mam pracy, nie mam samochodu, nie mam chłopaka, bo przez Ryana ze mną zerwał, zresztą to dobrze, moja rodzina jest dalek, jestem tu zupełnie sama, bo moja przyjaciółka jest w szpitalu, jej dziecko razem z nią, a mogło zginąć! - wyliczam, podnosząc głos - nie potrzebuje martwić się jeszcze Ryanem, jest dużym chłopcem, poradzi sobie...

- Nie zrobi tego - mówi - nie poradzi sobie.

- Ale to nie znaczy, że nie możesz pójść sam - stwierdzam - albo poproś Marnie. Ona jest jego dziewczyną.

- Ale ty byś nią chciała być - uśmiecha się pod nosem.

Patrzę na niego zaszokowana, chyba śnię, że to powiedział.

- Nic nie wiesz - syczę - gdzie my jesteśmy? Zawieź mnie do domu.

Rozglądam się po miejscu, w którym się zatrzymaliśmy, nie znam tej części miasta, zresztą nic dziwnego, nigdy nie zwracałam uwagi na miejsca, które nie były mi potrzebne.

- Pózniej cię zawiozę. Teraz zapraszam cię na kolację - uśmiecha się.

- To jeszcze nie pora na kolację - mowię.

Wzrusza ramionami i odpina pas, najpierw swój, później mój.

- To nie znaczy, że nie możemy jej zjeść, prawda?

Słowa: 1182

Jak tam wakacje? 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro