Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Seven.

7. You're surrounded by many beautiful places, but you see them.
 

- Daleko jeszcze? - spytał mnie po raz drugi w przeciągu dwóch minut Ryan. 

- Oh nie marudź... - westchnęłam -przed chwilą mówiłeś, że lubisz takie wędrówki.

- To było przed chwilą - jęknął - przez ciebie je odlubiłem - powiedział pewnie.

W duchu przewróciłam oczami, jednak musiałam przyznać, że przy nim świetnie się bawię, nawet, kiedy marudzi mi pod uchem. 

- Nie da się czegoś "odlubić" - zakreśliłam cudzysłów w powietrzu - Nie ma nawet takiego słowa - zaśmiałam się szczerze. 
 
- No cóż teraz już jest - powiedział z dumą w głosie - właśnie je wymyśliłem.

Przyrzekam, że w tym momencie zachowywał się jak małe dziecko - naprawdę, ale wcale mi to nie przeszkadzało. No może do czasu... 

- Hej ho! Hej ho! Do pracy by się szło! - chłopak zaśpiewał już to po raz drugi i powoli zaczął działać mi na nerwy. 

- Brałeś coś wcześniej? - spytałam wprost, a mężczyzna się roześmiał. 

- Myślałem, że już nie spytasz - powiedział - spokojnie jestem czysty - położył rękę na sercu i szeroko się uśmiechnął - próbowałem cię tylko wkurzyć. 

Westchnęłam głośno, nie kryjąc już swojej frustracji. Jednak po paru chwilach humor mi się poprawił, bo zobaczyłam charakterystyczny ogromny kamień, a właściwie głaz, zwiastujący, że zaraz dojdziemy do celu naszej wyprawy.

- Przygotuj się, zaraz będziemy - powiedziałam uśmiechając do delikatnie - zamknij oczy poprowadzą cię - zaproponowałam, a chłopak wzruszył ramionami w geście "rób co chcesz" i zamknął oczy. 

Złapałam go delikatnie za nadgarstek i zaczęłam iść w stronę końca lasu. Moim oczom ukazał się już lekko znajomy, ale wciąż trochę obcy widok. Mimo, że widzę to któryś raz z kolei, czuję ekscytację i zapiera mi dech w piersiach. 

Puszczam rękę mężczyzny i kieruję swój wzrok na jego twarz. 

- Możesz otworzyć oczy - mówię, a chłopak otwiera swoje niebieskie oczy, przez chwilę mruży, przyzwyczajając się do jasności, po czym rozgląda się dookoła. 

- Nieźle - stwierdza po krótkim czasie naszego wspólnego milczenia - przepiękny widok, naprawdę - powiedział i lekko przymknął oczy - nie potrafię okazywać zachwytu, ale to jest szczerze niesamowite - mruknął z lekkim uśmiechem na ustach. 

Odwzajemniłam to rozciągając delikatnie wargi. Byłam zadowolona, że widok przypadł mu do gustu, zależało mi na tym, ale jestem pewna że każdy kto mógłby to zobaczyć, zakochałby się w tej panoramie. Widok części miasta z góry, szum drzew, odgłosy ptaków i słychać strumień wody, którego jeszcze nie zlokalizowałam, ale mam nadzieję, że to mi się uda. 

- Nie widziałem nigdy takich pięknych miejsc - oświadczył, na co pokręciłam głową.
 
- Widziałeś, tylko nigdy wcześniej, nie zwracałeś na to uwagi - wyjaśniłam - otacza cię wiele pięknych miejsc, ale trzeba je zobaczyć, raczej ich nie zauważasz. Musi ktoś ci je wskazać palcem, ale spokojnie, większość ludzi tak ma - skończyłam, nie chcąc mówić nic więcej, co mogłoby urazić mojego towarzysza.

- Pewnie masz racje - lekko zamrugał i przeniósł wzrok na moją twarz - dziękuję - powiedział - za to, co powiedziałaś i pokazałaś coś co mi o tym przypomniało.

Lekko się zarumieniłam i powiedziałam, że nie ma za co, Ryan powiedział jeszcze parę miłych słów, przez które z moich policzków nie schodziła czerwień.

- Stamtąd, nie byłoby lepszego widoku? - spytał wskazując wysoki, stary budynek z płaskim dachem.

- Z pewnością - odparłam - ale nie mogę tam tak po prostu wejść.

- Dlaczego? - zapytał głupio - na pewno do niego to nie należy - upierał się.

- Ryan nie będę się nigdzie włamywać - powiedziałam pewnie.

- A kto powiedział, że będziemy się włamywać? - zapytał retorycznie - po prostu kulturalnie sobie wejdziemy.

Westchnęłam teatralnie, był bardzo pewny siebie, co w niektórych przypadkach, było uciążliwe.

- No dawaj co Ci szkodzi?

Wciąż starał się mnie namówić, ale ja byłam nieugięta, w końcu po wielu próbach poddał się, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało...

- Dobra nie chcesz to nie - odezwał się po kilku minutach milczenia - sam tam pójdę.

Jak powiedział, tak też zrobił i ruszył w stronę wysokiego budynku. Na początku myślałam, że żartuje, ale kiedy zaczął obchodzić go dookoła,  szukając wejścia, zrozumiałam, że naprawdę chcę to zrobić. 
Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.

- Nie pójdziesz tak sam - mruknęłam, kiedy podeszłam bliżej niego.

On jednak mnie nie słuchał i zabrał się do otwierania okna, a raczej wybijania...

- Ryan! - upomniałam go coraz bardziej zirytowana.

Chłopak odwróci się twarzą do mnie i posłał mi zadowolony z siebie uśmiech. Skoczył na parapet i wszedł przez miejsce gdzie powinno być okno, które on przed chwilą zniszczył.

- Idziesz czy będziesz tak stała? - zapytał z lekką chrypką w głosie.

Zagryzłam wargę i rozejrzałam się dookoła. Raz kozie śmierć, niech się dzieje co chce.

- Idę z tobą - zdecydowałam i próbowałam wskoczyć na parapet, przez co tylko rozśmieszyłam mężczyznę.

- Poczekaj pomogę ci - powiedział z widocznym rozbawieniem.

Wrócił z powrotem na zewnątrz i podniósł mnie, jak poprzednio. Usiadłam na parapecie i wskoczyłam do środka, było tu zimno i panował półmrok. Jednym słowem było tam mrocznie. Czułam się w tedy jakbym była jednym z bohaterów jakiegoś horroru. Nie bez przyczyny nie oglądam takich filmów. 
Przez moje myśli nie zauważyłam nawet, kiedy Ryan pojawił się obok mnie.

- Idziemy czy będziesz tak stała? - znów się ze mnie śmieje.

Wzniosłam oczy do góry i nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam przed siebie, pewnym krokiem. Jednak moja pewność siebie nie trwała długo, bo gdy usłyszałam jak podłoga zaczęła skrzypieć cofnęłam się gwałtownie w tył i wpadłam na klatkę piersiową Ryana.
Usłyszałam jego ciche prychnięcie tuż obok mojego ucha, przez co poczułam jak na mojej skórze, pojawiła się gęsia skórka.

- Może daj mi swoją rękę? - zaproponował, a ja bez oporu od razu do za nią złapałam.

Byłam zbyt przerażona, żeby myśleć nad tym co robię.

- Wyjdźmy stąd lepiej - powiedziałam cicho.

- Dlaczego szepczesz? - zapytał równie cicho, jak ja.

Uderzyłam go leciutko w ramie, na co on zaśmiał się pod nosem.

- Zaraz będziemy, musisz pokonać swój strach nic ci się tu nie stanie - powiedział.

Zamknęłam na chwilę oczy i pokiwałam głową. Dam radę.

- Poszukajmy schodów - westchnęłam i rozejrzałam się dookoła. Dlaczego tu jest tak okropnie ciemno?

- Wciąż to robimy, ten budynek jest ogromny - odpowiedział i pociągnął mnie w inną stronę - i popatrz znalazłem - zaśmiał się dumny z siebie.

Oh, czy on potrafi się nie uśmiechać? Jego dobry nastrój powoli zaczyna się udzielać na mnie. 
Bez słowa weszliśmy na szerokie schody. Na całe szczęście były, wykonane z kamienia, przez co nie bałam się, że mogłyby się zawalić. 
Czym byliśmy wyżej tym, bardziej było jasno. W końcu po paru minutach wychodzenia dotarliśmy na sam dach. Czułam niemałą ekscytację, na myśl, że zaraz zobaczę to wszystko z tej perspektywy.

- Zamknij oczy - wychrypiał mi do ucha, a ja z uśmiechem na twarzy, spełniłam jego polecenie - uwaga, otwórz za raz - zaczął odliczanie - dwa - kontynuował - trzy - powiedział głośniej, a ja uchyliłam powieki.

Z wrażenie otworzyłam lekko usta, widok był spektakularny, niesamowity, boski - wszystko w jednym. Zakochałam się w tym miejscu jeszcze bardziej i zaczęłam się cieszyć, że zgodziłam się pójść tu z Ryanem.

- Wow - wyszeptałam po chwili milczenia - przepięknie.

- Racja - odpowiedział i wrócił wzrokiem do widoku zachodu słońca.

- Myślę, że uda nam się zaprzyjaźnić - powiedziałam swoje myśli na głos.

Odwrócił twarz w moją stronę i uśmiechnął się lekko.

- A ja sądzę, że już jesteśmy przyjaciółmi - stwierdził.

Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Jesteśmy?

- Przecież znamy się tak krótko - westchnęłam - to możliwe?

- Dla mnie wszystko jest możliwe - odpowiedział - A dopóki zadajesz się ze mną to dla ciebie również.

Uśmiechnęłam się szeroko, właśnie zaczęliśmy pisać nasz scenariusz i jeszcze nie wiemy jak się potoczy.

- Przyjaciele? - spytałam cicho - Przecież to za krótko - uparłam się.

- Przestań zastanawiać się nad tym co jest odpowiednie i po prostu bądź tu i teraz. Zrób to co podpowiada ci serce.

Przez chwilę analizowałam jego słowa, patrząc w dal na wciąż zachodzące słońce.

- Przyjaciele - stwierdziłam cicho i znów odwróciłam się twarzą do niego.

- Na zawsze - mruknął - Tak się mówi, nie?

Wybuchłam śmiechem, to takie typowe.

- Naprawdę musiałeś zepsuć tą chwilę? - wzruszył ramionami, uśmiechając się głupio.

- Oczywiście - wyszeptał i przybliżył się twarzą do mojej.

Dlaczego tak szybko mu zaufałam? Jak mogę nazwać go przyjacielem po paru dniach znajomości?

- Naomi, wyłącz myślenie - wyszeptał, a jego oddech odbił się na moich ustach.

Tak blisko...

1303 słowa. 


Rozdział poprawiony przez Zaczarowana78.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro