Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter Five.

5. Why don't you cry?

Była dziewiętnasta, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, podniosłam się z kanapy i ruszyłam do przedpokoju, aby wpuścić jak zwykle punktualną Coco.

- Cześć - powiedziała na wstępie, po czym wyminęła mnie i weszła do mieszkania.

Zamknęłam za nią drzwi, po czym odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem.

- Hej - odpowiedziałam na wcześniejsze powitanie - co tam masz? - zmrużyłam oczy, wskazując na torbę trzymaną w jej rękach.

- Kupiłam kawę - wyjaśniła, na co przewróciłam oczami.

Coco zawsze lubiła wydawać bez powodu pieniądze, ale lepiej było jej tego nie wypominać, bo w tedy zawsze się denerwowała. A przecież mogłam nam zaparzyć kawy w domu.

- Mam sernik oreo - powiedziałam, częściowo po to, aby zmienić temat, na co dziewczyna oblizała usta.

 - To na co czekasz? Idziemy jeść! - wykrzyknęła, a ja się zaśmiałam.  

Poprowadziłam nas w stronę salonu, w prawdzie dziewczyna była już w moim domu, ale zaledwie kilka razy. Na ławie czekało już na nas ciasto, Coco postawiła obok kubki z kawą ze starbucks'a - dla mnie moją ulubioną mrożoną Caffè Latte, a dla siebie  mrożoną Caramel Macchiato. Usiadłyśmy na przeciwko siebie i wzięłyśmy pierwsze łyki płynu. Pycha.

 - Chciałaś o czymś porozmawiać - przypomniałam jej, na co dziewczyna przytaknęła.

 - Bo wiesz to delikatna sprawa - westchnęła i potarła jedną ręką ze zdenerwowaniem czoło. 

 - Po prostu to powiedz - zaproponowałam, na co dziewczyna od razu wyrzuciła 'to' z siebie. 

 - Jestem w ciąży. 

Byłam pewna, że moja szczęka znalazła miejsce na podłodze, nie spodziewałam się tego kompletnie i byłam co najmniej zaskoczona. Nie byłam pewna co powiedzieć, ale czułam w jakiś sposób dumę, że mi o tym powiedziała. 

  - Gratuluję - wykrztusiłam, a po chwili coś sobie przypomniałam - nie chcę cię martwić, ale słyszałam, że lepiej nie pić kawy.

Coco jak poparzona odstawiła kubek na ławę i spojrzała na mnie przerażona. 

 - A jeśli poronię? 

W jej oczach dostrzegłam łzy, więc jak najszybciej zerwałam się z fotela i do niej podeszłam, łapiąc jej dłoń.

 - Nie martw się tym - powiedziałam - nie poronisz, po prostu lepiej ograniczyć kofeinę - uspokajam ją. 

 - Dziękuję - wyszeptała - Elliot jeszcze o niczym nie wie - poinformowała mnie. 

Elliot to jej o rok starszy narzeczony, są razem szczęśliwi i jestem pewna, że mężczyzna ucieszy się z dziecka. Jest raczej typem spokojnego i opanowanego człowieka, w przeciwieństwie do swojej partnerki. Coco słynie z szalonych przeżyć, ale mimo wszystko, uważam że pasują do siebie idealnie. 

 - Wszystko w porządku? - spytałam co było raczej głupie, ale dziewczyna pokiwała głową. 

 - Tak, chcę tego dziecka, ale zawsze myślałam, że to stanie się, kiedy będę starsza, dojrzalsza - wyszeptała.

 - Będziesz świetną matką - powiedziałam.

Nie kłamałam myślę, że moja przyjaciółka jest dobrym materiałem na rodzicielkę, a swoje wypady na imprezy, da radę ograniczyć, z alkoholem również, nie powinna mieć problemu. 

 - Dziękuję - uśmiechnęła się lekko - to dopiero trzeci tydzień - położyła rękę na swoim brzuchu, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

 - Cieszę się razem z tobą - dołożyłam teraz swoją dłoń, obok jej. 

Siedziałyśmy w ciszy, posyłając do siebie lekkie uśmiechy, aż po paru chwilach usłyszałam jak ktoś wchodzi przez główne drzwi. Spojrzałam spanikowana na Coco, nikt z moich znajomych nie miał tendencji do nie pukania.

- Pójdę sprawdzić kto to - powiedziałam przyciszonym głosem i skierowałam się w stronę przedpokoju.

Zobaczyłam tam już znaną mi osobę - Ryana.

- Co ty tu robisz? - spytałam już nieco spokojniejsza.
  
- Również miło cię widzieć - oparł sarkastycznie, na co w duchu przewróciłam oczami.

- Mam gościa nie powinno cię tu być - powiedziałam zgodnie z prawdą, na co mężczyzna przewrócił oczami.

- Przecież już znam tego twojego Harrego - prychnął i ominął mnie kierując się do salonu.

- To nie Harry - mruknęłam do siebie i ruszyłam za nim.

Kiedy zrobiłam ostatni krok i stanęłam w salonie, zobaczyłam lekkie zdziwienie w oczach Ryana, kiedy się do mnie odwrócił.

- Kto to? - spytał bez skrępowania, tak jakbyśmy byli sami w pomieszczeniu.

- Coco - mruknęłam, zerkając na dziewczynę.

Miała jedną rękę na brzuchu, a jej usta tworzyły małą literkę 'o'.

- Chanel? - zaśmiał się, a ja nic nie mogłam poradzić na to, że sama się uśmiechnęłam. 

W końcu jednak się ocknęłam i ruszyłam w stronę mojej przyjaciółki, przy okazji dyskretnie popchnęłam mężczyznę w jej stronę.

- Coco to mój znajomy - Ryan, Ryan to moja przyjaciółka - Coco - przedstawiłam ich tak jak powinnam na samym początku.

Chłopak podszedł do dziewczyny i podał jej rękę, uśmiechając się zniewalająco.
Kobieta również rozciągnęła usta w małym uśmiechu.

- Szkoda, że nie wiedziałam, że wpadniesz kupiłabym ci kawę - odezwała się Coco, pierwszy raz od przyjścia Ryana.

- W porządku już piłem kawę - spojrzał na mnie i puścił oczko.

Jestem pewna, że lekko się zarumieniłam, mam jednak nadzieję, że nikt tego nie zauważył.

- Właściwie możesz wypić moją - podniosła kubek i lekko nim potrząsnęła - i tak nie piję tego świństwa.

Zaśmiałam się, było to zabawne, mało kiedy można usłyszeć, że osoba, której miłością jest kawa, mówi o niej jak by była to najgorsze rzecz w jej życiu.

- Nie, dziękuję - odmówił grzecznie co mnie w prawdzie zdziwiło, a jego wzrok przeniósł się na kanapę.

- Możesz usiąść - westchnęłam, a chłopak po krótkiej chwili to zrobił.

- Ja będę się zbierać - powiedziała po chwili Coco i posłał mi tajemniczy uśmiech - widzimy się, kiedy tylko wrócisz do pracy - wstała, a ja zrobiłam to samo doprowadzając ją pod drzwi.

- Przepraszam - szepnęłam - nie wiem dlaczego tu przyszedł.

- W porządku - odszepnęła - jest o niebo lepszy od Harrego - uśmiechnęła się - Na razie, trzymaj się  - pocałowała mnie w policzek, po czym wyszła.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam z powrotem do salonu. Bez słowa usiadłam obok mężczyzny na kanapie i niepewnie na niego spojrzałam.

- Przepraszam, byłem pewny, że to twój chłopak, a nie przyjaciółka - mruknął.

- Wow co się stało, że przeprosiłeś - wymsknęło mi się.

- Taa, to do mnie nie podobne. Odwołuję to.

Zaśmiałam się, ten człowiek potrafił mnie rozbawić, prostym zdaniem, a ja to uwielbiałam. Mimo tego, że nadal czułam się dziwnie ze świadomością, że w jakiś sposób dowiedział się o mnie wielu rzeczy, było mi dobrze w jego towarzystwie. 

- A tak po za tym... - odezwałam się - nie jestem już z Harrym.

- Przeze mnie? - spytał, w tym samym momencie przechylając głowę w bok.

- Tak, znaczy to była też moja wina - zrobiłam się czerwona i spuściłam swój wzrok na moje dłonie, splecione na kolanach.

- Nie wyglądałaś z nim na zbyt szczęśliwą - odezwał się.

Ale co on mógł wiedzieć? Znał mnie bardzo krótko i widział tylko kawałek mojego związku z Harrym, a dokładniej jego koniec.

- Byłam - powiedziałam pewnie.

- To dlaczego teraz ze mną rozmawiasz zamiast płakać w poduszkę?

Właśnie dlaczego?

1045 słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro