Chapter thirty-seven.
Błędy poprawię jeszcze dzisiaj! ♡
37. We will go to hell.
- Ta jest prześliczna - mówi Spencer.
Ogarniam wzrokiem niebieską tiulową sukienkę i rozpromieniam się. Wygląda prześlicznie. A w dodatku nie kosztuje za dużo.
- Pójdę przymierzyć - mówię.
- Czekaj! - weź jeszcze szpilki.
Podchodzi do półki z butami i wybiera mój rozmiar w beżowych szpilkach. Podaje mi je, a ja cicho dziękuję i idę to zmierzyć.
To już piąta sukienka, którą dziś zakładam i mam nadzieję, że w końcu odpowiednia. Mam problem z zapięciem, więc wołam Spenc. Niestety mi nie odpowiada, dlatego delikatnie otwieram przymierzalnie i wystawiam głową. Jak bardzo się dziwię, kiedy zauważam tam Ryana, rozmawiającego z moim przyjacielem.
- Co ty tu robisz? - pytam.
- Byłem w galerii i zauważyłem Spencer, wię przyszedłem - wyjaśnia.
Rumienię się lekko, ale zupełnie nie wiem dlaczego. Nagle dziecko mojej przyjaciółki zaczyna płakać. Dziewczyna jęczy pod nosem i mówi, że wyjdzie z nim na zewnątrz.
- Ale chciałam żebyś mnie zapieła! - krzyczę za nią.
- Niech cię Ryan zapnie - mówi i znika z mojego pola widzenia.
Zagryzam wargę i patrzę na chłopaka, który wcale nie wydaje się zdenerwowany tą sytuacją. Pytam go, czy może to zrobić, o co przed chwilą prosiłam przyjaciółkę, a on kiwa głową i wchodzi za mną do małego pomieszczenia.
- Ślicznie wyglądasz - mówi siłując się z zamkiem.
- Dziękuję - odpowiadam - tylko nie zepsuj.
- Łatwiej byłoby to rozpiąć.
Dobrze wiem, że jego wypowiedź ma drugie dno, ale udaję, że tego nie słyszę. Kiedy w końcu daje radę mnie zapiąć patrzę w lustro.
- Będziesz najpiękniejsza koch... - odchrząka - Naomi.
- Zaraz po pannie młodej - przypominam i śmieję się nerwowo.
Kiwa głową, a ja śledzę jego ruchy w lustrze. W końcu się nade mną pochyla i całuje mnie lekko w usta.
- Ryan...
- Przepraszam skarbie - mamrocze - to trudne.
- Żenisz się - przypominam - nie mogę rozbijać małżeństw.
- A ja związków mojego kumpla - potakuje.
Jednak on spogląda na mnie a ja na niego i w jednej chwili przywieramy do siebie ustami. Całuje go mocno, a on mnie, chciałabym go nigdy już nie puszczać. Dlaczego jesteśmy tak popieprzeni?
- Pójdziemy do piekła - mówię w trakcie pocałunków.
- Nie możliwe - odpowiada - już jesteśmy w niebie.
- Jesteście tu?
Zamieram. Spencer. Patrzę przestraszona na Ryana, który teraz obejmuje mnie mocno.
- Można jej ufać? - pyta szeptem.
Potakuję, a mężczyzna się ode mnie odsuwa. Po paru sekundach wychodzi z przymierzalni, a ja pokazuję się przyjaciółce w sukience, którą zamierzam kupić.
- O mój Boże!
- Co? - pytam.
- Co wy zrobiliście? - popatrzyła na nas z wyrzutem.
- No co? On tylko mi zap...
- Nie kłam, przecież widzę - przybrała oskarzycielski ton.
Jęknęłam w duchu.
- Co wy najlepszego robicie? - wyrzuciła ręce w górę - Ty się żenisz! - wsakazała na Ryana - a ty masz chłopaka, do cholery!
- Ciszej - warknął chłopak - cała galeria nie musi o tym wiedzieć.
Spencer posłała mu zabójcze spojrzenie i miała rację. Powinna nas ukatrupić.
- To skomplikowane... - zaczęłam, ale mi przerwano.
- Skomplikowane?! - wybuchła - nie możecie nawzajem zdradzać!
Spojrzałam na Ryana, który o dziwo nic nie mówił. Przełknęłam gulę w gardle i powiedziałam:
- Porozmawiajmy o tym za chwilę.
- Tu nie ma o czym rozmawiać.
- Spenc, proszę - jęknęłam.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, ale niechętnie się zgodziła. W jak najszybszym tępie przebrałam się w swoje ubrania i zapłaciłam za sukienkę. Postanowiliśmy, że pojedziemy do mojego mieszkania, bo moja przyjaciółką stwierdziła, że jej dziecko powinno mieć chwilę spokoju, bo ciągle jest w hałaśliwym miejscu. Ryan pojechał swoim autem, a my swoim. Po drodze Spencer próbowała uśpić maluszka, kiedy w końcu jej się udało odetchnęli z ulgą. Jednak przez całą drogę nie odezwała się do mnie słowem. Jedynie mruczała do swojego dziecka wyrazy kołysanki.
Po niedługim czasie dojechaliśmy na miejsce, wiedziałam, że zaraz zacznie się najgorsza rozmowa w moim życiu. I wcale nie byłam na to gotowa.
- Więc? - zaczęła dziewczyna.
Byliśmy tylko my - troje. Dziecko spało zamknięte w mojej sypialni. A u nas atmosfera się zagęszczała.
- To nie tak...
- Naomi, przestań - odezwał się Ryan - to dokładnie tak. Nie ma sensu kłamać.
Byłam zdziwiona, że mówi to z taką łatwością, albo że przynajmniej wygląda jakby tak właśnie było.
- Nie musimy się tłumaczyć - stwierdził - ale rzeczywiście zrobiłem Marnie największe świństwo jakie tylko mogłem i to nie raz.
Spojrzałam na rekację Spencer, ale tym razem nie wydawała się ani trochę zdziwiona tym wyznaniem.
- Żałuję, ale jednocześnie zrobiłbym to po raz kolejny - mówił dalej - czuję się z tym okropnie. I nie mogę znieść, że osoba którą kocham cierpi.
Wow, poeta.
- Mam narzeczoną i dziecko, ale również Naomi i wiem, że z czegoś muszę zrezygnować - kontynuował - i wybaczcie, ale nie zostawię mojego dziecka.
- Nigdy bym cię o to nie prosiła - powiedziałam - kochasz ich.
- Kocham.
- To przestań ich ranić - wcięła się Spencer - kocham Naomi, bo jest moją przyjaciółką, ale nie mogę patrzeć jak ciągmie was obydwoje w dół - przyznała - Mieliście szansę, ale postanowiliście ją zmarnować, dlatego teraz kochacie kogoś innego i niech tak zostanie.
Jej głos był dobitny, ale wiedziałam, że ma rację.
- Po ślubie nie...
- A co przed ślubem? - zapytała retorycznie - wtedy możecie tak?
- Spencer przestań - przerwałam jej - To nie jest twoja sprawa.
Przewróciła oczami, widać było, że nie zamierzała się poddać. Taka była od zawsze, nigdy nikomu nie odpuszczała; zwłaszcza, kiedy uważała, że ta osoba robi źle. A my, my robiliśmy źle, potwornie źle. I co z tego, że oboje zadbaliśmy sobie z tego sprawę, skoro wciąż to wyglądało tak samo.
- Kochanie to moja sprawa - odezwała się zdenerwowana - Bo mi na was zależy, ale kiedy mieliście szansę to ją straciliście i ty - pokazała na chłopaka - kochasz Marnie i nie psuj swojego związku zwykłym pożądaniem.
Ałć, trochę zabolało.
- Spencer jestem dorosły - odezwał się - i mogę sam podejmować decyzję.
- A co jeśli to złe decyzje?
Na jego twarzy pojawił się grymas, był zły.
- To nauczę się na błędach.
Była cisza, którą trwała i trwała. Bałam do cokolwiek powiedzieć, bo nie chciaķam nikogo zranić. Ale w tej grupie to ja byłam najbardziej zraniona. Usłyszałam słowa, których nie chciałam słyszeć. Ale nie mogę oszukiwać się przez całe życie. Spojrzałam na Ryana i zapytałam:
- Jeśli powiemy, że to się nie powtórzy, uwierzysz?
- Powiem tylko jedno - odchrząknęła - Ty za niecały tydzień bierzesz ślub - wsakazała na chłopaka - decyzja należy do was czy chcecie to wszystko zaprzepaścić. Zastanówcie się czy darzycie się wystarczająco dużym uczuciem, aby to zniszczyć, bo może okazać się, że staniecie się dla siebie niczym.
Słowa: 1017
To ostatni, lub przedostatni rozdział i epilog. Jeszcze nie zdecydowałam :) W każdym razie niedługo się rostaniemy. Ale to nic, bo za jakiś czas ruszam z Nowym opowiadaniem, baaardzo poplątanym i myślę, że całkiem ciekawym.
Buziaki! I przepraszam za długą nie obecność, szkoła mnie zjada.
Papa ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro