Zaczęło się od deszczu
Przez krople deszczu, dudniące o szyby, nie mogłem się skupić. Nie słyszałem własnych myśli. Od rana wszyscy byli rozkojarzeni, niektórych bolała głowa, inni, tak jak ja, starali się pracować, co jednak nie wychodziło za dobrze.
Wstałem od biurka, przeciągając się leniwie. To zdecydowanie nie był mój dzień.
- Dokąd idziesz? - zapytał mnie ojciec, nawet nie unosząc wzroku znad komputera.
- Zobaczę, co robi Ryuzaki - odpowiedziałem spokojnie.
Naprawdę taki miałem plan. L całą swoją osobą okropnie mnie intrygował. Nasza relacja była dość skomplikowana. Już jakiś czas temu zauważyłem, że dążenie do jego śmierci nie jest wszystkim, na czym mi zależy. Chciałem poznać jego sposoby myślenia. Był dziwnym człowiekiem, ale właśnie przez to stawał się interesujący.
Sam nie wiem dlaczego postanowiłem sprawdzić budynek począwszy od dachu. Nikt normalny nie przebywałby na zewnątrz w taką ulewę.
Właśnie, nikt normalny. Ryuzaki nie zaliczał się do tej grupy ludzi.
Nie zdziwiło mnie za bardzo, kiedy zobaczyłem, jak stoi i moknie, wpatrując się w miasto, którego panoramę przecinały krople deszczu. Nie zdziwiło mnie też, kiedy uśmiechając się podstępnie, udawał, że mnie nie słyszy, tylko po to, żebym podszedł do niego. Nie musiałem tego robić, ale nie mogłem się powstrzymać.
Mówił niecodzienne rzeczy. Jak zawsze. Słyszał kościelne dzwony, chociaż jedyne, co mnie grało w uszach, to szum ulewy. Kiedy w końcu zmusiłem go, żebyśmy wrócili do budynku, wydawał się zrezygnowany. Coś mi w tym nie pasowało, ponieważ L był najbardziej zaciętym mężczyzną, jakiego spotkałem. Nie licząc mnie samego oczywiście.
Siedziałem na schodach i wycierałem swoje przemoknięte włosy, myśląc, że wiele dałbym za towarzystwo Ryuka w tej chwili. On zawsze potrafił odpędzić wszelkie niewygodne myśli z mojej głowy swoją bezładną paplaniną i prośbami o dokarmienie go kolejnym jabłkiem.
Dotarło do mnie, jak bardzo zamyślony byłem, kiedy poczułem obce dłonie na mojej stopie. Uniosłem zdziwiony wzrok na L, dokładnie ścierającego wodę z mojej skóry.
Powiedział, że skoro zmusił mnie, żebym zmókł, teraz pomoże mi uporać z konsekwencjami. Odrobinę odebrało mi mowę.
- Sam wciąż jesteś mokry - zauważyłem, kiedy kilka kropel z jego włosów skapnęło na mnie.
- To nic - odpowiedział zdawkowo, jak zazwyczaj.
Uniósł spojrzenie swoich wielkich, ciemnych i podkrążonych oczu prosto na mnie, sprawiając, że serce zabiło mi szybciej.
Ze stresu, a przynajmniej tak sobie wtedy wmawiałem.
Wciąż obawiałem się, że Ryuzaki zdobędzie dowód na to, że jestem Kirą. Teoretycznie wszystko sprowadzało się przeciwko tej teorii, ale kiedy on tak na mnie patrzył, miałem wrażenie, że wie, że po prostu wie i czeka, żeby udowodnić to innym, kiedy nie będę się tego spodziewał.
Od początku była to gra, rzucanie sobie wyzwań, nie tylko zwykłe śledztwo.
- Nazywam się Lawliet.
Musiałem przestać oddychać, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Zamrugałem z konsternacją, patrząc na chłopaka. Teraz już stał kilka kroków przede mną, zgarbiony i ociekający wodą. Cienie pod jego oczami wydały mi się większe niż zazwyczaj.
- C-co? - wydukałem, kiedy dotarło do mnie, że on nie zamierza powiedzieć mi już niczego więcej.
- L Lawliet - odpowiedział spokojnie i chyba nawet przestał mrugać. - To moje prawdziwe imię.
Teraz w głowie szumiało mi już nie tylko przez deszcz. Co on robił? Czy sprawdza mnie, tak jak w przypadku tamtych wiadomości? O co mu chodzi?
- Ty i Watari znacie prawdę. Jeśli zginę, ty albo Misa jesteście Kirą - dodał.
- Ryuz... Lawliet - poprawiłem się szybko, potrząsając głową. - Dlaczego to robisz? Chcesz mnie sprawdzić? Wciąż mnie podejrzewasz?
- Nie - zaprzeczył, po czym ledwo zauważalnie wzruszył ramionami. - Nie podejrzewam, że jesteś Kirą, Light. Ja to wiem. Od dawna to wiem. Nie powiem nikomu, że znasz moje prawdziwe nazwisko. Możesz być spokojny.
- Skoro tak, zdradzenie mi swojego imienia to jak spisanie się na śmierć - zauważyłem, już nawet nie mając siły, by się z nim kłócić. Nie było w tym sensu, skoro jeszcze tego wieczoru miał umrzeć.
- Pamiętasz dzień, kiedy powiedziałem, że jesteś moim jedynym przyjacielem? - zapytał z nagłym rozbawieniem, na co skinąłem głową. - Nie kłamałem. Jeśli ty też uważasz mnie za przyjaciela, nie będziesz w stanie mnie zabić, nawet jeśli znasz moje imię. Jeśli umrę, to znaczy, że nigdy nawet nie miałem przyjaciela. Ile warte jest życie w samotności?
Po tych słowach odszedł, zostawiając mnie samego z milionem myśli. W tej chwili wiedziałem jedno: nie mogłem go zabić. Nie dlatego, że mi na nim zależało, sam nie wiedziałem dlaczego. Chyba po prostu chciałem, żeby umarł bez tej satysfakcji, że miał rację.
Uniosłem ręce w wilgotne włosy i zakląłem cicho. Przeklęty Ryuzaki, uwielbiał utrudniać mi życie.
***
Podszedłem do L i zanim zdążył spostrzec, że stoję tuż za nim, zatrzasnąłem na jego nadgarstku jedną z kajdanek. Chłopak upuścił łyżeczkę, którą do tej pory trzymał na swój dziwaczny sposób i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Udowodnię ci, że nie jestem Kirą, choćbym miał spędzić resztę życia w twoim towarzystwie - oznajmiłem, patrząc prosto w jego wielkie, podkrążone ze zmęczenia oczy. - To jedyny sposób.
Uśmiechnął się, a była to reakcja, której chyba najmniej się spodziewałem.
- Nie przeszkadza mi to - oświadczył, po czym wrócił do przeglądania danych w swoim komputerze.
Przez resztę dnia starałem się domyślić, co tak naprawdę miał na myśli.
Kiedy wieczorem położyłem się spać, w mojej głowie pojawiały się coraz dziwniejsze myśli. Starałem się zasnąć, a to, że nie mogłem tego zrobić, tylko pogłębiało moją irytację.
- Czy możesz wyłączyć ten przeklęty monitor?! - warknąłem, po czym przycisnąłem sobie poduszkę do twarzy.
Nie chciałem wyżywać się na Ryuzakim, po prostu moja frustracja osiągnęła poziom maksimum, a on był w pobliżu. Zwyczajnie źle trafił. Gdy tylko uświadomiłem sobie, że mam wyrzuty sumienia z powodu tego, że na niego krzyknąłem, mój oddech stał się płytszy. Ja naprawdę nigdy nie miałem w planach zostawać jego przyjacielem, nie uważałem się za niego... a jednak darzyłem go jakimś rodzajem empatii i nie potrafiłem tego zrozumieć.
Ostrożnie odkryłem twarz, uprzednio upewniając się, że temperatura moich policzków pozostała w normie. Niepewnie zerknąłem w stronę Lawlieta i odkryłem, że przygląda mi się. Kucał na krześle obrotowym z wzrokiem wlepionym we mnie i kciukiem opartym o dolną wargę. Ekran za jego plecami wciąż się świecił.
- I tak nie mogę spać, a nie lubię siedzieć w ciemności - odpowiedział na moje dużo wcześniej zadane pytanie. - Mój mózg gorzej pracuje bez światła.
- Twój mózg gorzej pracuje bez snu - fuknąłem, podnosząc się do siadu. - Dlaczego nie możesz po prostu położyć się spać?
- Ponieważ ilość cukru, jaką spożywam w ciągu doby sprawia, że mam koszmary senne. Nie przepadam za nimi.
Przez zdziwienie szerzej otworzyłem oczy. Nie wpadłem na to. Jakoś w ogóle nie przyszło mi do głowy, że L może mieć jakiekolwiek problemy, które nie dotyczą jego pracy. Zawsze, gdy go widziałem, był pochłonięty swoją rolą detektywa, nigdy nie wychodził z roli. Trudno było mi wyobrazić go sobie jako zwykłego faceta. I nagle dotarło do mnie, że kiedy on wie o mnie prawie wszystko, ja znam tylko tę część jego, którą wybrał i zdecydował się pokazać.
Pod wpływem impulsu wstałem gwałtownie i podszedłem do drugiego łóżka, ustawionego w pokoju. Nie przejmowałem się tym, że pociągnąłem Lawlieta, przez co prawdopodobnie upadł na podłogę.
- Co robisz? - zapytał, idąc za mną na drugi koniec pokoju. Czy tego chciał, czy nie, nie miał wyboru.
- Rozwiązuje twoje problemy - odpowiedziałem z obojętnością, którą jednak trudno było mi utrzymać w głosie.
Nie chciałem rozumieć, dlaczego tak się przejmuję.
Popchnąłem łóżko Ryuzakiego w stronę mojego własnego materaca.
- Może chciałbyś mi pomóc? - rzuciłem z przekąsem, mocując się z ciężkim meblem. - Wiem, że w tym wątłym ciałku jest trochę siły, siniak, który do niedawna gościł na mojej twarzy nieustannie mi o tym przypominał.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie, co zobaczyłem tylko dzięki ciągle działającemu komputerowi. Podszedł bliżej i pomógł mi połączyć nasze łóżka, tak jak prosiłem. Nie odezwał się przy tym ani słowem. Zaraz potem podszedł do monitora i wyłączył go. Usiadł na skraju materaca, a jego plecy wydały mi się bardziej zgarbione niż zazwyczaj, o ile w ogóle było to możliwe.
- Śniło mi się, że nie byłeś Kirą - odezwał się.
Przysiadłem obok, zbyt wybity z rytmu, żeby stać nad nim i patrzeć się z góry, kiedy dzielił się ze mną częścią swojego życia, kiedy wcale nie musiał tego robić.
- I to był ten koszmar? To byłoby aż takie złe?
- Sam nie wiem - westchnął ciężko. - Od początku zakładałem, że to ty. Z jednej strony chciałbym, żebyś to był ty, bo wtedy okazałoby się, że miałem rację. A poza tym, od kilku godzin wciąż żyję, nie zabiłeś mnie, chociaż miałeś taką możliwość. To mi się przyśniło. Powiedziałem ci moje nazwisko, bo chciałem zobaczyć, czy naprawdę w jakiś sposób ci na mnie zależy. Ale jeśli nie byłbyś Kirą, nie miałoby to żadnego znaczenia. Poza tym oznaczałoby, że od początku się myliłem. Jakim byłbym wtedy detektywem?
Kiedy słuchałem tych słów, coś ściskało mnie za serce. Ślinę przełykało mi się z coraz większym trudem. Rozumiałem, o co mu chodzi, mimo że ubrał swoje stwierdzenie w zawiłe słowa. I z jednej strony chciałbym się przyznać, chciałbym odpędzić chociaż ten lęk... ale co jeśli to tylko jego kolejny ruch w tej grze? Jeśli mnie sprawdza? Podpuszcza, żebym się wydał? Żebym pod wpływem emocji postąpił pochopnie? Nie mogłem tego zrobić.
- Czasami nasze koszmary okazują się mniej straszne w rzeczywistości, niż były we śnie - odpowiedziałem wymijająco, delikatnie pocierając ramię chłopaka. - Chodźmy spać, Lawliet, powinieneś chociaż raz się wyspać.
L kiedy tylko ułożył głowę na poduszce i przymknął powieki, usnął. Jego oddech stał się spokojniejszy, usta uchyliły się lekko, ale pomiędzy nimi wciąż spoczywał kciuk. Doszedłem do wniosku, że taki gest w jakiś sposób go uspokaja i nagle zapragnąłem dowiedzieć się, jak to działa.
Przez chwilę przyglądałem się spokojnej twarzy przede mną, zanim sam odpłynąłem. To zadziwiające, jak długo męczyłem się przedtem i jak szybko zasnąłem w bezpośrednim towarzystwie Ryuzakiego.
***
Czasami myślałem, że słońce jest moim największym wrogiem, dlatego zazwyczaj zasłaniałem swoje okna przed spaniem. Nienawidziłem, kiedy budziło mnie światło, jak na ironię. Mruknąłem cicho i przewróciłem się na drugi bok. Zobaczyłem słodko śpiącą postać, która ośliniła swoją poduszkę podczas snu. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj, ale za to worki pod jego oczami wydały mi się mniejsze. Nie zamierzałem budzić L, naprawdę zasługiwał na wypoczynek. Nie pamiętałem, żeby kręcił się w nocy, więc albo ja sam spałem wyjątkowo głęboko, albo on nie miał koszmaru. O ile naprawdę je miewał w ogólnym rozrachunku.
Myślałem, że szybko znudzę się bezczynnym leżeniem w łóżku, ale kiedy ponownie zerknąłem na zegarek, spostrzegłem, że ponad godzinę spędziłem na bezcelowym przyglądaniu się chłopakowi, z którym leżałem w łóżku. Lawliet miał ładną urodę. Wydawał się taki delikatny, wręcz kruchy. Trochę przywodził mi na myśl bajkę o królewnie Śnieżce - cera biała jak śnieg i włosy czarne jak hebanowe drewno. Jeśli natomiast chodziło o jabłka - mógłby oddać je Ryukowi, przecież i tak ich nie lubił. Chyba że w karmelu, takie mógł jadać. Ciekaw byłem, jak Ryuk zareagowałby na jabłka w karmelu.
Nagle naparła na mnie chęć poznania Ryuzakiego z Ryukiem. Chociaż było to całkiem abstrakcyjne wyobrażenie, spodobało mi się. Odnosiłem wrażenie, że dogadaliby się. Ryukowi z pewnością łatwiej byłoby odnaleźć wspólny język z Lawlietem niż z misą. Tak jak i mnie.
Tak jak i mnie.
Tak, tak było. Chociaż na początku ta myśl mnie sparaliżowała, musiałem to przed sobą przyznać. Misa była piękna, ale zupełnie mnie nie pociągała. Nawet szczególnie jej nie lubiłem. Była dla mnie zbyt głośna, za chaotyczna. Potrzebowałem w życiu kogoś, z kim mógłbym porozmawiać spokojnie na tematy, o których Amane w ogóle nie miała zdania, które wykraczały poza poziom jej kompetencji umysłowej. Nie była głupia, po prostu mieliśmy inne zainteresowania.
- Która godzina?
Na dźwięk rozespanego głosu L powróciłem na ziemię, porzucając wszelkie rozmyślania. Raz jeszcze zerknąłem na zegarek.
- Za piętnaście jedenasta.
Oczy Ryuzakiego otworzyły się szeroko i zdało mi się, że byłby w stanie wypaść mu z orbit.
- Chyba pierwszy raz w życiu spałem tak długo - przyznał, by następnie podnieść się i usiąść w swojej stałej, kucającej pozycji. Patrzył w przestrzeń, jakby zastanawiał się na czymś. - Dzisiaj śnił mi się Shinigami.
- Rem? - dopytałem głupio.
- Znasz jakichś innych Shinigami, Light? - zareagował tak, jak sądziłem, uśmiechając się przy tym słabo.
- Po prostu pomyślałem, że twoja wyobraźnia mogła podsunąć ci widok innego potwora - wybroniłem się, przeciągając leniwie w puchowej pościeli, którą wciąż byłem niedbale okryty.
- Tak, Rem - powiedział, ignorując moje słowa. Już do tego przywykłem. - Ale o dziwo nie był to zły sen. Powiedziała mi, że Shinigami mogą umrzeć z miłość. To ciekawe, prawda? Wydaje mi się, że bogowie nie mogą umierać. Mogłem nie jeść tego ostatniego ciastka przed spaniem, może nie śniłyby mi się takie głupoty.
- Faktycznie miewasz dziwne sny - stwierdziłem, zachowując jak największy spokój. L nie mógł spostrzec, że to, co właśnie mi powiedział, wywołało na mnie wrażenie. - Myślałeś kiedyś o zbilansowaniu swojej diety?
Zaśmiał się na moje słowa. Naprawdę to zrobił. To nie był tylko wyuczony uśmiech, on zaśmiał się w głos. Byłem w takim szoku, że sam uniosłem się do siadu, by przyjrzeć mu się z bliska.
- Wiesz, nawet kiedyś próbowałem - przyznał z wciąż trwającym chichotem na ustach. - Ale nie wyszło mi to na dobre.
- Lawliet, wszystko w porządku? - dopytałem niepewnie. - Nie jesteś chory czy coś z tych rzeczy?
- Co? Och, nie. Po prostu naprawdę dawno się nie wyspałem. - Obojętnie wzruszył ramionami. - Wstaniemy na śniadanie? Boję się, że poziom cukru we krwi mi spadnie, a wtedy moja umiejętność dedukcji znacznie zmaleje.
- Poczekaj - zatrzymałem go. - Zanim zasnąłem, pomyślałem sobie, że muszę zapytać cię, dlaczego trzymanie kciuka pomiędzy wargami cię uspokaja.
- Skąd wiesz, że mnie uspokaja? - Przez kilka sekund widziałem zdziwienie na jego twarzy, które jednak szybko ustąpiło miejsca temu uśmiechowi, tak bardzo mi znajomemu. - Kiedy skupiam się na kciuku dociśniętym do mojej dolnej wargi, odchodzą ode mnie wszystkie rozpraszające mnie myśli, wszystkie te niepokojące również. To pomaga mi się skoncentrować i odprężyć, jak trafnie zauważyłeś. Czy teraz możemy iść coś zjeść, jestem naprawdę głodny.
- Nie - upierałem się. - Masz paczkę ciastek w szafce, zjedz je, jeśli jesteś głodny. Chcę porozmawiać w spokoju.
- Chcesz mnie przesłuchać? - zażartował, wstając po wspomniane przeze mnie jedzenie. - Skąd wiesz o moich ciastkach? Mogę dać ci jedno, jeśli mi powiesz.
- Dzięki, ale od samego przebywania z tobą poziom słodyczy urasta do maksimum - parsknąłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co takiego powiedziałem. - Mam na myśli, przez te wszystkie desery, które jesz.
L nie skomentował tego. Po prostu uśmiechnął się nieco szerzej, pakując sobie pierwsze ciastko do buzi. To, w jaki sposób je pochłonął, wyglądało tak, jakby nie jadł od kilku dni. On naprawdę był uzależniony od sacharozy.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- O tobie - odpowiedziałem szczerze, wciąż z mieszanymi uczuciami przyglądając się temu, jak Ryuzaki je. - Wiesz o mnie wszystko. Sprawdziłeś mnie od dnia moich urodzin, przejrzałeś wszystkie moje szkolne papiery, a nawet Facebooka. Ile ja wiem o tobie, Lawliet? Niewiele. Powiedz mi coś. Jesteśmy przyjaciółmi, więc musimy chociaż trochę się znać.
- Znać kogoś nie oznacza wiedzieć, gdzie się wychował i jak nazywają się jego rodzice - odpowiedział z tym samym uśmiechem. Zacząłem dochodzić do wniosku, że lubiłem go bardziej, kiedy był niewyspany. - Ty akurat dobrze mnie znasz, Light. Ale skoro to jest to, czego chcesz, opowiem ci o sobie. Urodziłem się w Anglii, więc jestem Brytyjczykiem, co pewnie wiesz, bo jesteś mądry i potrafisz łączyć ze sobą fakty. Dorastałem w sierocińcu, w którym nauczyłem się wielu rzeczy, które praktykuję do dziś. Moje dzieciństwo było nudne. Tak jak ty, miałem dobre wyniki w nauce, ale nie poszedłem na studia. Zaraz po ukończeniu szkoły średniej zająłem się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych. Zaczynałem od małych spraw, ale szło mi aż za dobrze. Za swoją sławę zapłaciłem jednak dość wysoką cenę. Całe moje życie skupiło się wokół rozwiązywania uwikłanych zbrodni i do niedawna już sam nie wiedziałem, kim jestem, byłem pewien tylko tego, że umiem dedukować. Dlatego też nie chcę dopuścić do siebie myśli, że możesz nie być Kirą. To by oznaczało, że w niczym nie jestem dobry.
- Do niedawna? Co się zmieniło? - zainteresowałem się. - I kiedy?
- Kiedy? - zastanowił się, unosząc oczy w stronę sufitu. Zjadł kolejne ciastko zanim zdecydował się odpowiedzieć. - Kiedy poznaliśmy się osobiście. Na początku wcale nie chciałem naprawdę się z tobą zaprzyjaźniać, to była część śledztwa. Ale znajomość z tobą przypomniała mi o rzeczach, które lubiłem robić przed byciem najsławniejszym detektywem na świecie. Na przykład lubiłem grać w tenisa. Wyszedłem z wprawy, tylko dlatego mnie pokonałeś. Jesteś pewien, że nie chcesz ciastka? Zostało ostatnie.
Był w stanie oddać mi swoje ostatnie ciastko? Nie mogłem odmówić. Bez słowa wyciągnąłem po nie rękę.
- Kiedyś powiedziałeś, że mógłbyś zakochać się w Misie... - zacząłem kolejny temat między jednym, a drugim kęsem słodkości.
- Raczej nie naprawdę - zaśmiał się. - Nigdy nie miałem dziewczyny. W przeciwieństwie do ciebie. Zdaje się, że one cię lubią. Ja jestem dla nich zbyt dziwny.
- Nigdy nikt ci się nie podobał?
W którym to momencie zacząłem rozmawiać z moim największym wrogiem o sprawach sercowych? Co ja właśnie robiłem ze swoim życiem?
Tłumaczyłem sobie, że w ten sposób wyłącznie zdobywam jego zaufanie, ale w głębi duszy wiedziałem, że ta cała pogawędka ma jakieś drugie dno. Ciekawe, czy L też to wiedział.
- Podobał - zgodził się. I tyle. Nie dodał nic więcej, co było bardzo w jego stylu, ale jakoś mnie zirytowało. Chciałem usłyszeć więcej, chociaż przecież wcale mnie to nie obchodziło.
- Mi nie - przyznałem, żeby pociągnąć rozmowę dalej. - Chyba - dodałem odruchowo, a moje policzki zapłonęły rumieńcem.
- Chyba? - podłapał Lawliet.
- Sam nie wiem. Może powiem ci, jeśli ty też mi powiesz.
- Powiesz mi, kto ci się podoba? - droczył się. - Czy coś jeszcze mi zdradzisz?
- To zależy...
- Od tego, co powiem ja, prawda?
Przełknąłem ślinę, a patrzenie mu w oczy zaczęło sprawiać mi trudność. Nie mogłem jednak odwrócić wzroku, bo byłoby to równoznaczne z odpowiedzią. Czy może on już wiedział?
- Lawliet, chodzi o to, że...
- Chcesz powiedzieć mi trzy rzeczy, Light - oznajmił, jakby było to co najmniej oczywiste. - Odpowiem ci na nie zanim zapytasz, żebyś nie musiał się bać.
- Okej - przystałem na to, chociaż tak naprawdę nie miałem pojęcia, co właściwie robię.
- Wiem. Wiem. A ja ciebie.
Milczałem przez chwilę. Nie rozumiałem, jak na to wpadł. Wiedziałem, że bywa nieprzewidywalny, ale nie sądziłem, że jest w stanie czytać w myślach.
- Skąd ty...?
- Jesteśmy dwójką najmądrzejszych ludzi na świecie. A teraz słucham, co chciałbyś mi powiedzieć?
- Jestem Kirą - wyrzuciłem z siebie. Nie mogłem dłużej tego ukrywać, po prostu nie dawałem rady. Ryuzaki był ze mną szczery, otwierał się przede mną, podzielił się ze mną ostatnim ciastkiem. Nie mogłem dłużej grać w tę grę, chciałem natychmiast ją zakończyć.
- Wiem.
- Miałeś rację od samego początku.
- Wiem.
- I kocham cię.
- A ja ciebie - odpowiedział, a jego uśmiech wydał mi się jeszcze szerszy.
Serce biło mi tak szybko, że przez chwilę zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem Ryuk nie postanowił zapisać mojego imienia w swoim notatniku.
Zrozumiałem, że to przez emocje, kiedy L nachylił się do mnie i patrząc mi w oczy, odezwał się szeptem:
- I co teraz z tym zrobimy?
Wtedy to ja się uśmiechnąłem. Wyciągnąłem rękę do jego niezmiennie bladego policzka i przyciągnąłem go do pocałunku. Zanim jednak zdecydowałem się naprawdę go pocałować, wyszeptałem mu odpowiedź prosto w usta:
- Jesteśmy dwójką najmądrzejszych ludzi na świecie. Jakoś sobie z tym poradzimy.
***
Spędziliśmy następną godzinę na leżeniu w łóżku, całowaniu się i przytulaniu. Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Nie byłem pewien, czy naprawdę przyznałem to przed sobą i przed nim, czy tylko wyobraźnia płatała mi figle. Może całkiem zwariowałem przez notatnik śmierci?
- Będziesz musiał o wszystkim mi opowiedzieć - zażądał Lawliet.
- Będę musiał poznać cię z Ryukiem - odpowiedziałem, uśmiechając się chytrze. - Polubisz go bardziej niż Rem. Lawliet, czy wiesz, że niektóre Shinigami jedzą tylko jabłka?
Zaśmiał się, wywracając oczami, po czym pocałował mnie w czubek nosa. Był chodzącą słodyczą samą w sobie, naprawdę nie potrzebowałem już niczego więcej.
- Moje życie bez ciebie naprawdę byłoby ciemne, Light.
********
Okej, mamy to :DDD Uważam, że ten One Shot jest przesłodki, proszę, powiedzcie, że mam rację. Jeśli Wam się spodoba, może coś kiedyś jeszcze napiszę w tematyce death note.
ATL <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro