Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To są chyba jakieś żarty...

Tak jak ostatnio wspominałam na tablicy, dzisiaj maraton!
1



Następnego dnia obudziłam się z ręką spuszczoną z łóżka. Odwróciłam się, aby przytulić się do Heaven'a, ale nie było go w łóżku. Podniosłam się do siadu i spojrzałam na godzinę w telefonie. Dochodziła jedenasta. Teraz rozumiem. Musiał już dawno wstać. Spowrotem położyłam głowę na poduszce, a przed oczami przebiegłyi wspomnienia wczorajszego wieczora i dzisiejszej nocy. 

Heaven pociągnął mnie za sobą na łóżko. Usiadłam na nim okrakiem, po czym pochyliłam się i pocałowałam w usta. Przejechał napiętymi palcami po moim nogach, aż na pośladki, a następnie pod koszulkę. Podniósł się do siadu, a przy tym nie przestawał mnie całować. Złapałam za krawędzie jego bluzki, którą zaczęłam podciągać ku górze. Uniósł swoje ręce, a ja ją z niego zdjęłam. 

Przesunęłam dłońmi po jego klatce piersiowej, po czym powaliłam go na plecy. Odsunęłam się od jego ust, aby w kolejnej chwili pocałować ranę na jego klatce piersiowej, która powstała przez to, że dosłownie otarł się o śmierć. Pogłaskał mnie po głowie, a następnie założył mi włosy za ucho. Spojrzałam na niego, aby w kolejnej chwili się wyprostować. Zaczęłam powoli rozpinać guziki mojej koszuli, którą miałam na sobie. 

Ręce Heaven'a odrazu zaczęły sunąć po mojej skórze, przez co natychmiastowo poczułam na niej powstającą gęsią skórkę. Uniósł się, aby w kolejnej chwili złapać obie moje piersi, a podczas tego pocałować mnie w usta. Przesunął palce po ramiączkach mojego stanika, a przy tym zaczął zdejmować moją koszulę. Przewrócił mnie na plecy, dzięki czemu znalazł się między moimi nogami. 

Z mojego zamyślenia wybiły mnie otwierające się drzwi. Spojrzałam w ich kierunku, dzięki czemu dostrzegłam szatyna, który właśnie wchodził do pokoju. Uśmiechnął się na mój widok, co również i ja zawtórowałam. Podszedł do mnie, po czym uwiesił nade mną i pocałował. Objęłam jego kark ramionami, kiedy chciał się ode mnie odsunąć, na co oboje się zaśmialiśmy.

— Wstawaj... Mamy kolejne zebranie... — Powiedział, po czym dał mi całusa w czubek głowy. 

— Dobrze, dobrze... — Podniosłam się, aby zacząć się rozglądać za swoimi rzeczami. 

— Sprawdź szafę... — Ruszył w kierunku drzwi, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. 

Wzruszył ramionami, po czym wyszedł, a ja nie wiedząc co zrobić podeszłam do lustra, które było drzwiami od szafy. Owinięta w pościel podeszłam do szafy, w której znalazłam swoje rzeczy. Dobra, co się zadziało? Wzruszyłam ramionami, po czym ubrałam czystą bieliznę, krótkie spodenki i luźną bluzę. Wciągnęłam na stopy długie trampki, a następnie wyszłam z pokoju. Po drodze na parter związałam swoje włosy w kitkę. 

— Dobry... — Powiedziałam, tym samym zwracając uwagę pozostałych. 

Stanęłam obok Heaven'a, który stał za kanapą. 

— Ajajaj, chyba ktoś tu kogoś do czegoś doprowadził... — Zaśmiała się Roonie.

— Na serio musisz? — Zapytał Steve, a reszta się zaśmiała. 

— Ludzie... — Odezwał się James. — Zauważcie, że znalazł się w końcu jeden, który jest ją w stanie porządnie wyruchać... — Dodał jeszcze, a ja spojrzałam na niego z chęcią mordu w oczach. 

— Nie żeby coś, ale rozmawiacie o życiu seksualnym mojej siostry... — Zwrócił im uwagę Tobias, który złapał się za głowę. 

— Ludzie... — Odezwałam się, a następnie słodko uśmiechnęłam, ale miałam mocno zmarszczone brwi. —  Zadźgam was w środku nocy, jak za moment się nie zamkniecie... — Powiedziałam, a Heaven położył mi rękę na ramieniu. 

Cały mój grymas zniknął w ciągu sekundy, a reszta spojrzałam na chłopaka. 

— Czym ty ją szczujesz? — Zapytali się jednocześnie, a my oboje na nich spojrzeliśmy. 

— Dobra... Spokój... — Odezwał się Max. 

Zaczęliśmy omawiać wszystko po kolei, a przy okazji James mówi dokładnie, gdzie znajduje się kryjówka X. Po jakimś czasie, gdy skończyliśmy, wszyscy poszliśmy do kuchni, gdzie wszyscy stwierdziliśmy, że na obiad zamawiamy pizzę. Podczas naszego czekania, cały czas staraliśmy się nieco rozluźnić atmosferę. Steve i Ashley rzucali co chwilę sucharami, przez które szczerze, wszyscy odczuwali zażenowanie. 

Gdy tylko dostaliśmy jedzenie, odrazu się za nie zabraliśmy. Wszyscy ze sobą rozmawiali. Kilka razy wypytywali o moich i Tobiasa rodziców. 

— Czekajcie... Chyba im nic nie powiedzieliście, prawda? — Pokręciliśmy głowami. 

—Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że przez to możemy na nich zrzucić jakieś niebezpieczeństwo... — Powiedziałam, a reszta tylko kiwnęła głową. 

— Co nie znaczy, że nas o to nie pytali... — Odezwał się Tobias. 

— Ale? — Spojrzał na mnie Heaven. 

— Staraliśmy się omijać te pytania... — Powiedziałam i spojrzałam na swój telefon, który zaczął dzwonić. — Mama dzwoni... — Zwróciłam swój wzrok na pozostałych, a oni powiedzieli, żebym odebrała. 

Przeciągnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam telefon do ucha. 

— Hej, mamo. Co jest? — Zapytałam odrazu. 

— Niespodzianka... — Usłyszałam po drugiej stronie, ale nie był to głos mamy. 

— To są chyba jakieś żarty... — Powiedziałam cicho, a z mojej dłoni wypadł mój telefon. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro