Teatr cz.III
Heaven
Stepha mnie pocałowała. Czy to coś znaczy? Max, Roonie, Luka, nawet Tobias nadal mówią, że widzieli u niej zmianę, za każdym razem, kiedy dziewczyna znajdowała się przy mnie. Reszta też to zauważyła, kiedy to rudowłosa się dzisiaj zarumieniła. Spojrzałem na dziewczynę, która już grała na scenie.
Zrobiła to, bo coś do mnie czuję, a może tylko i wyłącznie dlatego, żeby myśleć o czymkolwiek innym, niż ten występ? Nie wiem co powinienem o tym myśleć. Przez moją głowę przeleciały wspomnienia dzisiejszego przedpołudnia. Drugi raz uprawialiśmy ze sobą seks. A do tego wszystkiego w takim miejscu.
— Masz szminkę w kąciku ust... — Zauważyła Roonie, a ja panicznie zacząłem wycierać usta rękawem. — Żartowałam... — Zaśmiała się, a ja zamarłem.
— Osz ty wredna małpo...— Odezwałem się w jej kierunku, a ona się zaśmiała.
— Jak tam całowanie się ze Stephą? Jesteście już razem? — Zapytała, a przy tym uśmiechnęła się szeroko, pokazując przy tym swoje białe zęby.
— Właśnie chodzi o to, że robimy coś takiego pod wpływem chwili... I nie jesteśmy... — Powiedziałem smutny, a na sobie poczułem współczujący wzrok Roonie. — Jest James... — Powiedziałem, gdy go zauważyłem.
Stepha spojrzała w naszym kierunku, po czym zauważyłem jak jej oczy kierują się na jeden z baloników. Oboje z Roonie włożyliśmy do uszu komunikatory, które odrazu włączyliśmy.
— Są obaj... — Powiedziałem.
~ Widzieliśmy... My już czekamy za zakrętem... Dzisiaj go dorwiemy... ~ Usłyszałem przez komunikator głos Maxa.
— Stepha właśnie się kłania, więc za moment dołączymy... — Odezwała się Roonie.
~ Nie... Zajdziecie ich od drugiej strony... Musimy być przygotowani na wszystko... Nie wiemy, czy uda nam się jakoś im zatrzymać... Na korytarzu jest kilku ochroniarzy, których będziemy musieli się najpierw pozbyć... ~ Powiedział, a ja złapałem Stephę, pod którą ugięły się kolana.
— Wszystko ok? — Zapytałem, bo czułem jak cała się trzęsie.
— Nigdy więcej nie wyjdę na scenę, aby zagrać na skrzypcach... Nie ma opcji, nikt mnie do tego nie zmusi... — Mamrotała pod nosem.
— Ktoś wyszedł z balkonu... — Zauważyła Roonie, a nasza dwójka spojrzała w tamtym kierunku.
Spojrzeliśmy na siebie, po czym kiwnęliśmy głowami. Odrazu ruszyliśmy w kierunku wyjścia, a po drodze Stepha złapała futerał ze swoimi skrzypcami, bo na scenie grała na innych. Przewiesiła je przez ramię, po czym wybiegliśmy na korytarz.
— Nie wytrzymam! — Krzyknęła nagle rudowłosa i się zatrzymała.
Zrobiliśmy to samo i spojrzeliśmy co robi. Złapała za materiał swojej sukienki, a następnie rozdarła jej bok.
— Dobra, teraz mogę biegać... — Minęła nas i pobiegła przodem.
Dogoniliśmy ją, ale zatrzymaliśmy się za zakrętem, kiedy zobaczyliśmy człowieka okrążonego przez ochroniarzy. Wsiadali do windy, która pokazywała, że jadą do góry.
— Na dachu jest miejsce na helikopter... — Odezwała się nagle Roonie.
— Nie myślisz chyba że... — Zacząłem, ale dziewczyna się przeraziła, kiedy spojrzała na rudowłosą.
Zwróciłem na nią wzrok, a z jej oczu dostrzegłem wylewającą się nienawiść i chęć zemsty.
— Chyba na moment musi wrócić stara Stepha... — Powiedziała bez jakiegokolwiek uczucia, a na jej twarzy tak jak niegdyś pojawił się jej szatański uśmiech, od którego aż biło czyste szaleństwo. — Heaven... Daj mi mój pistolet... — Wyciągnęła w moim kierunku rękę, a przy tym miała cały czas opuszczoną głowę. — I nie kłóć się ze mną... — Wyprzedziła mnie, kiedy chciałem coś powiedzieć.
W tym momencie na mnie spojrzała, a ja dostrzegłem w jej oczach, że są prawie martwe. Wyglądały jak oczy jakiegoś seryjnego mordercy. Przełknąłem ślinę, po czym dałem jej pistolet. Odrazu go odbezpieczyła, po czym ruszyła biegiem za ścianę. Usłyszałem dwa strzały, zanim zdążyłem się wychylić, a gdy to zrobiłem, zobaczyłem dwóch mężczyzn leżących w agonii na ziemi i Stephę, która właśnie wbiegała za drzwi.
— Biegnij za nią, poczekam na resztę... — Powiedziała Roonie, a ja kiwnąłem głową, i pobiegłem za Stephanie.
Kątem oka zobaczyłem, jak wskaźnik nad windą pokazuje ostatnie piętro. Po chwili wbiegłem za drzwi, a tam słyszałem echo, jak ktoś wbiega po schodach.
Tobias
— Wszyscy cali? — Zapytał Max, a my kiwnęliśmy głowami. — Biegniemy do tamtej trójki... — Ruszyliśmy za nim.
James także dołączył do naszej grupy. Znaleźliśmy się na korytarzu, gdzie znajdowała się winda, a tam zauważyliśmy dwóch martwych mężczyzn. Każdy z nich miał po ranie postrzałowej, po środku czoła.
— Myślicie, że to... — Zaczął James, ale dokończyła to za niego Roonie.
— Stepha to zrobiła... — Spojrzeliśmy w jej kierunku, ale odrazu wszyscy zwróciliśmy uwagę na to, jak bardzo dziewczyna się trzęsła. — Stepha zobaczyła X... I... Chyba nigdy nie sądziłam, że będę się jej aż tak bać... — Złapała za swoje ramiona.
— Roonie... — Podszedł do niej Luka.
— Gdzie... — Zaczął Max, ale dziewczyna odpowiedziała zanim zdążył skończyć.
— Na dach... Jest tam lądowisko dla helikopterów... Stepha ruszyła za nim... A Heaven za nią... — Luka ją przytulił.
— Luka, zostań z nią... My idziemy za tamtą dwójką... — Wszyscy kiwnęliśmy głowami, po czym wybiegliśmy w przejście ewakuacyjne.
Zaczęliśmy się kierować na dach, a gdy znaleźliśmy się na nim, doszedł nas głos mojej siostry.
Stephanie
— X! — Wydarłam się w jego kierunku, przy okazji starając się przekrzyczeć hałas, który dochodził od lądującego helikoptera.
— Stepha, co ty wyprawiasz? Nie taki był plan... — Usłyszałam za sobą wszystkich, ale mało mnie to teraz obchodziło.
Mężczyzna się zatrzymał, po czym się do mnie odwrócił. W tym momencie czas się zatrzymał, a ja wróciłam się kilka lat wstecz.
— Tato? Kiedy przyjedzie wujek? — Wspięłam się na krzesło.
— Powinien niedługo być... — Założył mi włosy za ucho, a po chwili doszedł nas dzwonek do drzwi.
Wstał od stołu, po czym ruszył w ich kierunku. Wybiegłam za nim na korytarz, a gdy otworzył drzwi, stanął w nich wysoki mężczyzna, ubrany w białą koszulę, spodnie i buty od garnituru. Z kieszeni przy bluzce wystawał kawałek krawata, a marynarkę miał przewieszoną przez lewe ramię.
— Kasanowa się znalazł... — Zaśmiał się tata, a następnie uściskał swojego brata.
Miał tak samo niebieskie oczy i blond włosy. Na jego twarzy widniał uśmiech, a także kilkudniowy zarost.
— Z wujkiem się już nie przywitasz? — Uklęknął na jedno kolano, a ja do niego podbiegłam, aby go uściskać.
To wspomnienie przeleciało przez moją głowę, niczym stado wilków przez las.
— Ste... — Heaven już chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu na to szansy.
— Przecież to jest niemożliwe... — Cofnęłam się o krok, bo miałam wrażenie, że stoi przede mną duch. — Twój samolot miał usterkę silników i wpadł do morza... Wraku nie odnaleziono, ciał tak samo... Jakim sposobem... Powinieneś nie żyć... — Powiedziałam cicho.
— Tak samo jak ty... Stephanie... — Odezwał się swoim grubym głosem.
— Wujku Arthurze... — Wszyscy szerzej otworzyli oczy, a on wyciągnął w moim kierunku broń.
— Stepha! — Zakrył mnie własnym ciałem Max, kiedy mężczyzna nacisnął spust.
— MAX! — Wydarłam się, tak samo jak wszyscy.
Znowu mnie ktoś będzie chciał zabić...
Plus taki, przeżyłam rozpoczęcie i spotkanie z moją przyjaciółką 😅
W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się wam podobał!
Do jutra!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro