Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót do domu

Od kiedy się obudziłam, minęły jakieś dwa tygodnie. Moje rany się już w miarę zabliźniły, przetarcia na skórze się zagoiły, a siniaki całkiem zniknęły. W sumie nic ciekawego się nie działo, no chyba, że weźmie się pod uwagę to, iż Tobias codziennie do mnie przyjeżdża, aby sprawdzić, czy dobrze się czuję. 

To nawet urocze. Jeśli ktoś się zastanawia co robię, to aktualnie staram się spowrotem nauczyć chodzić jak normalny człowiek, a nie jak najebana dziwka, która miała naprawdę ciężką noc. 

— Ja nie wyrobie... — Powiedziałam, a Tobias, który właśnie wchodził do sali, się zaśmiał. 

— Jak zawsze pełna energii... Może uda mi się poprawić ci humor... — Spojrzałam na niego zaciekawiona. — Dzisiaj zdejmą ci w końcu szynę z nogi... I możliwe, że jeszcze dzisiaj wyjdziesz... — Uśmiechnęłam się jak głupi do sera, kiedy pokazał mi torbę z kilkoma moimi rzeczami. 

Podszedł do mnie, a następnie pomógł mi podejść do łóżka. Na prawą nogę założyli mi szynę, żeby biodro mi szybciej wyzdrowiało. Prawie nie mogę nim ruszać, ale już nie boli. Na początku tylko zwijałam się z bólu. Potem przeszło. 

— Jak się dzisiaj czujesz? — Zapytał, a przy okazji odłożył torbę na fotelu obok łóżka. 

— Dobrze, „mamusiu”... — Dogryzłam mu. 

— Haha, ale śmieszne... — Uśmiechnął się do mnie. 

Kiedyś byśmy się zabijali wzrokiem za tego typu odzywki, ale te czasy minęły, od kiedy wiemy, że jesteśmy rodzeństwem. Tobias też dzięki temu częściej się uśmiecha. Już nie chodzi z wiecznym grymasem niezadowolenia. Po chwili usłyszeliśmy jak do sali ktoś wchodzi, dlatego też oboje spojrzeliśmy w tym kierunku. Podeszła do mnie lekarka, która przez cały mój pobyt w szpitalu się mną zajmowała. 

— Brat ci już przekazał wielkie wieści? — Kiwnęłam głową na jej pytanie. — W takim razie, mogę cię już chyba zabrać na zdjęcie szyny i opatrunków... — Podjechała do mnie z wózkiem, na którym oczywiście musiałam usiąść. 

— Ile zajmie jej zdejmowanie? — Zapytałam, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu. 

— Dwadzieścia do trzydziestu minut... — Powiedziała, a ja kiwnęłam głową. 

Tobias

Od dwudziestu minut Stephie zdejmują szynę i opatrunki. Czekam na nią w sali, bo stwierdziłem, że nie chce patrzeć na swoją siostrę, kiedy, aby zdjąć jej bandaże, musi się ona rozebrać. Dzięki wiedzy o tym, że jesteśmy spokrewnieni, naprawdę się zmieniłem. Reszta też tak uważa. Mówią, że zrobiłem się milszy i fajniejszy niż byłem. 

Średnio rozumiem czemu tak jest. W końcu, zanim uciekłem z domu, to jej nienawidziłem. Miałem dość słuchania całymi dniami, jaka to by ona była, jak dobrą uczennicą by była, jak wielu znajomych by miała. Nienawidziłem słuchania czegoś takiego. Nie cierpiałem jej, a teraz? 

Usłyszałem jak do sali otwierają się drzwi, dlatego zwróciłem swój wzrok z okna, właśnie na nie. Zobaczyłem Stephę, która wskazała zadowolona na swoją nogę. Na jej twarzy widniał ogromny uśmiech. 

— Tadam! — Zaśmiała się, a przy tym zamknęła oczy. 

Chyba rozumiem czemu tak jest. To nie była nienawiść do niej. To była niechęć do zaakceptowania tego, że nigdy się nie odnajdzie. Że nigdy jej nie poznam. Że nie będę mieć okazji, aby kiedykolwiek ją poznać, porozmawiać, pośmiać się czy przytulić. Ale teraz to uczucie zniknęło. 

Bo ją znalazłem. 

Stephanie

I po sprawie. Spojrzałam na Tobiasa, który mi się przyglądał. Przechyliłam głowę ku lewemu ramieniu, bo nie rozumiałam o co mu chodzi. Pokręcił głową, na znak tego, że to nic ważnego.

— Pójdę po wypis, a ty się w tym czasie przebierz... — Powiedziała lekarka, a ja kiwnęłam głową na jej słowa. 

Tobias do mnie podszedł, ale go zatrzymałam, bo chce zobaczyć, czy jestem w stanie normalnie chodzić. Podniosłam się z wózka, a następnie spróbowałam przejść do fotela, gdzie leżały moje rzeczy. Oczywiście rudowłosy cały czas mnie asekurował, bo nie wiedziałam, czy się nie wypierdolę. 

— Jest plus, już nie chodzisz jak zepsuty robot... — Skomentował, a ja się zaśmiałam. 

— Ja tamten chód bardziej porównywałam do najebanej dziwki, po ciężkiej nocy, ale dobra... — Wybuchnął śmiechem na moje słowa, a ja poszłam do toalety, oczywiście wcześniej biorąc ze sobą ubrania. 

Na nogi wciągnęłam czarne rurki, za którymi się naprawdę stęskniłam, bo tak to chodziłam w koszuli. Do tego ktoś mi przyszykował zdecydowanie za dużą błękitną bluzkę z długim rękawem i z dwoma białymi paskami na klatce piersiowej. Na stopy wciągnęłam grafitowe addidasy, a na głowę czarną czapkę beanie. Założyłam ją z dwóch powodów. 

Żeby nikt nie zobaczył moich jakże przetłuszczonych włosów, a także, aby nikogo nie wystraszyć moim dwucentymetrowym, rudym odrostem. Włosy rosną mi bardzo szybko. Wyszłam z łazienki do sali, a tam czekał na mnie Tobias, który już miał na ramieniu zawieszoną torbę, a w ręku trzymał jakąś kartkę. 

— Lekarka powiedziała, że mają nagły przypadek i nie odprowadzi cię do drzwi... — Kiwnęłam głową. 

Swoją jakże szykowną koszulę nocną wyjebałam do kosza, bo mi się ona nie przyda. Oboje ruszyliśmy korytarzem w kierunku wyjścia. Przy recepcji Tobias pokazał jeszcze mój wypis, po czym mogliśmy w końcu się zbierać do domu. Spojrzałam na chłopaka, który siedział za kierownicą. Po chwili westchnął, a gdy zatrzymaliśmy się na światłach, spojrzał na mnie. 

— Dlaczego mi się przyglądasz? — Uśmiechnął się, a ja zrobiłam maślane oczka. 

— Na własnego brata nie mogę popatrzeć? — Zaśmiał się. 

To jak szybko pozbyłam się nienawiści do niego, jest po prostu niesamowite. 

— Te maślane oczka zostaw na Heaven'a, jak w końcu będziecie razem... — Zakrztusiłam się własną śliną, kiedy to powiedział. 

— Że co?! — Zapytałam tak piskliwie, że musiało być mnie słychać na zewnątrz. 

— Błagam, myślisz że czegoś takiego nie widać po zachowaniu? Zauważyłem jak się przy nim zmieniasz, od akcji z Fernandesem... — Ruszył dalej. 

W sumie to bardzo przepisowo jeździ. 

— Niczego mu nie powiesz? — Zapytałam, a kątem oka widziałam jak kiwnął głową. — Jak wtedy do niego zadzwoniłam, w dzień wypadku, chciałam go poprosić, żeby nie szedł jeszcze spać, bo... Chciałam mu wyznać co do niego czuję... — Zaskoczyłam go swoją wypowiedzią. 

— Czyli kończysz z chłopakami na jedną noc? — Zapytał, a ja kiwnęłam głową. 

— Chyba pora, aby stać się tą inną wersją Stephy, którą próbowałam się stać od incydentu z lasu, ale poszukiwania X mi na to nie pozwoliły... — Wjechaliśmy na posesję domu, ale w całym było całkowicie ciemno. — Nikogo nie ma? — Spojrzałam na niego, a on tylko wzruszył ramionami i wjechał do garażu. 

Wysiedliśmy z samochodu, a następnie ruszyliśmy równym krokiem na parter. Dosłownie wszędzie było ciemno, jakby nikogo nie było w domu. Już miałam iść do siebie, kiedy nagle Tobias zakrył mi oczy i zaczął prowadzić w niewiadomym kierunku. 

— Gdzie idziemy? — Wyciągnęłam przed siebie ręce, aby przypadkiem na nic nie wpaść. 

— Za moment zobaczysz... — Powiedział mi do ucha. — Gotowa? — Zapytał, gdy się zatrzymaliśmy. 

— Eee... No chyba tak... — Odsłonił mi oczy, a w kuchni zapaliły się światła. 

— Witaj w domu! — Krzyknęli wszyscy, a ja miałam w tym momencie ochotę płakać. 

Dziewczyny odrazu do mnie podleciały i przytuliły, a chłopacy byli ich następcami. 


I znowu, jak w pierwszej części rozpisałam sobie pomysły na rozdziały...
Może znowu uda mi się ją skończyć w nieco ponad dwa tygodnie, jak pierwszą...
Się okaże.

W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Ja tymczasem się z wami żegnam i lecę napisać kilka na zapas!
Do jutra!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro