Pamiętasz?
Max osunął się na ziemię, a ja odrazu klęknęłam przy nim. Podniosłam wzrok na Arthura, ale on właśnie wsiadał do helikoptera. Uciekł...
— Max... — Wszyscy do nas podeszli, aby sprawdzić w jakim stanie jest chłopak.
— Nic mi nie jest... To tylko draśnięcie... — Trzymał się za prawe ramię.
Opuściłam wzrok, po czym się podniosłam. Dziewczyny podeszły do blondyna, a ja odeszłam kawałek i spojrzałam na helikopter w oddali. Gdyby nie moja chwila słabości, nikt nie zostałby ranny. To wszystko moja wina...
W tym momencie poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń, dlatego odrazu odwróciłam się do tej osoby.
— Nie przejmuj się... — Powiedział Tobias, a ja się do niego przytuliłam.
Zacisnęłam w dłoniach materiał jego bluzki. On w tym czasie zdjął swoją kurtkę, a następnie zawiesił mi ją na ramionach. Po chwili mnie objął, po czym spojrzał w kierunku reszty.
— Chyba pora wracać... — Wszyscy się z nim zgodzili.
Już po chwili byliśmy w samochodzie. Przez całą drogę opierałam się czołem o szybę. Cały ten czas, to właśnie wujek Arthur chciał mnie zabić. To on to wszystko ukartował. To za jego pośrednictwem, Royal prawie mnie zastrzelił.
— Stephanie! — Pomachał w moim kierunku, kiedy wychodziłam ze szkoły.
— Wujek Arthur! — Pobiegłam w jego kierunku, aby go uściskać. — Co...co tu robisz? — Zadałam pytanie, kiedy mnie podniósł.
— Twoim rodzicom coś wypadło, dlatego to ja przyjechałem cię odebrać... — Ruszyliśmy do samochodu. — Powiedzieli, że wrócą około osiemnastej... Masz na coś ochotę? — Zapytał, a ja kiwnęłam głową. — Na co? — Zadał kolejne pytanie.
— Na lody miętowe z czekoladą... — Powiedziałem, a mężczyzna się zaśmiał.
— A wolno ci je jeść przed obiadem? — Pokręciłam głową na nie. — To jedziemy na lody... — Ogłosił, a ja wyrzuciłam ręce ku górze.
— Jej! — Ucieszyłam się.
Poczułam jak po moim lewym policzku spływa samotna łza. Chcę mi się płakać, kiedy wezmę pod uwagę to, jaki był dla mnie kiedyś. Kochany, miły i opiekuńczy. Nigdy się przy nim nie nudziłam jako dziecko. Zawsze, gdy przyjeżdżał, znajdował dla mnie czas, mimo że ciągle był zawalony pracą.
— Halo?... Przy telefonie... Ale jak to?... Rozumiem... — Tata się rozłączył, a następnie oparł o szafkę, na której stał telefon.
— Coś się stało, tato? — Zapytałam, kiedy podeszłam do niego.
Spojrzał na mnie, a następnie klęknął przede mną i przytulił.
— Tato? — Przytuliłam go, a on po chwili się odsunął.
— Wujek jutro nie przyjedzie... — Widziałam, jak w jego oczach szklą się łzy.
— Dlaczego? — Zapytałam.
— Jesteś dużą dziewczynką, ale nie powinienem ci tego mówić... — Próbował jakoś zmienić temat, ale ja nie ustępowałam.
— Dlaczego wujek nie przyjedzie? — Zapytałam, a przy tym wydęłam dolną wargę.
— ... Samolot, którym leciał, miał usterkę silników... Wpadł do morza... — Powiedział po chwili.
— Ale wujek umie pływać... — Ponownie mnie przytulił, a z moich oczu odrazu po płynęły łzy. — Przecież umie.... — Zaczęłam łkać.
Przytuliłam swoje skrzypce do piersi i jak najbardziej skuliłam się na fotelu pasażera. Widziałam jak Heaven spojrzał na mnie kątem oka. Około dziesięć minut później, byliśmy już w domu. Jak najszybciej wyszłam z samochodu, po czym ruszyłam w kierunku drzwi.
— Stepha?! — Zawołali za mną wszyscy, ale Heaven im wytłumaczył moje zachowanie.
Przytuliłabym go za to. Wbiegłam do swojego pokoju, gdzie odrazu zabrałam swoją piżamę i poszłam do łazienki. Rozebrałam się, zniszczyłam swoją fryzurę, a następnie wskoczyłam pod prysznic. Uderzył we mnie strumień zimnej wody, ale potrzebowałam tego, aby ochłonąc. Jakim cudem on wtedy przeżył? Oparłam głowę o przedramiona, które położyłam na ścianie.
Woda spływała mi wzdłuż kręgosłupa, kiedy to ja zacisnęłam pięści z całej siły, a po chwili zauważyłam krew, która ściekała mi po palcach i mieszała się z płynem znikającym w spływie. Dlaczego całe moje życie, to jedna wielka porażka? Poczułam łzy napływające do moich oczu. Za jakie kurwa grzechy, to wszystko spotyka właśnie mnie?
Może po jakichś dwudziestu minutach wyszłam z łazienki, a następnie wróciłam prosto do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, ale nawet się nie przykryłam. Założyłam prawe przedramię na czoło, po czym zaczęłam gapić się w sufit jak zaczarowana.
— Stephanie...— Zawołał mnie do siebie, a ja odrazu do niego podeszłam. — Ile lat dzisiaj kończysz? — Zapytał, a ja odrazu zaczęłam liczyć na palcach.
— Sześć... — Pokazałam sześć palcy.
— A czego się zaczęłaś uczyć w tym roku? — Zadał kolejne pytanie, a ja zaczęłam myśleć.
— Gry na skrzypcach... — Odpowiedziałam po chwili.
— Mam coś dla ciebie... — Wyjął zza pleców czarne pudełko, o dość nietypowym kształcie. — Zobacz czy ci się spodobają... — Położyłam kuferek na podłodze, a następnie otworzyłam.
Moim oczom ukazały się czarno czerwone skrzypce, o bardzo nietypowym kształcie. Uśmiechnęłam się szeroko, a następnie podbiegłam do wujka, aby go przytulić.
Poczułam jak po skroniach zleciały mi łzy. Przewróciłam się na prawy bok, i złapałam w dłoń swoją grzywkę. Zacisnęłam powieki jak najmocniej się dało, po czym skuliłam się na łóżku w kulkę. Uderzyłam lewą pięścią w materiał materaca, aby się wyżyć, ale nie pomogło. To wszystko mnie przerasta...
Po paru sekundach poczułam jak materac za mną się ugina, a następnie, że ktoś kładzie mi swoją ciepłą rękę, na mojej lodowatej skórze.
— Przeziębisz się... — Zauważył mój brat, ale ja nawet nie zareagowałam.
Po chwili mnie przykrył, a gdy to zrobił, wypuściłam akurat urywany oddech, który starałam się jakoś unormować. Usiadł za mną, a następnie zmusił mnie, żebym się do niego odwróciła.
— Stepha, co jest? — Przytulił mnie, a ja wtuliłam się w jego ramiona z całej siły.
Pokręciłam głową, dając do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać, a rudowłosy odrazu to zrozumiał. Zaczął mnie głaskać po głowie, a przy tym nucił jakąś piosenkę, którą po chwili rozpoznałam. To melodia, którą grałam z resztą zespołu na koncercie, kiedy było ponowne otwarcie klubu. Podniosłam na niego wzrok zaskoczona, a on się do mnie uśmiechnął i założył mi włosy za ucho.
— Anioły nigdy nie umierają... Pamiętasz? — Zapytał, a ja kiwnęłam głową, po czym jeszcze bardziej się popłakałam. — Zabiję X, jak tylko znowu się pokaże... — Wzdrygnęłam się na jego słowa.
— Tobias... — Odezwałam się cicho zaniepokojona.
— Chciał cię zabić... Dwukrotnie... Zranił Maxa... Chciał skrzywdzić nas wszystkich... Nie pozwolę, aby takie ścierwo żyło na tym świecie... — Kiwnęłam głową i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
Jak tam wam mija pierwszy dzień w szkole?
Ja się aktualnie obawiam o swoje życie, bo przyjaciółka stoi zaraz obok😅😅
Mam nadzieję, że rozdział się wam jak zawsze podobał życze wam miłego dnia i powodzenia, aby przeżyć w tym piekle!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro