Ostatni demon
4
Szłam przez korytarz, zabijając każdego pionka X, który akurat stanął mi na drodze. Strzeliłam po raz drugi do gościa, który jakimś sposobem przeżył postarzał, a w tym samym czasie usłyszałam, jak ktoś mnie woła przez głośniki.
~ Zapraszam cię na ostatnie piętro, Stephanie... ~
Usłyszałam głos Arthura, dlatego odrazu kopnęłam w drzwi ewakuacyjne, a następnie zaczęłam wybiegać co drugi stopień, na samą górę. Po chwili się już tam znalazłam. Powoli wyszłam zza drzwi, a w pomieszczeniu zobaczyłam pozostałych, do którzy byli namierzeni z broni, przez pionki X.
— Nie poszło po waszej myśli... — Odezwał się Arthur, na którego twarzy był uśmiech.
Trzymał pistolet przy głowie Heaven'a. Szerzej otworzyłam oczy na ten widok.
— No już... — Zaczął. — Puść broń i kopnij w moim kierunku, chyba, że chcesz, aby twój kochaś zginął, tak samo, jak tamten drugi... — Czułam jak gotuję się od środka.
Spojrzałam na swój pistolet, a następnie na wszystkie bliskie mi osoby. Heaven ledwo zauważalnie pokręcił głową na nie, abym tylko tego nie robiła. To samo zrobiła reszta, ale gdy zauważyłam, jak X tylko bardziej przykłada broń do głowy szatyna, automatycznie poluzowałam uścisk na rączce. Opuściłam głowę, zmarszczyłam brwi i zacisnąłem usta w wąską linię.
Jestem bezsilna. Nieważne co zrobię, wszyscy możemy tu zginąć. Chwila. X chciał od samego początku mnie... I mnie zabić...
Podniosłam wzrok i parsknęłam śmiechem, czym zaskoczyłam praktycznie każdego w pomieszczeniu.
— Myślisz, że już wygrałeś? To coś ci zdradzę... Jest wręcz przeciwnie... — Przyłożyłam lufę swojego pistoletu do mojej głowy, czym przeraziłam wszystkich.
Nawet samego Arthura, któremu uśmiech zszedł z twarzy.
— Opuść broń... — Zarządał.
— Chciałeś mnie zabić osobiście, ale jak sama sobie strzelę w łeb, to twoja zemsta się nie dokona... — Wszyscy chcieli ruszyć w moim kierunku, aby mnie zatrzymać, ale powsztrzymali ich podopieczni X.
— Boisz się to zrobić... — Powiedział mężczyzna.
— Myślisz, że nie byłabym w stanie strzelić sobie w łeb? Miałam już dwie próby samobójcze, kiedy to twój braciszek mnie zgwałcił. Nie boję się śmierci... — Uśmiechnęłam się szerzej, a w drugiej ręce otworzyłam nóż.
Blondyn popchnął Heaven'a na podłogę, a on sam ruszył w moim kierunku, aby mnie zatrzymać.
— Stephanie, opuść..! — Przełożyłam palec wskazujący na spust, który następnie nacisnęłam.
Ale jedyne co się stało, to tylko i wyłącznie przeskok mechanizmu.
— Ups? Brak nabojów... — Szeroko otworzył oczy na moje słowa. — Przegrałeś... — Rzuciłam nożem w jego prawą rękę, w której trzymał nóż.
Jęknął z bólu, kiedy go trafiłam, a przy tym wypuścił broń, która z hukiem uderzyła o ziemię. Złapał się za nadgarstek przy krwawiącej dłoni, a ja w tym czasie wyrzuciłam z rączki magazynek. Włożyłam pełny, a następnie wycelowałam w głowę X.
— Powiedzieć ci ciekawostkę? — Zapytałam, a on spojrzał na mnie. — Twój brat i jego żona byli pierwszymi osobami, jakie kiedykolwiek zabiłam... Ty będziesz ostatnią... Jesteś ostatnim demonem mojej przeszłości, który jakkolwiek zatruł mi życie... I będziesz ostatnią osobą, która zginie z mojej ręki... — Po moich słowach nacisnęłam spust, a kula przeleciała zaraz obok jego szyi, uszkadzając jego skórę.
— Zabijcie ją! — Rozkazał, ale nikt nie posłucha człowieka, który nagle zamienił się w trzęsącą się surykatkę.
— Chciałeś się na mnie zemścić? Jeśli tak, to popełniłeś wielki błąd... — Spojrzał na mnie. — Pozdrów ode mnie George'a i Anę w piekle... — Ponownie nacisnęłam spust, ale tym razem dostał prosto w środek czoła.
Podniosłam wzrok na podwładnych mężczyzny, ale gdy tylko to zrobiłam, wszyscy uciekli. Przeszłam kawałek dalej i złapałam za swój nóż, aby uwolnić pozostałych.
— Stephanie? — Odwróciłam się w kierunku mojej matki.
— To długa historia... — Powiedziałam, a ona odrazu podeszła, aby mnie przytulić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro