Nie możemy powiedzieć...
Po jakichś dwudziestu minutach, siedzieliśmy w salonie, a ja czułam jak wszyscy przyjaciele mojego brata, wywiercają we mnie dziurę.
— Czyli... Jesteś siostrą Tobiasa? — Zapytały jednocześnie dziewczyny, które przedstawiły się jako Correy i Charity.
— Tak... — Odwróciłam wzrok na mojego brata, który rozmawiał z chłopakami.
— Co lubisz robić? — Zapytał nagle Dean.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
— Stepha gra na perkusji i na skrzypcach... — Odpowiedział za mnie Tobias.
Wszyscy spojrzeli na mnie z podziwem. W tym momencie do salonu weszli nasi rodzice.
— Czyli interesujesz się muzyką? — Zapytała Miriam, moja i Tobiasa matka.
— Można tak powiedzieć... — Powiedziałam cicho, bo naprawdę nieswojo się czuję, kiedy wokół mnie jest tyle nieznanych mi wcześniej osób.
— Tobias, chcielibyśmy wiedzieć... — Zacząl Ethan, nasz ojciec. — Gdzie byłeś przez cały ten czas? I jakim sposobem sam znalazłeś swoją siostrę? — Zapytał, a wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
— W San Francisco... I to tam spotkałem Stephę... — Odpowiedział krótko, a przy tym spojrzał na mnie.
— Ale jak to? — Zapytała Correy.
— Tak po prostu ją spotkałeś? — Zadał tym razem pytanie Hayden.
Spojrzał na mnie, a ja tylko kiwnęłam głową.
— Nie możemy mówić o szczegółach... — Powiedzieliśmy jednocześnie.
— Ale... — Zaczęli wszyscy, ale im przerwaliśmy.
— Tak będzie lepiej, a przy okazji nie będziecie zagrożeni... — Odezwał się Tobias.
— Zagrożeni? — Zapytała cała grupka nastolatków.
— Nie możemy powiedzieć o co chodzi... — Odezwałam się tym razem ja, ale w końcu mogłam mówić normalnie.
Oboje spojrzeliśmy na nich błagalnym wzrokiem, aby więcej o to nie pytali. Oczywiście to nic nie dało, więc musieliśmy unikać wszystkich pytań dotyczących tego.
— Stephanie, jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić, ale byłabym wdzięczna... — Zaczęła Charity. — Po czym masz tę bliznę? — Wskazała na mój lewy obojczyk, który odrazu bardziej zakryłam koszulką.
— Na...nadziałam się na gałąź... — Wymyśliłam na szybko.
Cholera! Skłamałam! Tobias spojrzał na mnie, ale wyraźnie zauważyłam w jego oczach odrobinę zaskoczenia. Złamałam swoją zasadę, która dotyczyła kłamstwa.
— Rozumiem... — Przyglądała mi się bardzo podejrzliwie.
W końcu po jakichś trzech godzinach mogłam odetchnąć. Razem z Tobiasem poszliśmy na piętro, gdzie znajdował się pokój, w którym znajdowały się dwa łóżka, szafy i biurka.
— To miał być nasz pokój... — Powiedział, a ja się do niego odwróciłam.
Stał z opuszczoną głową.
— Tobias... — Zwróciłam się do niego, a on podniósł na mnie wzrok. — Dziękuję... — Podeszłam do niego, a następnie przytuliłam.
— Za co? — Zapytał, po czym mnie objął.
— Za wszystko... — Poczułam jak się wzdrygnął, dlatego się od niego odsunęłam i spojrzałam mu w oczy. — Co? — Zapytałam, o nie rozumiałam z czego zaczął się śmiać.
— Nic, po prostu... Minął ledwo miesiąc, od kiedy wiemy, że jesteśmy rodzeństwem... Wcześniej to co najchętniej byśmy sobie zrobili, to strzelil nawzajem w łeb, a teraz... — Oparł się brodą o czubek mojej głowy. — Teraz chyba nie wyobrażam sobie życia codziennego, gdyby ciebie w nim nie było... — Uśmiechnęłam się na jego słowa.
— I wzajemnie... — Odpowiedziałam na jego słowa, a następnie wtuliłam się w niego.
— Ale wiesz co? Za dobrze też być nie może... — Po jego słowach otworzyłam oczy, a chłopak mnie podniósł i rzucił na łóżko.
Usiadł na mnie okrakiem, po czym zaczął łaskotać. Śmiałam się w niebo głosy, a do pokoju wlecieli rodzice, którzy nas nagrali. Próbowałam go kopnąć i to nie raz, ale zablokował mi nogi. Wieczorem, po kolacji, którą przygotowała mama, poszłam wziąć prysznic. Już lepiej się czuję. Nie mam aż takiego stresu, jaki towarzyszył mi wcześniej.
Po kilkunastu minutach weszłam do pokoju, gdzie Tobias już leżał rozwalony na swoim łóżku i przeglądał coś w telefonie. Spojrzał w moim kierunku, po czym się do mnie podejrzanie uśmiechnął.
— Ani myśl... — Wskazałam w jego kierunku palcem, na co się zaśmiał.
— A czy ja ci zrobiłem coś złego? — Zrobił maślane oczka, a ja się skrzywiłam.
— Tego typu oczka, to zostawi dla Correy... — Zarumienił się lekko, kiedy wspomniałam o dziewczynie.
— Nie wiem o co ci chodzi... — Spojrzał spowrotem na swój telefon.
— Romansujesz z nią tam? — Uśmiechnęłam się złośliwie, a on jeszcze bardziej się zarumienił. — Czyli chyba tak... — Usiadłam obok niego.
— Aż tak to widać? — Zapytał nagle, a ja pokręciłam głową na nie. — Ty.. — Spalił buraka.
— Podpuściłam cię? Tak... Ale nie umiem zrozumieć, jakim sposobem cię na tyle przechytrzyłam... — Zaśmiałam się. — Od jak dawna? — Oparłam się o ścianę, a on usiadł obok mnie.
— Od jedenastego roku życia... — Wyznał po chwili.
Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę, a następnie położyłam się w swoim łóżku. Tobias zgasił światło i również ułożył się na swoim. Odwróciłam się na prawy bok, po czym ułożyłam sobie prawą ramię pod głową, a lewą dłonią złapałam za swój biceps.
— Tobias... — Odezwałam się cicho.
— Tak? — Zauważyłam, że odwrócił głowę w moim kierunku.
— Cieszę się, że tu przyjechaliśmy... — Wyznałam.
— Dobranoc, siostra... — Powiedział.
— Dobranoc, braciak... — Odpowiedziałam, a następnie zamknęłam oczy.
Po paru minutach zasnęłam, jednak noc nie była zbyt spokojna. Jak akurat nie męczył mnie żaden koszmar, to ktoś się uwziął, żeby do mnie dzwonić. Tobias zapalił lampkę, bo wibracje telefonu również go obudziły.
— Jak ja czasem nienawidzę nowości technologicznych... — Złapałam za telefon, a następnie spojrzałam na wyświetlacz. — Max? — Spojrzałam na rudowłosego.
— Włącz na głośnomówiący... — Powiedział, a ja się podniosłam i odebrałam.
Włączyłam ikonkę głośniczka, dzięki czemu oboje będziemy mogli usłyszeć blondyna.
— Max, co się... — Przerwał mi, zanim skończyłam mówić.
— Musicie wracać... W poniedziałek rano widzę waszą dwójkę w naszej głównej siedzibie... — Powiedział bez żadnych wyjaśnień.
— Max, co się stało? — Zapytał Tobias.
— X się stał... — Po tych słowach się rozłączył.
Spojrzałam na chłopaka, a następnie porozumiewawczo kiwnęliśmy głowami i zaczęliśmy się szykować do wyjazdu. Po niecałych dwudziestu minutach, byliśmy już na parterze, gdzie na blacie w kuchni zostawiliśmy list z wyjaśnieniem. Oczywiście niedokładnym, aby nikogo na nic nie narażać.
— Tym razem jest trudniej... — Powiedział, kiedy siedzieliśmy już w samochodzie.
— Przyjedziemy jeszcze raz... — Złapałam go za rękę. — Jak wszystko się uspokoi... — Spojrzał na mnie, po czym kiwnął głową i odpalił samochód.
Przepraszam za wczorajszy brak rozdziału🙏🙏
Jako rekompensatę w sobotę postaram się dla was przygotować maraton, co wy na to?
A zmieniając temat, mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro