Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dla zemsty

2

Arthur

Rozłączyłem się, po czym spojrzałem na swoich zakładników. Przełknęli ślinę, kiedy tylko na nich spojrzałem. Stephanie nie przemyślała tego, że jadąc do swoich rodziców, skazuje ich i znajomych jej brata na możliwą śmierć. 

— Kim ty wogóle jesteś? — Odezwał się mężczyzna, z którego spłodziła się tamta chodząca zaraza. 

— Mam na imię Arthur Roux... — Wszyscy szerzej otworzyli oczy. 

— Twoje nazwisko... — Odezwała się młoda i krucha blondynka. 

— Jest takie samo, jak Stephanie? Tak, dokładnie. Nie ja ją porwałem, gdy była mała, ale mój starszy brat... — Zaciąłem się. — Który zginął z ręki tej cholernej zarazy, jaką jest wasza córka... — Zwróciłem się do dwójki dorosłych. 

— Stephanie nigdy by czegoś takiego... — Przerwałem jej matce. 

— Czy wasze dzieci powiedziały wam, czym się zajmują? Z czego mają pieniądze? Jakim sposobem wasz syn jeździ Jaguarem XE Reimis? Mam wam to wszystko powiedzieć? — Zadałem kilka pytań, a oni przyglądali mi się, jakbym miał odpowiedzi wypisane na czole. — To proszę bardzo... Dwójka waszych „niewinnych” dzieci, należy do gangu Stray Dogs... Tobias, to Scorpio... — Wszyscy szerzej otworzyli oczy na tę informację. — A Stephanie, to Fallen Angel... — Już miałem mówić dalej, ale przerwała mi złotooka kobieta. 

— Kłamiesz! Nasze dzieci nigdy by... — Uderzyłem ją w twarz, na co wpadła w ramiona swojego męża. 

Cała grupka nastolatków również się zbliżyła, aby sprawdzić, czy nic jej nie jest. To...

Żałosne... 

— Wasza córka jest rangi Mordercy, a syn niedawno wskoczył na rangę Kata... Gdybyście nie wiedzieli, na samej górze jest Boss, niżej jest Morderca, potem Kat, Kosiarz, Zbir i Podlotek... — Kucnąłem naprzeciwko nich, a w ich oczach byłem w stanie dostrzec, że nie chcą w to wierzyć. — Taka jest prawda... Wasz syn ma na karku trzy życia... Wasza córka... Niedługo dobije dwóch setek... — Wyraźnie na ich twarzach rysował się twarz. — A jeśli mi nie wierzycie... To mogę wam to pokazać... — Dałem znak, aby moi podwładni włączyli nagrania. 

Po kilku sekundach na ekranie ukazało nam się nagranie z klubu, kiedy to Stephanie wpadła w swoją manię zabijania. Kątem oka zauważyłem, jak kobieta z falowanymi włosami zakrywa usta dłonią, na co się uśmiechnąłem. 

— Dlaczego to robisz? — Odezwał się chłopak o ciemnych blond włosach. 

— Dla zemsty... — Odpowiedziałem krótko, po czym rzuciłem nożem w kierunku tarczy do rzutek, gdzie wisiało zdjęcie Stephanie. — To z jej ręki zginął mój brat i jego żona... Za to, że pozbawiła mnie członków rodziny, zapłaci własnym życiem... — Spojrzałem na nich martwymi oczami, a następnie ruszyłem do drzwi. 

Stephanie

Cholera, cholera, cholera!!! 

Co robić, co robić?! X ma rodziców! Kurwa, kurwa, kurwa! Złapałam się za głowę i tak samo jak Tobias, zaczęłam chodzić w kółko po kuchni, a pozostali w tym czasie próbowali nas uspokoić.

— Ej no, już! Uspokoić się! — Powiedział Max. — Nie możecie dać się wyprowadzić z równowagi. On tego właśnie chce... — Już miał nam jeszcze coś powiedzieć, ale zaczęłam mówić jednocześnie z Tobiasem. 

— Jak mamy być spokojni, kiedy nasi rodzice są przetrzymywani przez tamtego skurwiela/skurwysyna?! — Zapytaliśmy jednocześnie, a przy okazji na niego spojrzeliśmy. 

— Oni mają rację, Max... — Odezwała się Roonie, a wszyscy na nią spojrzeli. — W końcu tu chodzi o ich rodziców... — Zauważyła, a do mnie podszedł Heaven, który następnie mnie przytulił.

Tobiasa przytuliła Ivy i Kylie, ale żadnemu z nas to nic nie pomogło. 

— Przesuwamy akcję z czwartku, na jutro... Idźcie się szykować... — Wszyscy kiwnęli głowami na słowa blondyna, a następnie poszliśmy wykonać jego polecenie. 

Weszłam do pokoju mojego i Heaven'a, aby w kolejnej chwili zająć się swoim pistoletem i nożem. Usiadłam na łóżku, gdzie zaczęłam ostrzyć brzytwę. Po chwili szatyn usiadł obok mnie i przytulił. 

— Wszystko będzie dobrze, Stepha... — Pogłaskał mnie po głowie. 

— Mam tego wszystkiego dość... — Wyznałam, a w ką ciach oczu poczułam jak zbierają mi się łzy.

— ... — Przez chwilę milczał, dlatego na niego spojrzałam. —... Co ty na to, aby po tej akcji, zniknąć gdzieś na jakiś czas? Zrobimy sobie przerwę od tego wszystkiego. Takie małe wakacje... — Powiedział, czym mnie zaskoczył. 

— Ale... Gdzie? — Zapytałam, a przy tym patrzyłam mu w oczy. 

— Gdziekolwiek.... Strzel pierwszą myśl, a się tam wybierzemy... — Zaproponował, a ja pogrążyłam się w swoich myślach. 

— Floryda... — Strzeliłam, a chłopak się do mnie uśmiechnął. 

— Zgoda... — Dał mi całusa w skroń, a następnie sam również zaczął się szykować. 

Około północy oboje położyliśmy się w łóżku, ale ja znowu miałam problem z zaśnięciem. Spojrzałam na chłopaka, który spał zaraz obok mnie. Podniosłam się, zdjęłam jego rękę z moich bioder, po czym wstałam z łóżka. Chcę mi się pić. Już po paru sekundach wyszłam z pokoju, po czym zeszłam po schodach do kuchni. W niej zastałam Tobiasa, który aktualnie opierał się o blat. 

— Też nie możesz spać? — Zapytałam, syknął delikatnie, kiedy nabiera powietrza w płuca. 

— ... — Odetchnął z emocją, której nie umiałam nazwać. — No wiesz... X ma naszych rodziców... I resztę... Jak im się coś przez nas stanie, to nie wybaczę sobie, że jednak postanowiłem wtedy, aby jechać ich odwiedzić... To nasza wina... —Spojrzał na mnie z poczuciem winy, które było widocznie odczuwalne. 

Podeszłam do niego, aby w kolejnej chwili się do niego przytulić. 

— Odbijemy ich... Wszystkich... Co do jednego.. — Kiwnął głową. — Idź spać... Ja biorę wodę i też już uciekam... — Powtórzył swój wcześniejszy gest, a następnie mnie puścił i ruszył w kierunku schodów. 

— Dobranoc, siorka... — Powiedział. 

— Dobranoc, braciak... — Odpowiedziałam mu, a on odrazu zniknął na piętrze. 

Po kilku chwilach, kiedy już się napiłam, wróciłam do pokoju. Heaven siedział na łóżku i właśnie miał wstawać, ale gdy mnie zobaczył odrazu zrezygnował. 

— Nie możesz spać? — Kiwnęłam głową, po czym położyłam butelkę wody na szafce obok łóżka i uwaliłam się obok chłopaka. 

Przykrył mnie pościelą, po czym objął ramieniem. 

— Nie martw się... — Powiedział, a ja tylko się do niego przysunęłam i również go objęłam, a przy tym założyłam na niego swoją nogę. 

— Boję się, Heaven... — Pogłaskał mnie po głowie i plecach, przez co po nich przebiegł mi dreszcz. 

— Nie bój się... Wygramy z X... A potem będziemy mogli w końcu odpocząć i nacieszyć się sobą... — Kiwnęłam lekko głową, po czym zamknęłam oczy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro