Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co miało miejsce i dlaczego my o tym nie wiemy?

Rano dostałam bardzo miłą pobudkę, w postaci całusa w kark. Zwinęłam się w kulkę, ponieważ mnie to połaskotało, a Heaven się cicho zaśmiał. 

— Czyżbym znalazł miejsce, gdzie masz łaskotki? — Zapytał, a ja spojrzałam na niego jednym okiem, wzruszyłam ramionami i zaczęłam udawać, że poszłam spać dalej. — Dzień dobry... — Dał mi całusa w ramię, a następnie przytulił się do moich pleców. 

Schował się w moich włosach, na co cicho się zaśmiałam. Poluźnił uścisk, a ja się do niego odwróciłam i wtuliłam w zgięcie jego szyi. Czułam jak delikatnie drapał mnie po plecach. Przeszedł mi po nich lekki, ale przyjemny dreszcz. Cicho mruknęłam, na co chłopak się zaśmiał, po czym dał mi kolejnego całusa, ale tym razem w czoło. 

— Chyba musimy wstawać... — Zauważył, a ja jęknęłam niechętnie. 

— Ja się stąd nie ruszam... Jest za dobrze... — Zaśmiał się z mojego komentarza, po czym włożył swoją rękę pod moją koszulkę, na co się wzdrygnęłam. 

— Aż tak na ciebie działam? — Zapytał lekko rozbawiony. 

— Po prostu mnie zaskoczyłeś... — Podniosłam na niego wzrok. 

Uśmiechnął się do mnie i założy moje włosy za ucho. Po kolejnych dziesięciu minutach oboje wstaliśmy. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie odrazu zaczęłam szukać ubrań w mojej szafie. Dzisiaj pogoda nie zadowala. Krótko rzecz ujmując, leję deszcz. Żyć, nie umierać po prostu.

Wyjęłam białą koszulkę bez rękawów z golfem, który chyba idealnie zakryje malinki na moim dekolcie i szyi. Szare jeansy z dziurami na kolanach, a do tego luźny, czarny sweter, ala narzutka z kapturem. Na stopy wciągnęłam Vansy w szachownice, po czym uczesałam włosy w niechlujnego koka. Po chwili wyszłam z pokoju, ale przeszłam przez cały dom. 

Zobaczyłam Heaven'a, który właśnie schodził po schodach. Przebiegłam przez dom, a następnie spróbowałam go dogonić. 

— Chyba masz dobry humor, Heaven... — Usłyszałam głos Maxa. 

— Mhm... — Zauważyłam, że kiwnął głową, bo zatrzymałam się zaraz przy wejściu. 

— Coś się stało? — Odezwała się Kylie. 

— Można tak powiedzieć... — Odpowiedział zagadką. 

— A podzielisz się informacją co? — Tym razem dosłyszałam Ashleya. 

— Dzień dobry... — Weszłam do kuchni z wielkim uśmiechem na twarzy. 

— Ta też ma dobry humor... — Odezwała się Roonie. 

— Dobra, stop! Co miało miejsce i dlaczego my o tym nie wiemy? — Zapytał Steve. 

— Nasza sprawa... — Odezwałam się, po czym podeszłam do szatyna i złapałam go za rękę. 

— Nie mówcie, że... — Zacięła się Ivy, kiedy przytuliłam się do jego ręki. 

— Ta, cóż... Wczoraj się dużo wydarzyło... — Odezwał się chłopak. 

— Steve, Ashley... Wisicie nam dwie stówy... — Powiedziała jednocześnie Roonie z Luką. 

Spojrzeliśmy na nich zaskoczeni. 

— Założyli się, że do końca tego miesiąca, w końcu będziecie razem... — Wytłumaczył mój brat, a ja spojrzałam na Steve'a i Ashleya, którzy się załamali. 

— Hmmm, czyli w końcu mu to powiedziałaś? — Usłyszałam za sobą, a gdy się odwróciłam, zobaczyłam Jamesa. 

— Phi! — Odwróciłam się od niego naburmuszona. — Na ciebie mam focha... — Reszta się zaśmiała. 

— Stepha... — Odezwał się płaczliwie, a jeszcze bardziej się od niego odwróciłam. 

— A idź, aktorzyno... — Założyłam ręce pod biustem, udając przy tym wielce urażoną. 

— Ja się w to nie wcinam, załatwcie to między sobą... — Odszedł od nas Heaven, kiedy James na niego spojrzał. 

Ta, reszta będzie miała kabaret od rana. 

— Stepha... — Zaczął mówić. 

— Nie... — Przerwałam mu. 

— Ste.. — I znowu. 

— Nie... — Powtórzyłam. 

— Daj mi.. — I ponownie. 

— Nie... — Powiedziałam po raz trzeci. 

— Czy mogę powiedzieć chociaż jedno zdanie do końca? — Zapytał zrezygnowany. 

— Nie... — Odpowiedziałam mu tym samym co cały czas. 

— Heaven, coś ty jej zrobił? — Zwrócił się do szatyna, który robił mi i sobie coś do picia. 

— Nie moja wina, że jest na ciebie wkurwiona. Sam naprawiaj wasze relacje... — Odpowiedział mu, a reszta wybuchła śmiechem. 

— Nie no, sory! Ja już dłużej nie mogę! — Uderzył ręką w blat stołu Luka, a przy tym dusił się ze śmiechu. 

— Błagam, weźcie mi zdradźcie, jak rozmawiać z tak upartą jak osioł dziewczyną... — Wskazał na mnie James. 

— Ta „uparta jak osioł dziewczyna”, za moment przemebluje komuś gębę, jak znowu ją tak nazwiesz... — Odezwałam się. 

— Przykro mi, James. Instrukcja obsługi mojej siostry, nie istnieje... — Powiedział Tobias. 

— A szkoda, bo czasem by się przydała... — Zauważył James, a ja zaczęłam podwijać rękaw przy prawej ręce, ale zanim podeszłam do bruneta, zatrzymał mnie Heaven. 

— No już, już, już... Spokój... — Podniósł mnie lekko ponad ziemię, żebym miała problem z wydostaniem się z jego uścisku. 

Czułam jak mi żyłka pulsuje na czole ze zdenerwowania. Pozostali znowu się zaśmiali z tej sytuacji. 

— Jak tylko Heaven postawi mnie na ziemi, to się z tobą policzę... — Zwróciłam się do Jamesa, a on spojrzał na szatyna. 

— Nie przywiążę jej do krzesła... — Powiedział stanowczo, kiedy brunet otworzył usta, aby coś powiedzieć. 

— Inaczej się z nią pogadać nie da... — Wskazał na mnie. 

— Kombinuj... — Wzruszył ramionami Heaven. 

— Zdajecie wy sobie sprawę z tego, że ja was słyszę, prawda? — Zwróciłam na siebie ich uwagę. 

Koniec końców skończyło się to tak, że przywaliłam Jamesowi w brzuch, a potem powiedziałam, że jesteśmy kwita. Cały dzień byłam prześladowana przez dziewczyny, który chciały wiedzieć, co się wydarzyło wczoraj, dlatego po pewnym czasie zamknęłam się w swoim pokoju, żeby mieć chociaż chwilę świętego spokoju. Uwaliłam się na łóżku, po czym spojrzałam na swoją perkusję. 

Dawno nie grałam. Nie miałam też informacji od Marie, Leparta czy Scotta. Równie dobrze, mogli sobie znaleźć nową perkusistkę. Z zamyślenia wybiło mnie pukanie do drzwi. Złapałam za pistolet, który leżał na biurku. 

— Jeśli to ty Roonie, Ivy albo Kylie, to proszę się wycofać, bo mam broń i nie zawacham się jej użyć! — Odwróciłam się w kierunku drzwi, które się już otwierały, a przy tym odbezpieczyłam gnata. 

— Chyba już masz dość dziewczyn... — Zaśmiał się Tobias, który wszedł do pomieszczenia. 

Odetchnęłam z ulgą, kiedy się okazało, ŻW to tylko on, po czym spowrotem zablokowałam broń i odłożyłam ją na szafkę. 

— Ty mi nawet o nich nic nie mów... Jak mnie znowu dopadną, to przysięgam, zastrzelę całą trójkę... — Usiadłam na łóżku, a rudowłosy się zaśmiał. 

— Ok... Mam dla ciebie propozycje... — Zaciekawiona na niego spojrzałam. — Chcesz poznać naszych rodziców? — Na jego słowa szerzej otworzyłam oczy. 


Podobał się dzisiaj?
Mam nadzieję, że tak!

Życzę wam miłego dzionka! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro