Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Baekhyun nie pojawił się przez następne dwa tygodnie. Ciepły lipiec powoli zaczął się kończyć, ale Chanyeol nawet tego nie zauważał zbyt przejęty stanem nastolatka. Bał się, że mogło mu się coś stać lub że przez ich ostatnią sprzeczke zniechęcił go do siebie na tyle, że młodszy już więcej się u niego nie pojawi. Starał się żyć dokładnie tak samo jak przed pojawieniem się dziewiętnastolatka, ale nie potrafił powstrzymać się przed szukaniem różowej czupryny w tłumach ludzi. Dongwoo kazał mu się nie przejmować, ale Park naprawdę martwił się jego nieobecnością. Wiedział, że Baekhyun dokładnie taki jest. Przychodzi nagle i gwałtownie odchodzi. Nic nie mógł na to poradzić.
Dokładnie dwa tygodnie po ich ostatniej rozmowie Seul po raz kolejny nawiedziły deszcze.
Park widział w tym nadzieję. Byun przypominał mu małego, dzikiego kota chodzącego własnymi ścieżkami. A przecież każdy wie, że koty nienawidzą wody.
Będąc w kuchni Chanyeol usłyszał hałas na zewnątrz. Padał gesty deszcz, dlatego musiał bardzo się skupić, aby przez ciężkie krople dostrzec sylwetkę przy płocie.
Kiedy usłyszał, że różowowłosy zrobił sobie krzywdę przechodząc przez płot przestał zamykać bramę. Zawsze pilnował, aby okna i drzwi były szczelnie zamknięte, ale bramę zostawiał nie zakluczoną, aby Baek mógł swobodnie wejść na teren posesji. Niestety nie zdążył go o tym powiadomić, przez to, że więcej już się nie pojawił.
Stojąc przy oknie w kuchni widział drobną sylwetkę, której dłonie zaciśnięte były na słupku. Wyglądało to dość śmiesznie, bo brama sięgała nastolatkowi aż do szyi.
Brunet chciał otworzyć okno, aby krzyknąć, że brama jest otwarta, ale w tej samej chwili chłopak podciągnął się i stanął stopami na śliskim płocie.
Nie utrzymał się długo bo szybko się ześlizgnął i wylądował na kolanach. Natychmiast się podniósł i nieco kulejąc pobiegł w stronę drzwi. Chanyeol stracił go z oczu, ale już po chwili usłyszał, że wchodzi do domu.
Spotkał go w salonie, gdzie otulał się wypranym przez Parka kocem, który swoje stałe miejsce miał na oparciu kanapy.
Nastolatek był zgarbiony, a z jego włosów kapała woda. Miał na sobie lekką koszulkę, która przez wilgoć przykleiła się do jego drobnego ciała.
- Nie zrobiłeś sobie krzywdę? - Zapytał Chanyeol wracając do kuchni. Tam nastawił wodę na herbatę. Idąc do salonu zabrał czysty ręcznik, który rzucił na uda nastolatka.
- Raczej nie. - Odparł drugi nawet nie dotykając materiału. Wciąż trzymał dłonie zaciśnięte na kocu. Starszy widząc to westchnął i rozłożył ręcznik, który zarzucił na włosy Byuna. Przyciągnął go nieco bliżej, aby móc swobodnie je wytrzeć. Dziewiętnastolatek schylił nieco głowę, ale pozwolił mu na działanie.
-Jesteś głodny? - Park czuł jakby cofnął się w czasie. Miał wrażenie, jakby znowu zajmował się kilkuletnim Baekhyunem, którego deszcz złapał, kiedy bawił się w ogrodzie. Czuł troskę i dziwną czułość. Może powinien być zły na Baekhyuna za jego wybryki, wszyscy byli, ale on chciał po prostu upewnić się, że jest cały i zdrowy.
- Jadłem.
- Może chcesz wziąć prysznic, żeby się rozgrzać? -  Dopytywał dalej. Odsunął się od chłopca i rzucił mokry ręcznik na oparcie mebla. Włosy Baekhyuna wyglądały teraz dziwnie. Były napuszone i rozczochrane przez kontakt z ręcznikiem.
- Nie chcę.
- Jesteś zmęczony?
- Przestań. - Westchnął młodszy, odsuwając się. - Nie jestem dzieckiem.  Umiem się sobą zająć. - Rzucił, a Chanyeol tego nie skomentował, mimo że w jego oczach Byun naprawdę był tylko dzieckiem.
- Twój ojciec prosił mnie, żebyś ich odwiedził. Wciąż nie jesteś pełnoletni więc musisz pokazywać się przynajmniej raz w tygodniu. - Pouczył go. Wstał, aby przynieść herbatę, co też zrobił. Podał ciepły kubek w dłonie różowowłosego. - To kiedy do nich pójdziesz? Jeśli chcesz mogę cię podwieść. To zajmie pięć minut.
-Nic nie mogą mi zrobić. - Westchnął jego elfik.
- Na pewno coś by się znalazło. - Rzucił zirytowany postawą młodszego. Wiedział jak bardzo jego rodzice się martwią. Sohye odchodziła od zmysłów wymyślając możliwe scenariusze związane z nieobecnością syna.
- Nie mają pojęcia gdzie mnie szukać.
- Powinieneś do nich wrócić. - Stwierdził starszy. Obiecał sobie, że tym razem nie będzie nalegał, aby go nie wystraszyć. - Co cię powstrzymuje?
- Daj mi spokój. - Warknął dziewiętnastolatek. Posłał rozmówcy zirytowane spojrzenie, ale ten nic więcej nie powiedział. Widząc to Byun rozluźnił się i przyłożył różowe wargi do ciepłego kubka. Rzadko pił herbatę, ale pomyślał, że mógłby przywyknąć do jej smaku.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować...-Zaczął Chanyeol ponownie ściągając na siebie wzrok młodszego. - To od razu mi to powiedz. Pomogę Ci.
- Jesteś idiotą. - Prychnął w odpowiedzi. Chanyeol poczuł lekki gniew słysząc to. Był od Baekhyuna starszy o trzynaście lat i miał nadzieję na odrobinę szacunku, tymczasem młodszy traktował go jak uciążliwego rówieśnika. - Poradzę sobie bez ciebie. Jestem tu tylko dlatego, że pada.
- Mimo to chcę żebyś o tym pamiętał.
- Jasne. - Zaśmiał się Baekhyun biorąc kolejny łyk napoju. Wcale nie brzmiał na rozbawionego.
- Dobrze byłoby żebyś miał mój numer. - Zasugerował niepewnie Park. Bał się tego, że chłopak znów się zdenerwuje i ucieknie.
- Nie mam telefonu.
- Jak to? - Zdziwił się podejrzewając, że nastolatek po prostu go okłamuje.
- Nie potrzebuję, więc nie mam. Radzę sobie bez niego.
- A co się stało z tym od rodziców?
- Sprzedałem. Byłem komuś winny pieniądze i to mi trochę pomogło. - Wyjaśnił swobodnie. Odłożył pusty kubek na stolik i przeczesał rękami włosy. Chanyeol zauważył, że Baekhyun ma niesamowicie ładne, nieco kobiece dłonie. Wyrosnął na bardzo urodziwą osobę.
- W co ty się wpakowałeś. - Westchnął starszy opierając dłoń na czole. Próbował wyobrazić sobie życie elfika, ale naprawdę nie potrafił. Nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać i dlaczego nie żył jak jego ludzie w podobnym wieku. Chodziło o narkotyki? O miłość? O wrogów?

- Nie przejmuj się mną. Naprawdę umiem poradzić sobie sam. - Mimo słów chłopca Park nie potrafił się o niego nie martwić. Przecież to dziecko! Drobny, mały, słaby dzieciak.
-Deszcz wciąż pada, prawda?
-Tak. - Rzucił Park oglądając się w stronę okna, po którym gęsto spływały krople deszczu. Młodszy chłopak odsunął się i położył tak, że jego głowa znalazła się na udzie mężczyzny. Jego spodnie od razu zaczęły chłonąć resztki wody z włosów Byuna.
- Faktycznie jestem zmęczony, więc się nie ruszaj.
- Może przyniosę jeszcze jeden koc albo pójdziesz położyć się w łóżku? Nie chcę żebyś się przeziębił. - Jego towarzysz westchnął ciężko i wtulił twarz w materiał koszulki, którą mężczyzna miał na sobie. Okrył się szczelnie kocem i zamknął oczy.
Park zrozumiał, że na dzisiaj powinien przestać zamartwiać się o chłopca, który powoli zaczął zasypiać.
Był przy nim, więc był bezpieczny. To najważniejsze.
------------------------
Szczęśliwego Nowego Roku!!
Całuski ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro