Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

- Otwórz usta.
- Nie.
- No dalej, Baekhyun.
- Nie!
- Nie chowaj się. - Westchnął Chanyeol patrząc jak nastolatek zakrywa się kołdrą aż po czubkek różowej głowy. Próbował zdjąć z niego materiał, ale zupa w trzymanym przez niego naczyniu zachybotała, a on uznał, że woli dalej go przekonywać niż mieć brudną pościel. Przysunął się bliżej środka łóżka, a Baekhyun czując to od razu odsunął się na sam jego kraniec.
- Nie jestem głodny.
- Na śniadanie zjadłeś tylko grzankę, a jest już siedemnasta. Nie denerwuj mnie. Przychodzę tu co pół godziny, ta zupa była podgrzewana chyba z piętnaście razy.
- To twój problem.
- Twoja gorączka nigdy nie przejdzie, jeśli nie będziesz nic jadł. - Powiedział w końcu, a Baekhyun powoli wyjrzał zza pościeli. Jego spojrzenie było zamglone, a policzku zaczerwienione, przez co Chanyeol był pewny, że temperatura jego ciała znowu wzrosła. Zdecydował się na ostateczny argument. - Zadzwonię po Luhan'a. - Rzucił świadom, że jego przyjaciel siłą wymusiłby w niego jedzenie. Był troskliwy i dużo bardziej stanowczy niż on sam.
- Daj spokój. - Westchnął Baekhyun i niechętnie podniósł się na ciepłym, Chanyeol'owym materacu. - Nalałeś za dużo.
- To zjedz połowę. - Mruknął realnie zmartwiony jego stanem. Baekhyun nigdy nie odmawiał jedzenia. Park nieraz miał wrażenie, że przychodzi do niego tylko po to, żeby się najeść. Teraz jednak wszystko zdawało się być inne.
Baekhyun prychnął cicho i z niechęcią zabrał błękitne naczynie. Ułożył je na stercie poduszek, a Chanyeol modlił się, aby ich nie poplamił. Usiadł naprzeciw niego, w nogach łóżka. Przyglądał się jak na bladej twarzy nastolatka pojawia się niewielka rysa, kiedy ze zmarszczonymi brwiami przebirał w warzywach.
- Myślisz, że powinienem zadzwonić do twoich rodziców? - Zapytał patrząc jak pierwsza porcja posiłku ląduje między drobnymi, różowymi wargami.
- Po co?
- Są twoimi opiekunami.
- Tylko według prawa. - Odparł młodszy, a Park nie potrafił tego skomentować, ponieważ miał rację. Byli jego rodzicami jedynie według prawa, co w żadnym wypadku nie było ich winą. Było winą Baekhyun'a. Mimo to Park dobrze wiedział, że wystarczyło by jedno słowo czy gest, aby przyjęli go z powrotem i traktowali tak, jakby nigdy nich nie zranił.

Oboje siedzieli na dwóch końcach łóżka, a ich wyprostowane stopy raz po raz się ocierały. Te Baekhyun'a były odziane w naprawdę grube skarpety, które przyjemnie ogrzewały skórę drugiego mężczyzny. Uważał, że różnica w ich rozmiarze była śmieszna. W końcu Baekhyun był już prawie dorosły, a jego ciało wciąż pozostało ciałem nastolatka i nie zapowiadało się, żeby to miało się kiedykolwiek zmienić.
Starszy poświęcił chwilę na napisaniu do Dongwoo sms'a, w którym uprzedził o chorobie jego syna.
Pomyślał, że starszy Byun też posiadał dość smukłą sylwetkę, ale był sporo wyższy od syna. Może przeznaczeniem Byun'a było bycie... Małym.
- Chodźmy gdzieś. Nudzę się tu. - Odezwał się obiekt jego rozmyślań. Chanyeol spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, po czym pokręcił głową w nie zgodzie.
- Wciąż jesteś chory, a z twoim podejściem nie szybko wyzdrowiejesz.
- Przecież nic nie robię.
- Nie jesz i nie chciałeś wziąść lekarstw. - Powiedział tonem, który bez problemu mógłby zostać użyty w rozmowie z dzieckiem. Baekhyun mimo wszystko wciąż miał w sobie naprawdę wiele z dziecka.
- To nie moja wina, że nie mam na to ochoty.
- Powinieneś wiedzieć, że to ważne. - Baekhyun wzruszył ramionami, a Park westchnął. To nie tak, że spodziewał się innej reakcji.
- Chodźmy do Sehun'a. - Rzucił młodszy, po czym oddał m
Park'owi talerz. Ten mógłby się kłócić o to, że nie zjadł nawet połowy, ale nie miał już na to siły. Z Byun'em potrzebował naprawdę wiele cierpliwości.
- Nie pójdziemy.
- Pójdziemy.
- Nie. - Powiedział twardo, a różowowłosy westchnął i zniżył się nieco na łóżku jednocześnie kichając. - Nie ruszaj się. - Dodał brunet, po czym niechętnie wstał i wyszedł z sypialni. Zszedł do kuchni, gdzie zostawił talerz.
Nalewając zimnej wody do miski pomyślał, że dom był naprawdę cichy, kiedy nie było obok Baekhyun'a. Nawet jego kotka nie potrafiła do końca zabić uczucia samotności.
Gdy Byun był obok Chanyeol nawet przez moment nie pomyślał, że to miejsce jest zbyt ciche, zbyt zimne i pozbawione duszy. Baekhyun miał w sobie coś co sprawiało, że Park czuł się tu lepiej. Miał aurę, która powodowała, że Chanyeol chciałby pozostać przy nim już na zawsze, ponieważ to właśnie przy nim czuł się najlepiej.

Po zabraniu plastikowej miski wrócił do sypialni. Baekhyun leżał dokładnie tak samo, jak gdy Chanyeol go opuszczał. Mężczyzna zabrał z szafy niewielki, biały ręcznik, po czym wrzucił go do wody. Odłożył wszystko na ziemię i zbliżył się do chłopaca, aby upewnić się, że gorączka była tak wysoka jak sądził.
- Mam nadzieję, że ci przejdzie. - Mruknął do osłabionego nastolatka, który nie zdawał się tym przejmować. Swoimi błyszczącymi oczami wpatrywał się w przystojną twarz starszego. Nie zareagował, kiedy ten podniósł skopaną kołdrę i szczelnie opatulił jego ciało. Opanowujące go ciepło było całkiem przyjemne i nieco nużące. Chwilę później mężczyzna przysiadł na skraju materaca i chwycił ręcznik, który porządnie wycisnął. Złożył go i ułożył na czole chłopca, wcześniej odgarniając zbłąkane kosmyki grzywki.
- Zimne.
- Takie miało być. - Odparł patrząc, jak przez mniejsze ciało przechodzą dreszcze. Spojrzał na zegar, ale wciąż nie była pora na wzięcie leków. Martwił się tym, że nie działają. Nie był niecierpliwą osobą, ale naprawdę chciał, aby Baekhyun poczuł się lepiej. - Może weźmiesz zimny prysznic? Lekarz mówił, że to pomaga przy gorączce.
- Chcesz mnie zabić?
- Chcę, żebyś szybko wyzdrowiał. - Odparł posyłając mu przepraszający uśmiech. Był naprawdę zaskoczony, kiedy ten gest został odwzajemiony w najpiękniejszej formie, jaką kiedykolwiek widział. Przy czerwonych policzkach i lśniących od choroby oczach Baekhyun był po prostu rozkoszny. Znowu przypominał małego elfika, który na zawsze zajął fragment jego serce, ponieważ tak, Chanyeol mógł się wzbraniać i kryć, ale kochał Baekhyun'a. Kochał to dziecko, którym był oraz nastolatka, na którego wyrósł. Gdyby tylko mógł podarowałby mu najjaśniejszą gwiazdkę z nieba.
- Czemu ucichłeś? - Zapytał zachrypnięty głos. Park przyłożył dłoń do jego policzka i pogładził skórę w zamyśleniu.
- A jest coś o czym chciałbyś porozmawiać? - Baekhyun zdawał się zawstydzony, kiedy lekko przytaknął, jednocześnie powodując, że materiał zsunął się z jego twarzy. Park natychmiast go poprawił.
- Jest coś o co chciałbym zapytać, ale nie jestem pewny czy mogę. - Wyznał powodując niezdrową ciekawość rozmówcy.
- Dlaczego?
- Ojciec mi zabronił. - Wytłumaczył, a Chanyeol zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na oczy nastolatka.
- Co takiego?
- Co stało się z kobietą, z którą przychodziłeś się mną opiekować? Co stało się z twoją dziewczyną?
_____________________
W tym opowiadaniu nie było jeszcze Polsat'owego momentu, więc oto jest!
Matko ile wy czekaliście... Przepraszam, słoneczka.
Swoją drogą.. Jest dużo autorów, którzy fajnie nazywają swoich czytelników. _. Też chcę, ale nie wiem jak... TT.TT

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro