[<6 Rozdział>]
Per. Alastor
Obudziłem się dzisiaj wcześnie rano, co nie było nowością. Wstałem z łóżka i przebrałem się w normalne ubrania, oraz zamieniłem banarz.
Na nie istniejącego Boga, ta rana serio wyglądała coraz gorzej. Boki rany zaczęły się rozchodzić, przez co stała się większa. Jeśli szybko czegoś nie zrobię to może się źle skończyć. Muszę szybko coś wymyślić, bo co to za overlord, który jest słaby? No właśnie.
Wziąłem laskę i wyszedłem z pokoju.
Po drodze potknęłem się o jedną z kaczek Lucyfera, czy on serio musi je wszędzie zabierać? Nie dziwota że później mu się gubią.
Wziąłem tą kaczkę do ręki i położyłem przy drzwiach lucyfera. Jak się obudzi to ją zobaczy i weźmie.
Zszedłem na dół, do salonu.
Wtedy zauważyłem że Angel Dust leży na kanapie. Widocznie był na jakiejś imprezie wczoraj,bo wygląda jakby porządnie się upił.
Wtedy zauważyłem Lucyfera
A ten co tu robi to tej godzinie?
Podszedł do mnie. Poznaliśmy się już dawno temu, a nadal jego wysokość..ekhem...a właściwie niskość, była zaskakująca.
-Cześć Alastorze..jak tam z...no wiesz..em..raną?- Zapytał co chwilę przerywając. Dziwne, wcześniej nigdy nie miał problemów z wysławianiem się. Może szukał odpowiednich słów, ale przecież to zwykła rozmowa.
-Dobrze- odpowiedziałem prosto.
On popatrzył na mnie lekko zaskoczony.
-Uh, to... fajnie, ale jakby się pogorszyło to wiesz..mogę pomóc- oznajmił niski król. Serio nigdy się tak nie zachowywał, jest dzisiaj jakiś...dziwny? Nie wiem, czy to dobrze czy źle, że zachowuje się inaczej,ale szczerze jak na razie mi to nie przeszkadza.
Zaraz..
Znów przetworzyłem w głowie co powiedział.
''to fajnie ale jakby się pogorszyło, to wiesz, mogę pomóc''.
On? Chce pomóc mi?
Tak, już ci wierzę Lucyfer.
Z pewnością pozwolę na to, żeby mój wróg mi pomagał, przecież wpadłbym żałośnie,a muszę dbać o swój wizerunek. Szczególnie, że wróciłem nadal dość niedawno, żeby Vox uważał się za lepszego i jak to ujoł'' nowoczesnego''. Nie to, żebym czuł się zagrożony, poprostu chciałbym pokazać mu że się myli z tym, że jest o wiele lepszy odemnie.
-Okej- powiedziałem znów krótko i wyszczerzyłem się jeszcze bardziej.
On też się uśmiechnął.
Zauważyłem kątem oka że Angel Dust już nie spał, bo spadł z hukiem z kanapy. Lucyfer się obejrzał by sprawdzić co spadło, ale po zauważeniu Angela poprostu jak gdyby nigdy nic znów odwrócił głowę w moim kierunku.
-Jesteś głodny? - zapytał nagle Lucyfer.
-trochę- odparłem szybko.
-To dobrze, akurat miałem smażyć pankejki- odpowiedział z większym uśmiechem. Huh, a teraz się nie zaciągnał. Dziwny jest jakiś. No Cuż, nieistotne. Lepiej nie zawracać sobie tym głowy.
-Usiądź przy stole,zaraz wrócę z pankejki! - powiedział i dosłownie z prędkością światła wbiegł do kuchni.
Usiadłem w salonie opierając swoją laskę o jedną ze ścian. Angel Dust wstał i podszedł do mnie.
-Eyej..t-yy luiszz Lucłferä?-
Powiedział to tak niezrozumiale, że w pierwszej chwili nic nie zrozumiałem. Dopiero jak przetworzyłem to zdanie kilka razy w głowie zrozumiałem jego znaczenie.
-Usłyszałem kiedyś od kogoś, że jeśli nie możesz z kimś walczyć, to musisz go polubić, ale jako iż ja nic nie muszę sam sobie odpowiedz na to pytanie- odpowiedziałem na pytanie Angela Dusta a on zaczął śmiać się jak głupi.
Wtedy do Salonu przybiegł Lucyfer. Położył na stole mi pankejki..w kształcie kaczek.
Heh, tą obsesję za niedługo trzeba będzie leczyć.
-dzięki- powiedziałem i zacząłem jeść. Nigdy nie jadłem często, pankejków, no ale muszę przyznać, że te były wyjątkowo dobre. Lucyfer ma ewidentny talent do robienia pankejków.
Gdy zjadłem pankejki, to Lucyfera już nie było,ale usłyszałam jego krzyk:
-MARYSIA ODNALAZŁAŚ SIĘ!-
Domyśliłem się, że chodzi o kaczkę którą znalazłem wcześniej i położyłem mu przed pokojem.
Kto normalny nazywa kaczki? A no tak, zapomniałem, że on nie jest normalny. W dobrym tego słowa znaczeniu.
Odłożyłem talerz do kuchni i wyszłam z hotelu, miałem ochotę się trochę przejść, ale po czasie miałem wrażenie jakby ktoś mnie śledził..
*********
Ha! Nie było rozdziału dwa dni, ale chyba warto było czekać, bo ten rozdział ma 662 słowa, a to około 100 słów więcej niż zazwyczaj! :D
Edit: Japierdole XDD Musiałam edytować ten rozdział bo gdy napisałam za pierwszym razem '' Gdy zjadłem, Lucyfera'' to myśleli że chodzi o Lucka XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro