[<5 Rozdział>]
Per. Lucyfer
Minął już pierwszy dzień odkąd się tu przeprowadziłem. Rano Charlie zawołała nas na śniadanie które zrobiła samodzielnie.
To były...pankejki.
Odrazu widać, że to moja córka.
Wszyscy usiedli przy stole jedząc pankejki.
-Jaki ojciec taka córka- powiedział radiowy demon lekko rozbawiony. Uśmiechnąłem się na jego widok, miło było widzieć go rozbawionego, fajny widok.
Wszyscy skończyli jeść pankejki.
-Były idealne córuś- powiedział Lucyfer patrząc na swoją córkę miłym wzrokiem.
-awww dzięki tato- powiedziała Charlie i się do niego przytuliła. Ona serio była za dobra by tkwić w piekle, no ale niestety nie miała wyboru.
Alastor popatrzył na nich dziwnym wzrokiem, znów wyglądał wrogo nastawiony. O co mu znowu chodzi?
Wszyscy powiedzieli że pankejki wyszły jej zajebiecie. Po skończonym śniadaniu wszyscy się rozeszli w swoje strony. W salonie zostałem tylko ja, jeleń, Husk i Angel.
Husk i Angel leżeli na sobie, na kanapie, więc postanowiłem że ich tu zostawię, samych. Alastor myślał podobnie.
Radiowy demon podszedł do mojej córki i zaczął o czymś z nią rozmawiać. Chyba znowu chce mnie wkurwić. Zrobiłem wrogą minę i się na nich gapiłem.
-Coś ty taki naburmuszony- obok mnie stanął Angel Dust. Nie odpowiedziałem.
-Okej widzę że nasz niski królewicz jest zły na Alastora hm?- powiedział Angel nie dając mi spokoju.
-Ja jestem ojcem Charlie a nie on i powinien to w końcu rozumieć- szepnąłem w odpowiedzi.
-Skoro jesteś '' lepszym ojcem'' to powinieneś pokazać jej, że tak jest. -
Ma to sens.
To było mądre jak na Angela. Jeśli będę spędzać z nią więcej czasu, więcej razem robić to napewno sama zauważy że jestem lepszym ojcem.
Nie to że nie lubię Alastora, poprostu on mi chce odebrać córkę.
Chujek.
Skączyli gadać,wreszcie.
Odrazu podbiegłem do Charlie.
-Hejka córuś nie chciałabyś się gdzieś przejść?- zapytałem. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, ale lepszy spacer niż nic.
-No...okej- dziewczyna odpowiedziała mi po pewnym czasie. Poszliśmy do drzwi i wyszliśmy z hotelu.
Piekło to zdecydowanie nie jest idealne miejsce na spacery.
Poszliśmy w prawo od hotelu.
Dookoła byli...ludzie. Bijacy i zabijający się nawzajem ludzie. Okropny widok. No ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?
Spacer trwał o dziwo kilka dobrych godzin , potem postanowiliśmy wspólnie że lepiej już będzie wrócić do hotelu.
Gdy weszliśmy to Charlie odrazu podeszła porozmawiać z Vaggie więc stwierdziłem, że nie będę im przeszkadzał.
Weszłem już na piętro gdzie był mój pokój. Początkowo usiadłem na łóżku nie wiedząc co ze sobą zrobić, ale szybko znalazłem zajęcie. Jeszcze nie rozpakowałem moich kaczuszek.
Wtedy mi się przypomniało o kaczce na kapeluszu. Nie było już jej na kapeluszu. Musiała mi spaść. Było mi trochę przykro. Wstałem i podeszłem do walizki którą później otworzyłem. Mnóstwo kaczek tam było, kto by się spodziewał.
Były w pokoju dwie małe półki przy łóżku, więc tam dałem z dwadzieścia kaczek. Była też średniej wielkości szafa na której też ułożyłem kaczki.
Potem zostało mi ich jeszcze pięć więc wziąłem je i dałem na szafkę nocną.
Ciekawe gdzie podziała się ta jedna kaczuszka. Może pójdę jej poszukać? No... Jest mała szansa że akurat tutaj mi spadła. Mogła równie dobrze spaść kiedy byłem na spacerze.
Wyszedłem jeszcze na chwilę z pokoju żeby poszukać tej kaczki. Podszedł do mnie Alastor. Podał mi kaczkę.
-znalazłem ją blisko mojego pokoju.- powiedział i poszedł.
Wow, jaka długa i wzruszająca rozmowa,ale najważniejsze jest to, że odzyskałem kaczkę.
Znów weszłem do swojego pokoju. Ułożyłem kaczkę z tymi pięcioma na szafce nocnej. Było już w zasadzie trochę późno, więc postanowiłem że pójdę spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro