[<3 Rozdział>]
Per. Alastor
-Co ty tu robisz? - zapytałem i zmarszczyłem brwi. To musiało wyglądać dziwnie, że uśmiecham się równocześnie jestem wnerwiony.
Bandaż spadł, co za nie fart..
-Przyszedłem tylko sprawdzić co się sta- w połowie zdania przerwał, widząc moją ranę. Szybko do mnie podbiegł.
-Co ci się stało?!- Lucyfer serio wyglądał na przyjętego, ale przecież mnie nienawidzi. Pewnie tylko udaje że się przejmuje. Zresztą, nie obchodzi mnie to co czuje ten karzeł.
-Adam się stał.- Odpowiedziałem z nienawiścią w głosie. Nienawidzę tego jebniętego Adama, a najgorsze jest to, że nawet nie mogę się zemścić, bo nie żyje.
Lucyfer popatrzył na mnie z współczuciem. Przyglądał się uważnie ranie na moim brzuchu, co było trochę niezręcznie, ale i tak się nie odzywałem.
-To..to się nadaje tylko do szycia.- powiedział Lucyfer z troską w głosie. Serio wydawał się przejęty, ale napewno tak nie było.
-No co ty nie powiesz niski królu?- westchnąłem patrząc na niego nijakim wzrokiem.
-Ja chcę ci tylko pomóc...- powiedział zatroskany. Żenujące. Nie potrzebuje współczucia ani nic w tym rodzaju. Jestem w końcu pieprzonym overlordem, muszę dbać o swój autorytet.
-Nie potrzebuje pomocy- Odpowiedziałem ostro odwracając wzrok od niego, gdy poczułem ukłucie w sercu. Może..może serio się martwi? Nie,nie. Napewno nie, nie zmieniłby zdania o mnie w jeden dzień, to niemożliwe.
-Ale ta rana potrzebuje zszycia- powiedział posmutniały Lucyfer.
-Jeśli szybko jej nie zszyjesz możeć mieć poważne problemy zdrowotne-
Dopowiedział.
Może ma rację? W końcu ta rana z każdym dniem boli coraz bardziej..
Jak na zawołanie znów poczułem ból.
Cholera..
Znów złapałem się za brzuch. Lucyfer wyglądał na przerażonego.
-Błagam cię, musisz coś z tym zrobić! - Powiedział nadal wyglądając na przejętego.
-Nic nie muszę. - Odpowiedziałem ozięble. Teraz naprawdę zacząłem wieżyc w jego dobre intencje,ale czy napewno były takie dobre? Mój codzienny, duży uśmiech na moment zniknął z mojej twarzy. Pierwszy raz od długich lat się nie uśmiechałem. Jednak tylko gdy zauważyłem co zrobiłem znów zmusiłem się do uśmiechu. Chyba serio mi odbija.
Lucyfer popatrzył na mnie zdziwiony, Cholera, zauważył że się nie uśmiechałem.
-nigdy nie widziałem żebyś nie szczerzył tych swoich zębisk- powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Wyglądał..słodko
Zaraz.
O.
Czym.
Ja.
Pomyślałem?
Nie wiem co się ze mną dzieje,ale sam siebie nie poznaję.
-Pierwszy i ostatni raz to widziałeś- odpowiedziałem po paru chwilach.
Lucyfer znów wyglądał jakby posmutniał. Popatrzył na zegarek.
-JAPIERDOLE MOJE PANKEJKI- Wrzasnął chyba tak głośno że całe piekło go słyszało. Rozbawiło mnie to.
Kaczko-maniak wybiegł z pokoju poczym wrócił do niego jeszcze na chwilę.
-Wybacz, Pankejki wzywają.- powiedział poczym znów wybiegł z pokoju.
To było niesamowite jak łatwo udało mu się poprawić mój humor. Postanowiłem że spróbuję jakoś zszyć tą ranę. Może Rosie wie jak to zrobić? Nie wiem dlaczego ale myślę że ona umiałaby zszyć tą ranę.
°°°°
Przepraszam że taki krótki rozdział
TvT
W ogóle, strasznie trudno mi jest pisać postacią Alastora, może to dlatego że ma cuż...specyficzny charakter?
W każdym razie myślę że za niedługo się poprawię i będę lepiej pisać z jego perspektywy, a przynajmniej mam taką nadzieję^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro