[<1 Rozdział>]
Per. Lucyfer.
Od walki z niebem minął zaledwie tydzień, a ja znów wróciłem do swoich wcześniejszych, codziennych zajęć. Czyli tworzenie kaczek.
Kaczki zawsze były dla mnie odskocznią od codziennych problemów. W każdą którą stworzyłem wkładałem swoje serduszko. Kochałem je tworzyć, bo i tak nie miałem nic lepszego do roboty.
Popatrzyłem na telefon i pomyślałem o swojej córce. Nie widziałem jej przez tydzień a wydaje mi się jakbym nie widział jej całą wieczność. Już tęskniłem. Nie chcę, żeby nasze relacje znów się pogorszyły, bardzo tego nie chcę, nie zniósł bym tego.
Po tym jak moja żona opuściła mnie siedem lat temu moją jedyną rodziną była Charlie. Jest moim oczkiem w głowie. Gdyby ktoś odważyłby się ją skrzywdzić byłbym pierwszy w kolejce do zabicia huja.
Mimo to bałem się zadzwonić, zrobić cokolwiek, a najgorsze jest to, że nawet nie wiem czego się boję.
Po paru minutach myślenia o tym przypomniałem sobie Alastora, ten demon niemiłosiernie mnie wkurwiał. Zachowywał się tak jakby był ojcem Charlie, jakby chciał mi ją odebrać. No ale niestety to Alastor postanowił ją wesprzeć w swoich marzeniach pierwszy..
Nagle usłyszałem dźwięk z telefonu, który sugerował że ktoś dzwoni. Szybko wyrwałem się z moich rozmyśleń i podbiegłem do telefonu.
Charlie dzwoniła.
Chciałem wymyślić jakieś sęsowne przywitanie ale odruchowo odebrałem połączenie.
-Cześć tato!- przywitała się Charlie z szczęściem w głosie. Miło było to słyszeć.
-Hej, Charlie, czemu dzwonisz?- zaśmiałem się nerwowo. To przywitanie nie brzmiało jakoś majestatycznie, a mógł przynajmniej zrobić dobre wrażenie. Cholerny odruch.
-Tato, wiesz jest sprawa..mam pytanie- powiedziała Charlie tajemniczo.
-Tak córuś?- odpowiedziałem szybko.
-Czy..nie chciałbyś zamieszkać u nas w hotelu, nie w celach jakiegoś odkupienia czy coś..poprostu nie chcę żebyś czuł się samotny, ani żebyś przychodził tu dosłownie raz na rok, brakuje mi ciebie, wiesz?- Moja córka Mówiła z nadzieją w głosie.
Bardzo mnie to zszokowało. Ona chce żebym mieszkał z nią? Brakuje jej mnie? To mógłby mieć dobre skutki. A jednym z najlepszych z tych skutków jest to, że napewno jego relacje z córką bardziej się polepszą, a Alastor nie będzie miał nic do gadania, bo to ja jestem jej prawdziwym ojcem.
-Mówisz serio? Jeśli tak to chętnie! To naprawdę wspaniała wiadomość! Przyjdę do was o szesnastej, okej?- mówiłem szybko, ale to z podekscytowania. Juz nie będę samotny, a przynajmniej taką mam nadzieję.
-Okej, no to do zobaczenia! - Pożegnała się Charlie.
-Do zobaczenia- odpowiedziałem po czym szybko się rozłączyłem.
Wziąłem dwie walizki i zacząłem się pakować. Jedna z nich była przeznaczona na jakieś potrzebne rzeczy, między innymi ubrania. Druga natomiast była cała wypełniona moimi wspaniałymi kaczkami. Ciężko było je dopchać ale jakoś mi się udało.
Jedna kaczka co prawda się nie zmieściła do walizki ale wziąłem taśmę klejącą i przymocowanem tymczasowo kaczkę na kapeluszu. Nie zostawię tu żadnej kaczki, każda kaczuszka idzie ze mną.
Spakowanie się zajęło mi trochę ponad godzinę, przez co była już piętnasta trzydzieści. Wyszedłem z domu i udałem się w stronę hotelu. Piekło jest naprawdę okropnym miejscem. Przechodziłem dosyć szybko, nie chciałem widzieć tych ludzi. Bili się, wyzywali się, kradli i mordowali bez żadnych wyrzutów sumienia.
Po kilku minutach znajdowałem się już przy drzwiach,była już prawie szesnasta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro