Prolog
•°•~☆-🔅-☆~•°•
Późnym wieczorem, gdy słońce dawno już spało, a księżyc leniwie wraz z gwiazdami wędrował po niebie, w niewielkim miasteczku Derry prawie wszyscy już smacznie spali. Całe szczęście że Eddie tej nocy postanowił zostać trochę dłużej, oddając się spokojnej lekturze, przy świetle lampki nocnej. Każda ze stron dosyć obszernej książki, na brzegach okleina była taśmą przez mamę brązowo-włosego chłopca, która chciała jak najlepiej dla swojego synka. Wzdrygnął się nieco gdy usłyszał pukanie do zasłoniętego już okna, przez które wpadające światło księżyca ujawniało znajomą sylwetkę przyjaciela szatyna. Sięgnął zapobiegawczo inhalator, zaciągając się i odkładając książkę na szafkę nocną. Odkrył swoje chude nogi spod kołdry i postawił po cichu okryte ciepłymi bawełnianymi skarpetkami, niewielkie stopy na drewnianej podłodze, która wierna, nie zdradziła jego nocnych podróży. Ubrany w krótkie spodenki oraz ciepłą jak zwykle zbyt dużą bluzę, która podstępnie zakrywała szorty Eddiego, podszedł powoli do okna uśmiechając się. Odsłonił szybę, za którą pomachał mu Richie, ubrany w czarną luźną bluzkę, której jednak znaczną większość zakrywała przetarta jeansowa kurtka. Jego brązowych oczu nie strzegły już grube szkła, a te cienkie, plastikowe soczewki kontaktowe. Eddie otworzył po cichu okno i podniósł je w górę otwierając, a ciepłe majowe powietrze owiało jego drobne ciało, Richie nie czekając na zaproszenie, przecisnął się przez okno, a zapach wypalonych tak niedawno papierosów dostał się do nosa zielonookiego.
-Richie mówiłem ci żebyś nie palił już tego gówna -Powiedział z wyrzutem, zakrywając swój wrażliwy nos.
-Oj tam Eds.. wiem że lubisz ten zapach - Uśmiechnął się, pod chodząc do niego i obejmując jego chude biodra.
- Nie lubię i o tym też doskonale wiesz - Powiedział zgrymaszony, jednak nie odsuwając się.
-Wiem sporo rzeczy o tobie.. Eddie spaghetti - Zaśmiał się, natomiast szatyn uderzył delikatnie pierś przyjaciela. -Powtarzałem tysiąc razy, żebyś tak nie mówił do mnie.
-Nadął policzki, a Richie uśmiechnął się szeroko, dłońmi przejeżdżając na jego pośladki, ściskając je nieco, na co z ust szatyna uleciało nieśmiałe stękniecie przez które poczerwieniał niczym truskaweczka, na które ma uczulenie.
-Beep Beep Richie - Powiedział cicho, okręcając głowę na bok zawstydzony, tylko on nawet zwykłym spojrzeniem umiał sprawić, że Eddie od razu się peszył, a serce chciało mu uszykować zawał w tak młodym wieku. Wziął głęboki wdech, czując że potrzebuje inhalatora.
-Eddie.. -Powiedział spokojnie, ale i cicho, jedną dłonią przejeżdżając na policzek młodszego, który jedynie kaszlnął w odpowiedzi nie mogąc złapać oddechu. -Ciii... -Dodał tym samym tonem, przysuwając się i muskając jego usta. Chłopiec cały czerwony dłonie położył na ramionach przyjaciela, czując jak chce odkaszlnąć, nie wspominając o braku powietrza. Otworzył w końcu usta kaszląc, jednak Richie zamiast się odsunąć pogłębił całus, łapiąc szybko za jego pośladki i podnosząc go.
-Beep Beep Richie.. Nie.. -Kaszlnął odchylając głowę, nie mogąc wytrzymać. Próbował się odsunąć, jednak jego przyjaciel położył go w końcu na łóżku, pochylając się nad nim i sięgnął mu inhalator, po który wyciągał dłoń Eddie, starszy nie chciał by mama chłopca przyszła, więc wsunął mu lek do ust i podał mu, a szatyn grzecznie się zaciągnął, oddychając głęboko, podczas gdy starszy odłożył lekarstwo na szafkę.
-Nie.. Nie.. Richie, oddaj -Powiedział cicho Eddie wyciągając dłoń do inhalatora, więc przyjaciel mu podał wywracając oczami i uczepił się jego szyi, całując oraz liżąc te delikatną, pachnącą skórę.
-Mm.. tak bosko pachniesz - Zamruczał cicho, dłońmi wędrując po jego biodrach i wsunął je pod materiał bluzy, podwijając ją powoli. Eddie jednak próbował go odsunąć nie bardzo chcąc to robić.
-Richie... przestań, nie mam ochoty.. -Powiedział cicho, chcąc go odsunąć. Brązowo-oki jednak przeniósł się z szyi ukochanego, na brzuch który odkrył. Skórę na nim uwielbiał bardziej niż cokolwiek innego na świecie, podgryzł ją nieco, uśmiechając się. Jedną dłonią przejechał na jego krocze, zaczynając je delikatnie głaskać.
-R-Richie moja mama jest w domu
-Najwyżej będzie zazdrosna - Zaśmiał się cicho, nieco ściskając dłoń na jego prąciu.
-Richie! - Eddie jęknął, czerwieniejąc jeszcze bardziej na twarzy. Chłopak podniósł się i przybliżył do jego twarzy.
-Jak będziesz tak głośno to na pewno będzie zazdrosna - Szepnął z uśmiechem przejeżdżając drugą dłonią po jego poliku.
- Nie jestem głośno.. a moja mama nie będzie zazdrosna, a tym bardziej nie O Ciebie - Richie zamiast słuchać dalej z powrotem złączył ich usta, przejeżdżając dłonią z krocza na brzuch i wsuwając w końcu ją w jego spodnie. Eddie skomentował to wytłumionym jęknięciem, jedną dłoń zacisnął na pościeli, a drugą złapał za tył głowy bruneta, ściskając nieco jego czarne, gęste loki. Jakby że strachem rozszerzył powoli nogi, oddając namiętny pocałunek, który zapierał mu dech w piersi. Richie odsunął się więc powoli, wyjmując dłoń, klęknął między jego nogami, chwytając tym razem za szorty i zaczął je powoli ściągać z chłopaka, który nawet podniósł biodra, by ułatwić to kochankowi. Brunet oblizał głodny usta, widząc półnagiego i czerwonego chłopaka tuż pod nim, który jako że miał głowę ułożoną na boku ze wstydu oraz zasłaniał się nogami, Richie zwrócił na siebie jego wzrok przejeżdżając mu dłonią po jedwabistym udzie od kolana po pośladek. Nachylił się całując jego kolano z czułością, a tuż po nim gładki piszczel, wędrując tak i zwiedzając jego nogę aż do skarpetki, którą złapał zębami powoli ściągając, w między czasie gładząc dalej jego udo. Zsunął w końcu materiał, który przeszkadzał mu tak bardzo i musnął jego kostkę, a następnie wierzch stópki, zerkając na chłopaka, który rozluźniał się z każdą chwilą coraz bardziej, założył sobie na ramię jego nogę, wracając do niego powoli, by musnąć szyję chłopaka. Dłońmi wjechał w końcu między nogi Eddiego, rozszerzając je w końcu powolnie, gdy to ukończył, wyprostował się zdejmując kurtkę, którą odłożył i objął jego uda, całując brzuch, by znów zacząć wędrówkę ustami tym razem do krocza młodszego.
-Richie nie.. Nie rób tego - Mówił cicho szatyn, zaczynając z jednej strony panikować, a z drugiej, chcąc jednak tego tak bardzo. Starszy jednak nie zareagował jak miał w zwyczaju i przesunął chłopaka, tak że jego lędźwia stykały się z poduszką, natomiast nogi były lekko ugięte. Chwycił delikatnie za przyrodzenie Eddiego i musnął jego główkę, aby potem wsunąć do ust, na co szatyn niemal od razu odpowiedział jęknięciem w dłoń, którą w ostatniej chwili zakrył usta. Richie, słysząc aprobatę, zaczął brać powoli coraz więcej, aż cały nie był tylko jego. Zassał go nieco, unosząc powoli głowę, aż w końcu zaczął nią ruszać.
-A... ah.. Richie... M... zarazki.. -Wydukiwał ledwo szatyn w dłoń, oddychając głęboko i nierówno, zaciskając pulsacyjnie palce u stóp. Nie trwało jednak długo jak Eddie mocniej zakrył usta jęcząc w dłoń przeciągle, wyginając się i rozlewając w ustach bruneta, który połknął jedynie część, bo reszta wypłynęła mu wraz ze śliną po kuśce chłopaka, nogi dygały mu od skurczów niekontrolowane, osuwając się nieco przy okazji na łóżku. Richie wyjął prącie z ust oblizując się nieco, wziął w końcu trzy palce do ust śliniąc je w dosyć sporej ilości, a następnie wsuwając dwa z nich w biednego bruneta, który znów jęknął nie dochodząc jeszcze do siebie po pierwszym orgazmie. Zaczął nimi powoli poruszać, patrząc uważnie na ciało i ukochanego, chcąc zapamiętać ten piękny widok wijącego się z przyjemności bruneta. Po dłuższej chwili wsunął w końcu trzeci palec, przez co znów się wygiął i zaczął poruszać ręką, chłonąc wszystkie tłumione odpowiedzi, a gdy uznał że tyle wystarczy, odsunął się, powoli rozpinając spodnie. Eddie oddychał głęboko już zmęczony, a to dopiero był początek, zaciągnął się z inhalatora, nie chcąc odpłynąć i zacisnął oczy oraz zęby tłumiąc przeciągły jęk, jaki mu się wyrwał, jak tylko Richie zaczął w niego powoli wchodzić.
-O Boże... Richie.. -Wydukał cicho, dłonią którą zakrywał usta, zakrył tym razem oczy, wstydząc się wzroku kochanka.
-Czemu się zakrywasz Eds? -Spytał nachylając się do niego i odsuwając nieco jego rękę, by odsłonić mu oczy -Jesteś taki piękny... - Powiedział cicho, na co szatyn zaczerwienił się i wziął głęboki wdech, przechylając głowę na bok.
-Nie mów tak.. -Szepnął, zaciągając się z inhalatora, a gdy tylko to zrobił Richie wpił się w jego usta, cofając biodra i tłumiąc przy okazji postękiwanie Eddiego. Wsunął się w niego płynnie i spokojnie, na co szatyn oczywiście jęknął, nie mogąc powstrzymać fali przyjemności, która zaczęła rozpływać się po jego ciele, rozgrzewając go jeszcze bardziej, wymuszając coraz więcej potu, który spływał po jego ciele, a gdy Richie przylgnął do niego, pot się złączył zupełnie jak obaj chłopcy w tamtej chwili. Przyjemność płynęła jednak w większości z ich bliskości, a przyjemność fizyczna jaką odczuwali w tamtym momencie była jedynie dodatkiem. Zaspokojeniem pierwotnych potrzeb każdego człowieka, zwierzęcia, żyjącej istoty. Kolejny pocałunek, kolejne pchnięcie, kolejna fala przyjemności i kolejna pozycja. Eddie już nawet nie starał się hamować, chciał dać upust swoim uczuciom, emocjom, które zatruwały jego ciało od środka, jak najgorsza na świecie zaraza, której nazwa była krótka i wszystkim znana. Miłość. To toczyło ich oboje, sprawiało nieopisany ból, bo nawet w miejscu publicznym, nie mogli szepnąć do siebie krótkiego "kocham cię". Nie mogli się przytulić, pocałować. To bolało.
Richie wykonywał już szybkie ruchy bioder, a na każde wiernie mu odpowiadał Eddie, leżący na plecach i wtulony w ukochanego. W końcu cała fala jaka do tej pory rozpłynęła się po ich ciałach zaczęła wracać i zbierać się jak brud w jednym miejscu. Podbrzuszu. By finalnie zakończyć ich chwilę przyjemności. Richie jak i Eddie dygał nieco i oddychali głęboko, spoceni, zmęczeni, usatysfakcjonowani, szczęśliwi. Brunet odsunął się od młodszego przyjaciela, na niewielką odległość i szepnął mu "Kocham cię Eddie", a gdy tylko zielono-oki chciał mu odpowiedzieć, zapanowała ciemność i słychać było jedynie cichy głos Eddiego.
-Richie..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro