Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•°•~☆-2-☆~•°•

Eddie zaczął powoli uchylać drzwi dwoma palcami, popychając je by się otworzyły przed nim szeroko, Richie spał dalej w łóżku półnagi na brzuchu, odkryty spod ciepłej kołdry. Szatyn w maseczce i rękawiczkach niepewnie wszedł do pomieszczenia, patrząc po porozrzucanych ubraniach oraz kilku naczyniach sprzed miesiąca znajdujących się na biurku. Z kieszeni wyjął awaryjny płyn do dezynfekcji rąk i napsikał sobie na rękawiczki, szybko je przecierając, rozejrzał się po pokoju, przy drzwiach zauważając szczotkę na kiju.

-Dzięki bogu -Szepnął biorąc ją niepewnie -E.. Richie, wstawaj -Mówił tykając go w plecy szczotką.

-M... co? Co jest? -Zaczął mruczeć, podnosząc powoli głowę wybudzając się, a wtedy Eddie rzucił mu szczotką na twarz stare oraz zużyte bokserki. Ten jedynie mruknął cicho ściągając je i obracając się na plecy -Co tam Eddie Sphagetti? -Spytał z dosyć wyraźną chrypką przecierając twarz, by spojrzeć na niego. 

-Miałeś odkazić pokój, a tu jest taki syf, że nie mogę -Powiedział z wyrzutem, patrząc jak leży. -Wstawaj pomożesz mi sprzątać, a nie -Tyknął go znowu kijem od szczotki, który brunet w końcu złapał i pociągnął do siebie.

-No chodź.. wiem że przyszedłeś tylko po to, żeby poleżeć tu ze mną - Zaśmiał się i kaszlnął, a Eddie zaczął ciągnąć szczotkę do siebie, nie chcąc podchodzić do chłopaka, od którego cuchnęło na kilometr w dodatku był chory. 

-Nie.. nie chce, puszczaj i wstawaj -Powiedział szarpiąc kijek, Richie jednak w końcu go szarpnął przez co biedak, poleciał na bruneta, który go objął.

-No co tam? Kocham? -Parsknął, a Eddie przerażony zarazą zaczął się szarpać próbując uciec, by wyjść z tego żywy. 

-Richie jełopie puszczaj mnie! Jesteś chory i nie myłeś się od chyba tygodnia! Do tego znowu paliłeś to świństwo! -Mówił z wyrzutem, wyrywając się w końcu, by potem odsunąć się jak najdalej. 

-Wyluzuj Eds -Zaśmiał się kaszląc dosyć ciężko, na co Eddie się wykrzywił obrzydzony, wyjmując płyn do dezynfekcji, opsikując się cały.

-O boże... o boże -Mówił wcierając w siebie starając się wyzbyć wszelkich zarazków, podczas gdy Richie śmiał się i dusił od kaszlu na łóżku. Jak tylko się uspokoił wstał z łóżka odchrząkując, a potem kaszląc, sięgnął jedną ze starszych bluz wąchając czy jeszcze się nadaje, cuchnęła jednak tak, że brunet kichnął i odrzucił ją biorąc inną, ta tym razem była dobra, więc założył ją, zostawiając rozpiętą. Podszedł do chłopaka przytulając go i głaszcząc po głowie jedną ręką.

-Spokojnie Eddie Spaghetti -Powiedział spokojnie, odchylając głowę i kaszląc.

-Zostaw mnie ty chodząca zarazo -Mówił zaczynając się szarpać, jednak sobie po chwili odpuszczając, a Richie w końcu go puścił uśmiechając się nieco i kładąc z powrotem na kołdrze. Szatyn stał cały czas obserwując uważnie przyjaciela, chcąc go zabić w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek, wyciągnął swój płyn do odkażania, dopiero teraz zauważając, że się wyczerpał. Mruknął coś cicho pod nosem, znów zwracając wzrok w stronę Richiego i podchodząc do niego samemu, niepewnie przykładając mu dwa palce do czoła sprawdzając temperaturę. 

-Jesteś taki nieodpowiedzialny... taki.. ugh, mam już dosyć, że nie troszczysz się o siebie, nie ubierasz się i szlajasz gdzieś po nocach! Od teraz z tobą będę chodzić... i przykryj się -Powiedział podchodząc i okrywając go szczelnie. -Jadłeś coś w ogóle dzisiaj? 

-Taaaaak? -Odparł niezbyt pewnie, odwracając wzrok w bok, jednak widząc wymowną minę szatyna mruknął cicho.- No spałem cały dzień, jak miałem coś zjeść? -Spytał z wyrzutem kaszląc, Eddie natomiast udał się do drzwi -A ty dokąd? 

-Idę zrobić ci coś do jedzenia -Mruknął otwierając drzwi i obracając się jeszcze do bruneta- Przykryj się i leż -Dodał wychodząc, zamykając za sobą drzwi, Richie zaśmiał się natomiast jednie, odkrywając bo nie mógł oddychać.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro