Rozdział 2
Miałam cel, rozkochać w sobie Irwina potem go rzucić.
Znów przyszły jebane wakacje.
Tym razem ja wybierałam obóz. Wybrałam obóz odchudzający.
W końcu trzeba jakoś zacząć. Musiałam się zbliżyć do pieprzonego ideału.
Spędziłam tam całe wakacje.
Jak każdy obóz okazał się porażką. Rzecz jasna schudłam, byłam jak te chude puste lale.
Zaczęłam tam palić.
Moje włosy nie były już tłuste i brzydkie, teraz były aksamitne i opadały falami.
Z mojego ryja znikły wszystkie niedoskonałości.
Dzień przed wakacjami wybrałam się na zakupy.
Moja garderoba nabrała nowych elegancki ciuchów. Najwięcej było w kolorach czarnych.
***
Perspektywa Asha
Przez całe wakacje imprezowałem.
Paliłem, piłem, okazjonalnie ćpałem.
Byłem właśnie na jakieś imprezie z okazji zakończenia wakacji, wszyscy mocno upici. Mało kto kontaktował.
Graliśmy właśnie w butelkę.
Wypadło na mnie.
- Prawda czy wyzwanie, Irwin. - Zapytał Luke mocno wstawiony.
- Wyzwanie. - Odpowiedziałem pewnie.
Blondyn chwile myślał.
- Przeleć tą grubą świnię (czytaj Sophie). Masz na to trzy miesiące.
No cóż, wyzwanie to wyzwanie.
- Zrobię to. - Pewność chyba nigdy mnie nie opuszcza.
***
Perspektywa Sophie
Dzisiaj pierwszy dzień szkoły.
Nie spałam całą noc.
Mam problemy ze spaniem.
Poszłam do łazienki. Zobaczyłam się w lustrze. Wyglądałam jak gnijąca panna młoda. Nałożyłam szybko mocny makijaż, wyglądałam dużo lepiej.
Rozczesałam włosy, zostawiłam je rozpuszczone. Umyłam zęby.
Wróciłam do mojego pokoju. Otworzyłam moją dużą szafę. Po chwili miałam wybrane ubrania.
Ubrałam czarne rurki, białą koszulę bez rękawów, na górę narzuciłam czarną marynarkę. Jako buty wybrałam czarne szpilki. Założyłam srebrne kolczyki. Wzięłam moją torebkę.
Tak gotowa ruszyłam do szkoły.
Dzisiejsza pogoda była słoneczna. Nie specjalnie lubiłam, jak słońce świeciło. Wolałam, jak padał deszcz.
***
Weszłam do szkoły, słyszałam szepty typu "nowa ?" ''co za laska". Czyli osiągnęłam swój pierwszy cel. Teraz zostaje tylko Irwin.
Weszłam do klasy równo z innymi. Teraz mieliśmy matmę. Usiadłam jak zwykle na szarym końcu.
Nauczyciel sprawdzał obecność. Każdy z ciekawością patrzył się na mnie ukradkiem.
- Sophie White. - Wyczytał nauczyciel.
Podniosłam rękę.
Prawie całej klasie opadła szczęka.
Przez resztę lekcji było w miarę spokojnie.
***
Cały dzień nigdzie nie widziałam Irwina. Pewnie leczy kaca.
Wróciłam do domu, postanowiłam zjeść na obiad sałatkę. Skończyło się na tym, że nawet nie zjadłam połowy.
Wyszłam przed dom, zapaliłam papierosa.
Kochałam to uczucie, kiedy nikotyna wypełniała moje płuca, z każdym papierosem zabijałam się bardziej.
Zauważyłam, że nowi sąsiedzi wprowadzają się do domu obok.
Przyglądałam się im, najprawdopodobniej miła pani, która mogła mieć około czterdziestu lat.
Młody chłopak........
Kurwa. Przecież to Irwin.
Moim nowym sąsiadem miała być osoba, która mnie prześladowała od pierwszej klasy liceum.
Dopaliłam papierosa, wywaliłam go i przygniotłam butem.
Do wieczora postanowiłam powtarzać materiał.
Kiedy przyszła moja mama zaczęłyśmy robić kolację.
- Jutro przyjdzie do nas na kolację pani Irwin i jej syn. - Powiedziała, moja mama miłym tonem krojąc warzywa.
- Bardzo się cieszę.
Udawałam przed mamą, że to jest super pomysł.
Po pół godziny kolacja była gotowa, był to kurczak z warzywami.
Zaczęłyśmy z mamą jeść, równocześnie rozmawiałyśmy na różne tematy.
Lubiłam czas spędzony z nią.
Po skończonej kolacji pożegnałam się z mamą i poszłam do łazienki.
Zamknęłam drzwi, upewniając się, że moja mama nie wejdzie.
Stanęłam na wadze.
Pokazało 48 kg.
Nadal jestem za bardzo gruba.
Zdjęłam spodnie. Wzięłam do ręki żyletkę. Przejechałam kilka razy po udach.
Szkarłatna ciecz wypływała z nowych ran.
Dla innych było to głupie. Dla mnie to jest pełen rodzaj ukojenia.
Postanowiłam wziąć chłodny prysznic.
Na koniec umyłam zęby i przebrałam się w piżamkę.
Wróciłam do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku, po kilku chwilach odpłynęłam do swojego świata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro