65. Argentyńska krew
Pov. Messi
Oszaleję z tymi moimi przyjaciółmi. Byłem już w pełni przygotowany na mój beauty sleep. Ogóreczki na oczach, Cris spał mi głową na klacie. No wymarzony odpoczynek.
Już przymykałem oczy i na to wszystko zadzwonił Sergio z informacją, że mu chłopaka podziurawili.
Znów poczułem się jak w Argentynie za młodu. Wytłumaczyłem mojemu przyjacielowi, jak ma mu pomóc, ale po tej rozmowie nie mogłem już spać.
Bardzo matwiłem się o Sergio i Zlatana. Zerwałem się z łóżka ku niezadowoleniu mojego wybranka. Była 4:00 nad ranem.
Zacząłem się ubierać, a Cris obserwował mnie zaspanym wzrokiem.
- Meu amor, co ty wyprawiasz? Połóż się do łóżka. Melanż mamy już za sobą.
- Kochanie, Sergio mnie potrzebuje. Zlatana podziurawili. Musimy jechać po Pedro.
- Kto to jest Pedro? - zapytał Cris skonfundowany.
- Argentyński lekarz, który że tak powiem przyjmuje prywatnie tylko zaufanych ludzi.
- Co to niby znaczy?
- Że potrzebujemy 10 koła w gotówce i jedziemy do niezbyt przyjemnej dzielnicy.
- Kurde, znowu? - jęknął Cris.
- Chciałeś być moim chłopakiem, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Po co sobie Argentyńczyka brałeś? - odparłem i założyłem ciemne okulary.
Cris westchnął i poszedł do garderoby szukać sobie outfitu.
***
Podjechaliśmy z Crisem pod opuszczony blok w 18. dzielnicy. Wytatuowane łyse typy patrzyły na nas jak na nowych do skrojenia. I tak wybrałem najgorsze auto, jakie mam, żeby mi nie było szkoda, jak mi ukradną.
Poinstruwałem mojego chłopaka, by został przy aucie, a sam ruszyłem do budynku. Wszedłem na 2 piętro. Wydawało się, że blok jest do cna pusty. Jedyne, co było słychać to moje kroki. Ta cisza była nieco mroczna.
Wszedłem do mieszkania z numerem 7 bez pukania, tak jak się umawialiśmy. W środku o dziwo było nawet przytulnie. Wszystkie meble nie należały do nowych, ale były w bardzo dobrym stanie. Przy stoliku pod oknem siedział znany mi Pedro. Popijał herbatę.
- Pedro, witaj! - zawołałem.
Przystawił palec do ust. Automatycznie zamilkłem. Wziął swoją lekarską torbę, a ja wręczyłem mu plecak z pieniędzmi.
Schował go dobrze, po czym opuściliśmy mieszkanie. W pełnej ciszy ruszyliśmy do auta.
Cris siedział w środku i wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
- Ktoś do ciebie podchodził, skarbie? - zapytałem, wsiadając do auta.
Moja ręka automatycznie powędrowała na udo ukochanego. Zacząłem je delikatnie pocierać, by go uspokoić.
- Tak, trzy osoby, ale tylko po autograf - odparł Portugalczyk.
Uśmiechnąłem się, nawet przestępcy mieli wyjątkowy gust piłkarski.
Kazałem Crisowi ruszyć, wciąż uspakajająco, gładząc go po udach.
***
Gdy zajechaliśmy pod dom Ramosa, dochodziła 5:00. Zapukałem do jego drzwi. Za mną stali cichy Pedro i wciąż niespokojny Cris.
Mną nerwy nie szargały. W końcu wychowała mnie Argentyna.
Sergio otworzył nam ubrany tylko w spodnie od piżamy i narzcony na plecy szlafrok.
Z jego tatuażami Pedro mógłby zapewne uznać, że Hiszpan również należy do jakiegoś gangu.
Sergio zdziwił się na nasz widok. Wyjaśniłem mu, jak wygląda sytuacja i że mój znajomy lekarz nie zdradzi ich położenia.
Ramos ostatecznie mi uwierzył i zaprowadził nas do leżącego na kanapie Zlatana. Pedro zbadał Szweda i bardzo pochwalił Sergio za dobrze wykonaną pracę. Z torby wyjął sporo leków i zaczął wyjaśniać Hiszpanowi ich dawkowanie. Ponadto podłączył rannemu mężczyźnie dwie kroplówki.
Do Sergio chyba to wszystko wciąż nie docierało, takie były koszta związku z tajnym agentem. W oczach Hiszpana było jednak widać miłość i zaangażowanie. Ten widok napawał mnie szczęściem, ale wiedziałem też, że im obu nie będzie łatwo.
Razem z Crisem odwieźliśmy Pedro i wróciliśmy do mojego domu. Dochodziła 7:00, więc po prostu poszedłem zrobić dla nas kawy. Cris siedział przy stole i obserwował moje ruchy.
- Leo, opowiesz mi kiedyś o tym, co działo się w Argentynie? - zapytał.
- Oczywiście, kochanie. Wszystko ci opowiem, ale czy będziesz mnie dalej chciał?
- Zawsze będę cię chciał Leo. Wiesz od kiedy cię pragnę? - zapytał.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem.
- Kwiecień 2008.
- Nasz mecz Ligi Mistrzów Manchaster-Barcelona? Miałem wtedy długie włosy i wyglądałem...
- Przepięknie...
- Nie to miałem na myśli - odparłem, zalewając kawę.
- Dla mnie byłeś najpięknieszą istotą na ziemi. Chciałem cię tylko dla siebie.
- A to ciekawe. Ty wyglądałeś już tak męsko, atrakcyjnie. Wszyscy za tobą się oglądali, nie to co ja.
- Miałeś kompleksy Leo? - zapytał Cris. - Dlatego odrzucałeś moje zaloty?
- To były zaloty? - odparłem w szoku. - Myślałem, że sobie ze mnie żartujesz.
- A ja, że zgrywasz niedostępnego - zaśmiał się Cris.
- Kto by pomyślał - zawołałem. - Gdybym wtedy uznał, że się nie zgrywasz, to może dziś bylibyśmy 16 lat razem.
- Bylibyśmy po ślubie - odpowiedział Cris. - Byłbyś takim uroczym panem młodym.
- Może kiedyś nim będę - skwitowałem i podałem mojemu ukochanemu kawę.
***
Pov: Neymar
Obudziłem się w swoim łóżku podczas obchodu lekarzy. Pouciskali chyba każdy istniejący skrawek mojego ciała. Po tych katorgach ordynator wręczył mi wypis i siatkę leków.
Dosłownie krzyknąłem ze szczęścia. W końcu mogłem wrócić do domu i spędzić pełnię mojego czasu z Kylianem.
Kyky pomógł mi się ubrać i spakować. Siedzieliśmy już w jego aucie, kiedy spojrzał na mnie z uśmiechem i rzekł:
- Gotowy na powrót do domu?
- Tak! Jestem taki szczęśliwy! W końcu mogę być tylko z tobą Kyky i nikt nie będzie nam wyliczał naszego czasu.
- To prawda, mon cheri. Jesteś tylko mój. Żaden Messi, Cris, Sergio, haremy. Tylko ja i ty.
Mój narzeczony chwycił mnie za rękę i ucałował mnie w nią.
- Najchętniej schrupałbym cię w całości, mój piękny. Ale poczekam, aż dojdziesz do siebie.
- Kyky - jęknąłem zawstydzony.
- A nie chciałbyś? Nie masz ochoty skonsumować naszego narzeczeństwa?
- Oczywiście, żebym chciał - odparłem i spojrzałem na swoje buty.
Kylian podniósł mój podbródek, tak że patrzyłem w jego oczy. Połączył nasze usta w gorącym pocałunku. Trochę szpitalnego celibatu spowodowało, że jeszcze bardziej pożądaliśmy swoich ciał.
Mój narzeczony wtargnął językiem do moich ust. Pobudził mój język do wspólnej zabawy. Chwyciłem dłońmi jego policzki. Nie umiałem się od niego oderwać. Chciałem więcej i więcej.
Kyky przygryzł moją dolną wargę, co spowodowało mój przeciągły jęk prosto w jego usta.
Francuz przeczesywał palcami moje włosy. Rozkoszowaliśmy się tym momentem.
W końcu oderwaliśmy się od siebie. Kylian delikatnie kciukiem musnął mój policzek.
- Jesteś taki piękny - wyszeptał.
- Kyky, proszę, zawstydzasz mnie.
- Mam rację - odparł.
Ucałował mnie w nos i ruszył z piskiem opon spod szpitala.
________________
Romantycznie nam się zrobiło, moi drodzy.
Jak tam u was?
Podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro