56. Zlatan
Pov: Zlatan
Wiedziałem, że im dłużej tu będziemy, tym gorzej. Dla Marcosa, który był w złym stanie fizycznym i większość czasu spał oraz dla Neya, który już teraz został dotkliwie pobity przez tego psychopatę.
Przyjechałem tu z określonym planem. Miałem zamiar dać się złapać i uciec razem z Marcosem. Ci żałośni Brazylijczycy myśleli, że ich tortury robią na mnie wrażenie. Na ich miejscu bałbym się, kiedy ja wyjdę z tej szopy i z nimi się zabawię.
Nagłe porwanie i przywiezienie tutaj Neymara i Luisa, pokrzyżowało moje zamiary. Oczywistym jest, że łatwiej jest uciekać we dwóch niż we czterech, w tym mając dwóch poważnie rannych. Westchnąłem.
Planem B było ewakuowanie się tuż po wyjeździe Juana do Barcelony, ale teraz szczerze to nie byłem pewny, czy mogę poczekać choć kilka godzin.
Pojawienie się Neymara wszystko przekreśliło. Juan mógł go jeszcze bardziej skrzywdzić w każdej chwili. Bałem się tego, co może mu zrobić.
Czas nam się kurczył, więc z pomocą tych przedmiotów jakich dostarczył mi Neymar, wszystkich rozkułem. Nadszedł moment, aby zakończyć tę farsę.
Juan był jeszcze w swoim domu, ale postanowiłem skończyć to właśnie teraz.
Spiąłem moje długie włosy w wysoki kucyk i zerwałem z siebie swoją brudną już koszulę.
- Wracaj szybko - usłyszałem głos Luisa.
Pokiwałem głową i ruszyłem do drzwi wyjściowych z szopy. Otwarcie zamka zajęło mi mniej niż 2 minuty. Zamknąłem je po cichu za sobą i ruszyłem do budynku, w którym przesiadywali brazylijscy żołnierze.
Otworzyłem drzwi po cichu i wśliznąłem się po cichu do środka. Było ich może z dziesięciu. Wszyscy spali na krzesłach. W tle grał telewizor. Podszedłem do pierwszego i bezgłośnie go udusiłem. Podobnie zrobiłem z kilkoma następnymi.
W końcu jeden z Brazylijczyków obudził się i zrozumiał, że coś nie gra. Wziął broń do ręki i chciał do mnie strzelić. Ukryłem się za ciałem jego martwego kolegi i sięgnąłem po pistolet, który miał w kieszeni. Wycelowałem precyzyjnie i postrzeliłem przeciwnika prosto w głowę.
Obudzili się pozostali, więc zabawa się skończyła. Wysoki barczysty żołnierz zaatakował mnie pięścią, którą szybko zablokowałem. Silnym ciosem w jego łokieć złamałem mu rękę. Następnie strzeliłem mu w głowę, eliminując go.
Dwóch kolejnych Brazylijczyków zaatakowało mnie. Jeden próbował mnie złapać od tyłu i poddusić, drugi chciał mnie uderzyć fronatalnym ciosem. Przerzuciłem nad głową mojego dusiciela, tym samym uderzając nim w drugiego napastnika. Strzeliłem im obu w klatki piersiowe.
Ruszyłem do ostatnich dwóch przerażonych pogromem, jaki nastał w tym budynku, Brazylijczyków. Szybko zakończyłem ich żywot dwoma strzałami.
Wziąłem dwa pistolety i ruszyłem prosto do domu Juana. Za to co zrobił Neymarowi, powinienem go topić w beczce kwasu.
Kopem otworzyłem sobie drzwi wejściowe i zacząłem wchodzić od pokoju do pokoju. Typ był w łazience, słyszałem szum wody. Uderzyłem nogą całą siłę w drzwi, które wypadły z ramą. Juan stał z ręcznikiem przewiązanym w biodrach. Był w totalnym szoku.
- Za Neymara powinienem powiesić cię za jaja - odparłem, po czym strzeliłem mu w prawe udo.
Hiszpan złapał się za krwawiącą raną, będąc w totalnym szoku. Otworzył usta z wrażenia. Pierwszy raz widziałem przerażenie na tej twrzy. Ruszyłem jeszcze o krok do przodu.
- Nie jestem smutnym piłkarzykiem, który drży na twoje imię, Juan - odparłem.
Znów strzeliłem w jego drugie udo. Działacz Barcelony upadł na ziemię. Jego twarzy nie opuszczał szok.
- Nie zabiję cię od razu śmieciu, dla gwałcicieli mam specjalny repertuar - powiedziałem, po czym kopnąłem typowi z całej siły w głowę.
Juan zemdlał i upadł na ziemię. Uśmiechnąłem się do siebie.
***
Pov: Luis
Czekałem, aż Zlatan po nas wróci. Bardzo się o niego martwiłem. Wiedziałem też, że Ney i Marcos nie mogą dłużej czekać. Potrzebowali pomocy, trzeba więc było coś zrobić.
Bardzo ufałem Zlatanowi i jego umiejętnościom, ale przewaga była rażąca.
Do tego wiedzieliśmy, że za kilka godzin może przyjechać tutaj kolejna zmiana żołnierzy. Szwed musiał się pospieszyć z robotą.
Klęczałem nad śpiącym Neyem, wyglądał okropnie. Jego białe koszula i spodnie dawno już przesiąkły krwią. Kręcone blond włosy były brudne i przykleiły się do jego czoła. Ciężko oddychał. Obok wcześniejszego strupa na czole, pojawiło się jeszcze kilka. Miał spuchniętą i posiniaczą twarz. Widziałem go już w podobnym stanie, wtedy w Barcelonie. Kylian, by go teraz nie poznał.
Moje przemyślenia przerwało wkroczenie do szopy jakiejś osoby. Byłem gotowy walczyć z przybyszem.
Szybko jednak dotarło do mnie, że to Zlatan. Wypuściłem powietrze z ulgą.
Chłopak był półnagi. Na jego klatce piersiowej było widać krew zapewne jego wrogów. Niósł jakiś worek.
- Patrz Luis, co mam! - zawołał uradowany.
- Co masz w worze?
Zlatan nie odpowiedział, zamiast tego wyjął głowę Juana i rzucił mi ją pod nogi.
- Trofeum - odparł z dzikim uśmiechem.
Przyjrzałem się głowie i omało nie puściłem pawia. Szwed to zauważył i schował to do wora.
- Ohyda - skiwtowałem.
- Maruda jesteś, Sergio na pewno będzie pod wrażeniem. Muszę mu to pokazać. Na koniec dam Neymarkowi, powiesi sobie nad kominkiem.
Znów zaczęło mi się zbierać na wymioty. Udało mi się jednak opanować. Razem ze Zlatanem podnieśliśmy nieprzytomnych przyjaciół i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.
Zlatan, jak się okazało ukradł jakiegoś jeepa i w sumie wszystko, co mu się spodobało z chaty Juana, mówiąc, że to jego łupy wojenne. I że odda wszystko Neyowi, jeśli ten będzie chciał.
Odejchaliśmy z posesji z piskiem opon. Byliśmy wolni, a to wszystko za sprawą jednego niezwykłego Szweda.
________________________
I jak się podobało?
Czekam na wasze opinie.
Kto ma crusha na Zlatanie? haha
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro