Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55. Uwięzieni

Uwaga! Fragment zawiera przemoc.

Pov: Neymar

Obudziłem się następnego dnia nadal w tej paskudnej szopie. Byłem wkurzony, że znalazłem się z moimi najlepszymi przyjaciółmi w tak okropnej sytuacji.

Zastanawiałem się jak mogę im pomóc. Wszyscy jeszcze spali. Powoli podczołgałem się do drewnianej ściany. Podniosłem się na rękach i zacząłem mocować się z kłódką w drzwiach. Nic to nie dało. Przekląłem siarczyście. 

Zacząłem powoli tiptopami wędrować po pomieszczeniu. Znalazłem się po drugiej stronie szopy. Zobaczyłem małe pudełko na narzędzia. Prawie pisnąłem z radości.

- Neymarek, co ty robisz? - usłyszałem Zlatana.

Nie odpowiedziałem mu, otworzyłem skrzyneczkę i znalazłem w niej śrubokręt, kawałek sznurka i gwóźdź. Wszystkie trzy rzeczy podniosłem i zaniosłem do Szweda?

- Możesz coś z tym zrobić? - zapytałem.

- Mogę uwolnić siebie i was - odparł Zlatan. - Bez tego też mogę to zrobić, ale czekam, aż Juan odejdzie. W poniedziałek jedzie do Barcelony.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Szwed ukrył przedmioty pod sianem. 

Usłyszałem kroki i szybko osunąłem się o kraty na ziemię, żeby Brazylijczycy nie podejrzewali, że coś kombinuję.

- Chodź Neymar - odparł rosły żołnierz. - Idziemy się spotkać z twoim ukochanym!

Miałem tylko nadzieję, że nie chodzi im o Kyliana. Poczułem brutalne szarpnięcie. Mężczyzna ciągnął mnie za bluzkę po podłodze w kierunku wyjścia. Zlatan patrzył na mnie zatroskany.

Też się martwiłem. Szybko zrozumiałem, że nie chodzi o Mbappe. Dwaj faceci zabrali mnie do pięknego, oszklonego domu, po którym kręcił się Juan. 

Na wejściu do trzypiętrowej pomalowanej na biało rezydencji stało ogromne lustro. Spojrzałem w nie i przeraziłem się swoim wyglądem. Wielki strup na czole, zaschnięta krew na twarzy, tłuste włosy. Moje białe ubrania były brudne, co nie bylo zadziwiające, byłem trzymany na podłodze szopy jak jakieś zwierzę.

Moje przemyślenia przerwało kolejne pchnięcie mnie przez Brazylijczyka do przodu, przez które prawie upadłem na ziemię. W ostatniej chwili udało mi się chwycić ściany.

- Dlaczego mnie pchasz, idioto! - wrzasnąłem. - Nie widzisz, że mam skute nogi? Przecież nie pójdę.

Brazylijczyk podszedł do mnie i brutalnie chwycił mnie za włosy.

- Zostaw Neymara, Abel - usłyszałem chłodny ton Juana.

Stał nade mną, górując wzrostem. W końcu miał nieomal dwa metry wysokości. Jego niebieskie, przeszywające oczy spoglądały na mnie ze znudzeniem. Przeczesywał idealnie przystrzyżoną brodę swoją dużą dłonią. Miał na sobie czarną koszulę fantazyjnie rozpiętą na kilka guzików. Czarne dżinsy opinały jego długie nogi. Zawsze zazdrościłem mu postawnej sylwetki, wyglądałem przy nim jak dziecko. Wiele lat trenował na siłowni i miał dobrze rozbudowaną klatkę piersiową i ramiona. Jego ciemne włosy były przystrzyżone na półkrótko i idealnie ułożone.

Był bardzo przystojny, nic dziwnego, że tak szybko się zakochałem w obrazie, jaki wcześniej kreował. Na początku był taki czuły i delikatny ze mną. Do czasu, gdy pierwszy raz mnie uderzył. Potem już się nie hamował i niczego nie udawał. Zrozumiałem, że omamił mnie i długo przygotowywał pułapkę, w którą szybko wpadłem. To po prostu zły człowiek.

Patrzył na mnie jak na kogoś gorszego od siebie. Musiał bardzo dowartościowywać się, widząc mnie w takim stanie. 

- Neymar, pójdziesz się umyć - usłyszałem jego głos ponownie. - Kochanie, wyglądasz koszmarnie.

Miałem ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że przy Kylianie nigdy tak nie wyglądam, bo on przynajmniej o mnie dba. Wiedziałem niestety, jak mogło się to skończyć dla wszystkich, więc jedynie posłusznie pokiwałem głową.

Brazylijczycy mnie rozkuli i było to tak niesamowite uczucie. Przez kilka ostatnich dni nie mogłem swobodnie ruszać nogami. Kiedy w końcu stanąłem na nich w swobodny sposób i mogłem wykonać kilka kroków, poczułem niesamowitą ulgę.

Szkoda tylko, że kilka metrów dalej stał mój oprawca. Przez głowę przeszło mi, żeby zacząć uciekać, ale bałem się, co wtedy by było z chłopakami.

Poszedłem po błyszczących białych kafelkach do pięknej przestronnej łazienki, którą wskazali mi Brazylijczycy. Pospiesznie zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Sprawdziłem, czy okna są zamknięte. Bałem się, że w każdej chwili może wkroczyć to Juan, by coś mi zrobić.

Gdy już sprawdziłem, że wszystko jest zamknięte i mogę bezpiecznie się umyć, zacząłem ściągać ciuchy. Rzuciłem je na ziemię i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda otuliła moje zmęczone ciało. Twarz zaczęła mocno mnie szczypać. Nie przejmowałem się tym, tylko korzystałem z dość przyjemnej chwili. Nie chciałem też myśleć, o tym, co może stać się dalej.

Po tym jak się osuszyłem i umyłem zęby, sięgnąłem do wiszących przy prysznicu rzeczy. Koronkowa biała koszula i białe opinające moj tyłek spodnie. Chciał, bym tak wyglądał. Westchnąłem i ubrałem to na siebie. Przejrzałem się w lustrze. Bałem się, co Juan chciał dziś ze mną zrobić.

Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem, że mój oprawca tam stoi. Przeraziłem się, ale ze wszystkich sił próbowałem tego po sobie nie dać poznać.

Juan nie pytając mnie o zdanie, chwycił mnie za rękę i pociągnął mnie za sobą. Posadził mnie za suto zawstawionym stołem.

- Na pewno jesteś głodny, querido - odparł. - W końcu nie jadłeś od kilku dni.

Pokiwałem głową na tak i odważyłem spojrzeć na niego. Siedział po drugiej stronie stołu z rozbawioną miną.

- Zjesz, jak ci pozwolę - dodał. - Lubię jeść i patrzeć na ładne rzeczy.

Typowo okrutne dla niego. Kazał mi czekać, kiedy sam korzystał ze wszystkiego. Jadł w żółwim tempie, patrząc na mnie drwiąco. Gardziłem nim i jego jedzeniem. Najważniejsze, że do tej pory nic mi nie zrobił, niech się udławi tym swoim posiłkiem.

Burczało mi w brzuchu, ale ignorowałem to. Myślałem, o tym, gdzie znajduje się Kylian i czy wszystko z nim dobrze. 

Gdy po godzinie Juan skończył swój posiłek i pozwolił mi jeść, nie bardzo wiedziałem od czego zacząć. Poza tym miałem w dupie jego jedzenie.

- Nie jestem głodny - odparłem. - Zbyt długo nie jadłem, nie dam rady.

- Kazałem ci jeść, jesteś głuchy? - zapytał Juan.

Podniósł się na nogi i zaczął się do mnie zbliżać. Pospiesznie zacząłem zjadać zupę, która przede mną stała. Hiszpan po chwili zawisł nade mną.

- Dlaczego zawsze tak się zachwujesz? Zawsze musisz wszystko psuć - warknął rozwścieczony.

- Przepraszam, Juan - odparłem niepewnie. - Zjem, ile dam radę. Przepraszam.

- Chcesz, żeby któryś z twoich przyjaciół przeżył? - wysyczał przez zęby do mojego ucha. - Będziesz robił to, co każę.

- Tak, Juan - odparłem.

- Zdenerwowałeś mnie dzisiaj, querido - odpowiedział mi. - A chciałem być dla ciebie miły.

Wiedziałem, co teraz nastąpi.

- Głupia, mała dziwka - zawołał Hiszpan, po czym szarpnął mnie za koszulę, którą miałem na sobie.

Rzucił mną na podłogę i zaczął kopać mnie po całym ciele. Próbowałem zamortyzować uderzenia rękami, przez co wydawało mi się, że coś trzasnęło w moim lewym nadgarstku. Hiszpan kopał mnie wiele razy. Nie błagałem go, by przestał. Po prostu czekałem, aż skończy.

- Sam się nie nauczysz, prawda? Ciągle jesteś tym głupim Brazylijczykiem - warknął.

Podniósł mnie za kołnierz koszuli i rzucił o ścianę. Uderzyłem plecami tak mocno, że straciłem przytomność.

***

Znów leżałem w drewnianej szopie i czułem, jak całe moje ciało ogarnia ból. Nie miałem siły się poruszyć. Słyszałem płacz Luisa i czułem, że ktoś gładzi mnie po włosach.

- Zlatan, musimy stąd uciec od razu - usłyszałem głos przyjaciela.
_________________

Ile dramatu jeszcze wytrzymacie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro