45. Do tańca, zapraszam
Pov: Sergio
Odstawiłem się jak stróż w Boże Ciało. Czarna koszula, wszystkie najdroższe i najcięższe łańcuchy jakimi dysponuję, nowe buty pumy. Wyglądałem jak milion dolarów.
Nie będę kłamał. Chciałem oczarować Zlatana swoją aprycją. Niech wie, że chodzi z nieprzeciętną sztuką.
Były jeszcze trzy godziny do imprezy, ale Zlatana jeszcze nie było. Zaczynałem się o niego martwić. Gdzie się podział mój wielki Szwed?
Usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi i pobiegłem jak na złamanie karku. Może wraz ze Zlatanem znaleźlibyśmy chwilkę sam na sam zanim rozpoczęlibyśmy przygotowania do imprezy, która jak nic będzie wydarzeniem tego roku.
Otworzyłem drzwi i za nimi stał nie kto inny jak Kylian Mbappe. Czy Neymar już go puścił w trąbę, że sam przychodzi?
Pewnie po tej kompromitacji francuskiej reprezentacji na kacu, Neymar stwierdził, że poszuka szczęścia, gdzie indziej. Chłop może mieć każdego. Jest jak Pamela Anderson wśród zwykłych ratowniczek nadmorskich. Czy coś.
- Spoko stary, może następnym razem się uda - poklepałem Francuza po ramieniu.
- Co się uda? - zapytał zdziwiony.
- No tobie w miłości!
- Co? - wyglądał jakby zderzył się ze ścianą.
- No przyszedłeś sam, więc rozumiem, że Neymar cię rzucił.
- Co? - wrzasnął spanikowany. - Nie! To znaczy chyba nie... Pojechał do Messiego się robić na bóstwo.
- O kurde, to fajnie, że cię nie rzucił po tej druzgocącej porażce.
- Weź mnie nawet nie denerwuj, stary.
Się szajsnął i usiadł na mojej kanapie. Chyba popsułem mu humor, a powinien się cieszyć, że Neymar jest tak wyrozumiałym gościem.
- To ja specjalnie wcześniej przyjechałem ci pomóc z ogarnianiem chaty, a ty mnie próbujesz wprowadzić w stan depresyjny. Świetny z ciebie przyjaciel. A chciałem ci coś pokazać.
- To pokazuj, ale mam nadzieję, że się teraz nie rozbierzesz, bo Zlatan by cię zabił.
- Sergio, co ty brałeś? Gadasz od rzeczy.
- No pokazuj!
Mbappe wyjął małe pudełeczko. No nie, znowu to samo.
- Stary, drugiego kabaretu jak tamten w szpitalu nie zdzierżę, mam nadzieję, że tam masz zawieszkę do telefonu czy coś.
Otworzył pudełko i moim oczom ukazał się srebrny pierścionek z diamentem. Złapalem się za głowę.
- Kolejny pierścionek przyjaźni?
- Stary, ja się oświadczam.
- Weź, to nie za szybko? Kup mu jakiś łańcuch z diamentem albo samochód.
- Nie mogę czekać, chcę ślub z moim mężem.
- Ale ty jesteś maruda, ja nie mogę - skomentowałem. - Jak już chcesz się oświadczać to musisz to zrobić z rozmachem. Neymar to nie byle kto.
- Chłopie, myślisz że nie wiem? Ze stresu nie wiem jak się nazywam. Co ja powinienem mu przygotować na te oświadczyny? Nie mogę spać w nocy, bo ciągle o tym myślę i nie mogę nic wymyślić.
- Nie wiem stary, ty go znasz najlepiej. Dogłębnie mógłbym rzec.
- Sergio, chyba dawno w pysk nie dostałeś.
- Nie dostałem, ale w Pradze w hotelu przez was spać nie mogłem. Głośniej się nie dało?
- Nie wkurzaj mnie. Nie moja wina, że w hotelu cienkie ściany.
Westchnąłem. Przyjrzałem się pierścionkowi. Był naprawdę piękny. Kamień wyglądał na bardzo drogi. No w końcu diament. Ciekawe, czy Zlatan kiedyś mi się oświadczy.
Mam nadzieję, że Neymar nie odeśle go z kwitkiem. Moim zdaniem Mbappe powinien mu jakoś zaimponować grą czy coś. Niebawem będzie rewanż z Bayernem na naszej ziemi. Może będzie to moment chwały dla Francuza.
Znów ktoś zadzwonił do drzwi. Pobiegłem, co sił, by otworzyć, licząc na to, że to mój gigantyczny Szwed. Po drugiej stronie stał Mateusz Gotówka. Uśmiechnąłem się i zbiłem z nim pionę.
Obok przystojnego Polaka stała paleta wódki. Przecież to 810 butelek! Czy damy radę tyle wypić?
Wiem, jestem doskonałym matematykiem. Najszybciej liczę pieniądze, alkohol i złamane serca.
Zaprosiłem Mateusza do środka. Przywitał się z Mbappe zbiciem piątki i klepnął go siarczyście w tyłek. Chyba każdy z nas miał ochotę to zrobić, ale jedynie Matty miał tyle odwagi w sobie. Bardzo mi imponował.
Mateusz i Kylian zaczęli wnosić kartony z wódką do ogrodu. Na szczęście w tyle była też paleta popity. Byliśmy uratowani.
Swoją drogą jeśli impreza się przyjmie to będzie tu kilka setek osób, więc Mateusz myślał przyszłościowo.
Niezawodny Gotówka pomógł mi w kuchni w przygotowaniu kiełbas na grilla. Kylian robił francuski poncz, a la kociołek Panoramixa, lejąc do wielkiego naczynia różne alkohole i dodając różne owoce.
Ja zająłem się rozkładanien nagłośnienia. Zamówiłem też trochę gotowego jedzenia na dowóz, bo sądzę, że byśmy się nie wyrobili ze wszystkim.
Zlatana nadal nie było, czułem się z lekka wystawiony. Gdzie jest mój wielki Szwed? Przecież specjalnie dla niego się tak ubrałem. Łańcuchy już mi zaczęły ciążyć i bolał mnie już odcinek szyjny kręgosłupa.
Kolejny dzwonek do drzwi zwiastujący gości. Otworzyłem. Za drzwiami stał Robercik z Neuerem trzymający się za ręce.
Miał założony szybkie okulary i zaczął coś opowiadać, że będzie dzisiaj DJ-em. Byłem zachwycony tym pomysłem! Na pewno na imprezie pojawi się dzięki niemu wysokiej jakości muzyka.
Razem z Neuerem weszli do ogrodu i Robert zaczął zarządzać Niemcem, żeby rozkładał głośniki i rozwijał kable. To będzie wspaniała impreza, mówię wam!
Do mojej ekskluzywnej chawiry zaczęli schodzić Brazylijczycy, Francuzi i Polacy. Również koleżanki Mateusza znalazły drogę do mojego domostwa. Byłem zachwycony, że tyle osób postanowiło mnie odwiedzić.
Kolejny dzwonek do drzwi. Poprawiłem się przed lustrem. Nigdy nie wiadomo, to może być mój wspaniały Szwed. Otworzyłem drzwi, opierając się o nie niechlujnie, żeby pokazać jaki mam luz.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem jego. To był Zlatan! Jak on wspaniale wyglądał! Ten wąs i włosy uczesny w szykowny kitek. Do tego długa czarna modnie dziurawa koszulka oraz podarte czarne spodnie jeansowe jak na motor. Zakochałem się poraz kolejny.
Miałem wszystkich gdzieś, wskoczyłem na mojego chłopaka, a musiałem się nieco postarać, żeby skoczyć tak wysoko! Zlatan ma ponad 190! Uwiesiłem się mu na szyi i zacząłem go całować namiętnie!
- Chodź mi pomóc w piwnicze z winem - powiedziałem i zaciągnłem mojego wybranka do piwnicy.
Pov: Kylian
Sergio ze Zlatanem poszli do piwnicy, nie wnikam, co oni będą tam robić. Mam zamiar od piwnicy trzymać się z daleka.
Razem z Mateuszem wzięliśmy grille, które przywiózł Zlatan i rozłożyliśmy je na ogrodzie. Zawołaliśmy do pomocy kilku innych Polaków. Wojciech i Grzegorz wzięli odpowiedzialność za kiełbasy i karkówkę. Polacy są tacy pomocni!
Gdyby nie ja z Mateuszem nic by z tej imprezy nie wyszło! Gospodarz siedzi w piwnicy i szybko stamtąd nie wyjdzie.
Robert zaczął zapuszczać muzykę, co bardzo mnie ucieszyło. Razem z Mateuszem otarliśmy pot z czoła i poszliśmy napić się czegoś zimnego.
Na głośnikach poleciało: "Dziwko to Trójmiasto a nie São Paulo...".
Na tę jakże wspaniałą zwrotę wszedł nie kto inny jak Neymar z Messim i Cristiano. Wyglądali rewelacyjnie i przykuli nie jedno spojrzenie. Nie podobało mi się to, więc pobiegłem i chwyciłem mojego chłopaka za rękę.
Neymar miał na sobie obcisłą czarną koszulkę z dziurami , która w mojej opini zbyt wiele odkrywała i obcisłe czarne skórzane spodnie. Nie będę mu przecież mówił jak ma chodzić. Najwyżej będę musiał komuś przywalić.
Giroud z Rodrygo stali pod lustrem w głębi i coś komentowali, patrząc na nas. Jak tam podejdę to im nogi połamię. Pociągnąłem Neymara nad basen. Mateusz podszedł do nas i przytulił Neymara za długo jak na mój gust, ale siedziałem cicho, bo trochę się bałem.
Impreza powoli zaczęła się rozkręcać. Neymar wyciągnął mnie na parkiet. Bujaliśmy się do jakiegoś fantastycznego hitu Roberta:
Najebałem się w chuj, bo to zielona noc
Cyk, cyk, pyk, niunia ładuj się pod koc
Ona sypie się jak śnieg, a ja chciałem tylko słońce
Łyk i buch - Gombao 33
- Widziałeś może Marquinhosa? - zapytał Ney.
Pokiwałem głową na nie. Bardzo dawno go nie widziałem, na meczu też go nie było. Dziwne, gdzie ten chłop się podziewa. Chyba ostrego zgona zaliczył po jakimś melanżu, bo serio długo go nie ma.
___________________________________________________________________
Ciekawe, gdzie jest Marqui?
Myślicie, że Kylian wytrzyma bez okładania się pięściami?
Myślicie, że Zlatan x Sergio wgl wyjdą z piwniczki?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro