13. Ciepłe przyjęcie
W samolocie nie mogłem się już skupić na niczym innym tylko na moim okropnym byłym. Myślałem, że ten etap mam już za sobą. Czy ten człowiek kiedykolwiek zostawi mnie w spokoju?
Spojrzałem na Leo. Miał minę jakby za moment miał kogoś zamordować. Chyba wiem kogo. Wyszarpał z plecaka telefon i poszedł z nim do toalety. Mam nadzieję, że właśnie zamawia snajpera.
Kylian chyba dostrzegł mój niepokój, bo chwycił moją dłoń w swoją i potarł ją kciukiem. Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Wszystko dobrze, mon cheri?
Pokiwałem głową na tak, choć było do bani. Nie chciałem mu jeszcze o tym mówić. Na pewno opowiem mu kiedyś moją historię. Ale na ten moment nasz związek jest w początkowym etapie. Nie teraz.
- Przecież widzę... - Mbappe się nie poddawał. - Powiedz mi, kto cię zasmucił, a spiorę mu dupę.
- Ja też na ochotnika! - zawołał Ramos z fotela za nami, po czym wstał na równe nogi.
Westchnąłem. Kylian i Sergio bardzo wczuli się w ochranianie mnie, co było bardzo urocze, ale chciałem sobie z moimi sprawami poradzić sam.
- Nie trzeba - odparłem. - W ten sposób nie załatwiamy spraw, prawda? Robimy to jak dorośli, jak z Bayernem.
Ramos i Mbappe spojrzeli na siebie z nietęgimi minami. Kylian podrapał się po swojej drogiej fryzurze, której nie pozwala nikomu dotykać. Zapanowała pełna cisza.
- Co wyście zrobili? - zapytałem przerażony.
- Nic, nic... - zaśmiał się nerwowo Ramos.
- Haha - zaśmiał się Mbappe i zakrztusił.
- Wy chyba żartujecie... - skwitowałem. - Chyba nie poszliście do chłopaków z Bayernu???
- Więcej nic ci nie zrobią, bracie - Sergio poklepał mnie po zdrowym ramieniu.
Co ta dwójka odwaliła w tych Niemczech. Mam nadzieję, że nie zrobili nikomu krzywdy. I że nie dowiem się z gazet o jakiś porzuconych zwłokach w lesie na obrzeżach Monachium. Patrząc po Kylianie, jak reaguje na to, kiedy ktoś mnie atakuje, można się wszystkiego spodziewać. Mam nadzieję, że na słowach się skończyło. Kurde mol.
Zaczynam rozumieć, dlaczego tak bardzo śpieszno im było do opuszczenia niemieckiej ziemi. Gdyby Robert był nadal w Monachium, zapewne nie doszłoby do żadnych przepychanek.
Messi właśnie wyszedł z łazienki, jeszcze bardziej wściekły, niż gdy do niej wchodził. Czyli chyba nie udało mu się zamówić snajpera. Szkoda.
Rzucił telefonem w siedzenie. Spojrzałem na niego z lekka zasmucony. Co ci nie wyszło, Leo? Mbappe go zmierzył od stóp do głów. Puścił moją rękę, wstał z fotela i podszedł do Argentyńczyka. Wyszeptał mu coś na ucho. Leo machnął ręką w kierunku toalety i poszli.
Ramos spojrzał na mnie zszokowany do tego stopnia, że musiał przykryć dłonią usta.
- Cz..czemu oni poszli do talety... Razem... - wyjąkał.
- Chyba chcą o czymś pogadać, żebyśmy nie słyszeli - skomentowałem.
- Ale do toalety? Razem? - Ramos przeżywał jakieś wewnętrzne rozterki. - A to bezbożnicy!
- Stary, w to akurat to nie wierzę, szybciej by się pozabijali - odparłem, chichocząc.
No, ale coś długo nie wracali z tej łazienki pokładowej. Zdążyłem już moją kawkę wypić, a ich dalej nie było. Jeszcze jakieś stukoty się pojawiały raz na jakiś czas. Zwaliłem to na turbnulencje. Choć pogoda całkiem ładna. Ale nie... Messi by mi tego nie zrobił. Nie wierzę, że oni tam...
Kiedy w końcu wyszli, oboje wyglądali dalej na złych. Ale Leo nie był już tak czerwony ze złości, jak tam wchodził. Zastanawiające.
Ramos mierzył tę dwójkę od stóp do głów z tajemniczym wyrazem twarzy.
- Co wyrobiliście w tej łazience? - zapytał podejrzliwie.
- Rozmawialiśmy - odparł zdawkowo Mbappe. - A co innego mieliśmy robić?
Francuz chwycił moją dłoń i splótł razem nasze palce. Czas szybko mijał, a ja wtuliłem się w niego, wdychając zapach jego cudownych perfum od Diora. Messi cały czas pisał z kimś na messie.
Usłyszałem spokojny głos Kyliana, próbujący przywołać mnie do żywych. Musiałem usnąć na jego ramieniu. Biedak pewnie ma obecnie niedowład prawej ręki.
Sergio pomógł mi z moją walizką i powoli zaczęliśmy opuszczać pokład samolotu. Byliśmy w Paryżu. Nareszcie w domu! Jejku tak się cieszyłem, że opuściliśmy już niemieckie ziemie.
Kiedy schodziliśmy na płytę lotniska, zauważyłem, że ktoś stoi przy jakimś drogim modelu porche. W czarnej koszuli, czarnych jeansach i ciemnych raybanach. Skądś znałem tę sylwetkę. Czy to mój najlepszy przyjaciel Luis?
- Ney! - usłyszałem znajomy donośny głos Urugwajczyka.
- Suarez! - wydarłem się i wręcz zbiegłem po schodach, czym zadziwiłem Messiego i Mbappe.
Wpadłem w objęcia przyjaciela. Czyżby przyjechał tu specjalnie aż z Porto Alegre? Jejku, droga z Brazylii jest długa. Ucałowałem chłopaka soczyście w policzek, wywołując jedo serdeczny uśmiech.
- Po co tu przyjechałeś, Luis? - zapytałem, nadal wisząc na nim.
Nie widziałem go dobre kilka miesięcy. Ja, Leo i Suarez wciąż utrzymujemy bliski kontakt. Mimo tego, że nie gramy już razem, spotykamy się w trójkę kilka razy w roku.
- Bardzo chciałem ciebie zobaczyć!
- Ale trwa liga brazylijska - odparłem zdziwony. - Mogłeś tak wpaść do Europy ni stąd, ni zowąd?
- Tak, jeszcze mam pewne ważne sprawy z Messim do załatwienia! - odparł z uśmiechem, poprawiając okulary.
- Och, chętnie wam pomogę. Jakiekolwiek to sprawy - odpowiedziałem.
Suarez zamilkł na chwilę, jakby nie wiedząc, co ma mi odpowiedzieć. Zauważyłem, że Leo stoi za nami od dłużeszej chwili.
- Poradzimy sobie sami, Ney. Musisz odpoczywać - skomentował Leo.
Z nikąd pojawił się za mną Mbappe, który objął mnie ramieniem.
- Właśnie, Ney. Jedziemy do domu! - odparł.
- Ale ja chcę spędzić czas z Luisem, bardzo rzadko się widzimy.
- Potem się spotkamy Ney - powiedział Suarez z uśmiechem.
Coś tu zdecydowanie nie grało. Czułem jakby Leo i Luis nie bardzo mnie tu chcieli. Czy zrobiłem coś nie tak? Może chcą mnie wykluczyć z naszej grupki.
No nic. Postanowiłem się więcej nie zastanawiać. Ruszyłem za Kylianem do auta. Wiem jedno. Moi przyjaciele o czymś mi nie mówią.
______________________________________________________________
Tęsknił ktoś za tym opowiadaniem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro