~Rozdział 7
Skończyłam pisać wypracowanie po 11. Sprawdziłam czy Josh nic nie odpisał mimo, że usłyszałabym dźwięk wiadomości.
Dalej cisza... Zwariuje jeśli czymś się nie zajmę.
Stwierdziłam, że zaplanuję sobie resztę dnia. Może w taki sposób skupię się na czymś innym. Zacznę od galerii handlowej, muszę kupić słuchawki bezprzewodowe. Może wtedy będę mogła spać z muzyką. Nie wydam pieniędzy na coś czego użyję tylko kilka razy do póki nie kupię telefonu bo słuchawki przydadzą się do biegania, od którego zrobiłam sobie prawie dwutygodniową przerwę. Przy okazji zrobię zakupy na obiad i zanim coś ugotuję powinno być popołudnie. Wieczorem pójdę biegać i może porobię kilka zdjęć.
Interesowałam się fotografią od kiedy tylko pamiętam. Moja mama była artystką i zawsze chciałam iść w jej ślady. Lubię sztukę, kocham malować, szkicować, ale najbardziej odnalazłam się w robieniu zdjęć i chciałabym iść w tym kierunku. W pierwszej klasie liceum, na urodziny dostałam od ojca profesjonalny aparat z dodatkowymi obiektywami. Jakiś czas temu dokupiłam do niego statyw i kilka innych niezbędnych moim zdaniem pierdółek jak pilot do sterowania czy rozkładane tło. Na wakacjach robiłam zdjęcia codziennie i starałam się poprawić moje umiejętności. Teraz podczas roku szkolnego zostają mi tylko niektóre weekendy. Ojciec cieszy się, że mam swoje hobby, ale nie bierze go na poważnie jako przyszły zawód. Chce żebym poszła na dobre studia i zajęła wysokie stanowisko w jego firmie, którą z resztą ma przejąć Kevin. Nie znoszę korpo i ostatnie co chciałabym robić to pracować w takim zawodzie. Nie wyprowadzam go z błędu tylko dlatego, że jeszcze nie skończyłam liceum i muszę mieszkać w jego domu. Nie potrzebuję zbędnych i bezsensownych awantur, moje życie jest wystarczająco ,,dramatyczne,,.
Zrobiłam dokładnie tak jak planowałam i pojechałam autobusem do galerii handlowej. Oczywiście dałam wcześniej znać Jamesowi i zostawiłam mu zapasowe klucze w razie gdyby gdzieś się wybierał. Kupiłam jedne z tańszych słuchawek bezprzewodowych i zrobiłam zakupy na obiad. Stwierdziłam, że nie mam ochoty stać resztę dnia przy garach więc frytki, marchewka i pieczony kurczak wystarczą. Wróciłam do domu po 13 i zabrałam się za gotowanie. Włączyłam kanał muzyczny w telewizji bo lepiej pracuje mi się przy muzyce niezależnie od tego czy sprzątam, gotuję, czy odrabiam lekcje. Cisza źle na mnie działa bo za dużo wtedy myślę. Obiad skończyłam około 15 i zawołałam Jamesa. Pomógł mi nakryć do stołu i pokroił kurczaka bo stwierdził, że ja zrobię sobie krzywdę. Nic dziwnego bo nie jest to najprostsza rzecz jaką przyszło mi robić w życiu a nóż kompletnie ze mną nie współpracował. Po chwili siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się daniem.
-Masz jakieś plany na wieczór? -Chłopak przerwał ciszę panującą między nami.
-Nic szczególnego, pewnie pójdę biegać. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, ale nie wspomniałam o zdjęciach.
-Czyli nie obrazisz się jak wyjdę z domu? Mówiłaś, że nie chcesz zostawać sama.
-Jasne, idź i nie przejmuj się mną. Nie pierwszy raz zostaję sama w domu. - Uspokoiłam i jego i siebie.
-Ok. Jakby coś to możesz dzwonić, zaraz podam ci mój numer. Nie będę daleko. - Zapewnił mnie i wyjął telefon z przedniej kieszeni spodni.
-Nie mam chwilowo telefonu, rozwalił się w drobny mak. Może Facebook? - Uśmiechnęłam się na myśl, że będę miała go w znajomych, ale otrząsnęłam się z tej euforii i wróciłam do poważnej miny.
Kretynka...Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
-Jasne, już wysyłam ci zaproszenie. Jak masz na nazwisko bo chyba inaczej niż Kev? - Uśmiechnęłam się na zdrobnienie imienia Kevina.
-Jeansen.
-Ok, chyba trafiłem. W sumie jeśli nie to ta Alyssa Jeansen jest bardzo ładna więc mogę mieć ją w znajomych. - Zażartował, a ja zaczerwieniłam się gdy usłyszałam dźwięk powiadomienia na tablecie.
Co ze mną nie tak?
Skończyliśmy jedzenie i posprzątaliśmy brudne naczynia. Rozmawialiśmy o szkole i nauczycielach. Dyskusja skończyła się na wyśmianiu babki z biologii, chyba nikt jej nie lubi.
James poszedł do swojego pokoju, a ja udałam się do swojego. Wyjęłam baterię z lustrzanki i podłączyłam do ładowania by była gotowa na później. Usłyszałam dźwięk połączenia na messengerze więc pobiegłam do laptopa i spojrzałam na ekran. Gdy zobaczyłam, że to Josh mało nie krzyknęłam z radości.
-Cześć!
-Posłuchaj Aly... -Zaczął, a mnie przeszły dreszcze.
-Naprawdę przepraszam cię za całą tą akcję z Veroniką. Nie skreślaj naszej przyjaźni przez mój jeden błąd. - Przerwałam mu, a po moim policzku spłynęła ciepła łza.
-Nie skreśliłem naszej przyjaźni tylko...
-Tylko co? - Zapytałam zdenerwowana.
-Tylko nie chce narazie was widzieć. Mam już dość całej tej szopki! Od początku starałem się was pogodzić mimo, że nie rozumiałem nawet dlaczego tak bardzo się nie lubicie. Przed chwilą rozmawiałem z Veroniką, obie nie odpuszczacie. Jak mam wybrać jedną kosztem drugiej? Wyjechałem z miasta i na jakiś czas wyłączam telefon. Odezwę się jak wrócę i zadecyduje co zrobić. -Josh mówił szybko i słychać było, że jest zdenerwowany. Nie próbowałam nawet nic powiedzieć, słuchałam tylko co on ma do powiedzenia i pozwalałam łzom spływać po moich policzkach.
-Ok. -Rozłączyłam się bo nie chciałam żeby słyszał jak płacze, a i tak nie miałam nic do powiedzenia.
Więc Veronika też go przepraszała...
Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Szare chmury pokryły całe niebo, a słońce zniknęło zostawiając na nich jedynie pomarańczową poświatę. Wgapiałam się w okno obserwując drzewa, które traciły barwy wraz z przesuwającymi się chmurami. Zostawały na nich jedynie mocne, czarne kontury przez co gałęzie wyglądały na grubsze. Pojedyncze liście spadały z drzew i otulone ciepłym światłem latarni, opadały w tańcu na ziemię.
-Alyssa wychodzę! - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamesa, który stał pod drzwiami do mojego pokoju.
-Ok! - Odkrzyknęłam szybko by nie zdążył wejść do mojego pokoju. Ostatnie czego teraz chce to, żeby zobaczył mnie w takim stanie.
Poprawiłam delikatnie rozmazany tusz, przebrałam się w getry do biegania i grubą bluzę. Związałam włosy w wysokiego kucyka i spakowałam naładowany już aparat do niewielkiego pokrowca. Jak wrócę będzie gotowy na kilka nocnych zdjęć. Zabrałam małą butelkę wody i klucze. Nie wezmę ze sobą tableta, a bez muzyki ciężko się biega.
Jak najszybciej muszę kupić telefon. Chyba pierwszy raz w życiu czekam tak bardzo na przyjazd taty.
Gdy wyszłam z domu, od razu poczułam jak lodowate powietrze otula każdy kawałek mojego ciała. Nie tracąc czasu zaczęłam moją tradycyjną rozgrzewkę na trawniku obok naszego garażu. Tutaj raczej czymś niemożliwym jest zobaczenie mnie. Skończyłam i od razu zrobiło mi się cieplej. Zaczęłam biec jak zwykle w stronę niewielkiej plaży, która znajduje się jakieś pół godziny drogi od mojego domu. O tej porze roku, w niedzielę gdy zbiera się na deszcz, na ulicach były pustki. Słyszałam własny oddech i każde zetknięcie stopy z podłożem.
Dobrze, że nikt nie chodzi na spacery o tej godzinie bo z opuchniętą od płaczu twarzą wyglądałabym jak ofiara uciekająca oprawcy.
Odrazu pożałowałam tej myśli bo przebiegając obok parku napotkałam kilka osób spacerujących z psami. Bieganie było dobrym pomysłem bo momentalnie wyszły ze mnie wszystkie myśli i zamieniły się w energię, dzięki której w kilka minut znalazłam się niedaleko plaży. Gdy biegłam już po chodniku ciągnącym się wokół całej plaży, zwolniłam trochę i przeszłam na trucht a później marsz. Chciałam napatrzeć się na lekko oświetlone księżycem fale, które uderzały delikatnie o brzeg i wracały z powrotem wydobywając z siebie kojący szum. Przeszłam całą plażę i zatrzymałam się przy kawałku drewna, które robiło za ławkę. Usiadłam i wpatrywałam się w stojące przede mną niewielkie molo. Rozpuściłam włosy i odkręciłam butelkę by napić się wody. Nagle ktoś odezwał się zza mnie, a ja aż zakrztusiłam się płynem.
-Co ty tutaj robisz? - Odwróciłam się szybko i zobaczyłam przed sobą wysokiego mężczyznę. Głos brzmiał bardzo znajomo, ale było za ciemno by rozpoznać postać. Chłopak usiadł obok mnie i wtedy przyjrzałam się mu dokładniej.
-James? Boże, prawie dostałam zawału. Raczej co ty tutaj robisz, śledzisz mnie? - Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Serce waliło mi jak oszalałe.
-Miałem pytać o to samo. - Zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki oddech żeby się uspokoić.
-Często tutaj jestem, biegam tędy conajmniej raz w tygodniu. Lubię siedzieć tu wieczorami, a niedługo będzie za zimno więc trzeba korzystać. - Wytłumaczyłam się dokładnie jak na przesłuchaniu.
-A ty, co tutaj robisz?
-Ja też często tu przychodzę, spaceruje tędy z psem wieczorami. Teraz Chico jest w domu, ale potrzebowałem zebrać myśli. - James mówił spokojnie i obserwował morze.
-Płakałaś? - Dopiero spojrzał na mnie i zapytał zaskoczony.
Nic nie odpowiedziałam, odwróciłam od niego głowę i gapiłam się na molo. Nie wiedziałam, że tak bardzo to widać. Chłopak złapał ręką opadający na moją twarz niesforny kosmyk włosów i założył go za ucho.
-Hej. - Chwycił mnie delikatnie za podbródek i odwrócił głowę w jego stronę.
-Co się stało? - Jego oczy zetknęły się z moimi i zatraciłam się całkowicie w tym spojrzeniu.
-Wolałabym o tym nie mówić. - Odpowiedziałam zrezygnowana.
-Oczywiście, nie musisz jeśli nie chcesz. - Powiedział łagodnie i ciepło.
-Tylko nie smuć się już, wszystko będzie dobrze. - Przejechał kciukiem po moim policzku i nachylił się nade mną łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
Na początku byłam zdezorientowana, ale po chwili odwzajemniłam pocałunek zarzucając chłopakowi ręce na kark. Wtedy stał się bardziej namiętny, a James dodatkowo urozmaicił go przygryzając lekko moją dolną wargę, na co jęknęłam cicho w jego usta. Całował tak cudownie, że chciałam aby ta chwila trwała wiecznie. Po chwili jednak brunet oderwał się ode mnie jak porażony. Myślałam, że zrobiłam coś nie tak, ale zaczął się rozglądać dookoła.
-Słyszysz? - Zapytał szeptem, a ja wsłuchałam się w otoczenie.
-Jakby krzyk? - Powiedział zdziwiony.
Ja nic nie słyszę...
-Patrz. - Pokazał palcem w stronę lasku znajdującego się po naszej prawej stronie, tusz obok ostatniego zejścia na plażę.
Wyostrzyłam porządnie wzrok i ujrzałam mężczyznę wychodzącego z lasu. On chyba też nas zobaczył bo zatrzymał się zszokowany i gapił prosto na nas. Po chwili zaczął iść w naszą stronę.
-Mam nadzieję, że bardzo się nie zmęczyłaś bo chyba musimy uciekać! - James rzucił w moja stronę przerażony i złapał mnie za rękę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro