Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 40

Alyssa POV

Gdy kupiłam upragnioną przez Alana koszulę, wybraliśmy się jeszcze do kilku sklepów w poszukiwaniu jeansów.

Czarnych jeansów nigdy za dużo.

Po około 20 minutach dołączył do nas Kevin. Wybraliśmy się całą trójką do kina żeby trochę się odstresować. Jednak okazało się, że spokój nie jest mi pisany bo w połowie seansu dostałam wiadomość od Veroniki.

Veronika: Zadzwoń do mnie jak najszybciej!

Przeprosiłam chłopaków i wyszłam do toalety skąd zadzwoniłam do dziewczyny. Ta jednak nie odbierała przez co zaczęłam się martwić. Mimo wszystko wróciłam na salę kinową z nadzieją, że Roni oddzwoni do mnie za chwilę. Nie mogłam skupić się już na filmie, gapiłam się tylko w telefon jakbym chciała przyciągnąć tym dźwięk dzwonka. Gdy opuściliśmy pomieszczenie ponownie spróbowałam zadzwonić do Veroniki. Na próżno.

-Słuchajcie, możemy podjechać pod dom Veroniki? Wiem, że ciągle o coś proszę, ale martwię się o nią. - Powiedziałam do chłopaków gdy wsiadaliśmy do samochodu.

-Martwisz się o Veronikę? Alyssa co z tobą? - Brat zaśmiał się nie ukrywając zdziwienia.

-Słuchaj to nie żarty. Możemy tam pojechać do cholery? - Uniosłam się niepotrzebnie.

-Dobrze, już dobrze. - Kevin przewrócił oczami i przekazał adres Alanowi siedzącemu za kierownicą.

-Nie denerwuj się. Na spokojnie. - Czarnowłosy spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.

-Nie rozumiecie. - Jęknęłam.

-Wytłumacz nam. - Kev rzucił nerwowo.

-Bo... - Zaczęłam i nabrałam głośno powietrza.
-Dostałam liścik w szkole.

-Od tego psychopaty? - Brat niemalże krzyknął i spojrzał na mnie z przerażeniem.

-Tak. - Kiwnęłam głową.

-Co tam napisał? - Alan zapytał nie odrywając wzroku od drogi.

-Napisał, że daje mi spokój i zajmie się Veroniką, a teraz ona nie odbiera. Napisała wiadomość żebym szybko zadzwoniła. Boje się, że... - Przerwałam.
-Co jeśli ją skrzywdził?

-Nie denerwuj się, może telefon jej padł albo coś takiego. Zaraz wszystko się wyjaśni. - Czarnowłosy wciąż zachowywał spokój.

-Jedź szybciej. - Blondyn kiwnął do Alana.

~*~

Wybiegłam z samochodu jak poparzona. Podeszłam szybko do bramy, która była otwarta i od razu pobiegłam w stronę drzwi. Zapukałam tak głośno, że aż rozbolały mnie kostki.

-W czym mogę pomóc? - Otworzyła matka Veroniki.

Kobieta spojrzała na mnie wrednie i złożyła ręce na klatce piersiowej.

-Jest Veronika? - Zapytałam już z większym opanowaniem.

-Nie, nie ma. - Spojrzała na mnie niepewnie, przechylając głowę w jedną stronę.

-Wie pani może gdzie ją znajdę?

-Też chciałabym to wiedzieć. - Powiedziała ze zmartwieniem.
-Wyszła koło 13. Miała pojechać do galerii handlowej na zakupy związane z naszym wyjazdem nad jezioro. Do tej pory nie mam z nią kontaktu. - Spojrzała na ekran telefonu, który trzymała w dłoni, po czym ścisnęła go mocniej.

-Dobrze, dziękuję bardzo. - Odpowiedziałam szybko do kobiety i odwróciłam się.

-Zaczekaj! - Mama dziewczyny zatrzymała mnie.
-Co się dzieje? Czy chcesz mi coś powiedzieć? - Zapytała spoglądając prosto w moje oczy.

-Proponuję iść na policję. - Rzuciłam z pewnością tego co mówię i pobiegłam do samochodu.

Wybrałam numer Josha gdy wsiadłam z powrotem do auta.

Josh: Słucham?

Ja: Cześć Josh. Słuchaj, gadałeś może ostatnio z Veroniką?

Josh: Nie. Czemu pytasz?

Ja: Długo by tłumaczyć. Dobra, nieważne. Dzięki. Zadzwonię do ciebie później.

Rzuciłam telefon na siedzenie obok i oparłam twarz na dłoniach.

-I co? - Brat zapytał z zaniepokojeniem w głosie.

-Nic. Mama nie ma z nią kontaktu od 13. - Spojrzałam na niego i przełknęłam głośno ślinę.

-Spokojnie, nie ma co panikować. Może umówiła się z kimś albo kogoś spotkała. Gdzie możemy jej szukać? - Alan wciąż uspokajał nas zachowując trzeźwość umysłu i próbował szukać racjonalnych wyjaśnień.

-Muszę pomyśleć. Może park albo kawiarnia, w której siedziała zwykle z Joshem. - Powiedziałam w zamyśleniu.

-Nie sądzę żeby jeżdżenie po całym mieście i szukanie jej było teraz dobrym pomysłem. Jeśli ten psychopata ją dorwał to mamy niewiele czasu zanim stanie się coś złego. - Kev powiedział z niezwykłą powagą, a mnie aż przeszły ciarki gdy skończył.

-Co proponujesz? - Alan zapytał odwracając się do blondyna.

-Jedźmy na policję, Alyssa wyjaśni co otrzymała od tego czubka i może zaczną szukać Veroniki.

~*~

Wyszliśmy z komisariatu znacznie spokojniejsi. Policja obiecała zająć się sprawą natychmiast, a rodzice Roni dołączyli do nas dość szybko i zadbali by policjanci przyłożyli się do tego jak należy. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić więc udaliśmy się do mieszkania Alana.

-Boże, dlaczego wszystko tak się skomplikowało? Jeszcze niedawno moje życie było nudne do porzygu. - Zapytałam bardziej siebie niż chłopaków i wzięłam łyk soku pomarańczowego który wręczył mi Alan.

-Wszystko będzie dobrze. Jakoś się ułoży. - Czarnowłosy poklepał mnie po ramieniu by dodać mi otuchy.

Nie podziałało zbyt specjalnie. Chociaż wiem że się stara.

-Pogadajmy w końcu o czymś innym zanim postradamy zmysły. -Brat wyrwał nagle i przestał bawić się poduszką, którą trzymał w rękach od kiedy wróciliśmy do domu.

-Jak ta rozmowa o pracę? - Alan zapytał niepewnie czy poruszać akurat ten temat.

-Skoro ją dostałem to chyba dobrze. - Blondyn odpowiedział od niechcenia.

-No tak, ale o co pytali i jak ci poszło? Co mówili? - Alan przewrócił oczami z niedowierzaniem.

-Powiedzieli, że nie wyglądam na kogoś kto chce robić świece w fabryce. - Odparł i spojrzał na mnie z zawstydzeniem wypisanym na twarzy.

No tak... Przez to wszystko nawet nie spytałam o jaką prace ubiega się Kev. Egoistka!

-Powiedziałem szczerze, że nie jest to moja praca marzeń, ale właśnie się usamodzielniłem a od czegoś trzeba zacząć. - Spojrzał tym razem na zaciekawionego Alana.
-Dodałem też, że szybko się uczę i chyba to zaważyło już całkowicie nad ich decyzją żeby mnie przyjąć. - Oznajmił szybko chcąc urwać niekomfortowy dla niego temat.

Oboje z Alanem pokiwaliśmy głową na znak, że rozumiemy.

Shane POV

Ojciec zasypywał dokładnie przerwy między deskami schodów, trutką na szczury. Przyglądałem się temu niepewnie nie widząc jak do tej pory ani jednego gryzonia. Mama cały czas czytała książkę posyłając mi tylko dwuznaczne spojrzenia.

Szkoda że nie wiem o co jej chodzi.

-Nie mam czym przybić tych cholernych desek z powrotem bo zostawiłem w szkole moją walizkę z narzędziami. - Ojciec rzucił nagle poirytowany.
-Pilnuj żeby mama nie zbliżała się do schodów i sam też uważaj. Wszystko teraz się chwieje. - Spojrzał na mnie i rzucił szybko zbierając się do wyjścia.
-Zaraz wrócę i to przybijemy. Wezmę tylko tą cholerną walizkę. - Krzyknął wściekły co rzadko mu się zdarza i wyszedł.

-Uciekaj stąd synku. - Matka zerwała się z fotela i podeszła do mnie.
-Uciekaj jak najdalej! - Krzyknęła łapiąc moją twarz w dłonie.

-Mamo uspokój się. - Powiedziałem spokojnie żeby jej nie wystraszyć bardziej.

-Nic nie rozumiesz. Musisz uciec, ja zostanę żeby cie kryć. Dla mnie i tak nie ma ratunku. - Matka mówiła z przejęciem, a ja poczułem jak zalewa mnie lodowaty pot.

-Spakujesz moje rzeczy, a ja szybko coś załatwię? - Zapytałem niepewny tego czy powinienem wkręcać moją chorą matkę w takie gierki.

-Tak dziecko. Byle szybko. - Rodzicielka powiedziała do mnie z przejęciem.

Pomogłem matce wejść po w połowie rozebranych schodach i gdy tylko upewniłem się, że pakuje moje rzeczy do torby, wybiegłem z domu. Udałem się do sąsiedniego domu najszybciej jak potrafiłem i pożyczyłem od sąsiada kombinerki, młotek i inne rzeczy które przyszły mi do głowy gdy wyobrażałem sobie niszczenie kłódek. Wyjaśniłem mu że rozbieramy właśnie schody z nadzieją, że nie wyda mu się to zbyt podejrzane.

Spojrzałem na zamknięcia drzwi do piwnicy. Wszystkie kłódki były zamknięte a przecież gdy sprawdzałem to wcześniej, jedna z nich była otwarta. Zacząłem rozwalać kłódki po kolei. Jedna po drugiej aż w końcu drzwi otworzyły się przede mną. Moje ręce były całe napuchnięte od używania siły by rozwalić zamknięcia. Wiedziałem jednak, że nie mam zbyt dużo czasu bo ojciec lada moment wróci ze szkoły. Złapałem do ręki latarkę którą wcześniej schowałem do kieszeni i zacząłem szukać włącznika światła. Gdy go znalazłem i wcisnąłem na dole momentalnie zrobiło się jaśniej. Ostrożnie schodziłem po schodach przerażony tym co zastane na dole. Gdy w końcu udało mi się pokonać schody zamarłem. Na krześle siedziała półprzytomna czarnowłosa dziewczyna. Jej ręce i nogi były związane a usta zaklejone taśmą. Nie chcąc tracić więcej czasu zadzwoniłem na policję, a następnie zacząłem rozwiązywać dziewczynę, która zaczęła się wybudzać. Widać było, że nie wie co się dzieje i jest przerażona.

-Csii, spokojnie nic ci nie zrobię. - Szepnąłem do dziewczyny by ją uspokoić.
-Chodź. - Rozwiązałem jej nogi i ręce, a następnie delikatnie odkleiłem taśmę z jej suchych ust.

Dziewczyna syknęła z bólu i ruszyła ze mną w kierunku schodów.

-Zostań tutaj do czasu aż przyjedzie policja, a ja zajmę czymś ojca. - Powiedziałem z nadzieją, że mój plan się powiedzie.

-Nie, proszę nie! - Jęknęła głośno przerażona. Ewidentne nie wiedziała co się dzieje, kim jestem i o czym w ogóle mówię.

-Zaufaj mi naprawdę. On zaraz wróci. - Dodałem najspokojniej jak potrafiłem i wyszedłem z piwnicy zostawiając dziewczynę z latarką na schodach.

Wbiegłem szybko do domu i kazałem mamie zamknąć się w łazience na górze. Nie było to łatwe bo kobieta dostała następnego ataku paniki i musiałem niemalże siłą wepchnąć jej tabletkę uspakajającą do gardła i zastawić drzwi łazienkowe komodą. Gdy zszedłem na dół zobaczyłem, że ojciec podjeżdża pod dom.

Dasz rade... Tylko nie daj po sobie poznać, że coś jest nie tak.

-Cześć tato. - Wyszedłem na zewnątrz i powiedziałem do ojca jak gdyby nigdy nic.

-Cześć. - Odparł oschle.
-Mam już wszystko co trzeba.

-Mama gorzej się poczuła więc zaprowadziłem ją na górę. - Powiedziałem spokojnie, ale momentalnie na twarzy ojca pojawiła się złość.
-Wiem, że miała nie zbliżać się do schodów. Pomogłem jej wejść tak żeby nic się nie stało. - Wydukałem szybko żeby załagodzić sytuacje.

-No dobrze. Jesteś już dużym, odpowiedzialnym chłopakiem. Czasem muszę zdać się na ciebie i pamiętać o tym, że dasz sobie radę. - Tata powiedział już spokojniej.

Weszliśmy do środka, a ja odetchnąłem z ulgą.

Teraz tylko wytrzymaj do czasu aż przyjedzie policja.

-Dlaczego twoje narzędzia były w szkole? - Postanowiłem zapytać by zagadać jakoś ojca.

-Ymm... - Zawahał się chwilę.
-Chciałem naprawić coś w szatni. Ten nasz woźny to jakaś kompletna niemota, a ja lubię czasem pomajstrować. - Odparł jakby to było oczywiste i odetchnął ciężko pod koniec.

Zawsze tak robi gdy kłamie i się denerwuje.

-Ok. - Powiedziałem szybko i zacząłem grzebać coś przy schodach.

Nagle z piwnicy dobiegł do mnie dźwięk turlania się czegoś po schodach. Serce stanęło mi w miejscu. Spojrzałem na ojca by sprawdzić czy usłyszał tajemniczy odgłos.

Usłyszał.

-To pewnie ta trutka już działa i szczury zaczynają uciekać. - Palnąłem szybko żeby tylko tata nie wpadł na pomysł zejścia na dół.

-Idź sprawdzić jak z mamą, a ja zobaczę czy szczury uciekają gdzieś tyłem domu. - Rzucił zmierzając w stronę drzwi.

Cholera co teraz!

<><><><><><><><><><><><><><><><>

Cześć wszystkim!

Nie mam słów by opisać jak głupio jest mi wracać tu po tak długiej przerwie. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu jest i zaglądnie do tego rozdziału.
Chce baaardzo podziękować za wsparcie jakie otrzymałam przez ten czas postoju w opowiadaniu. Jesteście wspaniali 💕
Zapraszam wszystkich do komentowania i pisania swoich teorii czy przemyśleń bo bardzo lubię z wami rozmawiać.

Przesyłam dużo przytulasów❣️

~Poniaczynkova

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro