~Rozdział 37
Shane POV
Wpadłem do domu z prędkością światła. Od razu udałem się do salonu z nadzieją, że tam znajdę mamę. Nie myliłem się bo kobieta stała zdenerwowana przy oknie i nerwowo paliła papierosa.
-Mamo, rzucałaś palenie już conajmniej trzy razy w tym miesiącu. - Podszedłem do niej i szybko zgasiłem truciznę w popielniczce.
-Co tym razem się stało? Nie odpisałaś na moją wiadomość. - Mówiłem do mamy przerażony jej stanem, ale ta nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła pusto w niewiadomy mi punkt za szybą.
Stanąłem w miejscu i zacząłem uważnie przyglądać się kobiecie. Jej brązowe loki zwykle spięte w luźnego koczka, tym razem rozrzucone były po ramionach i plecach, a także splątane w wielkie kołtuny. Twarz mamy była spuchnięta i czerwona od płaczu, makijaż na powiekach rozmazany w najdziwniejsze kształty. Cała się trzęsła mimo, że była owinięta kocem.
-Odejdź od okna, zmarzniesz. - Powiedziałem do niej łagodnie i zamknąłem okno.
-Nie wzięłaś tabletki. - Zerknąłem do szuflady na leki i sprawdziłem opakowanie po tabletkach, które powinna przyjmować moja rodzicielka.
-Proszę. - Podałem matce szklankę wody i niewielką, zieloną pigułkę.
Dopiero gdy zażyła lek i wypiła wodę do zera, odezwała się.
-Spakuj się. Jutro już nas tu nie będzie. - Powiedziała roztrzęsionym głosem.
-Możesz wytłumaczyć mi co się dzieje? - Ledwo powstrzymałem się przed krzyknięciem.
-Szkoda marnować czas. Pośpiesz się zanim wróci tata. - Wyszeptała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Poszedłem na górę załamany tym, że po raz kolejny nic nie mogę zrobić. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Miałem ochotę krzyczeć, ale chciałem żeby mama myślała, że się pakuję. Gdy trochę ochłonąłem, od razu napisałem wiadomość do taty.
Ja: Wiem, że dzisiaj masz jakieś wyjście, ale musisz wrócić szybko do domu. Mama ma chyba kolejny epizod. Nie wiem co robić, pośpiesz się!
Ledwo wysłałem wiadomość, moje ręce dygotały jak szalone. Nie napisałem o tym, że mama chce wyjechać i każe mi się spakować. Nie chciałem żeby tacie zrobiło się przykro.
To nie nasza wina, że mama jest chora...
Tata: Zaraz będę, pilnuj żeby nic sobie nie zrobiła.
Przeczytałem wiadomość i od razu zbiegłem na dół. Rodzicielka przygotowywała kolację jak gdyby nigdy nic. Jej włosy były już ładnie spięte w koczka, a makijaż poprawiony.
Nie wiem czy większego szoku doznałem gdy przyszedłem do domu czy w momencie gdy zobaczyłem ją ponownie.
-Zaraz przyjedzie tata. - Powiedziałem zdezorientowany.
Pewnie leki zaczęły na nią działać.
-Dobrze. Zrobiłeś to o co cie prosiłam? - Szepnęła rozglądając się dookoła.
-Ymm, tak. - Kiwnąłem głową i usiadłem na krześle żeby nie zemdleć z wrażenia.
-Dobrze, grzeczny chłopiec. Mój kochany synek. - Pocałowała mnie w czubek głowy i wróciła do polewania kurczaka gorącym tłuszczem.
-Zrobiłam kurczaka, dawno nie było. Wiem jak bardzo go lubisz. - Uśmiechnęła się do mnie i wtedy poczułem się trochę spokojniejszy.
Nie wiem co tutaj się wydarzyło, ale mam nadzieję, że szybko nie wróci. Wolę mamę uśmiechniętą.
-Jak było w szkole? Masz może już jakiś znajomych? - Spojrzała na mnie przelotnie i wbiła nóż w Bogu ducha winnego kuraka.
-Nie bardzo, ale jestem na dzisiaj umówiony z taką jedną znajomą ze szkoły. - Oznajmiłem lekko zaskoczony pytaniem.
-Dobrze. Pożegnaj się z nią przy okazji. - Uśmiechnęła się szeroko i położyła na stole pokrojone mięso.
-Jestem! - Tata wpadł do domu jak poparzony.
Spojrzałem wtedy na mamę. Była przerażona i na moment ją sparaliżowało.
-Witaj kochany. - Kobieta podbiegła do męża i zabrała jego płaszcz żeby odwiesić go do szafy.
Ojciec spojrzał na mnie pytająco więc pokazałem mu subtelnie, że już jest dobrze i leki zadziałały. Od razu odetchnął z ulgą.
-Co tak pięknie pachnie? - Zapytał gdy tylko usiadł przy stole.
-Stwierdziłam, że dawno nie było kurczaka. - Matka uśmiechnęła się wesoło i postawiła resztę obiadu na blacie.
-Smacznego. - Powiedziała szybko i pocałowała tatę w policzek.
-Dziękuję kochanie, jesteś niezawodna. - Odpowiedział i uśmiechnął się.
Gdy skończyliśmy jedzenie, mama udała się do sypialni pod pretekstem bólu głowy. My z tatą zaczęliśmy zmywać naczynia.
-Myślisz, że dzisiaj już nic nie wróci? - Zapytałem spoglądając ukradkiem na zmartwionego ojca.
-Raczej nie. - Pokręcił głową.
-Miejmy nadzieję.
-Przepraszam, że ściągnąłem cie szybciej do domu. Nie wiedziałem, że leki podziałają tak szybko.
-Nic się nie stało. Najważniejsze, że już jest dobrze. - Poklepał mnie po plecach żeby choć trochę mnie pocieszyć.
-Mama nie mówiła nic podczas tego epizodu? - Zaciekawił się.
-Nie, niewiele. Była za bardzo roztrzęsiona i nie odpowiadała na moje pytania. - Skłamałem żeby nie zrobić mu przykrości.
Wystarczy nam problemów na dzisiaj...
-No dobrze. W przyszłym tygodniu pojadę z nią do lekarza, może podwoi dawki albo zmieni tabletki na mocniejsze. - Westchnął.
-Dobry pomysł. - Potwierdziłem.
-Słuchaj... Tak sobie myślę, chyba nie będę ci dzisiaj już potrzebny? Mama czuje się lepiej, a ty jesteś w domu.
-Pewnie, a masz jakieś plany? - Oparł się o blat i zaczął lustrować mnie spojrzeniem.
-Jestem umówiony z przyjaciółką. - Odpowiedziałem nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
-Z przyjaciółką. - Uśmiechnął się.
-Ahh więc to tak. - Zaśmiał się głośno.
-Czyli mogę się już zbierać i dokończysz sam? - Zrobiłem minę kota ze Shreka.
-No niech już będzie ten jeden, jedyny raz. - Westchnął.
-Pozdrów Alyssę.
Spojrzałem na niego jak na wszechwiedzącego i zauważyłem, że staruszek czuje z tego powodu nieziemską satysfakcję.
-Zgadłem! - Krzyknął gdy wchodziłem po schodach.
Allysa POV
-To randka dziewczyno, pokaż trochę tego cudnego ciałka, a nie zgrywasz zakonnicę. - Emilie przewróciła oczami i zaczęła machać mi przed twarzą krótką bluzeczką na ramiączkach.
-Chyba cie cycki pieką. Jest pogoda na minusie. - Zaśmiałam się i założyłam mój ukochany, pudrowo różowy sweterek.
-No dobrze. Rozumiem, że nie chcesz zakończyć żywota przez głupią chorobę, no ale sweter? - Jęknęła zrezygnowana i opadła na łóżko.
-Obiecuję, że w lecie pójdę na plażę w spodenkach i krótkiej bluzce. - Zaśmiałam się.
-Super wiesz! Myślałam, że znów postawisz na sweter. - Westchnęła.
-Jak się denerwujesz jesteś taka urocza. - Powiedziałam rozbawiona i położyłam się obok przyjaciółki.
-Już ktoś mi to ostatnio powiedział. - Wysunęła język w moją stronę.
-Kto? - Pisnęłam z niedowierzaniem.
-Taki jeden chłopak z mojej szkoły. - Zaczerwieniła się i schowała twarz w dłoniach.
-I ty nic mi nie mówisz? W tym momencie opowiadaj wszystko bo pożałujesz. - Pogroziłam przyjaciółce palcem i zaczęłam ją łaskotać.
-Dobrze, powiem! Powiem wszystko! - Ledwo odpowiedziała przez atak śmiechu.
-Mam nadzieję! Nie omijaj pikantnych szczegółów. - Poruszyłam brwiami i usiadłam wygodnie bawiąc się w rękach poduszką.
-Nie ma na razie żadnych szczegółów, nawet tych łagodnych. - Powiedziała smutno.
-Niby troszkę flirtujemy, ale to wszystko jest strasznie subtelne. Nie jestem pewna czy czuje to samo co ja, a nie mam odwagi zrobić nic więcej w tym kierunku. Jakoś zapytać go o naszą relację. Co jeśli go stracę? - Wbiła łokcie w nogi i oparła twarz na dłoniach.
-Ty nie masz odwagi? - Zdziwiłam się.
-Wiem, niewiarygodne. - Uśmiechnęła się.
-Myślę, że musisz z nim porozmawiać. Jeśli w ten sposób zniszczysz waszą przyjaźń to trudno. W takiej relacji czujesz się równie źle więc wychodzi na jedno i to samo. Przynajmniej nie będziesz miała durnej nadziei, ale skoro powiedział ci, że słodko się złościsz to nie sądzę żeby nie odwzajemniał twoich uczuć. - Przytuliłam dziewczynę mocno. Uśmiechnęła się więc chyba trochę jej ulżyło.
-Masz rację, ale wiesz... To nie jest aż tak łatwe jak się wydaje.
-Domyślam się. - Westchnęłam.
-Ty nigdy nie miałaś tego problemu, wszyscy faceci garnęli się do ciebie i nie musiałaś nigdy nic robić. - Spojrzała na mnie z lekkimi wyrzutami.
-Hej! To nie sprawiedliwe. - Uderzyłam przyjaciółkę poduszką.
-Właśnie! - Oddała mocnym uderzeniem w moją stronę.
-Zostanę przy swetrze. - Skrzywiłam się i wskazałam na ubranie.
-Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami.
-Zakonnico.
-Bez przesady dobrze? - Warknęłam w żartach.
-No to katechetko. - Odpowiedziała przez co obie zaczęłyśmy się głośno śmiać.
~*~
Wyszłam z domu i od razu zobaczyłam samochód Shane'a. Chłopak wysiadł gdy tylko mnie zauważył.
-Hej. - Uśmiechnął się delikatnie i otworzył mi drzwi.
-Cześć. - Odpowiedziałam i stanęłam na wprost niego.
Brunet położył dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Złączył delikatnie nasze usta po czym wskazał na siedzenie samochodu. Usiadłam na miejscu i patrzyłam jak obchodzi auto żeby usiąść za kierownicą. Serce waliło mi jak szalone.
-Gdzie jedziemy? - Zapytałam gdy ruszyliśmy.
-Zobaczysz. - Uśmiechnął się.
-Nie wiem czy to wytrzymam. - Zaśmiałam się.
-Nie lubisz niespodzianek? - Zmarszczył brwi.
-Lubię, ale ciężko mi wytrzymać gdy nie wiem gdzie jedziemy. - Odpowiedziałam niepewnie.
-Nie mamy daleko. Wytrzymasz. - Puścił mi oczko i włączył muzykę.
-Ładnie wyglądasz. Z resztą jak zawsze. - Uśmiechnął się gdy spojrzał na mnie przelotnie.
-Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech.
Poczułam wibracje w kieszeni płaszcza więc wyjęłam telefon.
Josh: Co robisz?
Ja: Jestem na randce, coś się stało?
Josh: Faktycznie! Zapomniałem, przepraszam. Chciałem tylko zapytać czy mogłabyś przekazać coś jutro w szkole Sarah.
Ja: Zależy co?
Josh: Mama zostawiła paczkę pod twoimi drzwiami bo nikogo nie było w domu. Dasz jej to jutro?
Ja: Jasne, o ile jeszcze nikt tego nie ukradł :D
Josh: Nawet tak nie żartuj...
Ja: Dobra, napisze później czy paczka jeszcze istnieje.
Josh: Dzięki, aaa i nie zaglądaj do niej proszę!
Ja: Przemyślę to...
Josh: Alyssa, nawet nie żartuj!
Ja: No dobrze, nie otworzę jej :3
Josh: Dziękuję jeszcze raz.
Ja: Nie ma problemu.
-Wszystko ok? - Shane zapytał gdy odłożyłam telefon.
-Tak. - Kiwnęłam głową.
-Wyglądasz na zmartwioną. - Stwierdził.
-Po prostu jestem zmęczona. - Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Może chcesz wrócić do domu czy coś?
-Nie! - Przerwałam.
-Nie jestem aż tak zmęczona. - Uśmiechnęłam się, a chłopak zaśmiał się i pokręcił głową.
-To dobrze bo chyba jesteśmy już na miejscu. - Powiedział zadowolony i zaparkował w zupełnych ciemnościach.
Otworzyłam drzwi nie czekając aż chłopak popisze się znowu swoimi zdolnościami gentlemana. Włączyłam latarkę w telefonie i od razu zaczęłam się śmiać. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale ja nie mogłam się uspokoić.
-Coś nie tak? - Zapytał zdezorientowany.
-Znam to miejsce. - Powiedziałam w końcu gdy złapałam oddech.
-Naprawdę? - Zdziwił się.
-Tak. - Rozglądnęłam się dookoła.
To było dokładnie to samo miejsce, w które zabrał mnie James na naszą super randkę.
-Skąd?
-Powiedzmy, że miałam tutaj już jedną średnio udaną randkę. - Odpowiedziałam niepewnie z nadzieją, że nie urażę chłopaka.
Mogłam zamknąć dziób i się nie przyznawać, ale nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Tak zawsze reaguje w sytuacjach nerwowych.
-Co za fail. - Oparł się o samochód i sam zaczął się śmiać.
-Skąd znasz to miejsce? - Zapytałam w końcu gdy trochę się uspokoił.
-Byłem tu kiedyś na wakacjach. Wiesz za gówniarza. Znalazłem je przypadkiem. - Wzruszył ramionami.
-Czyli byłeś już kiedyś w okolicach naszego miasta.
-Tak, ten jeden, jedyny raz. - Potwierdził.
-Dobra, naprawimy tą sytuację. Wsiadaj.
Zrobiłam to, o co poprosił. Siedzieliśmy na wprost siebie w niezręcznej ciszy. Gapiłam się na chłopaka, który główkował nad czymś tak mocno, że aż na jego czole pojawiła się niewielka zmarszczka.
-Gdzie chciałabyś pojechać? Może masz jakieś specjalne życzenia? - Zapytał nie mogąc już wymyślić nic sensownego.
-Bo wiesz, ja nie znam za bardzo tego miasta.
-Gdziekolwiek. - Zmrużyłam oczy.
-Wiem. Jedźmy na frytki i shake'a, a później to ja zabiorę cie w fajne miejsce.
-Jakie? - Spytał podekscytowany.
-Zobaczysz. - Szepnęłam przybliżając się do niego.
-Uchyl choć rąbka tajemnicy. - Odpowiedział przyglądając się moim poczynaniom.
-Takie, w którym jeszcze nigdy nie byłeś. - Ponownie szepnęłam do jego ucha, wywołując przy tym dreszcz przechodzący przez ciało bruneta.
-Brzmi kusząco więc jedzmy już. - Odchrząknął nawet na mnie nie patrząc, przełknął głośno ślinę i ruszył w stronę McDonalda.
Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak na niego działam.
~*~
-Jesteśmy na miejscu. - Powiedziałam gdy podjechaliśmy pod ogromny mur.
-Jesteś pewna? - Zaśmiał się nerwowo.
-Tak. - Zachichotałam widząc jego przerażenie.
-Na pewno masz tu jakiś koc bo chciałeś siedzieć na trawie?
-Mam nawet trzy.
-Świetnie. Weź koce, a ja zabiorę jedzenie. - Powiedziałam pewnie i obserwowałam jak chłopak szamocze się w ciemnościach z kocami.
-Pomóc ci?
-Nie! Jestem samodzielny i sobie poradzę. - Powiedział żartobliwie, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
On jest taki uroczy...
Shane POV
Ciekawe co teraz myśli Alyssa. Pewnie, że jestem kompletnym kretynem, który nie potrafi zabrać z siedzenia trzech koców.
-Udało się. Żyję i mam koce. - Powiedziałem najzabawniej jak potrafiłem żeby naprawić sytuację.
-Super. - Zaśmiała się.
-Teraz musimy wejść na dach samochodu. - Oznajmiła, a mnie zamurowało.
To zabawne zważywszy na to, że stoimy przy murze.
-No nie patrz tak na mnie. Pomożesz mi?
-Yym, tak. Jasne! - Zawahałem się jak idiota i pomogłem dziewczynie wdrapać się na dach.
Następnie zrobiłem to samo i tak oto staliśmy odwróceni twarzą w stronę muru, na dachu mojego auta.
-Co teraz? - Zapytałem z całkowitym zdezorientowaniem.
-Teraz wchodzimy na mur. - Wzruszyła ramionami.
-Mogłaś mnie uprzedzić, że lubisz parkour. Zaciągnąłbym kilka lekcji od dzieciaków ze skateparku. - Oznajmiłem spoglądając na zmianę na murek i na Alyssę.
-Przestań. To banalne. - Powiedziała przechylając głowę, po czym bez problemu weszła na górę.
Powtórzyłem jej ruchy i usiadłem pewnie na dość szerokim szczycie cegieł.
-Fakt, to nie było aż tak trudne. - Potwierdziłem żeby nie wyjść na kompletną ciotę.
-Mówiłam. - Uśmiechnęła się delikatnie.
-Możemy zacząć jeść. - Powiedziała wręczając mi shake'a i frytki.
-I weszliśmy tutaj po to żeby zjeść i patrzeć w ciemność? - Zapytałem wkładając kilka frytek do ust.
-Nie, poczekaj jeszcze... - Spojrzała na godzinę w telefonie.
-Około trzy minuty.
-Dobrze. - Kiwnąłem głową i zacząłem delektować się smakiem truskawkowego napoju.
Aly owinęła się kocem i oparła głowę na moim ramieniu.
Mogę zostać z nią tutaj na zawsze.
-Nie jesteś dzisiaj w tak dobrym humorze jak zwykle. - Powiedziała nagle.
-Jak to? - Zapytałem doskonale wiedząc, że ma rację.
-Może wcześniej w szkole nie, ale teraz wydajesz się być jakiś smutny. Żartujesz sobie i w ogóle, ale widzę, że coś jest nie tak. - Patrzyła prosto w moje oczy mimo, że wokół panowała kompletna ciemność.
-Przepraszam, masz rację. - Westchnąłem ciężko.
-Nie masz za co. Nie wymagam żebyś zawsze miał dobry humor. Nie byłbyś wtedy człowiekiem tylko jakimś cyborgiem. - Zaśmiała się, pocałowała mnie w policzek i z powrotem przytuliła głowę do mojego ramienia.
-Jak będziesz chciał to powiesz o co chodzi, ale nie naciskam.
-Nie chciałbym psuć nam wieczoru. Po prostu moja mama jest chora i dzisiaj w domu miałem nieciekawą sytuację. - Wyjaśniłem ogólnikowo streszczając najważniejsze elementy historii.
-Przykro mi. - Powiedziała z ogromną szczerością w głosie.
Czułem to.
-Wiem. - Objąłem dziewczynę.
-Gdzie te efekty specjalne? Mają chyba jakieś opóźnienie. - Zaśmiałem się żeby nie pozostawić smutnej atmosfery.
-No właśnie nie wiem o co cho... - Zaczęła, ale w tym momencie przed nami zapaliło się małe światełko.
-Jednak nie, patrz teraz. - Powiedziała wpatrzona w niewielki, jasny punkt.
Światło dobiegające z małego urządzenia nagle powiększyło się i przed naszymi oczami ukazał się ogromny ekran.
Ach tak... Więc kino samochodowe bez samochodu i w dodatku za darmo. Sprytnie.
Z miejsca, w którym siedzieliśmy, dokładnie było widać wszystkie samochody ustawione jeden za drugim. Niektórzy oglądali film ze środka pojazdów, inni leżeli rozwaleni na przyczepkach z tyłu aut, a jeszcze inni siedzieli na dachach. Głównie pary lub gruby znajomych, ale widziałem tez kilka samotnych osób trzymających popcorn w ręce.
-Może być? - Zapytała zerkając na mnie ukradkiem.
-Jeszcze pytasz? - Zaśmiałem się obejmując ją mocniej.
-Często tu przychodzisz? - Spytałem wpatrzony w czarno biały film.
-W wakacje prawie co tydzień. - Odpowiedziała wciąż wtulona we mnie.
-Jak się tu wspinasz? - Ponownie zaśmiałem się i pocałowałem ją w czubek głowy.
-Tajemnica. - Podniosła się i szepnęła do mojego ucha.
-Nie rób tak, błagam. - Jęknąłem nie wytrzymując.
-Dlaczego? - Powietrze wychodzące z jej ust połaskotało moją szyję.
-Bo nie wiem jak długo wytrzymam żeby się na ciebie nie rzucić. - Powiedziałem bez zastanowienia.
Gdy uświadomiłem sobie co powiedziałem, aż zrobiło mi się gorąco.
-Ok. Już nie będę. - Szepnęła znowu.
Ktoś tu mnie prowokuje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro