Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 34

Zaskoczona spojrzałam na Kevina, który wybuchł niekontrolowanym i głośnym śmiechem. Dalej byłam w szoku po tym co się tutaj wydarzyło.

-To twój stary? - Brat zapytał Shane'a wciąż się śmiejąc.

-Tak, a co? - Chłopak skrzywił się.

-Ja pierdole! - Blondyn spojrzał najpierw na niego, a później na mnie i niemo poruszył ustami w taki sposób, że mogłam zrozumieć co chce powiedzieć.
-Powodzenia.

Spojrzałam na niego groźnie, ale ten wciąż się śmiał.

-Dlaczego nic nie powiedziałeś? - Zapytałam Shane'a.

-Jakoś tak, nie pytałaś. Nie uznałem, że to super ważne. - Chłopak odpowiedział lekko zawstydzony.

-Cholera, moje rzeczy. - Przypomniałam sobie, że zostawiłam wszystko w sali artystycznej.

-Ja muszę iść do chłopaków i wytłumaczyć co się wydarzyło bo chyba nie ogarniają. - Kevin oznajmił szybko, puścił mi oczko i wrócił na stołówkę.

Porozmawiamy sobie później braciszku...

-Przejdę się z tobą. - Shane bardziej stwierdził niż zaproponował.

-Ok. - Kiwnęłam głową i zaczęliśmy iść w stronę klasy.
-Przepraszam za brata. - Powiedziałam najbardziej łagodnie jak umiałam.

-Nic się nie stało. Nauczyciel to nie bardzo lubiany zawód. - Zaśmiał się.
-Nie wiedziałem, że byłaś z Jamesem. - Wypalił nagle, a mnie ogarnął niekontrolowany dreszcz.

Musiał podczas przepychanki na stołówce usłyszeć coś czego ja nie zdążyłam usłyszeć.

-Tak, byliśmy razem. Bardzo krótko. - Podkreśliłam szybko jakbym chciała się wytłumaczyć.

-Chyba nie najlepiej to wspominasz. - Powiedział lekko rozbawiony moją reakcją.

-Tak, to było... - Zaczęłam, ale zabrakło mi słów.

-Nic nie mów. Nie musisz do tego wracać jeśli nie chcesz. - Zatrzymał się, położył dłoń na moim ramieniu i spojrzał prosto w moje oczy.

Cholera, znowu mam ochotę go pocałować.

-Mam nadzieję, że moja torba jeszcze jest w sali. - Powiedziałam otrząsając się z głupich myśli.

Weszliśmy do środka i na szczęście wszystkie rzeczy były na miejscu. Zaczęłam układać przedmioty w torbie i wtedy do pomieszczenia weszła Sarah.

-Ciągle mi uciekasz. - Stwierdziła.
-Zawiesili was? - Zapytała spokojnie jakby to było nic.

-Nie, dlaczego? - Zdziwiłam się.

-Bo była bójka. - Spojrzała na mnie jakbym miała Alzheimera i nie pamietała zdarzeń z przed kilkunastu minut.

-To nie jest chyba dobry powód do zawieszenia. - Brunet zaśmiał się delikatnie.

Shane właśnie taki jest, delikatny, miły i spokojny...

-Chyba się nie znamy? - Sarah wyciągnęła rękę w stronę chłopaka.
-Sarah. - Powiedziała z subtelnym uśmieszkiem i zatrzepotała zalotnie rzęsami.

-Shane. - Odpowiedział i potrząsnął jej dłonią.

-Oboje na ,,s,,. - Zaśmiała się jak idiotka.
-Jesteś nowy? - Zapytała wpatrzona w niego jak w magiczne stworzenie leśne.

Czy musisz lecieć na moich facetów? Zaraz! Shane nie jest mój... Dlaczego jestem o niego zazdrosna?

-Tak. - Odpowiedział szybko.

-Hmm... - Zamruczała.
-Aly, mamy takiego przystojniaka w szkole, a ty ukrywasz go w tajemnicy? - Zażartowała patrząc na mnie jak na najlepszą przyjaciółkę.

Nie odezwałam się ani słowem, nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć.

-Nie chowałem się, nawet mijałem cię kilka razy. - Chłopak zaśmiał się, ale jakoś sztucznie.
-Wybacz, ale chcieliśmy porozmawiać chwilę na osobności. - Powiedział przepraszająco i wskazał ręką w moją stronę.

-No dobrze, nie przeszkadzam wam. Porozmawiamy jutro. - Sarah zwróciła się w moją stronę.
-Mam nadzieję, że złapiemy się później. - Puściła oczko chłopakowi i wyszła.

-A ja mam nadzieję, że nie. - Szepnął do siebie, ale to usłyszałam i zaśmiałam się.
-Przepraszam, nie chciałem obrazić twojej przyjaciółki. - Spojrzał na mnie niepewnie.

-To nie moja przyjaciółka i też mnie irytuje. - Odpowiedziałam rozbawiona.

-Uff. - Westchnął.
-To dobrze bo lekko działa mi na nerwy. Nie umiałem się jej pozbyć.

-Świetnie ci poszło, lepiej niż mi. - Uśmiechnęłam się sympatycznie do bruneta.

Naprawdę go lubię.

-Myślę, że wymówka z rozmową była bezpieczna. Chyba nic sobie nie pomyśli? - Skrzywił się.

-Nie byłabym tego taka pewna. - Oboje zaczęliśmy się śmiać.

-Tak właściwie to naprawdę musimy porozmawiać. - Usiadł na ławce i zaczął uważnie mi się przyglądać.

-O co chodzi? - Odłożyłam torbę i usiadłam na drugim blacie, na wprost niego.

-Myślę, że dobrze wiesz o co. - Powiedział niepewnie.
-Chciałbym wiedzieć co teraz. Nie będę owijał w bawełnę bo lubię wiedzieć na czym stoję. Pocałowałem cię wczoraj i zaproponowałem żebyśmy o tym zapomnieli bo nie chciałaś się wiązać, ale później sama mnie pocałowałaś więc...? - Przerwał żeby dać mi możliwość głosu.

-Ja... Ja nie wiem co ci powiedzieć. - Spuściłam głowę z zakłopotania i wbiłam wzrok w podłogę.

-Rozumiem. Chce tylko wiedzieć czy cokolwiek do mnie czujesz czy raczej chcesz żebyśmy zostali przyjaciółmi i to było dla ciebie tylko coś jednorazowego, pod wpływem emocji i alkoholu. - Powiedział spokojnie, ale jego oddech był szybki i nieregularny.

-Naprawdę nie potrafię dać ci odpowiedzi. - Powiedziałam cicho walcząc z milionem myśli w mojej głowie. Zapadła chwilowa cisza.

-Myślałem, że mówisz szczerze do Emilie o tym, że jestem człowiekiem a nie zabawką. Tak słyszałem to. - Rzucił widząc moją zszokowaną minę.
-Teraz jednak sama mnie tak potraktowałaś. Nie wiem... Może zastanów się nad tym co czujesz i myślisz i daj mi znać. - Powiedział nawet na mnie nie patrząc i wyszedł z pomieszczenia.

Po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Starłam je szybko rękawem i poszłam na następną lekcję, na którą i tak byłam już spóźniona.

~*~

-Jesteś jakaś cicha. Coś się stało? - Kevin zapytał gdy jechaliśmy w stronę szpitala żeby odebrać Alana.

Ostatnio nie udało mi się z nim porozmawiać, a bardzo mi na tym zależało.

-Nic się nie stało. - Odpowiedziałam najpewniej jak umiałam.
-Jestem tylko zmęczona.

-Alyssa, wiem jak wyglądasz gdy jesteś zmęczona i nie mów mi, że nic się nie stało. - Brat spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi.

-Patrz na drogę. - Rzuciłam do niego żeby przestał się gapić.

-Akurat ze mną chyba nie boisz się jeździć? - Zaśmiał się.

-Czasem. - Powiedziałam w żartach z cwaniackim uśmieszkiem.

-Mów bo zacznę się gapić i umrzemy w żałosnym wypadku samochodowym. - Ponownie się zaśmiał.
-Chodzi o Shane'a? - Zapytał po chwili ciszy z mojej strony.

-Co? Nie. - Pokręciłam gwałtownie głową.

-Więc jednak. Co zrobił, mam obciąć mu jaja? - Powiedział rozbawiony, ale wiedziałam, że poważnie się martwi.

-Skąd wiesz, że chodzi o niego? - Zapytałam zrezygnowana. Nie miałam siły kłamać.

-Przeczucie. - Wzruszył ramionami.

-Kobiecy instynkt. - Zaśmiałam się.

-Gnida. - Powiedział z uśmiechem.

-Za dużo czasu spędzasz z Alanem i to dlatego. - Wyszczerzyłam się widząc jego subtelny uśmiech na wspomnienie Alana.

-Co z twoim kochasiem? - Zmienił temat najszybciej jak potrafił.

-Nic, po prostu dałam ciała jak zwykle. - Powiedziałam już smutniej.

-Dlaczego? - Zaciekawił się.

-Nie potrafię określić swoich uczuć. Chyba go zraniłam, a naprawdę tego nie chciałam. - Jęknęłam podłamana.

-Myślę, że można jakoś to naprawić. Nie wygląda na takiego cieniasa, którego zranisz jednym słowem.

-Myślałam, że właśnie za takiego go uważasz. - Skrzywiłam się na jego słowa.

-Nie zupełnie. Myślę, że to spoko gość. Może nie ufam mu w stu procentach, ale na pewno jest lepszy niż James. Tego związku nie umiałem zaakceptować bo po prostu go znałem. Wiedziałem, że cie zrani. Szkoda, że do tego dopuściłem. - Mówił ze smutkiem, cały czas obserwując drogę.

-Przestań! - Podniosłam głos żeby przywrócić brata do porządku.
-To nie jest twoja wina. Sama się w to wpakowałam i niechętnie muszę przyznać, że miałeś rację. - Westchnęłam.

-Przyprowadziłem tego dupka do domu, a doskonale wiedziałem jak będzie. Dlatego nie zapraszałem kumpli. Po byłej Jamesa wolałem trzymać ciebie z daleka od niego i od tych ćpunów. - Pod koniec wymusił na sobie lekki uśmiech. Zrobił to pewnie żeby mnie nie martwić.

-Właśnie, co tak naprawdę stało się między Jamesem, a jego byłą. To chyba Monica Henderson? Nie znałam jej za bardzo, kojarzę tylko ze szkoły. - Zapytałam na tyle zaciekawiona tematem, że aż przekręciłam się na fotelu w taki sposób, by obserwować twarz brata.

-To była chora akcja. - Zaczął dramatycznie.
-Spotykali się przez jakiś czas i można spokojnie powiedzieć, że James miał na jej punkcie obsesje. Do tego stopnia, że zabraniał jej nawet wychodzić z przyjaciółkami na zakupy. - Pokręcił głową na te wspomnienia.
-Jamesa wtedy było w naszej paczce coraz więcej, więc automatycznie pojawiła się tam Monica. Widziałem jak ją traktuje, był bardzo zaborczy i uważał ją za swoją własność. Reszta udawała, że tego nie widzi bo to był najważniejszy gość w szkole. Nikt nie chciał wylecieć z paczki. - Wypuścił głośno powietrze i zaparkował przed szpitalem.
-Monica nie należała do tych potulnych. - Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę na siedzeniu, tak jak ja zrobiłam wcześniej.

-Co to znaczy? - Dopytałam.

-Zostawiła Jamesa robiąc spore przedstawienie przed nami, jego znajomymi. Odeszła od niego i od razu poszła na imprezę z przyjaciółkami. James był wściekły. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Chris dał mu jakieś tabletki żeby się rozluźnił, ale skutki były odwrotne. Próbowaliśmy go zatrzymać, ale poszedł na tą imprezę za swoją byłą i tam wydarzyło się coś, o czym nikt nie chce mówić. Wiem, że Monica wyjechała z miasta na następny rok nauki i przeniosła się do szkoły z internatem. Rodzice Jamesa od tamtej pory są na niego bardzo wściekli i nawet drobna bójka mogłaby sprawić, że wyleci z domu. Dlatego wtedy go przyprowadziłem. Słyszałem coś od Chrisa, że rodzice Jamesa musieli zapłacić rodzicom jego ex. Nie wiem o co chodzi, ale już nigdy więcej nie widziałem go w takim stanie. Ogarnął się. - Opowiedział i wtedy dopiero ujrzałam na jego twarzy ulgę.
-Nie miałem do niego zaufania, ale traktował cię w miarę dobrze, inaczej niż Monice. Nie mogłem się czepiać bo mógłbym cie zranić.

-Dziękuję, że mi to opowiedziałeś. Szkoda tylko, że dopiero teraz. - Spojrzałam na niego niepewnie.

-Wiem. Chciałem cie chronić, ale wybrałem głupi sposób. Moja mama na pewno dałaby mi teraz po łbie. - Zaśmiał się.

-Dlaczego? - Zapytałam smutno.

-Mówiła, że jeśli kiedyś cie poznam, mam cie chronić i dbać o ciebie jako o moją młodszą siostrę. Prosiła żebym cie nie bił, nie okłamywał i nie chronił do takiej przesady, że mnie znienawidzisz. - Zaśmiał się ponownie, ale po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Tylko jedna łza, po niej nie było nic. Widziałam w jego oczach ogromny ból.

-Bardzo mi przykro Kevin. Twoja mama była cudowna. - Ledwo powstrzymałam płacz i przytuliłam go mocno.
-Cholernie współczuję, że mamy takiego ojca i musiałeś z nami zamieszkać. Wiem, że nie masz w nim wsparcia bo też go nie dostaję. Przynajmniej spędziłam z nim dzieciństwo i nie płacił za to żebym się ukrywała. - Mówiłam nie odrywając się od brata nawet na sekundę.
-Jedyny plus. W końcu mnie poznałeś i teraz będę przy tobie do końca życia. Rozumiesz? - Spojrzałam prosto w jego oczy i zaczęłam płakać.
-Będę cie wspierać. Zawsze. - Przytuliłam go ponownie i poczułam jak się trzęsie żeby powstrzymać łzy. Nie udało mu się jednak na długo bo po chwili poczułam na ramieniu kilka kropel.

-Kocham cię Aly, ale jeśli komuś powiesz to cie zabiję. - Zaśmiał się z trudem i pogładził moje plecy dłonią.
-Teraz już nie ryczmy i spędźmy miło ten dzień. - Powiedział szybko i otworzył drzwi samochodu.
-Gnido. - Dodał zanim wyszedł i oboje uśmiechnęliśmy się.

Shane POV

Zachowałem się jak dupek, czyli właśnie tak, jak najbardziej nie lubię. Miałem ochotę rozwalić coś w moim pokoju, ale nie bardzo miałem co. Zamiast tego spakowałem rzeczy treningowe do torby i postanowiłem iść na siłownię. Na niższym piętrze zatrzymał mnie tata. 

-Shane, zaczekaj chwilkę.

-O co chodzi? - Wyjąłem słuchawki z uszu i zatrzymałem się przed ojcem.

-Chciałem tylko zapytać o dzisiejsze wydarzenia. - Usiadł na krześle przy barku i oparł się rękami o blat.

-Co chcesz wiedzieć? - Westchnąłem ciężko.

-To naprawdę twoi przyjaciele? Niedawno przyjechaliśmy i nie sądziłem, że masz już jakiś znajomych.

-Nie wiem. Naprawdę nie wiem co ci powiedzieć. To chyba po prostu najnormalniejsze osoby jakie znalazłem w tej durnej szkole i próbowałem nawiązać z nimi jakieś relacje. - Powiedziałem lekko zdołowany. Nie potrafiłem kłamać przed tatą. Nasza więź była dość silna i wiedziałem, że mogę powiedzieć mu o wszystkim.

-Próbowałeś? - Zdziwił się tym jednym słowem.

-Tak, chyba sobie daruję. - Burknąłem niezadowolony.

-Dlaczego? Nie jesteś typem osoby, która łatwo się poddaje. - Zaśmiał się. Pewnie na jakieś wspomnienie, z moim upartym charakterem w roli głównej.

-Nie mogę się tutaj odnaleźć. Dlaczego tak właściwie się przenieśliśmy? - Zapytałem lekko zmieniając temat.

-Mówiłem ci już, potrzebowaliśmy zmiany. Mieszkaliśmy w tej dziurze o wiele za długo z matką. Może ty miałeś tam przyjaciół, ale my znaliśmy tam dosłownie każdego. Spędziłem z tymi ludźmi całe życie i doskonale wiedziałem, że każda osoba w tym mieście jest skrzywiona. - Wytłumaczył spokojnie. Nie miałem powodu żeby mu nie wierzyć.

-Myślałem, że to przez ostatnie wydarzenia. - Powiedziałem przypominając sobie o ostatnich porwaniach i morderstwie jakie miało miejsce w naszym mieście.

-To też i w sumie przede wszystkim. Zrobiło się tam zbyt niebezpiecznie. Kiedy oboje znaleźliśmy tu prace z mamą, wybór był jasny. Nie chciałem narażać naszej rodziny na niebezpieczeństwa czyhające w tym potwornym miasteczku. - Powiedział zamyślony.

-Mówisz o tym jakby to było miasteczko Twin Peaks. - Zażartowałem.

-Bo tak właśnie się tam czułem. - Zaśmiał się.
-Zapytałem o twoich znajomych bo nie wiem czy to najlepsze osoby dla ciebie. Sprawiają problemy. Nawet ich lubię, ale nie chcę żebyś miał jakieś kłopoty. Jesteś dobrym dzieckiem i synem, który nie sprawia problemów, co bardzo doceniam. - Uśmiechnął się widząc moją minę.

-Gdzie mama? - Zapytałem rozglądając się po domu i zmieniając temat.

-Została dłużej w pracy. - Odpowiedział.

-Dobrze, to ja lecę na siłownie. Wrócę na kolację. - Oznajmiłem wiążąc sznurówki butów.

-Następnym razem idę z tobą. - Tata powiedział pewny siebie.

-Który raz to już planujesz? - Zaśmiałem się.

-Mam męczącą pracę. - Wytłumaczył się, ale sam zaczął się śmiać.

-Poczekam aż nie zmieścisz się w drzwiach staruszku. - Uśmiechnąłem się szeroko.

Mój tata był dość wysportowany jak na swój wiek. Dlatego lubiłem droczyć się z nim mówiąc, że jest gruby albo nie zmieści się w drzwiach.

-Tylko nie staruszku. Mogę być grubasem, ale nie starym dziadem. - Powiedział z udawanym przerażeniem.
-Trzymaj się i nic sobie na naciągaj tym razem! - Krzyknął zanim wyszedłem.

Ostatnio mam szczęście do zdobywania nowych kontuzji.

Wyszedłem z domu i od razu powróciłem do gorszego nastroju.

Ogarnij się! Jesteś po prostu żałośnie zakochanym idiotą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro