Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 30

Po raz ostatni pożegnałam się z przyjaciółką, która odprowadziła mnie pod same drzwi. Spędziłyśmy razem świetny dzień i byłam przekonana, że nic nie zepsuje mi już humoru. Na zewnątrz było coraz ciemniej więc krzyknęłam do Emilie żeby napisała jak dotrze do domu bo inaczej martwiłabym się całą noc. Chwyciłam za zamarzniętą klamkę i szybkim ruchem otworzyłam drzwi wejściowe. Weszłam do środka i od razu rzuciłam klucze na szafkę. Wtedy moim oczom ukazał się Kevin stojący przy schodach z ogromną torbą i podręczną walizką.

-Kevin! - Wrzasnęłam zaskoczona i wpadłam w ramiona chłopaka.

-Cześć Aly. - Ścisnął mnie tak mocno, że bałam się o moje kości.
-Dziękuję za pomoc. Bez ciebie nigdy bym nie wyszedł. - Pocałował mnie w czubek głowy.

-Wyprowadzasz się? - Zapytałam nerwowo.

-Wiesz, że ojciec nie chce mnie tu widzieć. Wyciągnął mnie pod warunkiem, że zniknę z twojego życia. - Odpowiedział ze smutkiem.

-Nie, błagam nie znikaj. - Moje serce stanęło na chwilę w miejscu.

-Nie zniknę. - Szepnął.
-Będę u Alana głuptasie.- Uśmiechnął się delikatnie.

-Nie chce tu zostać. - Jęknęłam jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.

-Wiem, ale nie masz pracy i musisz gdzieś mieszkać. Przysięgam, że to się kiedyś skończy. Bądź silna. - Ponownie przyciągnął mnie do siebie i przytulił, ale już delikatniej.
-Widzimy się w szkole. - Założył kosmyk moich włosów za ucho.

-Co z Jamesem? - Zapytałam zanim wyszedł na zewnątrz.

-Niech sobie żyje, byle z daleka od nas. - Wzruszył ramionami i wystawił torbę i walizkę przed drzwi.

-Nie pakuj się już w żadne kłopoty. - Rzuciłam bratu z powagą na odchodne.

-Ty też! - Krzyknął i opuścił pomieszczenie.

Stałam wpatrując się w drzwi. Czułam wewnątrz pochłaniającą mnie pustkę. Byłam szczęśliwa, że brat jest już na wolności, ale byłam też smutna, że się wyprowadził. Strumień wrzących łez zaczął spływać po moich zmarzniętych policzkach. Wytarłam twarz rękawem bluzy i uspokoiłam się biorąc kilka głębokich wdechów. Poprawiłam mój wygląd przed lustrem i pewna siebie udałam się do gabinetu ojca.

-Dlaczego Kevin się wyprowadził? - Zapytałam stanowczo, ale nie podniosłam tonu. Chciałam żeby ojciec odpowiedział na moje pytanie, a nie pouczał mnie na temat mojego zwracania się do jego osoby.

-Tłumaczyłem ci już. Nie miał na ciebie dobrego wpływu i należało to zmienić. - Odparł obojętnie nie odrywając się nawet na sekundę od komputera.

-Oboje dobrze wiemy, że nie chodzi tylko o to. - Oparłam się o ścianę i założyłam ręce na klatce piersiowej, wyczekując odpowiedzi.

-Nie będę trzymał homoseksualisty w domu. - Powiedział przez zęby.

-Rozumiem. - Odwróciłam się na pięcie.
-Cios poniżej pasa. Szkoda, że nie jestem lesbijką bo wtedy wywaliłbyś mnie z domu i nie musiałabym tego znosić. - Odeszłam do swojego pokoju.

-Ten dzień jednak mógł się zjebać. - Powiedziałam do siebie i rzuciłam się zrezygnowana na łóżko.

Moje powieki zrobiły się ciężkie. Zaczęłam usypiać, ale wybudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam niechętnie na ekran.

Emilie: Jestem! Żyję i nikt mnie nie zgwałcił. ;)

Ja: To dobrze :D

Emilie: Czy ja wiem...

Ja: Głuptas!

Emilie: Uważasz tak bo twoje życie nie jest nudne.

Ja: Więc zazdrościsz mi, że ktoś za chwilę może mnie zabić? -_-

Emilie: Jezu, żartowałam tylko. Wyluzuj trochę bo zwariujesz. :D

Ja: Już zwariowałam!

Odłożyłam telefon na poduszkę obok i zaczęłam szukać moich kapci pod łóżkiem. Wtedy usłyszałam kolejne powiadomienie z Messengera.

Josh: Dzięki za rozmowę i w ogóle za to, że dałaś mi kolejną szansę. Obiecuję, że cię nie zawiodę.

Ja: Do czasu aż Veronika przypomni jak bardzo mnie nie lubi :D

Josh: Nie jestem już z Veroniką... Więc nie, nie zmieni mojego zdania o tobie.

Ja: Więc przeprosiłeś bo się rozeszliście? A myślałam, że ze względu na naszą przyjaźń :)

Josh: Alyssa uspokój się. Zrobiłaś się ostatnio drażliwa. Zachowujesz się conajmniej dziwnie. Przestań wszędzie widzieć zło i atak w twoją stronę. Nie musisz bronić się 24/h.

Ja: Daj mi spokój Josh. W dupie z takimi przeprosinami. Jeśli się nudzisz to obejrzyj sobie jakiś serial...

Josh: Przemyśl to sobie, nikt nie chce dla ciebie źle.

-Zaraz oszaleję do jasnej cholery! Nie wytrzymam! - Wrzasnęłam na cały dom z nadzieją, że w jakiś sposób mi to pomoże.

Zamiast tego uzyskałam ochrzan od ojca i zdarte gardło. Wyciszyłam telefon i odłożyłam go na biurko, nie chcąc czytać już więcej żadnych wiadomości. Przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż i położyłam się spać.

~*~

-Spóźnisz się, przez co ja spóźnię się do pracy!

-Już idę! Jezu... - Wrzasnęłam do taty i zbiegłam ze schodów gubiąc po drodze połowę rzeczy z torby.

Przecież jest właścicielem i przychodzi, o której chce.

-Alyssa szybciej. - Staruszek marudził niepocieszony swoją nieogarniętą córeczką.

Zebrałam rzeczy i wrzuciłam je byle jak do torby. Złapałam jabłko przed samym wyjściem i zaczęłam jeść moje beznadziejne śniadanie w drodze do szkoły. Nie lubiłam jeździć z ojcem samochodem. Zawsze był bardzo nerwowy i modliłam się o życie na każdym zakręcie mimo, że nie jestem wierząca.

-Bądź w domu od razu po zajęciach. - Stary burknął pod nosem gdy wysiadałam z auta.

-Od razu? - Skrzywiłam się.
-Teleportacja jest raczej niemożliwa. - Uśmiechnęłam się sztucznie.

-Dobrze wiesz o co chodzi. Nie uznaję żadnych udawanych zajęć matematycznych po szkole. - Spojrzał na mnie z miną japońskiego wojownika.

-Jestem dorosła. - Przypomniałam.

-Mieszkasz pod moim dachem i jesz za moje pieniądze więc będziesz wracać o godzinie, którą ustaliłem. - Chciał wrzasnąć, ale wokół było dużo osób więc poczerwieniał tylko gotując w sobie całą złość.

Pierdol się stary padalcu!

Trzasnęłam drzwiami samochodowymi w milczeniu i odeszłam w stronę wejścia do budynku szkoły. Zostawiłam w szafce wszystkie niepotrzebne rzeczy i skierowałam się do sali historycznej. Pierwszy raz w całym moim życiu nie czułam się w szkole jakbym miała umrzeć.

Przez ostatnie wydarzenia chyba już nic nie może mnie złamać. Przynajmniej nie durna szkoła.

W sali siedziało już sporo osób, ale przedostatnia ławka od strony okien była wolna. Zajęłam w niej oba miejsca. Jedno było moje, a drugie mojej torby. Nie miałam zamiaru jej zdejmować żeby wszyscy myśleli, że na kogoś czekam. Wtedy zostanę sama i będę mogła przespać całą lekcję bez durnego towarzystwa obok. Oparłam łokcie na blacie i ułożyłam twarz w dłoniach. Gapiłam się na pustą tablicę i co jakiś czas rozglądałam się po klasie. Mimo mojej długiej nieobecności, nic się nie zmieniło. Moi rówieśnicy nadal są durni i niedorozwinięci.

Może znalazłabym kilka ,,normalnych,, osób, ale reszta... Gdzie to się uchowało?

-Witam wszystkich i przepraszam za spóźnienie. - Do sali wleciał jak zwykle roztrzepany nauczyciel i zaczął od razu uzupełniać dziennik.

-Przepraszam. - Do biurka podeszła niska brunetka, z którą siedziałam kiedyś podczas apelu.

Zamieniłyśmy kilka zdań, ale rozmowa nie była na tyle fascynująca żeby zostać przyjaciółkami albo chociaż koleżankami.

-Tak? - Nauczyciel oderwał się od pisania i spojrzał na uczennicę.

-Czy mogłabym oddać pracę zaliczeniową z tego semestru trochę później? Niedawno odeszła moja ciocia i teraz nie mogę się na niczym skupić. - Dziewczyna mówiła szeptem żeby wścibscy koledzy z klasy nie dowiedzieli się o czym mówi, ale było słychać każde słowo.

-No dobrze. Zapomniałem o tym. - Historyk westchnął ciężko.
-Współczuję straty. - Szepnął i wrócił do zaznaczania niewyjaśnionych rzeczy w swoim skórzanym notesie i wgapiania się w dziennik, w którym jak się domyślam jest mnóstwo błędów i dziwnych skrótów. O tym świadczyła jego mina.

Fiona dlaczego to zrobiłaś? Dziękuję kretynko... Teraz mam do nadrobienia pracę semestralną.

-Ciocia jej umarła? O jeju... - Wredna blondynka siedząca przede mną przewróciła oczami żaląc się swojej koleżance z ławki.
-Co to ma do rzeczy? Jakby umarła jej matka to rozumiem, ale ciocia? Może nie napiszę pracy bo umarł mi chomik? - Zaśmiała się wrednie i automatycznie miałam ochotę jej przywalić.

-Tak się składa, że nie mam matki i wychowywała mnie ciotka. - Fiona podeszła do dziewczyny słysząc jej wypowiedź. Oblała blondynkę wodą, która stała na parapecie i służyła do podlewania kwiatków, po czym wybiegła z sali.

-Jasna cholera, co za bezczelna gówniara! - Dziewczyna krzyknęła bez zastanowienia.

-Alyssa leć za nią. - Nauczyciel wskazał na drzwi, które zamknęły się z hukiem za brunetką.
-A my porozmawiamy z dyrektorem. - Oznajmił blond pustakowi i zanotował na tablicy zadania, które uczniowie mają wykonywać w tym czasie.

Dlaczego ja? Nawet jej dobrze nie znam...

Wybiegłam za dziewczyną żeby jej nie zgubić. Zobaczyłam, że kieruje się w stronę toalet więc zwolniłam tępo. Weszłam do środka, dookoła było zupełnie pusto. Wszystkie kabiny były wolne z wyjątkiem tej, do której pewnie weszła brunetka. Zapukałam w drzwi i wtedy usłyszałam ciche ,,proszę,,. Delikatnie weszłam do środka i zobaczyłam Fionę siedzącą na podłodze. Nie wiedziałam co powiedzieć więc stałam jak słup i gapiłam się na nią.

-Gość od historii kazał ci tu przyjść? - Zapytała podnosząc wzrok.

-Tak. - Potwierdziłam.

-Dlaczego ciebie? - Skrzywiła się.

-Też chciałabym wiedzieć. - Zaśmiałam się nerwowo.

-Nie musisz mnie pocieszać. - Wbiła wzrok w swoje buty.

-Nie mam takiego zamiaru. Z resztą spodziewałam się, że zastanę cię płaczącą czy coś w tym rodzaju. - Opuściłam deskę toalety i usiadłam wygodnie przyciągając nogi do klatki piersiowej.

-Nie będę płakać. Uciekłam tylko przed odpowiedzialnością. - Zaśmiała się.
-Oblałam ją śmierdzącą wodą do podlewania kwiatków. - Roześmiana pokręciła głową.

-Zasłużyła. - Powiedziałam z pewnością.

-Wiem, ale ta woda stała tam naprawdę długo i zaczynała śmierdzieć zgniłym jajem. - Obie zaczęłyśmy się śmiać.

-Bo dodają do nich skorupki z jajek. - Wyjaśniłam.

-Naprawdę? - Zdziwiła się.
-Dlaczego?

-Nie mam pojęcia. To chyba działa jak jakiś nawóz czy coś. - Wzruszyłam ramionami.

-Trochę mnie poniosło, ale Heidi wkurza mnie już od pierwszej klasy.

-Nawet nie wiedziałam, że ma tak na imię. - Pomyślałam zbyt głośno i gdy zorientowałam się, że powiedziałam to na głos, uśmiechnęłam się szeroko.

-Wiem. Raczej nie zwracasz uwagi na takie rzeczy. - Fiona odwzajemniła uśmiech.

-To znaczy? - Zapytałam zaskoczona jej wnioskami.

-Wyglądasz raczej na samotniczkę. Nie zawierasz nowych znajomosci i wszystkie wydarzenia szkolne spływają po tobie jak deszcz. - Wyjaśniła spokojnie.

-Nie do końca tak jest, ale faktycznie mam w dupie dramaciki szkolne. - Zaśmiałam się.

-Może to i lepiej. - Zamyśliła się.

-Jaki był temat pracy na zaliczenie semestralne? Nie napisałam tego.

-Poważnie? Czeka cie ciężki wieczór. - Przymrużyła oczy.
-Wyślę ci zdjęcia wszystkich trzech tematów. Wybierz najłatwiejszy i może wyrobisz się w terminie. - Wyjęła telefon, włączyła Facebooka i wysłała mi zaproszenie do znajomych.

-Dzięki. - Powiedziałam gdy otrzymałam zdjęcia zadań.

-Nie ma sprawy. - Puściła mi oczko.

-Zajęcia nam mijają. - Przypomniałam o tym, że siedzimy w toalecie w ramach lekcji.

-Ja się nie spieszę. - Zażartowała.

-Współczuję z powodu cioci. - Poczułam nagle, że powinnam to powiedzieć.

-A ja z powodu mamy. - Spojrzała na mnie współczująco.

-Moja mama odeszła gdy byłam mała. Skąd o tym wiesz?

-W sumie nie pamiętam. Coś kiedyś obiło mi się o uszy. - Podrapała się po głowie próbując przypomnieć sobie skąd wzięła te informacje.

-Ludzie za dużo plotkują o cudzym życiu. - Zaśmiałam się przymykając oczy.

-Fakt. - Przytaknęła.
-Moja ciocia była dla mnie jak mama więc rozumiem co czułaś i z resztą czujesz nadal. Moja matka to ćpunka, zostawiła mnie gdy byłam mała i wtedy zajęła się mną ciocia. - Wyjaśniła.

-Dobrze sobie radzisz. - Pochwaliłam dziewczynę.

-Staram się być silna dla mojego brata. Ma dopiero sześć lat.

-Zaraz, twoja mama nie odeszła gdy byłaś mała? - Pogubiłam się.

-Tak, ale później zaszła w kolejną ciążę z jakimś... - Zamilkła żeby nie użyć brzydkiego słowa.
-Ciocia zajęła się też moim bratem. Nie mogła mieć swoich dzieci więc traktowała nas jakby to ona nas urodziła.

-Rozumiem. - Kiwnęłam głową.

Przez tą historię przypomniałam sobie o Kevinie. Muszę go później znaleźć.

-Chodźmy już na lekcję. Nie było mnie w szkole i mam już dużo zaległości. - Poprosiłam wstając z twardej deski.

-No dobrze. - Jęknęła podnosząc się z podłogi.
-Tylko błagam, nie opowiadaj nikomu tego co ci powiedziałam o mojej rodzinie. - Popatrzyła na mnie błagalnie.

-Jasne. - Zapewniłam.

Do sali wracałyśmy już w ciszy. Gdy weszłam do środka zobaczyłam chłopaka siedzącego w mojej ławce.

Dupek musiał ruszyć moją torbę żeby tam usiąść. Zaraz sobie z nim porozmawiam.

Chłopak siedział tyłem i nie miałam pojęcia kim jest. Podeszłam do niego z ogromną pewnością siebie i z zamiarem wyproszenia go z mojej ławki.

-Przepraszam. - Powiedziałam ostro stukając palcem w plecy bruneta.

-Alyssa? Cześć. - Odwrócił się z szerokim uśmiechem.

-Shane? - Zmieniłam plany co do niego.
-Co tu robisz? - Usiadłam na miejscu obok.

-Przeniosłem się na profil z historią bo geografia nie jest dla mnie. - Zaśmiał się przyjaźnie.

-Rozumiem.

-Nie złość się, że tutaj usiadłem. Nie wiedziałem, że to twoja ławka. Była jedyną wolną gdy tu przyszedłem, ale teraz wszyscy wrócili na swoje miejsca i zrobiło się trochę luźniej. - Wyjaśnił nerwowo jakby wiedział, że byłam o to zła.

-Żaden problem. - Uśmiechnęłam się.
-Mam twoją bluzę. Strasznie cie przepraszam, że o niej zapomniałam wtedy na imprezie.

-Nie jestem zły. Sam o niej zapomniałem. - Zaśmialiśmy się w tym samym czasie.

-Nie zmarzłeś bardzo w drodze powrotnej?

-Nie, miałem kilka kroków do samochodu więc nie było tak źle. - Odpowiedział radośnie.

-Nie mam bluzy przy sobie, ale mogę przynieść ją jutro do szkoły i ci oddać. Chyba, że zależy ci na niej szybko to możemy umówić się gdzieś po szkole i ci ją przywiozę. - Skrzywiłam się lekko podczas podawania drugiej opcji. Miałam nadzieję, że nie będzie chciał bym tłukła się autobusem wieczorem żeby oddać mu ubranie.

-Skoro i tak musielibyśmy się spotkać żebym mógł odzyskać bluzę to może wybralibyśmy się gdzieś razem? - Zapytał już z mniejszą pewnością siebie.

-Masz na myśli randkę? - Przygryzłam dolną wargę ze stresu.

-Tak. - Odpowiedział cicho.

-Słuchaj. Nie miej mi za złe, ale niedawno rozstałam się z chłopakiem i chyba nie jestem gotowa na... - Zaczęłam tłumaczyć się ostrożnie żeby nie palnąć czegoś głupiego.

-Jasne. Nie przejmuj się, rozumiem. - Przerwał mi szybko.
-Możemy też spotkać się normalnie jako znajomi, albo oddasz mi bluzę w szkole.

-Cholera to naprawdę nie jest tak, że nie chcę. Po prostu nie mam jeszcze pracy semestralnej na historię. - Skrzywiłam się wyczekując na odpowiedź. Byłam pewna, że chłopak się obraził.

-Ok, możemy to przełożyć. - Odparł szybko.
-Praca jest bardzo łatwa więc na pewno dasz sobie radę. - Uśmiechnął się delikatnie.

-Czy ja wiem. Nie lubię historii. - Jęknęłam zrezygnowana.

-Mogę ci pomóc jeśli chcesz. - Rzucił luźną propozycję i wtedy wpadłam na pomysł.

-Możesz wpaść do mnie dzisiaj. Oddam ci bluzę i pomożesz mi w pracy semestralnej. W zamian za to mogę usmażyć naleśniki. - Zaśmiałam się pod koniec zdania.

-Naleśniki brzmią dobrze. Chyba mnie przekonałaś. - Spojrzał na mnie zadowolony.

-Zrobiliście zadania z tablicy? - Nauczyciel wpadł do sali.

-Kuźwa zadania. - Szepnęłam do nowego przyjaciela z ławki.

-Pisz. - Przysunął do mnie zeszyt z zadaniami, które napisał.

Niewiarygodne. Kiedy on to zrobił?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro