~Rozdział 3
Moja torebka leżała na przednim siedzeniu. Veronika otworzyła drzwi i złapała ją swoimi długimi szponami. Już miałam powiedzieć w jej kierunku coś niemiłego gdy nagle dziewczyna odwróciła się i rzuciła we mnie torebką. Złapałam ją, ale telefon wypadł z hukiem na kamienie wysypane na podjeździe.
-Łap! - suka krzyknęła po fakcie i uśmiechnęła się wrednie.
Podniosłam telefon i spojrzałam na ekran. Był stłuczony w drobny mak, nie ochroniła go nawet szybka z przodu i porządny case.
-Pojebało cie!? - Rzuciłam oburzona, widząc jak cieszy się z obrotu akcji.
Jeśli chciała wyprowadzić mnie z równowagi to jej się udało...
-Zaraz pozbędę się tego fałszywego uśmieszku z twojej wymalowanej mordy! - Krzyknęłam kompletnie tracąc panowanie nad sobą i rzuciłam się na dziewczynę z pięściami.
Szarpałyśmy się za włosy i przepychałyśmy niczym w słabej komedii. Ździra wbiła mi swoje pazury w ramię, a ja jęknęłam z bólu. Odwdzięczyłam się jej porządnym kopniakiem w udo i wylądowałyśmy na ziemi. W końcu Josh nas rozdzielił patrząc na nas z niedowierzaniem.
-Alyssa, przecież Veronika nie zrobiła tego specjalnie! Co ci odbiło? - Chłopak trzymał mnie w bezpiecznej odległości od swojej dziewczyny, a jego piwne oczy przeszywały mnie na wylot.
-Nie widzisz, że ona robi to specjalnie!? - Spojrzałam na niego pytająco i odsunęłam się od przyjaciela by wstać i zebrać swoje rzeczy z podjazdu.
Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi więc odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę bramy.
-Wredna szmata, matka nie nauczyła cie dobrych manier? Aa no tak, przecież ona nie żyje! - Veronika krzyknęła w moją stronę żeby mnie zdenerwować po czym podniosła się z ziemi.
Przesadziłaś...
Stanęłam prosto i wzięłam głęboki oddech. Spojrzałam na gotową do drugiej rundy dziewczynę.
-Udam, że nie usłyszałam twoich słów i zniknę za bramą zanim zrobię ci krzywdę. Powiedz jeszcze słowo, a nie zdążysz tego nawet pożałować! - Patrzyłam na nią wściekle i chyba zobaczyła, że nie żartuję bo odsunęła się do tyłu spoglądając na Josha.
-Stój! - Brunet krzyknął do mnie i zrobił kilka kroków do przodu dzięki czemu znalazł się w mniej więcej równej odległości od nas obu.
-Kompletnie nie rozumiem waszego zachowania, uspokójmy się i wyjaśnijmy, w końcu sprawę raz na zawsze. - Mówił spokojnie patrząc raz na mnie, raz na Veronikę.
-Nie ma czego wyjaśniać. Albo ona albo ja! - Veronika krzyknęła rozjuszona i pokazała na mnie palcem.
-Skoro stawiasz mnie w takiej sytuacji i muszę wybrać moją najlepszą przyjaciółkę, albo dziewczynę, która chce mnie jej pozbawić... To nie mam się nad czym zastanawiać. - Powiedział z jeszcze większym spokojem niż wcześniej i podszedł do samochodu.
-Alyssa, wsiadaj. -Wskazał ręką na miejsce obok kierowcy i sam zasiadł za kierownicą.
Minęłam dziewczynę jak gówno i wsiadłam do auta. Skupiłam wzrok na zerwanej bransoletce, którą trzymałam w ręce. Josh ruszył szybko w stronę mojego domu.
-Pasy. -Powiedział bez żadnych emocji. Nie wiedziałam czy był zły, smutny czy zawiedziony. Zapewne wszystko na raz.
Było mi strasznie głupio.
Gdy tylko opuściłam pojazd, chłopak odjechał z piskiem opon. Nie powiedział do mnie ani jednego słowa. Weszłam do domu rozczochrana, brudna, podrapana i zapłakana. Kevin wyszedł z kuchni i stanął w bezruchu. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi ustami, chciał coś powiedzieć, ale chyba nie wiedział co. Niewiele myśląc rzuciłam się w jego ramiona i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Zdezorientowany objął mnie mocno i zaczął głaskać po plecach.
-Nie płacz. - Starał się mnie uspokoić.
<><><><><><><><><><><><><><><><><>
Dzisiejszy rozdział trochę krótszy od poprzednich, ale za to w innym klimacie. 🙈🥊 Jeśli podobał Ci się choć trochę to zostaw komentarz albo gwiazdkę motywując mnie do dalszego pisania. Całuski 💋
~Poniaczynkova
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro