Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 29

-Mogłabyś w końcu wydorośleć? Przyłóż się do nauki, zadbaj o swoją przyszłość... - Ojciec prawił mi godzinne kazania podczas uzupełniania nieobecności w dzienniku elektronicznym.

-Daj już spokój. - Wgryzłam się w kanapkę z pomidorem i żółtym serem.

-Jak ty w ogóle wyglądasz? Może nie znam się na modzie, ale to chyba nie jest teraz na topie? - Oderwał wzrok od laptopa i zmierzył mój outfit od góry do dołu.

-Nie planowałam ubrać się dzisiaj modnie, tylko wygodnie. - Przewróciłam oczami i spojrzałam na moje dresowe spodnie.

-Chcesz żeby ktoś pomyślał, że jesteś bezdomna? - Westchnął i pokręcił głową.

-Robisz niepotrzebne dramaty. Czepiasz się wszystkiego i już mam tego dość! Czy kiedykolwiek coś dobrze zrobiłam? - Odłożyłam kawałek kanapki na talerz i poszłam ubrać buty i kurtkę.

-Nie podnoś głosu. - Usłyszałam odpowiedź taty i od razu miałam ochotę sięgnąć po broń.

-Tak myślałam, my nigdy nie będziemy normalnie rozmawiać. Na co ja liczyłam? - Wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi.

-Jutro idziesz normalnie do szkoły! - Usłyszałam na odchodne.

No tak, dzisiaj jest wolny poniedziałek bo ostatnie klasy mają próbne egzaminy, ale jutro muszę iść do tego wytworu szatana.

Udałam się w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Powietrze było ostre i lodowate więc szybko owinęłam się mocniej kurtką. Po kilku minutach widziałam już zarys celu mojej drogi. Miałam nadzieję, że ktoś będzie w pobliżu bo po ostatnich zdjęciach jakie dostałam, bałam się nawet przechodzić obok przystanku. Rozglądnęłam się dookoła. Co jakiś czas pojedyncze samochody przejeżdżały ulicą. Doszłam na miejsce i odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam mężczyznę siedzącego na ławce i czekającego na autobus. Skinęłam głową w jego stronę żeby nie wyjść na niekulturalną gówniarę.

-Dzień dobry. - Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

Wyglądał na przyjaznego czterdziestolatka. Na jego twarzy znajdował się kilkudniowy zarost. Ubrany był w szary płaszcz i eleganckie buty. Na ławce obok niego stała czarna torba, bodajże na laptopa.

-Zimno dzisiaj. - Oznajmił widząc jak się telepię.

Spostrzegawczy...

-Tak. - Potwierdziłam niepewnie i schowałam się przed wiatrem za ściankę przystanku.

-Gruba była wczoraj impreza? - Zaśmiał się.

-Słucham? - Skrzywiłam się nie rozumiejąc o co mu chodzi.

-Pytam czy impreza się udała? - Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

Ojciec miał rację, wyglądam jak bezdomna.

Nic nie odpowiedziałam, rzuciłam mu tylko wrogie spojrzenie.

-Oho, ktoś tu wstał lewą nogą. - Pokręcił głową i zaczął czytać gazetę, którą trzymał w ręku.

-Goń się stary bucu. - Szepnęłam pod nosem i spojrzałam w stronę nadjeżdżającego już autobusu.

-Słucham? - Okazało się, że stary buc ma bardzo dobry słuch.

-Mówiłam, że właśnie przyjechał mój autobus. - Uśmiechnęłam się wrednie i podeszłam bliżej ulicy.

-Doprawdy? - Spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić, wstał z ławki i zebrał swoje rzeczy.

Momentalnie przeszły mnie ciarki gdy zbliżał się w moją stronę.

-Traktuj ludzi z większym szacunkiem to może nie spotka cię nic złego. - Powiedział znajdując się dosłownie kilka centymetrów ode mnie, po czym otworzył mi drzwi autobusu i wskazał ręką żebym poszła przodem.

Weszłam do środka i kupiłam bilet. Udałam się na koniec pojazdu, ale nie znalazłam żadnego wolnego miejsca więc stanęłam przy drugim wyjściu. Tajemniczy i przerażający mężczyzna stanął obok mnie.

-Ze wszystkich miejsc wybiera pan akurat to? - Zapytałam z udawaną odwagą.

-Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać. - Oznajmił uważnie obserwując moją reakcję.

-Wręcz przeciwnie, nie mamy o czym rozmawiać. - Założyłam kosmyk włosów za ucho i zaczęłam obserwować mijane budynki żeby nie przegapić mojego przystanku.

-Dlaczego jesteś tak niemiła? - Zapytał, ale tylko się zaśmiałam.
-Pytam poważnie. - Dodał.

-Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami.
-Może to dlatego, że mam trudną sytuację rodzinną. Chyba na to najczęściej zwala się wszystkie problemy?

-Nie, to raczej nie to. Zapewne trochę przyczynia się to do twojego zachowania, ale raczej stawiałbym na usilną potrzebę samodzielności i strach. - Mężczyzna spoglądał na mnie w taki sposób, że miałam ochotę uciec.

-Strach? - Zapytałam spokojnie by nie pokazać swoich emocji.

-Wolisz być wredna dla ludzi niż żeby ktoś cie polubił. Straciłaś już kogoś i boisz się, że im więcej osób zbliży się do ciebie, tym więcej odejdzie. - Spojrzał na mnie zwycięsko bo doskonale wiedział, że ma trochę racji.

-Może, a może po prostu jestem wredna bo mnie pan wkurwia swoją nachalnością? Czy wyglądam na kogoś kto lubi rozmawiać o pogodzie? - Zapytałam pewna siebie gdy zobaczyłam, że zbliżamy się do mojego przystanku.
-Żegnam. - Wysiadłam z pojazdu i po raz ostatni spojrzałam na mężczyznę, który kręcił głową zniesmaczony moją odpowiedzią. Pokazałam dupkowi palec środkowy.

Przecież i tak więcej go nie zobaczę.

-Cała Alyssa. - Usłyszałam głos mojej przyjaciółki i odrazu odwróciłam się w stronę, z której dobiegał.
-Lubisz pakować się w kłopoty?

-Emilie! - Wrzasnęłam gdy tylko ją ujrzałam. Podbiegłam do dziewczyny i przytuliłam ją mocno.

-O mój Boże jak tęskniłam. - Wtulona we mnie blondynka zaczęła gładzić mnie dłońmi po plecach. Jej głos zaczął się łamać.

-Ja też tęskniłam, nawet nie wiesz jak bardzo. - Oderwałam się od dziewczyny żeby bardziej się jej przyjrzeć.

Zauważyłam, że łzy napływają jej do oczu więc wyjęłam z kieszeni chusteczki i podałam przyjaciółce.

-Zmieniłaś się. Wyglądasz bardziej kobieco i tak dorośle! - Poruszyła brwiami, na co obie się zaśmiałyśmy.

-Ty też się zmieniłaś, ale z drugiej strony wyglądasz dokładnie tak jak sobie wyobrażałam. - Uśmiechnęłam się ciepło i zaczęłyśmy iść w stronę naszej ukochanej knajpki.

-Co zrobił ten biedny człowiek z autobusu, że zasłużył na środkowy palec? - Emilie zaśmiała się gdy tylko zadała pytanie.

-To dość długa historia. - Oznajmiłam szybko.

-Mamy czas. - Blondynka puściła mi oczko.

~*~

-Niesamowite jak dużo może stać się w zaledwie dwa tygodnie. - Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i złapała się za głowę próbując przyswoić wszystkie informacje jakie jej sprzedałam.
-U mnie przez dwa tygodnie nie dzieje się absolutnie nic. - Powiedziała z udawanym smutkiem.

-Daj spokój. U mnie też, to jakieś wyjątkowe dwa tygodnie. Z drugiej strony wolałabym pospolitą nudę niż nieudany, psychiczny związek, wypadek samochodowy, odwiedziny policji, wieści o orientacji brata, bójkę z dziewczyną przyjaciela i kłótnię z nim, tajemnicze listy od mordercy i interesujące rozmowy z ojcem. - Zaczęłam wyliczać na palcach wszystko co działo się w ostatnich tygodniach i aż zrobiło mi się niedobrze gdy zorientowałam się jak dużo działo się w ciągu kilkunastu dni.

-Nie zapominaj o tym, że stałaś się prawdziwą dziewczyną z mafii, trzymając chłopaka związanego w piwnicy. - Przyjaciółka zaśmiała się tak głośno, że aż zwróciła uwagę ludzi siedzących w pobliżu.

-Emilie ciszej. - Szepnęłam do dziewczyny.

-Spokojnie, tylko żartowałam z tą piwnicą. - Odwróciła się do mężczyzny, który stał obok przerażony naszymi rozmowami.
-Przepraszam. - Powiedziała do mnie z miną smutnego, małego kociątka.

-Ja wiem, że to wszystko wydaje się takie zabawne, ale jestem już bardzo zmęczona i chciałabym żeby w końcu się ułożyło. - Wzięłam łyk koktajlu owocowego i spojrzałam na dziewczynę dużo smutniej niż wcześniej.

-Ułoży się. Nie martw się. - Emilie złapała mnie za rękę i ścisnęła mocno żeby dodać mi otuchy.

-Lesby. - Odwróciłyśmy się w równym czasie gdy usłyszałyśmy obraźliwą uwagę.

-Lubię wkładać palce szybko i głęboko więc lepiej uważaj na gałki oczne chłoptasiu. - Emilie wyjechała do młodszego od nas chłopaka, z tekstem rodem z ,,Hannibala,,.

-Że co? - Skrzywiłam się i zapytałam dziewczynę.

-Nie wiem, nie pytaj mnie. Ważne, że pomogło. - Machnęła ręką, a ja zauważyłam, że chłopak faktycznie odpuścił.

-Nic się nie zmieniłaś. Cofam to co mówiłam wcześniej. - Zaśmiałam się, a blondynka poszła w moje ślady.
-Najpierw mówisz, później myślisz. - Pokręciłam głową z uśmiechem od ucha do ucha.

-Zbieraj się, idziemy do Josha bo macie sporo do przedyskutowania i chyba potrzebujecie pośrednika. - Przyjaciółka spojrzała na zegarek i zerwała się z siedzenia zbierając swoje rzeczy.

~*~

Wzięłam głęboki wdech zanim chwyciłam za klamkę do sali szpitalnej, w której leżał Josh. Emilie patrzyła na mnie zniecierpliwiona co jedynie pogarszało sytuację.

-Wchodź Aly. - Jęknęła zrezygnowana przez co szybko otworzyłam drzwi.

Weszłam do pomieszczenia pierwsza, odrazu zobaczyłam Josha stojącego przy torbie sportowej i paktującego swoje rzeczy. Sala do złudzenia przypominała tą, w której leżałam po wypadku.

-Alyssa. - Powiedział spokojnie gdy mnie zobaczył.

-Cześć. - Uśmiechnęłam się delikatnie.

-Josh! - Emilie wybiegła zza mnie i rzuciła się na chłopaka.

-Emilie? O mój Boże, co tu robisz? - Brunet ucieszył się widząc przyjaciółkę.

Stałam przez chwilę i gapiłam się na nich zupełnie nie słysząc o czym rozmawiają. Wszystkie dźwięki zlały się w jedność. Myślami uciekłam do mojej ostatniej rozmowy z chłopakiem. Próbowałam ułożyć sobie w głowie całą naszą rozmowę.

-Ała, uważaj! - Z rozmyślań wyrwał mnie jęk Josha.

Przyjrzałam się uważnie przyjacielowi. Wyglądał znacznie gorzej niż ja, James albo Veronika. Na jego nodze znajdowała się szyna usztywniająca całą stopę, łydkę i kolano. Lewą rękę pokrywał gips, jego twarz była zadrapana i spuchnięta. Ledwo wykonywał jakiekolwiek ruchy.

-Jezu, jak ty wyglądasz. - Podeszłam bliżej i do moich oczu napłynęły łzy.
-Przepraszam. - Powiedziałam łamiącym się już głosem.

-Hej, to nie twoja wina. - Brunet przytulił mnie delikatnie.

-Alyssa nie płacz. - Emilie położyła dłoń na moim ramieniu.

-Wypisali cie już? - Zdziwiłam się gdy ponownie spojrzałam na torbę.

-Nie, sam wypisałem się na własne życzenie. - Josh oznajmił niepewnie. Jego mina mówiła, że boi się naszej reakcji.
-Rodzice nie wiedzą. Będą w szoku jak wejdę do domu. - Zaśmiał się nerwowo.

-Co? Dlaczego? - Powiedziałyśmy z blondynką niemalże w tej samej chwili.

-Leżę tu całkiem sam jak jakiś wyrzutek. Czuję się już trochę lepiej więc mogę tak samo leżeć w domu. - Wzruszył ramionami.

-Nie mam pewności czy powinieneś Josh... - Emilie zaczęła, ale chłopak przewrócił oczami.
-Hej! Nie zachowuj się jak dziecko! - Podniosła głos i spojrzała na chłopaka spod byka.

-Dobrze mamo. - Zaśmiał się i ponownie przytulił dziewczynę.
-Mogłabyś zostawić nas na chwilę samych?

-No dobrze. - Jęknęła.
-Ale czekam przed wejściem i nie chce się tam zestarzeć. - Pogroziła nam palcem.

-Uwiniemy się szybko. - Obiecałam i przyjaciółka opuściła pomieszczenie.

-Alyssa. - Josh zaczął poważnie.
-Chciałem cię przeprosić. Nie wiem co ostatnio się ze mną działo, ale przez ten wypadek dużo myślałem bo byłem cały czas sam. Veronika zachowała się paskudnie, całkowicie mnie olała i zrozumiałem już jaka jest naprawdę. - Mówił spokojnie, a ja stałam tylko i analizowałam każde zdanie.
-Rozmawiałem dzisiaj z tym chłopakiem, który pracuje jako nowy kelner w knajpce. Sam do mnie napisał bo dowiedział się o wypadku i pytał jak się czuję. Trochę mnie to zdziwiło, ale powiedział mi też o tym co naprawdę wydarzyło się w restauracji. Wiem już, że to Veronika zaczęła całą tą awanturę i przepraszam, że ci nie uwierzyłem. - Pod koniec zdania posmutniał.

Nie odezwałam się ani słowem przez długi czas, patrzyłam tylko na chłopaka aż ten nie wytrzymał.

-Błagam powiedz coś.

-Jest mi przykro. Szłam tutaj z postanowieniem pogodzenia się, miałam zamiar nawet cię przeprosić. Dopiero kiedy usłyszałam od ciebie to wszystko rozumiem, że nie zrobiłam nic złego. To ty zachowałeś się okropnie. - Powiedziałam niemalże na jednym wdechu.
-Olałeś mnie i naszą długoletnią przyjaźń dla dziewczyny, która od początku mnie nie lubiła i traktowała cię jak gówno. Stawałeś zawsze po jej stronie i karałeś mnie nie odzywając się do mnie. - Usiadłam na parapecie przy uchylonym oknie, wbiłam wzrok w podłogę i zaczęłam bawić się palcami.
-Zostawiłeś mnie w momencie, w którym najbardziej cie potrzebowałam.

-Alyssa ja... - Zaczął.
-Nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie wiedziałem, że tak to odbierasz. 

-,,Że tak to odbieram,,? - Przytoczyłam jego słowa i parsknęłam śmiechem.
-Przez cały ten czas cie przepraszałam bo mi zależało na naszej przyjaźni, ale ty miałeś to w dupie. Uważałam siebie za złą przyjaciółkę bo wtrącałam się w twój związek, ale to ty byłeś chujowym przyjacielem. - Spojrzałam prosto w jego oczy. Widziałam, że jest mu przykro i, że rozumie o co mi chodzi.

-Przepraszam cię. Naprawdę obiecuję, że to naprawię i już więcej cię nie zostawię. Przysięgam. - Położył rękę na klatce piersiowej i patrzył wprost w moje źrenice.

-Może powinnam ukarać ciebie tak jak ty mnie i nie odzywać się do ciebie przez jakiś czas twierdząc, że potrzebuję przerwy, ale nie potrafiłabym.

-Chryste to brzmi koszmarnie, jestem strasznym dupkiem. - Josh oparł się o ścianę i zaczął obserwować widoki za oknem.

-Jesteś okropny. - Zaśmiałam się.

-Masz u mnie dożywotnio podwózki w każde miejsce na świecie. - Uśmiechnął się lekko.

-Brzmi dobrze, ale na razie nie nadajesz się na kierowcę. - Wzięłam z szafki nocnej długopis i narysowałam na gipsie Josha, jego ulubioną postać z bajki, którą oglądaliśmy w dzieciństwie. Zawsze mówiliśmy, że jest do niego podobna z charakteru i wyglądu. Pod spodem napisałam ,,Najgorszy przyjaciel na świecie,,.

-O nie, teraz jestem naznaczony! - Zaśmiał się.

-Koniec tego, wypierdalać z sali! - Do pokoju weszła zirytowana Emilie.

-Grzeczniej młoda damo, zgorszysz pielęgniarki i starszych ludzi leżących w szpitalu. - Josh pogroził jej palcem i wszyscy się zaśmialiśmy.

-Ile można czekać? Już mam jedną zmarszczkę więcej na czole. Chcecie żebym została starą, samotną kobietą? - Złapała się za serce i udawała przejęcie.

-Nawet kupię ci pierwsze cztery koty. - Uśmiechnęłam się szeroko.

-Bardzo zabawne Jeansen! - Emilie przymrużyła oczy.
-Chodź sieroto, odwieziemy cie bezpiecznie do domu. - Zwróciła się w stronę Josha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro