~Rozdział 25
Poszłam do kuchni, ale nie znalazłam tam chłopaków, a jedynie Chrisa leżącego na blacie. Wokół niego stało kilka półnagich dziewczyn. Automatycznie zasłoniłam się bardziej kurtką.
-Chris! - Krzyknęłam do chłopaka.
-Spierdalaj! - Jedna z dziewczyn zablokowała mi do niego dostęp.
-Chce tylko o coś zapytać. - Zdziwiłam się.
-To ustaw się w kolejce szmato! - Odwróciła się do mnie plecami uderzając mnie swoimi tlenionymi kudłami.
Nie wiedziałam, że taki margines społeczny jeszcze istnieje. Gdzie to się chowa?
-Puśćcie ją! To moja znajoma. - Usłyszałam bełkot chłopaka i wredne pustaki odeszły na bok.
-Chris, gdzie James, Kevin i Alan? - Nachyliłam się nad ledwo przytomnym chłopakiem.
-Nie wiem, ale ja jestem. Ja ci nie wystarczę? - Zaczął ,,niby,, seksownie do mnie mruczeć.
-Gdzie poszli? Skup się!
-Gdzieś tam! - Wskazał ręką praktycznie na sufit.
-Dzięki. - Westchnęłam.
-Nie ma za co piękna! - Krzyknął i usłyszałam jedynie oburzenie dziewczyn.
Wróciłam na kanapę gdzie zastałam Alana.
-Gdzie reszta? - Usiadłam obok niego.
-Chyba palą zioło w kiblu.- Odpowiedział spokojnie.
-Czemu nie jesteś z nimi? - Zdziwiłam się.
-Nie wiem. Chyba wolałbym potańczyć, ale to zbyt pedalskie. - Zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Jak chcesz możemy potańczyć, i tak zostałam sama.
-Nie zostałaś! Ja z tobą zostanę! - Przytulił mnie i pociągnął mnie na parkiet.
Tańczyliśmy zaledwie minutę i już jakaś dziewczyna się do nas wprosiła.
-Hej słodziaku, mogę z tobą zatańczyć?
-Jestem gejem. - Chłopak rzucił szybko żeby odeszła.
-Nie? - Krzyknęła.
-Co nie? - Alan zatrzymał się w miejscu.
-Nie zatańczysz? - Blondynka uwiesiła się mu na szyi.
-Jestem gejem! - Krzyknął i oderwał ją od siebie.
-Co?
-G e j! - Wrzasnął literując słowo, a ja pękałam ze śmiechu.
-O nie! Co jest ze mną nie tak? - Dziewczyna zaczęła płakać.
To już zły stan upojenia alkoholowego!
-No dobra! Alyssa zaraz wrócę ok? - Alan spojrzał na mnie przepraszająco.
-Nie ma sprawy. Zatańczcie. - Uśmiechnęłam się do niego.
-Przepraszam! - Krzyknął gdy odchodziłam w stronę kanapy.
Wróciłam do poprzedniego miejsca, ale cała kanapa była zajęta więc stanęłam obok. Czekałam chwilę, aż ludzie zaczęli na mnie patrzeć.
Stoję tu sama jak debil... Świetnie!
Zrobiło mi się słabo i stwierdziłam, że znajdę jakieś spokojniejsze miejsce. Weszłam na wyższe piętro, co nie było takie łatwe bo pijani ludzie spali na schodach we własnych wymiocinach. Minęłam toaletę, w której teraz pewnie dobrze się bawią Kevin z Jamesem i zaczęłam zwiedzać pokoje. Otworzyłam pierwsze drzwi i jak się okazało były to drzwi do sypialni.
-Kurwa, skarpety nie widzisz? - Oberwałam w rękę butem i zamknęłam szybko drzwi gdy nakryłam jakąś parę na grze wstępnej.
Dobrze, że miał złego cela. Kto na imprezie bawi się w gry wstępne? Naprawdę się nad tym zastanawiam?
-Nie ma żadnej skarpety! - Krzyknęłam stojąc za zamkniętymi drzwiami żeby uświadomić chłopaka.
-Kurwa znowu zabrali! Zawiesisz coś? - Krzyknął do mnie i trochę się zdezorientowałam.
-T... Tak. Jasne! - Odpowiedziałam bez zastanowienia.
Czy ja umiem powiedzieć nie?
-Dzięki!
-Co ja mam niby zawiesić? - Zaczęłam gadać sama do siebie.
Znalazłam w kieszeni jedynie zapalniczkę, gumkę do włosów, długopis, telefon i chusteczki. Olałam sprawę i poszłam zwiedzać dalej. Następne drzwi miały naklejoną kartkę ,,Nie wchodzić,,.
Idealnie! Tam na pewno będzie cisza.
Weszłam i moim oczom ukazała się domowa biblioteka. Niewielkie, ciemne pomieszczenie, które oświetlała jedynie lampka nocna. Na każdej ze ścian znajdował się ogromny regał z książkami.
-Jestem w raju. - Stwierdziłam zbyt głośno i podeszłam do pierwszej pułki biorąc z niej książkę ,,Osobliwy dom Pani Peregrine,,.
-Potwierdzam. - Usłyszałam głos dobiegający z mojej prawej strony i aż podskoczyłam.
-Przepraszam, nie chciałem cie przestraszyć. - Zobaczyłam wysokiego, przystojnego chłopaka i trochę się zdziwiłam.
-To... To ja przepraszam. - Na początku zaniemówiłam.
-Wtargnęłam tu i nawet dobrze się nie rozejrzałam.
-Dobry wybór. - Wskazał na książkę, którą trzymałam w ręce.
-Dzięki. Ty też masz niezły gust. - Powiedziałam widząc drugą część ,,Harrego Pottera,, w jego dłoniach.
-Co tutaj robisz? - Zdziwił się.
-Uciekam przed... Imprezą. - Zawahałam się i ostatecznie zaczęliśmy się śmiać.
-Impreza potrafi być bardzo groźna. Znam to. - Nie mogliśmy przestać się śmiać.
-A ty? Przed czym uciekasz? - Odłożyłam książkę na miejsce.
-Chyba przed samym sobą. - Oznajmił i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Wyglądasz na rozrywkowego, jesteś przystojny wiec pewnie dziewczyny się do ciebie kleją... - Zaczęłam, ale gdy uświadomiłam sobie co mówię, odrazu przerwałam.
-Przepraszam. Głupio zabrzmiało. - Złapałam się za głowę.
-Powinnam się czasem ugryźć w język.
-Nic nie szkodzi. W końcu to był chyba komplement? - Uśmiechnął się.
-Chyba tak. - Odwzajemniłam uśmiech.
-Uciekam właśnie przed tym tłumem klejących się dziewczyn i... I oczywiście przed imprezą. - Gdy skończył wybuchłam śmiechem.
W pomieszczeniu było gorąco więc zdjęłam kurtkę.
-Wow. Nie spodziewałem się. - Chłopak zaśmiał się nerwowo i wtedy spojrzałam na moją sukienkę.
-Na moment chyba zapomniałam kim jestem. - Pokręciłam głową i zakryłam się kurtką.
-Trzymaj. - Zdjął z siebie bluzę zostając w krótkim rękawku. Podał mi ubranie.
-Nie jest aż tak gruba jak kurtka.
-Dzięki. - Założyłam na siebie materiał i odrazu poczułam śliczny zapach męskich perfum.
-Może to głupio zabrzmi, ale czy mógłbyś pożyczyć mi skarpetkę?
-Skarpetkę? - Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Wolę nie wiedzieć co sobie teraz myślisz. - Zaśmiałam się.
-Zastanawiam się czy mam dziurawe skarpetki i czy bardzo śmierdzą mi stopy. - Odpowiedział, co po raz kolejny mnie rozbawiło i popłakałam się ze śmiechu.
-Nie będę ich wąchać, obiecuje. - Uniosłam ręce w geście obrony.
-Obiecałam zakochanej parce, że oznaczę ich drzwi za to, że wtargnęłam na ich próbny miesiąc miodowy. - Wskazałam ręką na drzwi i nim się zorientowałam chłopak zdejmował buta.
Nie jesteś zabawna wariatko!
-Trzymaj. - Podał mi szarą skarpetkę w ananasy.
-Zgredek dostał skarpetę. - Spróbowałam naśladować głos Zgredka z Harrego Pottera.
Oczywiście znowu rozbawiłam tym chłopaka i poszliśmy zawiesić skarpetkę na drzwiach.
-Chodź ze mną na dół to poznam cię z moim bratem i... - Zatkało mnie kiedy przypomniałam sobie, że James to mój chłopak.
Cholera, dlaczego o tym zapomniałam i dlaczego nie chce żeby ten typ wiedział, że mam chłopaka? Jak w ogóle ma na imię ten typ?
-Zaczekaj. Jak masz na imię? - Zatrzymaliśmy się przed schodami.
-Faktycznie, nie przedstawiłem się. Przepraszam, burak ze mnie.
-Lubię buraki, zwłaszcza ćwikłowe. - Ni stąd ni zowąd, obok nas pojawił się Kevin.
-Alyssa, szukamy cie wszędzie.
-Coś się stało?
-Musimy pogadać. -Brat był bardzo zdenerwowany.
-No dobrze. Zaczekaj chwilę, zaraz przyjdę.
Kevin odszedł od nas kawałek.
-To był właśnie mój milutki brat Kevin. - Wskazałam na blondyna.
-Więc jesteś Alyssa? - Uśmiechnął się.
-Tak.
-Shane. Miło mi było poznać. - Wyciągnął rękę w moją stronę.
Spojrzałam na jego dłoń i skrzywiłam się.
-Naprawdę? - Przytuliłam chłopaka na co się zaśmiał.
Wyjęłam długopis z kieszeni i zapisałam mu na ręce numer mojego telefonu.
-Nie widziałam cie wcześniej w naszej szkole, ale jesteś na tej imprezie więc chyba chodzisz do tego samego liceum?
-Tak, od jakiegoś tygodnia.
-To dlatego nic o tobie nie wiem. Akurat tydzień nie chodzę do szkoły. - Spojrzałam ukradkiem na brata, który pokazywał na zegarek.
-Dobra, leć już bo brat się zezłości. - Zaśmiał się i zszedł ze schodów machając do mnie na pożegnanie.
-Naprawdę? Ja tutaj mam ważną sprawę, a tobie romanse w głowie? - Kev zrobił minę zniesmaczonego dziecka przy, którym rodzice się pocałowali.
-Przestań. To fajny gość, a wy zostawiliście mnie samą. Do dupy ta wasza opieka, przecież morderca mógł mnie dorwać. - Szłam za bratem, ale dobry humor mnie nie opuszczał.
Nie opuszczał mnie niestety tylko do momentu gdy wyszliśmy na zewnątrz. Mina Alana i nerwowe tupanie Kevina mówiły wyraźnie, że nie będzie to przyjemna rozmowa.
-Wiem, że Alan powiedział ci więcej niż ustaliliśmy. - Brat zaczął stanowczo. Cały czas zerkał ze złością w stronę swojego chłopaka.
-Jeśli chodzi o narkotyki... Nie mieszaj się w to Aly. O niczym nie wiesz i tak jest lepiej dla wszystkich. Jeśli policja zapyta cie o coś, nie będziesz musiała kłamać bo nic nie wiesz. - Zaczął chodzić wokół nas, rozglądając się co jakiś czas czy nikt nie słyszy naszej rozmowy.
-Alan nie powiedział mi za dużo, nie złość się na niego bo chciał dobrze. Wiem tylko, że James planuje wsadzić cie za kratki, a na to nie pozwolę. - Przerwałam mu żeby obronić zmartwionego Alana.
-Nikt nie prześwietli jego planów lepiej. Muszę po prostu trochę dojść do siebie. Wypadek i morderca to zdecydowanie za dużo.
-Oczywiście. Nie musisz nic robić Alyssa, odpocznij i zajmij się sobą i swoim zdrowiem. - Kevin złapał mnie za ramiona i mówił spokojniej patrząc prosto w moje oczy.
-Nie chcę się znowu wpieprzać, ale James mówił coś o niedzieli. To jutro ziomeczki. - Czarnowłosy wskazał na wygaszacz telefonu, na którym widniała data.
-Niech spierdala, co mi niby zrobi? - Kev parsknął śmiechem.
-Ziomeczki? - Zmieniłam temat żeby trochę nas odstresować.
-Moje ziomki! - Alan poczochrał Kevina po głowie i zarzucił na mnie rękę.
-Lecz się. - Blondyn poprawił szybkim ruchem swoją fryzurę i uśmiechnął się.
-Co robicie? Szukałem was! - Zza drzwi wejściowych wyłonił się James i od razu mój nastrój przecięła mentalna siekiera.
-Spiskujemy. - Powiedziałam najbardziej naturalnie jak tylko umiałam. W końcu sarkazm jest u mnie w normie i pewnie normalnie powiedziałabym coś takiego.
-Bardzo zabawne, a tak serio? - Brunet spojrzał na nas podejrzliwie.
-Nie wiedzieliśmy gdzie jesteś, a Aly potrzebowała świeżego powietrza. - Alan wyrwał się z odpowiedzią tak nienaturalnie szybko, że prawie zabrakło mu tchu.
Dlaczego zawsze ja?
-Tak! Zrobiło mi się trochę słabo. - Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się smutno.
-Ale już jest ok.
-To dobrze, że już dobrze. - James pocałował mnie w policzek.
-Słuchajcie, muszę podjechać na chwilę do domu.
-To my już wrócimy. Spotkamy się na miejscu. - Kevin oznajmił przyjacielowi i tamten odszedł w stronę samochodu.
-Nie żeby coś, ale przyjechaliśmy motocyklem. - Alan przerwał naszą euforię spowodowaną dobrym kłamstwem.
-To nic, pożyczę samochód Darrena. I tak jest pijany więc nigdzie nie pojedzie. Zaczekajcie chwilę. - Brat zostawił nas na zewnątrz i wrócił do pomieszczenia.
~*~
-James patrzył na ciebie jak detektyw. - Alan odwracał się co chwilę w moją stronę co irytowało Kevina.
-Jaki znowu detektyw? Przestań się wiercić, ten samochód to straszny złom. - Blondyn jechał bardzo wolno i ostrożnie.
-Detektyw badający strój Aly.
-Strój? - Zapytałam zdziwiona i zaczęłam oglądać moje ubrania.
-Cholera! - Krzyknęłam gdy zobaczyłam na sobie bluzę chłopaka, którego poznałam na imprezie.
Kurtkę cały czas trzymasz w ręce idiotko, ale żeby tak zastanowić się co masz na sobie zamiast niej... Po co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro