~Rozdział 22
Moje powieki były ciężkie. Miałam wrażenie, że ważą tonę, z trudem udało mi się otworzyć oczy. Ostre światło przejechało przez moje źrenice jak igła i ponownie rozpoczęłam walkę z powiekami, które za nic nie chciały się otworzyć. Czułam tępy i pusty ból, jak gdyby moja głowa była orzechem i ktoś właśnie ją rozłupał. Nie słyszałam żadnych dźwięków, ale czułam, że powinnam je słyszeć. Postanowiłam ruszyć ręką, ale nie mogłam. Przerażona bezwładnością mojego ciała w końcu otworzyłam oczy. Rozmazany obraz nabierał kształtów bardzo wolno, przez co widziałam nad sobą jakąś postać, ale nie mogłam rozszyfrować kto to. Ktoś chwycił mnie za rękę i momentalnie przypomniałam sobie urwane sceny z wypadku i człowieka, który planował zabić mnie i Veronikę. Zaczęłam błagać w myślach żeby wszystko to okazało się być tylko koszmarnym snem. Nabrałam na tyle siły żeby wyrwać dłoń z objęcia nieznanej mi osoby i wtedy obraz się wyostrzył. Zobaczyłam przerażoną pielęgniarkę stojącą nade mną i Kevina, który siedział przy wyjściu przyglądając się dokładnie moim poczynaniom.
-Halo, słyszysz mnie? - Do moich uszu dotarł ostry i nieprzyjemny dźwięk jakby ktoś wyciągnął mnie nagle z pod wody.
-Doktorze! - Pielęgniarka krzyczała głośno co jeszcze bardziej drażniło moją obolałą głowę.
-Ja... Ja słyszę. - Próbowałam krzyknąć by zwrócić uwagę odwróconej w stronę drzwi kobiety, ale z moich ust wydobył się jedynie szept.
-Proszę pani. -Kevin wskazał na mnie palcem i pielęgniarka przestała krzyczeć.
-Ona chce coś powiedzieć. - Brat podszedł do mnie bliżej.
Dopiero wtedy zobaczyłam jak źle wyglada. Blada cera, podkrążone oczy, potargane, tłuste włosy i pomięte ubrania.
Albo zaczął mieszkać na ulicy, albo leżę tu od kilku dobrych dni.
-Ja... - Po raz kolejny próbowałam wydusić z siebie jakieś zdanie.
Na marne.
-Nic nie mów, spokojnie. Przez jakiś czas będzie ci ciężko mówić, ale to wróci do normy. - Usłyszałam potężny, męski głos i po chwili pojawił się przy mnie lekarz. Wysoki, lekko posiwiały mężczyzna z brodą, na pewno po czterdziestce.
-Miała pani wypadek samochodowy, pamięta to pani? - Nachylił się nade mną i zaczął sprawdzać coś przy mojej głowie.
-Tak. - Zapomniałam, że nikt nie zrozumie tego co mówię więc poprawiłam się i kiwnęłam głową.
-Dobrze. Na szczęście obeszło się bez amnezji. - Powiedział w stronę Kevina.
-Ma pan następny cud. - Stwierdził gdy chłopak odetchnął z ulgą.
Następny? Cud?
-Ma pani mocno ubite żebra, płuco było delikatnie uszkodzone, ale na szczęście nie doszło do przebicia. Problemy z oddychaniem i mową będą normalne przez jakiś czas. - Tym razem lekarz zwracał się do mnie.
-Mocne uderzenie w głowę spowodowało lekki wstrząs mózgu, była pani w śpiączce, ale wszystko powinno być już dobrze. Niech pani odpoczywa. Zajrzę tutaj za jakiś czas. - Zanotował coś na kartce papieru i podał Kevinowi.
-Może pan zostać, ale nie długo. Dziewczyna musi odpoczywać. W razie pytań jestem w sali obok. - Powiedział szybko do blondyna i skierował się do wyjścia.
-Aa i jeszcze jedno. Poproś ojca żeby łaskawie się stawił i uregulował płatności. - Rzucił przed wyjściem i zniknął za drzwiami.
-Hej młoda. - Kevin usiadł na krześle obok mojego łóżka.
Uśmiechnęłam się do niego w miarę możliwości, ale chyba nie najlepiej bo widziałam w jego oczach smutek.
-Kev... - Próbowałam powiedzieć kilka słów, ale cichy szept zamienił się jedynie w normalny.
-Czekaj. - Podszedł do stolika i wziął do ręki kartkę i długopis.
-Napisz. - Podał mi przedmioty.
Moja dłoń zupełnie nie współpracowała i litery były chyba najbardziej koślawe jakie kiedykolwiek widziałam. Pisałam powoli żeby się nie pomylić. Dopiero w trakcie układania zdań zauważyłam wenflon na mojej ręce.
Ugh...
Wybazgrałam ledwo żeby podał mi wodę, co oczywiście zrobił. Miałam nadzieję, że trochę pomoże mi to w mówieniu, ale tak się nie stało.
-Co z Jamesem, Joshem i Veroniką? - Napisałam na kartce z trudem. Zależało mi na szybkiej odpowiedzi bo na samą myśl o tym, że któreś z nich mogło stracić życie, robiło mi się słabo.
Nie zniosę już kolejnej straty...
-Spokojnie Aly, wszyscy żyją. - Gdy to powiedział, z mojego serca spadł kamień wielkości góry lodowej.
-Niedługo przyjdzie do ciebie James. Siedział tutaj cały czas, aż w końcu wygoniliśmy go do domu.
-Co z nim? - Szept wychodził mi coraz lepiej.
-Jest trochę połamany, ale wyjdzie z tego. - Brat pogłaskał mnie po ramieniu i uśmiechnął się delikatnie.
-W najgorszym stanie był Josh. Samochód wjechał głównie w ten bok gdzie siedział akurat on. Miał dużo szczęścia bo siedział blisko Veroniki i w sumie na środku tylnich siedzeń. - Zaczął mówić, a z moich oczu automatycznie popłynął strumień łez.
-Ale jest już dobrze Aly! Żyjecie wszyscy, a to najważniejsze! - Przytulił mnie lekko, pewnie nie chciał zrobić mi krzywdy.
-Boże Aly! - Usłyszałam głos Jamesa i zobaczyłam wbiegającego do sali chłopaka.
-Tak się bałem! - Słyszałam jak jego głos się łamie. Brzmiał jakby zaraz miał zacząć płakać.
-Tak bardzo cie przepraszam. - Przysunął drugie krzesło do mojego łóżka i usiadł przyglądając się mojej głowie.
Co z tą głową?
-Co z moją głową? - Musiałam zapytać kilka razy bo nie rozumieli co mówię.
-Trochę się poobijałaś kaskaderko. - Kev uśmiechnął się do mnie tym swoim głupkowatym uśmieszkiem zarezerwowanym na sytuacje kryzysowe gdy trzeba kogoś pocieszyć.
-Masz opatrunek i dwa szwy, ale lekarz zapewnił, że szybko się zagoi.
-Jaki jest dzień? - Spojrzałam po raz kolejny na ubranie brata i musiałam zadać to pytanie.
-Piątek. Wieczór. - James odpowiedział szybko.
-Noc. - Kevin poprawił przyjaciela ziewając.
-Dlaczego tak wyglądasz? - Spojrzałam na brata z lekkim zniesmaczeniem.
-Aa, no tak. - Podrapał się po głowie i spojrzał na swoje ubranie.
-Przyjechałem do szpitala prosto od Alana, a to ciuchy po grubej imprezie. - Zaczęłam się śmiać, ale ból w żebrach od razu sprawił, że spoważniałam.
-Jedź się przebrać, a ja z nią zostanę. - James powiedział spokojnie i poklepał przyjaciela po ramieniu.
-Nie ma sensu. Zostanę. Lekarz powiedział, że jutro wyjdzie jeśli będzie się dobrze czuła. - Blondyn oznajmił poważnie i stanowczo.
-Musisz się wyspać i bez urazy... Śmierdzisz. - James zawahał się pod koniec, ale ostatecznie wyszło zabawnie bo nawet Kev się zaśmiał.
-Ok, ale nie będę spać. Przebiorę się i wrócę. - Podkreślił końcowe zdanie.
-Niedługo wrócę Al. - Pocałował mnie ostrożnie w czoło i wyszedł.
Skróćcie jeszcze bardziej moje imię to może zostanie ,,A,,.
-Ok, nie jestem kimś z twojej rodziny więc pewnie nie mam za dużo czasu żeby wszystko ci opowiedzieć. Na bank masz dużo pytań, postaram się wyjaśnić chociaż to co najważniejsze. - James przysunął się do mnie bliżej i zaczął szybko mówić. -Josh miał operację bo ma porządnie złamaną rękę i poobijane chyba wszystkie fragmenty ciała, ale nic mu już nie grozi więc nie musisz się o niego martwić. Veronika w sumie jest w najlepszym stanie bo odrazu po wypadku zaczęła ubolewać nad połamanym paznokciem. - Zaśmiał się na wspomnienie o paznokciu, a ja tylko przewróciłam oczami.
-O mnie kompletnie się nie martw bo mam tylko skręcony nadgarstek, obite żebro i coś z kolanem, ale nawet nic mnie nie boli. - Musiałam porządnie się skupić żeby przyswoić natłok informacji. Dałam radę wyłapać, że gra twardziela.
Nic go nie boli, jasne...
-Proszę pana, musi pan opuścić salę. Kończą się godziny odwiedzin i w nocy może wejść jedynie rodzina, ale to też tylko na chwilę. - Do pokoju weszła młoda, szczupła pielęgniarka.
-Proszę tylko o kilka minut. Zaraz przyjedzie jej brat, nie chciałbym zostawiać jej samej. - James zrobił minę smutnego, małego szczeniaczka.
-No nie wiem. - Pielęgniarka skrzywiła się.
-Proszę. - Powiedziałam do niej i ta uśmiechnęła się litościwie. Z moim głosem było coraz lepiej, chyba muszę go rozruszać.
-Pięć minut. - Pogroziła palcem i wyszła.
-Ok, teraz najważniejsze. - James wrócił do mówienia, a ja słuchałam go najuważniej jak umiałam.
-Ten wypadek... To nie przypadek Alyssa. - Powiedział szeptem, a przez moje ciało przeszły ciarki.
-Ktoś wjechał w nas specjalnie. Przed chwilą nie byłem w domu tak jak powiedziałem Kevinowi. Byłem na policji. Obiecałem, że złożymy zeznania jak wszyscy wyjdziemy ze szpitala. Powołałem się na to, że jeszcze źle się czujecie. Niedługo pod salą Veroniki, Josha i twoją pojawi się policja. Będę musiał opowiedzieć wszystko Kevowi. - Skończył, a ja jeszcze myślałam nad jego słowami.
-Ok?
-Tak, oczywiście. - Odpowiedziałam lekko zszokowana.
-Dałeś im rzeczy?
-Jakie rze... Aa, te które dostaliśmy od tego całego mordercy? - Zapytał, na co kiwnęłam głową.
-Nie ma ich. Zabrał je sprawca wypadku i uciekł z miejsca zdarzenia. - Powiedział zdenerwowany.
-A samochód? - Zaczęłam kaszleć więc chłopak podał mi wodę.
-Samochód był wypożyczony na fałszywe nazwisko więc dalej nie znamy tego psychopaty. - Odstawił plastikowy kubeczek z wodą i wtedy do pomieszczenia wszedł Kevin.
-Jezu, jechałeś z prędkością światła? - James wytrzeszczył oczy gdy zobaczył zdyszanego przyjaciela.
-Oczywiście, że tak. Szybkie samochody, szybkie życie! - Zaczęli głupkowato się śmiać i pielęgniarka wyrzuciła Jamesa z sali.
-Debile. - Przewróciłam oczami, a Kev uśmiechnął się szeroko.
-Gdzie stary? - Spojrzałam na niego z żalem wypisanym na twarzy.
-Tatulek jest na bieżąco z twoim stanem. Może nakręcimy mu filmik żeby wiedział, że na pewno żyjesz. Będziemy machać do kamery. - Zaśmiał się ironicznie i usiadł na krześle.
-Był tu na początku, ale zapłacił najlepszym lekarzom i pojechał do pracy. - Pokręcił głową.
Zamknęłam oczy, zacisnęłam pieść u bardziej sprawnej ręki i westchnęłam głośno.
Cudowny człowiek... Jeszcze lepszy ojciec.
-Wyjdę jutro? - Gardło mnie już bolało więc postanowiłam zadać ostatnie pytanie na dzień dzisiejszy.
-Raczej tak. - Puścił mi oczko.
-Pojedziemy na sushi i dużą porcję ramenu! - Krzyknął i wykonał ręką gest zwycięstwa.
-Jesteś chory. Idę spać. - Po raz kolejny żebra powstrzymały mnie od śmiechu.
-Oczywiście, że jestem. - Popatrzył na mnie z pewną siebie miną.
-Odpoczywaj gówniaku. - Poprawił poduszkę pod moją głową i pocałował mnie w policzek.
-Spierdalaj. - Szepnęłam zanim wyszedł, a ten pokazał mi na dowidzenia środkowy palec.
On ewidentnie ma okres. Raz jest smutny, niewiele później wesoły... Z kim przyszło mi żyć?
Rozglądnęłam się po pokoju. Jasne ściany, ostre światło, brudna zasłonka.
Fuj.
Spojrzałam na stolik i zauważyłam mój telefon.
Jesteś cały kochanie! Przetrwałeś wypadek lepiej ode mnie. Mówię w myślach do telefonu, co jest ze mną nie tak?
Podsumowałam w głowie wszystko co wiem i doszłam do wniosku, że leżałam w szpitalu zaledwie dzień czy półtorej i mam wyjść jutro więc nie może być aż tak źle. Zaczęłam oddychać spokojnie i głęboko aż w końcu zmęczenie spowodowało, że zasnęłam.
Kevin POV
Kiedy dowiedziałem się o wypadku byłem na siebie wściekły. Obwiniałem się o to, że miałem wyłączony telefon i może gdybym był w domu to do niczego by nie doszło. Ojciec też obarczył mnie całą winą, po czym sam zniknął. To właśnie cały on.
Opuściłem pomieszczenie i zobaczyłem dwóch ogromnych policjantów stojących przy sali. James rozmawiał z nimi i kiedy zobaczył mnie i moją minę odrazu podszedł i zaczął tłumaczyć o co chodzi. Gdy skończył nie obeszło się bez kłótni.
-Chyba sobie żartujesz kurwa? To wszystko twoja wina! Wiedziałem, że w coś ją wpakujesz. - Niepotrzebnie uniosłem głos bo pielęgniarka zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem.
-Cholera to nie moja wina! Gdyby Aly była tam sama to może nawet coś by jej zrobił. Skąd mieliśmy wiedzieć, że jakiś zjeb akurat morduje kogoś w lesie? - James również mówił głośno i zobaczyłem, że nieprzyjemna kobieta idzie w naszą stronę jeszcze bardziej zła niż wcześniej.
-Panowie jesteśmy w szpitalu, a nie w zoo. Proszę natychmiast się uspokoić albo opuścić budynek! - Pielęgniarka machała nam rękami przed twarzą. Zrobiła się cała czerwona.
Chyba miała dzisiaj ciężki dzień w pracy.
-A pani to niby może krzyczeć? - James strasznie się oburzył.
-Won mi stąd! - Wskazała ręką w stronę drzwi.
-Pani Bryan! Jak miło, że to pani ma dzisiaj dyżur. - Usłyszałem znajomy mi, wesoły głos i po chwili zobaczyłem przechodzącego przez korytarz Alana.
-W dalszym ciągu menopauza nie pozwala pani być miłym człowiekiem? - Wyszczerzył się do kobiety, ale ta zmarszczyła brwi.
-Idźcie wszyscy do diabła. - Powiedziała pod nosem i machnęła ręką wracając do swoich obowiązków.
-Cześć Alan. - James przywitał się z chłopakiem.
-Dzięki. - Pokazał głową w stronę pielęgniarki.
-Luzik. To moja ulubiona koleżanka od ploteczek z nocnych dyżurów. - Powiedział dość głośno tak by kobieta usłyszała co mówi.
-Prawda? - Spojrzał na nią wesoło.
-Nie no, ja nie mam już siły. Ile mi jeszcze zostało do tej cholernej emerytury. - Zaczęła kręcić głową i mówić sama do siebie, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
-Cześć Kev. - Czarnowłosy podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
Mój wzrok spotkał się ze zdziwieniem Jamesa i lekkim zniesmaczeniem starszej kobiety wciąż mówiącej coś do siebie pod nosem.
-Wy już się nie kryjecie? - Przyjaciel wyjechał nagle z pytaniem, na które tylko wzruszyłem ramionami.
-Co z Alyssą? - Alan zapytał z lekkim strachem w oczach.
Cieszę się, że tak bardzo polubił najważniejszą dla mnie osobę.
-Wszystko dobrze. Jutro powinna wyjść. - Odpowiedziałem chłopakowi i wszyscy usiedliśmy na super niewygodnych krzesłach stojących w korytarzu.
-Zajrzę do Veroniki i Josha. - James oznajmił po kilkuminutowej ciszy i opuścił pomieszczenie.
-Wpuszczą go? - Zdziwiłem się i postanowiłem zapytać o to Alana.
-Raczej nie. - Pokręcił głową.
-Chyba, że to załatwię. - Westchnął głośno i wstał.
-Dzięki. Kocham cie. - Szepnąłem żeby nie irytować pielęgniarki.
-Ja ciebie też. - Alan nie szeptał i pielęgniarka znowu oburzyła się na jego słowa i zaczęła mówić do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro