~Rozdział 20
Alyssa POV
Obudziłam się gdy słońce zaczęło drażnić moje oczy przez zamknięte powieki. Przez chwilę walczyłam ze sobą żeby otworzyć oczy, aż w końcu odwróciłam się w drugą stronę. Ku mojemu zdziwieniu, James spał jeszcze obok mnie.
To znaczy, że Kevina nie ma w domu.
Poprawiłam poduszkę i ułożyłam na niej wygodnie głowę. Leżałam i gapiłam się na śpiącego chłopaka, aż zaczął się ruszać.
-Nie patrz się tak na mnie. - Powiedział nie otwierając oczu nawet przez ułamek sekundy.
Nic nie odpowiedziałam. Dalej patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
-Alyssa... - Mruknął zachrypniętym głosem. Dalej nie otworzył oczu.
Gdy zauważyłam, że obraca głowę szybko zamknęłam powieki i udawałam, że śpię.
-Nie oszukasz mnie. - Pocałował mnie szybko w usta, a ja nie dałam rady się opanować i uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Skąd wiedziałeś, że nie śpię? - Zapytałam opierając głowę na ręce.
-Obudziłem się jak przewracałaś się na bok, a skoro to zrobiłaś to musiałaś leżeć odwrócona w moją stronę. - Powiedział jakby to było oczywiste.
-To nie znaczy, że się na ciebie gapie. - Stwierdziłam z pewnością siebie.
-Jak śpisz to masz bardziej spokojny oddech. - Oznajmił i przewrócił się szybko na bok tak, że leżeliśmy na wprost siebie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. To było zarazem słodkie jak i przerażajace.
-Spoko, przyznaję się. Też się na ciebie gapiłem. - Uśmiechnął się zwycięsko.
-Słucham? Przynajmniej ty nie spałeś. - Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem wtedy nie gadałam przez sen albo co gorsze, nie chrapałam.
-Jak śpisz to wyglądasz jak takie niewiniątko. - Stwierdził, a na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Kevina nie ma? - Zmieniłam szybko temat.
-Nie. - Odpowiedział z lekkim zdziwieniem.
-Pewnie jest u Alana czy coś. - Wzruszył ramionami.
-Ok. Wolę nie zastanawiać się nad tym co robią. - Skrzywiłam się i chłopak odrazu się uśmiechnął.
-Na pewno coś innego niż my. - Spojrzał na mnie dwuznacznie i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
Jego usta były przyjemnie ciepłe. Dłońmi błądził po moim ciele, zostawiajac na fragmentach skóry dreszcze. Gdy oprzytomniałam odrazu zatrzymałam jego rękę i odsunęłam głowę żeby przestał mnie całować.
-Co się stało? - Szepnął do mojego ucha nie przejmując się za bardzo moimi poczynaniami.
-Okres. - Odpowiedziałam cicho. Skupiłam wzrok na niedomalowanym fragmencie sufitu.
Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?
-Poczekam. - James pocałował mnie w policzek i od nowa jego usta spoczęły na moim dekolcie.
-James. - Powiedziałam szybko podnosząc się do pozycji siedzącej.
-No? - Spojrzał na mnie niepewnie.
-Dlaczego pozwoliłeś Kevinowi wczoraj żeby cie obrażał i nie broniłeś się? - Zapytałam nie wytrzymując. Ta myśl nie dawała mi spokoju.
-Nie rozumiem. - Skrzywił się.
-Powiedział, że ci się należało. Przyznałeś mu rację. - Uśmiechnęłam się nerwowo i przygryzłam wargę.
Tak właśnie reaguję w sytuacjach stresowych.
-Jakoś tak... Nie wiem, chyba nie chciałem się kłócić. - Wytłumaczył szybko, ale jakoś nie byłam przekonana.
-A tak na prawdę? - Zapytałam pewnie i spojrzałam prosto w jego oczy.
-Czepiasz się. - Przewrócił oczami.
-No tak, czepiam się. - Rzuciłam mu wrogie spojrzenie.
-Oj, no przestań już. - Przysunął się do mnie, ale się odsunęłam.
-Alyssa. - Warknął i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Idę się umyć. - Oznajmiłam i opuściłam w pośpiechu pomieszczenie.
Gdy wykonałam wszystkie poranne czynności, opuściłam łazienkę i zaczęłam przeglądać telefon. Spróbowałam zadzwonić do brata, ale miał wyłączony telefon.
Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.
Z nogą było coraz lepiej i mogłam już normalnie chodzić. Jedynie gdy zrobiłam zbyt pewny krok czułam większy ból w kostce, ale nie było to aż tak uciążliwe gdy podpierałam się o kule.
-James! - Krzyknęłam by sprawdzić gdzie jest brunet.
-Tak? - Usłyszałam głos dobiegający z kuchni i odrazu się tam udałam.
-Sprawdzałam gdzie jesteś. - Powiedziałam wchodząc do kuchni.
-Co robisz?
-Proszę. - Wręczył mi kubek z gorącą kawą.
-Dziękuję. -Wzięłam łyk napoju.
-Odrobina mleka zagęszczonego, syrop kokosowy i łyżeczka cukru. - Oznajmił widząc moje zdziwienie.
-Idealna. Skąd wiedziałeś, że taką piję?
Nie przypominam sobie żebym mówiła mu jaką piję kawę.
-Ymm... No bo... - Zaczął mówić, drapiąc się przy tym nerwowo po karku. Czekałam z zaciekawieniem na odpowiedź, ale wtedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Gdy otworzyłam okazało się, że za drzwiami stoi zniecierpliwiony kurier.
-Już myślałem, że nikt nie otworzy. - Rzucił niezbyt uprzejmie i wyciągnął w moją stronę niewielką przesyłkę.
Milusi ten kurwier...
-Przepraszam bardzo, że musiał pan tyle czekać, ale jakoś moja noga odmówiła współpracy. - Odpowiedziałam sarkastycznie i wskazałam na kule. Zrobiło mu się głupio, było to widać po jego minie.
I bardzo dobrze ci tak kutasie!
-To chyba jakaś pomyłka. Nie przypominam sobie żebym coś zamawiała. Może brat.
-Do Alyssy Jeansen. To pani? - Skrzywił się. W myślach pewnie modlił się żebym to była ja bo w przeciwnym wypadku musiałby jechać gdzieś indziej i wyjaśniać całą sytuację.
-Tak. - Wyciągnęłam niepewnie rękę żeby zabrać paczkę.
-Proszę tu podpisać. - Wyciągnął w moją stronę tablet. Zrobiłam o co prosił.
-Przesyłka jest już opłacona przez nadawcę. Miłego dnia życzę. - Powiedział na odchodne żeby zrehabilitować się za niezwykle miłe powitanie.
-Miłego dnia. - Burknęłam pod nosem i zamknęłam mocno drzwi.
Wróciłam do kuchni i odrazu złapałam za nożyczki. Zżerała mnie ciekawość.
Może to paczka od Josha?
-Co to? - James zapytał podejrzliwie gdy zobaczył moje podekscytowanie.
-Nie wiem. Nic nie zamawiałam, ale paczka jest do mnie. -Wzruszyłam ramionami i przecięłam szybkim ruchem kopertę.
W środku było niewielkie, czarne pudełko. Wyglądało jak opakowanie na biżuterię. Owinięte było czerwoną kokardką. Gdy wyjęłam pudełko, na podłogę upadła koperta, która również była w paczce. Otworzyłam pudełeczko i kątem oka widziałam jak James podnosi z podłogi kopertę i sprawdza jej zawartość. Otworzyłam szeroko usta gdy zobaczyłam przed sobą ogromny, srebrny naszyjnik z diamencikami. Przy nim była mała karteczka z napisem ,,Piękna kobieta powinna nosić piękną biżuterię,,.
Coś takiego musi być strasznie drogie...
-Alyssa zostaw to! - Usłyszałam krzyk chłopaka i odrazu odłożyłam przedmiot na blat.
-O co chodzi? - Spojrzałam na niego, wyglądał jakby przed chwilą zobaczył ducha. Był blady i dziwnie spięty.
Zabrałam z jego ręki kopertę i aż pisnęłam gdy ujrzałam zawartość. Rzuciłam przedmioty na podłogę nie chcąc trzymać ich dłużej w dłoniach. W środku znajdowało się kilka zdjęć i list. Na pierwszym zdjęciu zobaczyłam martwą dziewczynę leżącą w czarnym worku. Tyle wystarczyło mi żeby znaleźć się w stanie gorszym od Jamesa. Przez chwilę miałam wrażenie, że zemdleję, ale chłopak w ostatniej chwili złapał mnie w pasie i posadził na krześle.
-Wszystko dobrze? Dać ci wody? - Wyglądał na bardzo przejętego moim stanem, nie chcę wiedzieć jak źle musiałam wyglądać.
-Nie trzeba. - Uspokoiłam go i wzięłam głęboki wdech pochylając głowę.
To zawsze pomaga mi przy omdleniach.
-Zostaw to. - Poprosiłam błagalnym tonem gdy zobaczyłam, że brunet schyla się żeby podnieść zdjęcia i list.
-Przeczytam. - Oznajmił i położył rzeczy na blacie.
-Nie! - Krzyknęłam i w końcu zaczął mnie słuchać.
-Poprosiłam cie o coś. Skoro nie potrafisz odpuścić bo zżera cie ciekawość to chociaż pozwól, że ja przeczytam list do mnie. - Powiedziałam stanowczym tonem i po raz kolejny wzięłam głęboki wdech. Przyglądnęłam się dokładniej przedmiotom.
Na odwrocie fotografii z martwą kobietą widniał napis: ,,Natasha Davis las jodłowy, 16 stóp,,. Były jeszcze trzy podobne zdjęcia. Na wszystkich znajdowały się martwe kobiety, a z tyłu były ich imiona, nazwiska, miejsca pochówku i...
Stopy?
Było jeszcze jedno zdjęcie, na którym byłam ja. Odrazu wiedziałam kiedy zostało zrobione. We wtorek, kiedy stałam na przystanku i czekałam na Jamesa bo miała rozpętać się burza.
Byłam tam sama... Przy lesie! Przecież ten człowiek mógł zrobić mi krzywdę!
Z tyłu napisane było: ,,Alyssa Jeansen schowek za budynkiem szkolnym, 20 stóp,,.
Żebyś się jeszcze kurwa nie zdziwił... Dowiem się kim jesteś padalcu i zakopię cie w tym schowku na żywca.
Zaczęłam czytać list:
,,Kochana Alysso
Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że widziałaś coś czego nie powinnaś była widzieć. Musisz więc liczyć się z tym, że spotka cie kara. Co prawda miałem już na oku ciekawą dziewczynę, ale zrobię ten wyjątek i zajmę się wami obiema. Nie martw się o tą drugą, powinnaś się nawet ucieszyć, że zrobię ci tą przysługę. Ją zabiję pierwszą żebyś mogła nacieszyć się jednym dniem bez Veroniki Anderson. Nie musisz dziękować, ale jeśli chcesz... Nie widzę przeciwwskazań.
Ps: Noś naszyjnik!
Twój Wielki Orzeł,,
Złapałam kule i zaczęłam zakładać buty.
-Co robisz? - James poleciał za mną na przedpokój.
-Idę na policję. Jeszcze pytasz? - Spojrzałam na niego z pewnością siebie.
Poczułam wibracje telefonu w tylnej kieszeni i odebrałam go bez zastanowienia.
Ja: Słucham!
Ktoś: Witaj Alyssa. Chciałem przekazać ci jeszcze jedno.
Ja: To ty? To ty pierdolony złamasie! No co takiego chcesz mi przekazać?
Morderca: Chciałem uprzedzić, żebyś nie wybierała się na policję bo to i tak nic nie da.
Ja: Tak się składa, że właśnie tam idę! Chcesz może mnie podwieźć?
Psychopata: Jasne, żaden problem. Jestem pod twoimi drzwiami.
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na przestraszonego Jamesa, który słyszał naszą rozmowę. Chłopak złapał jakiś przedmiot do ręki. Nie zauważyłam co to było bo byłam zbyt wkurwiona przez co bez namysłu otworzyłam szybkim ruchem drzwi. Nikogo tam nie było. Przyłożyłam telefon z powrotem do ucha i wyszłam przed dom. Za mną udał się brunet.
Ja: Bardzo zabawne.
Kretyn siejący postrach: Obleciał cie strach? Nie przyznasz się, ale widać go było w twoich oczach gdy otworzyłaś drzwi. Mimo wszystko jesteś odważniejsza niż przypuszczałem.
Ja: Zaraz... Ty tu jesteś! Widzisz mnie!
Wielki Orzeł: Widzę cie doskonale.
Ja: Wyjdź z ukrycia! Na co czekasz pajacu? Może to ciebie obleciał strach?
Niesamowity zbrodniarz: Haha! Zabawna jesteś.
Ja: Przyjdź tu to pośmiejemy się razem! Na przykład kiedy będziesz mnie mordował zjebany psycholu...!
Mało straszny człowiek: To jeszcze nie dzisiaj kochanie.
Ja: Nie waż się tak do mnie mówić! Wielki Orzeł? Masz syndrom małego przyrodzenia debilu? Jebcie się... Ty i ten twój mały ptaszek!
Rozłączyłam się i zaczęłam chodzić po ogrodzie rozglądając się dookoła.
-Gdzie jesteś padalcu? Wyjdź! Chyba, że przy tym małym pindolku nie masz jaj! - Krzyczałam tak głośno jak tylko potrafiłam do momentu, aż starsza kobieta wyszła z domu obok.
-Uspokój się Aly. - James podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.
-Jak mam się uspokoić? - Spojrzałam na niego i automatycznie łza spłynęła po moim policzku.
Nawet nie wzięłam ze sobą kul, byłam zbyt wkurzona żeby o tym myśleć. Miałam nadzieję, że ten psychol faktycznie stoi za drzwiami i będę mogła kopnąć go chociaż w jaja.
Nie wiem czy byłabym w stanie zrobić coś więcej. Na pewno jest ode mnie silniejszy.
-Żeby taka młoda, ładna dziewczyna tak się wyrażała! Patrzcie ludzie jaka ta młodzież teraz pyskata. - Staruszka zaczęła wygłaszać swoje przemówienie do ludu, którego nie było na zewnątrz.
-Pierdol się babciu! - Pokazałam jej palec środkowy i odwróciłam się na pięcie. Odrazu zobaczyłam jak James gromi mnie wzrokiem.
-Uspokój się trochę i weź kurtkę bo jest chłodno. Ja zabiorę wszystkie te... Rzeczy i jedziemy na policję. - James starał się zachować w tym wszystkim spokój, ale widziałam stres opanowujący jego ciało.
Dopiero wtedy zobaczyłam co trzyma w ręce.
Moja torebka, serio?
-O Boże! - Krzyknęłam patrząc na przedmiot.
-Co się stało? - James również spojrzał na torebkę i skrzywił się.
-Veronika! - Wrzasnęłam i oboje wbiegliśmy do domu.
<><><><><><><><><><><><><><><>
Witam wszystkich 👋🏼
Przepraszam za to, że rozdział pojawił się tak późno. 😔 Bardzo dużo ostatnio się u mnie działo i wolałam nie dodawać nic, niż napisać na szybko jakiś badziewny kawałek opowiadania.
Chciałam też bardzo podziękować za wszystkie gwiazdki i tyle wyświetleń! 😮💕
Już tysiąc odsłon, a opowiadanie zaczęłam pisać ponad dwa miesiące temu. Jesteście wspaniali! 🙊
Ps: Zdjęcie pochodzi z filmu ,,Clueless,,❤️
Całuski 💋
~Poniaczynkova
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro