~Rozdział 17
-Jak to wie? - Kevin zrobił się blady i widać było, że cały się trzęsie.
-Hej, spokojnie. Jest twoim przyjacielem. Nikomu nie powie i jestem pewna, że wcale mu to nie przeszkadza. - Przytuliłam mocno brata. Starałam się go uspokoić.
-Wszystko się zjebało Aly. - Westchnął.
-Ale dzięki, że... Jesteś przy mnie i mnie nie oceniasz.
Siedzieliśmy razem przez chwilę, aż w końcu wstałam i poszłam do siebie żeby się przebrać i umyć. Okres powinien mi się niedługo skończyć.
Dzięki Bogu... Już myślałam, że krew mnie zaleje...*
Wzięłam prysznic, umyłam włosy i zęby, pomalowałam się delikatnie i ubrałam na siebie czarną grubą sukienkę z golfem. Wysuszyłam porządnie włosy i zeszłam do kuchni. Przy lodówce stał James, nalewał sobie soku do szklanki, ale gdy mnie zobaczył odrazu opuścił pomieszczenie.
-Co ty odpierdalasz, masz pięć lat? - Nie wytrzymałam i odwróciłam się wkurzona do chłopaka. Ten jednak zlał mnie totalnie i wszedł do góry po schodach.
Pierdol się Phoenix!
Zrobiłam sobie kanapkę, ale jakoś jedzenie mi nie szło. Od jakiegoś czasu jem niewiele i źle śpię. Mam nadzieję, że nie odbije się to na moim zdrowiu.
-Gotowa? - Kevin wszedł do kuchni ubrany w szarą bluzę z kapturem i czarne jeansy.
-Tak. - Uśmiechnęłam się do brata.
-Dlaczego akurat na 10? - Zapytał zaciekawiony gdy ubieraliśmy buty.
Nie odpowiedziałam, ale zaczęłam się śmiać w niebogłosy.
-O co chodzi? - Spojrzał na mnie jak na debilkę.
-Nie założę buta. - Ledwo powiedziałam przez śmiech i pokazałam na spuchniętą nogę.
-No tak. - Uśmiechnął się.
-Jedz w kapciach. - Dołączył do mnie i nie mogliśmy przestać się śmiać.
Debile...
~*~
Kevin pomógł mi wysiąść z samochodu. Napisałam na messengerze do Alana i odpisał, że zaraz do mnie zejdzie. Gdy ujrzałam jego czarną burzę loków odrazu się zestresowałam.
Nie wiem czy to dobry pomysł żeby ich ze sobą na siłę godzić.
-Kurwa Aly.- Kevin spojrzał na mnie znacząco.
Wiedziałam, że będzie na mnie zły, ale chciałam dla niego jak najlepiej.
-Cześć... Wszystkim. - Alan zawahał się przy powitaniu.
Niezręcznie...
-Co z nogą? - Przypomniałam się, na co oboje złapali mnie za ręce żeby pomoc mi dojść do drzwi.
-Mój znajomy przyjmie cie na przerwie więc nie będziesz musiała czekać w kolejce. - Czarnowłosy powiedział radośnie przez co odrazu się uśmiechnęłam.
-Dzięki. - Odpowiedziałam i ujrzałam kątem oka jak Kev przewraca oczami.
Weszliśmy do sali z numerem 3. Alan przywitał się ze znajomym i oboje z moim bratem stali z boku. Lekarz był młodym, niezbyt przystojnym mężczyzną w okularach. Musiałam się powstrzymywać by nie wybuchnąć śmiechem gdy zobaczyłam jego kozią bródkę i dziwnie wywinięte wąsy. Nie wyglądał przez nie na starszego, a jedynie na próbującego się postarzyć.
-Popatrzmy. - Poprawił okulary i obejrzał dokładnie moją nogę.
-Jak to się stało? - Zapytał zaciekawiony i pokręcił głową.
-Ko... Kopnęłam w śmietnik. - Powiedziałam zawstydzona.
Jak to cholernie głupio brzmi...
-Nie wydaje mi się, żeby śmietnik wywołał coś takiego. - Spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem.
Lekko przerażajace.
-Biegała później po całym domu. Nie dało się jej usadzić. - Alan wyrwał się nagle przez co rzuciłam mu wredne spojrzenie.
-No tak. Kopnięcie w śmietnik tylko nadwyrężyło nogę. Gdybyś dała jej odpocząć to pewnie przeszłoby ci już na drugi dzień. No cóż, zrobimy prześwietlenie i zobaczymy. - Mówił, a ja patrzyłam tylko zrezygnowana na jego zajebiście śmieszne wąsy.
-Panów będę musiał wyprosić. - Uśmiechnął się do Alana.
-A ja tam lubię być napromieniowany. Nie muszę włączać światła jak chce poczytać wieczorem i bije ode mnie taki... Blask. - Alan zażartował i nawet Kevin zaczął się śmiać.
Chłopcy opuścili pomieszczenie, a ja zostałam skierowana do sali obok na prześwietlenie.
Kevin POV
Usiadłem na krześle i wgapiałem się w obraz wiszący na ścianie na wprost.
-Nie każe ci się do mnie odzywać, możesz ignorować mnie, ale nie swoją orientację. Nie oszukasz tego stary. - Alan usiadł obok i zaczął mnie wkurwiać.
-Zamknij się. - Szepnąłem i rozglądnąłem się dookoła czy nikt tego nie słyszy.
-Czego się tak boisz? - Położył mi rękę na kolanie.
Kurwa nie rób tak...
-Nie boję się tylko... - Zrzuciłem jego dłoń.
-Tylko co? - Zapytał ostro.
-Tylko jest dobrze tak jak jest. Przynajmniej nie muszę się przeprowadzać dlatego, że komuś nie podoba się to kim jestem. - Spojrzałem na niego pewny tego co mówię. Odrazu posmutniał i jego oczy pociemniały.
Ma cholernie ładne oczy...
-Dobra, przepraszam. Nie chciałem do tego wracać. - Nie mogłem pozwolić, żeby znowu był przeze mnie smutny. Wystarczy, że rzuciłem go tak nagle.
-Zaraz wracam. - Powiedział smutnym głosem i wszedł do łazienki.
Niewiele myśląc poszedłem za nim. Gdy zamknąłem za sobą drzwi spojrzałem na jego minę. Był zdziwiony i chyba zadowolony. Całkowicie odebrało mi rozum bo po prostu podszedłem do niego i zacząłem go całować.
Będę tego żałował...
Alyssa POV
-Nie jest złamana czy skręcona, tylko bardzo mocno ubita i nadwyrężona. Przypiszę ci maść przeciwbólową i tabletki. Mam nadzieję, że nie jesteś typem samobójczyni bo są cholernie mocne. - Lekarz mówił do mnie machając receptą tuż przed moją twarzą.
-Nie żartuję. Maksymalnie pół tabletki dziennie i nie bierz ich dłużej niż trzy dni. - Powiedział poważnie gdy zobaczył moją rozbawioną minę.
-Aa i nie biegaj po domu. Leż i daj jej odpocząć. Owiń mocno bandażem uciskowym! - Rzucił zanim wyszłam z pomieszczenia i wręczył mi kule.
Na korytarzu nie było absolutnie nikogo. Usiadłam na krześle i schowałam receptę do torebki.
Gdzie są ci kretyni? Pewnie właśnie mordują się gdzieś na końcu szpitala...
Wyjęłam telefon żeby zadzwonić do brata, ale akurat zaczął wibrować. Spojrzałam na ekran. Zwykle nie odbieram od nieznanych numerów, ale i tak nie miałam nic lepszego do roboty.
Ja: Słucham.
Tom: Witam. Z tej strony posterunkowy Tom Adler, dzwonię w sprawie odcisków znalezionych za pani domem.
No tak... Zupełnie zapomniałam o tym wszystkim.
Ja: Macie coś?
Tom: Złapaliśmy sprawcę. Jeśli chciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej, musi pani przyjechać na komisariat bo niestety nie mogę powiedzieć zbyt wiele przez telefon.
Ja: Może mi pan powiedzieć tylko, czy jest możliwość, że to ten morderca?
Tom: To na pewno nie on. Mężczyzna, którego złapaliśmy to nasz częsty gość. Ma na koncie liczne włamania, kradzieże i zniszczenia podobne do tego w państwa domu. Podejrzewamy, że było to jakieś zlecenie bo nic nie ukradł. Nawet nie wszedł do mieszkania. Przesłuchamy go i dowiemy się więcej.
Ja: W takim razie nie będę na razie przyjeżdżać. Jakbyście mieli coś więcej to proszę o telefon.
Tom: Oczywiście. Miłego dnia życzę.
Ja: Dziękuję bardzo i wzajemnie. Do usłyszenia.
Zlecenie? Na zniszczenie okablowania w moim domu... Słaby żart.
Z rozmyśleń wyrwał mnie skrzypiący dźwięk drzwi do toalety męskiej. Wyszli z niej Kevin i Alan.
-O Alyssa. Długo czekałaś? - Brat uśmiechnął się do mnie nerwowo i poprawił swoją bluzę.
O mój Boże! Czy to, to o czym myśle?
-Nie czekałam długo, ale skoro pytasz to znaczy, że długo tam siedzieliście? - Wstałam zadowolona i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
-Nie! - Krzyknął szybko.
-Tak tylko... Powiedziałem. - Zaplątał się.
-O mój Boże! - Złapałam się za głowę. Z mojej twarzy wciąż nie schodził uśmiech.
-Nie pogrążaj się już, chodźmy. - Zaczęłam iść w stronę wyjścia.
-Gdzie? - Kevin zapytał zdziwiony i razem z Alanem zaczęli iść za mną.
-Na kawę. Alan zaprasza. - Odwróciłam się do chłopaków i spojrzałam na czarnowłosego.
-No tak. Obiecałem. - Uśmiechnął się, ukazując przy tym równe, białe zęby.
-Kev, nie protestujesz? - Zaczęłam podpuszczać brata gdy opuszczaliśmy budynek.
-Nie. Już mi obojętnie. Nikt i tak nie pyta mnie o zdanie. - Zaczął się tłumaczyć. Ja spojrzałam tylko na rozmarzonego Alana.
-Będę musiał później wrócić z pracy więc pojadę moją maszyną. Widzimy się zaraz na miejscu? - Chłopak patrzył raz na mnie, raz na blondyna.
-Tak! - Wyrwałam w końcu widząc, że brat nie jest w stanie nic powiedzieć.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy tuż za Alanem. Oczywiście był dużo szybszy.
-Nie wierzę. - Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-O co ci chodzi? - Kevin westchnął gdy na mnie spojrzał.
-W szpitalnym kiblu? - Wybuchłam śmiechem.
-Przestań! Nic się nie działo, masz bujną wyobraźnię. - Zdenerwował się lekko, ale mówił to żartobliwie.
-Alan jest mega seksowny. - Spoglądałam ukradkiem na zarumienioną twarz brata.
-Czy ja wiem... Przeciętny. - Wzruszył ramionami.
Wiem kiedy kłamie.
-Przeciętny? - Drążyłam temat.
-No dobra! Spałem z nim i co z tego? - Nie wytrzymał.
-Wygrałam! - Krzyknęłam uradowana.
-Nie boli cie przypadkiem noga? - Spojrzał na mnie groźnie, ale oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Strasznie mnie napierdala. - Skrzywiłam się.
-Trzeba było kopnąć w, no nie wiem... Coś miękkiego.
-Spokojnie obiecuję, że następnym razem kopnę w coś innego.
-W kalendarz? - Zapytał i popłakałam się ze śmiechu.
-Może być. - Otarłam łzy ręką.
-W końcu będę miał spokój. - Puścił mi oczko.
Dojechaliśmy do kawiarni. Motocykl Alana stał na parkingu więc weszliśmy do środka. Kevin zaprowadził nas do jakiegoś stolika. Doskonale wiedział gdzie idzie.
-Byłeś tu już wcześniej? - Spytałam gdy usiedliśmy.
-Nie. - Odpowiedział, ale głową pokręcił na ,,tak,,.
-Przychodziłeś tu po Alana. - Stwierdziłam.
-Tak. - Tym razem pokręcił głową na ,,nie,,.
-Głupek. - Zaśmiałam się.
-Jestem! Mam niecałe dwadzieścia minut. - Alan przysiadł się do naszego stolika i oznajmił.
Zamówiliśmy napoje i zaczęliśmy rozmawiać. Chłopcy wypytywali mnie o nogę. Opowiedziałam dokładnie co powiedział lekarz i dałam Kevinowi receptę żeby wykupił mi leki. Czas minął niezwykle szybko i Alan zaczął swoją zmianę. Co chwila przybiegał do nas gdy tylko obsłużył wszystkich klientów. W końcu wypiliśmy z bratem kawy i stwierdziliśmy, że pojedziemy do domu. Pożegnałam się z przyjacielem i opuściłam kawiarnie. Kevin rzekomo udał się do toalety, ale i tak wiem co teraz robi.
Żegna się z Alanem...
~*~
Wróciliśmy do domu. W kuchni leżało kilka jajek w opakowaniu. Oznacza to, że pani May była u nas posprzątać. Jamesa nie było w domu, nie odbierał telefonów od Kevina więc zamówiliśmy pizzę i usiedliśmy w salonie żeby obejrzeć jakiś film.
-Powiedziałam, że nie będę oglądać tego dziadostwa! - Krzyknęłam do brata gdy włączył film ,,The Babysitter,,.
-Ok. Wybierz coś. - Powiedział i chwilę później uświadomił sobie na co się zgodził bo aż się wykrzywił.
-Super! W takim razie oglądniemy ,,The Perfect Date,,! - Klasnęłam uradowana w dłonie.
-Zgiń! - Kev przewrócił oczami.
-Idę zrobić popcorn. - Oznajmiłam.
-Siedź na dupie bo przywiążę cie do łóżka! Miałaś nie nadwyrężać nogi. - Rzucił we mnie poduszką i poszedł do kuchni.
-Masło czy sól? - Krzyknął.
-Jasne, że masło! - Odpowiedziałam.
Wtedy do domu wszedł James.
-Cześć stary. - Blondyn wyszedł z kuchni i przywitał się z przyjacielem.
-Hej. - Odpowiedział szybko i chciał iść do siebie.
-Oglądasz z nami film?
Błagam nie... Będzie niezręcznie.
-Jasne. - Odpowiedział, a ja się zdziwiłam.
James usiadł obok mnie, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło.
-Jak noga? - Zapytał spokojnie.
Już miałam odpowiedzieć, gdy nagle usłyszeliśmy krzyki Kevina.
-Kurwa!
-Co się stało? - Zapytaliśmy równo z Jamesem.
-Spaliłem popcorn. - Wszedł załamany do salonu z miską zwęglonego popcornu. Ciemny dym rozprzestrzenił się po pomieszczeniu i odrazu poczułam smród spalenizny.
-Wiedziałam, że nie mogę powierzyć ci tak ciężkiej misji jak zrobienie popcornu. - Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież.
-Idę zrobić nowy.
-Hej, bez przesady! Ten też można zjeść. - Gdy to powiedział spojrzeliśmy na niego zaciekawieni.
-Patrzcie. - Wziął do buzi garść spalenizny i zaczął przeżuwać.
-Kurwa jaki syf! - Chyba właśnie to krzyknął gdy wypluwał jedzenie do śmietnika. Oboje wybuchliśmy śmiechem obserwując to.
-Pizza! - Brat wrzasnął i pobiegł do drzwi.
Nie usłyszałam dzwonka.
Poszłam zrobić popcorn. Gdy wróciłam do salonu chłopcy zajadali już pepperoni. Wtedy zadzwonił do mnie telefon. Wyszłam na korytarz i odebrałam.
Ja: Halo?
Tom: Witam. To znowu ja.
Ja: Słucham. Macie coś nowego?
Tom: Wiemy już kto zlecił zniszczenie okablowania.
Ja: Muszę przyjechać czy może mi pan powiedzieć coś więcej?
Tom: Nie powinienem... Rozumie pani, taka praca.
Ja: No dobrze, przyjadę jutro jak dam radę. Skręciłam kostkę więc może być ciężko.
Tom: Niech pani zaczeka chwilkę.
Ja: Dobrze.
Tom: Już jestem, musiałem wyjść na zewnątrz. Powiem pani, choć nie powinienem. Mam nadzieję, że to zostanie między nami.
Ja: Oczywiście!
Tom: Czy zna pani niejaką Veronikę Anderson?
*Suche strasznie 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro