~Rozdział 15
James POV
Kevin stał i patrzył na nas pytająco, chciałem uratować sytuację, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Gdzie byłeś debilu? Gdyby nie James mokłabym na deszczu przez półtorej godziny? - Alyssa zaczęła atakować brata.
Co tu się dzieje?
-Na nowym telefonie nie wiedzieć czemu nie miałam twojego numeru i dzwoniłam na domowy. - Kłamała.
-Dobrze, że twój przyjaciel odebrał bo oczywiście ciebie nie było w domu. Najpierw przychodzisz nawalony w środku nocy, a później znikasz... Cały ty! Wiesz jak bałam się w nocy, nie zaniosłabym cie sama na górę... Podziękuj lepiej Jamesowi! - Wykrzyczała co tylko przyszło jej do głowy i poszła do siebie.
Sprytnie Aly...
-Ja się nie wtrącam. - Machnąłem ręką wchodząc do środka i minąłem przyjaciela przechodząc do kuchni.
Wyjąłem telefon z kieszeni i napisałem do Alyssy.
Ja: Sorry! Naprawdę myślałem, że go nie ma.
Alyssa: Ok. Jakoś chyba wybrnęłam. Mam nadzieję, że się nie obraził i nie wrócimy do wcześniejszej relacji zwanej nienawiścią.
Ja: Nie wyglądał na obrażonego, raczej na... Nie wiem, smutnego? Tak czy siak dobra robota! Jestem z ciebie dumny kochanie ;*
Alyssa nie odpisała. Może jestem za szybki, ale naprawdę mi na niej zależy.
-Hej James. - Kev usiadł przy wyspie kuchennej.
-Hej? - Odpowiedziałem bardziej pytająco.
-Dzisiaj musimy spotkać się z ludźmi Eliota. - Oznajmił, a ja straciłem jakiekolwiek poczucie humoru.
-Co tym razem musimy dla nich zrobić?
-Pewnie narkotyki. - Szepnął w moja stronę bojąc się, że Alyssa coś usłyszy.
-Chyba sobie żartujesz? - Wrzasnąłem.
-Zamknij się. - Powiedział przez zęby.
-Nie mamy wyjścia. Przynajmniej Scotta mamy już z głowy.
-Kurwa wszystko przez chłopaków, zachciało im się dragów od Scotta... Teraz my musimy naprawiać sytuację. - Powiedziałem wkurwiony i uderzyłem ręką w blat.
-To już ostatni raz, później zaczniemy normalnie żyć. - Kev westchnął głośno.
-O której jedziemy?
-Pewnie koło 20. Dostarczymy towar w nocy i urywamy wszelki kontakt z tymi ludźmi. - Przyjaciel podał mi rękę w geście zgody na jego plan. Uścisnąłem jego dłoń i objąłem przyjaciela klepiąc go po plecach.
-Ostatni raz. - Powiedziałem z ulgą i udałem się do tymczasowo swojego pokoju.
Alyssa POV
Przebrałam się w grubą, czarną bluzę i niebieskie jeansy z dziurami na kolanach. Wyjęłam z plecaka telefon i napisałam do Josha.
Ja: O której się widzimy?
Josh: Na pewno chcesz się spotkać z Veroniką?
Ja: Taaaak...
Josh: Knajpka o 18:30?
Ja: Wiem co próbujesz zrobić... Mam pojechać swoim samochodem tak?
Josh: Dokładnie ;*
Ja: Pierdol się... :(
Josh: Wyjedź sobie z godzinę wcześniej żeby zdążyć spanikować 400 razy przed wyjazdem za bramę. :D
Ja: Ha ha kurwa... Ja nie żartuje Josh! Nie dam rady!
Josh: Dobrze jeździsz laska! Dasz radę...
Za jakie grzechy?
Była 17:12 więc wzięłam się za szybkie odrabianie zadań na jutro. Kompletnie zapomniałam o godzinie i gdy spojrzałam na zegarek była już 18:05. Spakowałam szybko kilka rzeczy do torebki i zbiegłam na dół. Kevin z Jamesem byli w kuchni. Mój chłopak chyba przygotowywał kolacje, a brat dotrzymywał jedynie towarzystwa. Weszłam do pomieszczenia i poczułam piękny zapach przygotowywanej przez bruneta potrawy.
-Hej hej. - Rzuciłam w ich stronę i dopiero mnie zauważyli.
-Pięknie pachnie, co robisz? - Uśmiechnęłam się do Jamesa.
-Lasagne. - Również obdarzył mnie uśmiechem.
-Gdzie idziesz? - Kev zapytał spokojnie. Chyba faktycznie za bardzo na niego nawrzeszczałam, ale chciałam odwrócić jakoś niezręczną sytuację.
-Jadę do knajpki spotkać się z Joshem i... Veroniką. - Na imię dziewczyny przewróciłam oczami.
-Jedziesz? Wow, nowość! - Brat mnie wyśmiał.
-Ha ha... Jak chcesz możesz mnie zawieść i przyjechać po mnie. - Uśmiechnęłam się jak niewinny aniołek z nadzieją, że nie będę musiała jechać.
-Nie tym razem. Jedziemy z Jamesem do znajomych o 20. - Powiedział smutnym głosem.
-Nie martw się, pogoda jest beznadziejna więc nie powinnaś zabić żadnego spacerowicza. - Oboje z Jamesem zaśmiali się.
-Dupki. - Spojrzałam na nich spod byka i zaczęłam ubierać buty.
-Czyli nie zostaniesz na kolacji? - Brunet zapytał smutno.
-Nie, ale mam nadzieję, że coś mi zostawicie i będę mogła sobie to odgrzać. - Uśmiechnęłam się do niego.
-Pewnie. - Kevin celowo przerwał moją rozmowę z chłopakiem.
-Nie wiedziałem, że masz prawko. - James chciał wkurwić blondyna wracając do rozmowy ze mną.
Ja się w to nie będę bawić...
-Lecę! - Wyszłam z domu i pobiegłam do garażu uciekając przed deszczem.
~*~
Trzy głębokie wdechy i zaparkujesz to gówno na czterech kołach... Tylko spokojnie Alyssa...
Wysiadłam z samochodu i obeszłam go dookoła żeby sprawdzić czy dobrze zaparkowałam. Akurat przestało padać.
-Jest perfekcyjnie. - Usłyszałam znajomy mi głos, tuż za moimi plecami.
Odwróciłam się i ujrzałam czarnowłosego przystojniaka stojącego przy swojej niezwykle szybkiej maszynie.
-Cześć. - Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-No witam. - Kiwnął głową i odwzajemnił uśmiech.
-Mają zajebiście dobre frytki. - Wskazał palcem na knajpkę.
-Wiem, przesiaduję tu non stop.
-Alan. - Wyciągnął w moją stronę rękę.
Cześć Anal...
-Alyssa. - Uścisnęłam jego dużą, ciepłą dłoń.
-Jesteś tu nowy? - Nie mogłam się oprzeć...
-Tak, przeprowadziłem się niedawno. Chodzisz do tego liceum niedaleko przystanku, z którego chciałem cie zgarnąć? -
-Tak.
-O której kończysz jutro? Przejedziemy się gdzieś! - Oznajmił z niesamowitą pewnością siebie.
-Nie ma mowy! Nie wsiądę na to! - Wyśmiałam jego pomysł.
-Nie obrażaj mojej bestii. - Wyszczerzył się rozbawiony.
-Jeśli zmienisz zdanie to napisz. Alan O'Kelly na Facebooku. - Rzucił szybko i odjechał z piskiem opon.
Nie ma mowy, że z nim gdzieś pojadę...
Zajęłam nasz ulubiony stolik i czekałam na resztę. Zobaczyłam, że Josh wchodzi sam i nabrałam nadziei, że Veronika nie przyjdzie bo coś jej wypadło albo nie wiem... Umarła.
Byłoby cudownie.
-Veronika zaraz przyjdzie, spotkała kolegę przed wejściem. - Przyjaciel oznajmił i przytulił mnie na powitanie.
-Ok. - Wymusiłam na sobie uśmiech.
-Dopóki jej nie ma... Mieliśmy pogadać. - Spojrzałam z powagą w oczy bruneta.
-Alyssa, ja... Nie chciałbym ci tego mówić. Jeśli Kevin będzie chciał... Powinnaś zapytać jego! - Powiedział na jednym wdechu i zakończył szybko.
-Czy chodzi o to, że Kev... Czy chodzi o jego... Ok, czy chodzi o jego orientacje? - Nie mogłam wydobyć z siebie końcowego słowa, aż w końcu wzięłam się w garść.
-Ty wiesz? - Josh zamarł zaskoczony.
-Czyli o to chodzi. - Odetchnęłam z ulgą.
-Jak? - Ledwo wydukał zszokowany.
-Po prostu wiem, nieważne. Dobrze, że tylko o to chodzi. - Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Cześć! - Usłyszałam straszliwy pisk tuż obok mojego ucha.
Nie przeszła jeszcze mutacji...
-Cześć. - Odpowiedziałam niepewnie i wstałam.
-Naprawdę strasznie cie przepraszam, nie chciałam żeby tak to wyglądało. Nie chciałam żeby Josh wybierał między nami i niepotrzebnie powiedziałam to o twojej mamie. Jeśli chcesz zwrócę ci pieniądze za telefon i... - Veronika przytuliła mnie mocno i zaczęła mówić z prędkością światła.
-Nie czekaj! Nie trzeba. Ja też cie prze... Przepraszam. - Przerwałam jej, ale zawahałam się na końcu.
-Cieszę się, że w końcu zakopiemy ten topór. Może nawet się zaprzyjaźnimy. - Nie wypuszczała mnie z objęcia.
Zakopiemy topór... Zaprzyjaźnimy... Zaraz, co?
Spojrzałam ukradkiem na Josha. Był bardzo zadowolony i patrzył na nas pełen nadziei.
-Usiądźmy. - Ledwo powiedziałam, duszona przez dziewczynę. Chciałam zakończyć to piekło.
-Zamówcie coś, ja stawiam. Weźcie mi też koktajl bananowo jagodowy i frytki z sosem. Ja zaraz wrócę. - Josh powiedział do nas szybko i udał się, chyba do toalety.
Podszedł do nas młody chłopak, który pracuje tu od kilku dni jako kelner. Jest bardzo uprzejmy, ale jeszcze nie radzi sobie z podawaniem i jest bardzo wstydliwy. Chciałam złożyć zamówienie, ale Veronika nie dała mi dojść do głosu, tylko zaczęła mówić.
-Poproszę koktajl truskawkowy z odtłuszczonym mlekiem i bez cukru, koktajl bananowo jagodowy także bez cukru i z mlekiem odtłuszczonym... - Zaczęła, a biedny chłopak ledwo notował.
-Josh pije ze zwykłym mle... - Chciałam powiedzieć, ale mi przerwała.
-Ja wiem co pije mój chłopak! - Spojrzała na mnie wrednie.
-Do tego będzie mała porcja frytek, bez sosu, a dla mojej koleżanki... - Wskazała na mnie palcem.
-Macie jakąś sałatkę? Przydałoby się żeby zrzuciła pare kilo zanim zacznie wyglądać jak prosiak. Najlepiej żeby w ogóle nie jadła, ale widzę, że robi się marudna więc trzeba zapchać jej jadaczkę. - Zarzuciła włosami i spojrzała na kelnera. Ten jedynie kiwnął głową przerażony i zniknął za drzwiami do kuchni.
-Słucham? - Spojrzałam na sukę najwredniej jak umiałam.
-Nie dość, że głupia to jeszcze głucha. Myślisz, że będę dla ciebie miła? Niedoczekanie! - Zaśmiała mi się prosto w twarz.
Już miałam jej powiedzieć kilka słów, gdy do stolika podszedł kelner. Postawił przede mną sałatkę i spojrzał na mnie z politowaniem.
-Zabieraj mi to stąd! - Veronika wrzasnęła widząc sos przy frytkach.
-Tak, przepraszam. - Biedny chłopak zaczął się jąkać.
-Jesteś popierdolona, nie mam zamiaru spędzić z tobą ani sekundy dłużej... - Zaczęłam mówić, ale ujrzałam jej zadowolony uśmieszek.
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam stojącego za mną przyjaciela.
-Josh. Nie widzisz co ona robi? Ja... - Próbowałam się wytłumaczyć, ale chłopak położył pieniądze na stoliku i złapał Veronikę za rękę ciągnąc ją do wyjścia.
-Josh! - wybiegłam za nimi.
-To ona zaczęła! Ja tylko miałam tego dość.
-Starałam się. Naprawdę chciałam się zaprzyjaźnić, ale ona zaczęła mnie atakować! - Suka wybuchła sztucznym płaczem i wtuliła się w chłopaka.
-Nie Alyssa! To ja mam dość! Koniec tego! - Wsiedli do samochodu i odjechali.
-Aa pierdolcie się wszyscy! - Wrzasnęłam i kopnęłam w śmietnik stojący obok.
-Kurwa! - Pisnęłam z bólu i usiadłam na chodniku opierając się o samochód.
Nie potrafię nawet kopnąć w śmietnik żeby nie zrobić sobie krzywdy?
-Hej, wszystko w porządku? - Spojrzałam do góry. To znowu Alan.
-Śledzisz mnie czy ki chuj? - Zapytałam zirytowana.
-Spokojnie, zapomniałem portfela i musiałem się po niego wrócić. - Wytłumaczył się i podał mi rękę.
Gdy tylko wstałam poczułam straszliwy ból kostki. Prawie się wywróciłam, ale chłopak złapał mnie w ostatniej chwili.
-Wow, mam cie. Uważaj na siebie. - Powiedział trzymając mnie mocno w pasie.
Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, złączył nasze usta w bardzo szybki pocałunek. Niemalże bezuczuciowy. Natłok myśli i całe mnóstwo emocji sprawiły, że zastygłam.
-Co to było? - W końcu wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam z boku.
-Przepraszam. - Wzruszył ramionami i wszedł do restauracji.
Przepraszam?
Wsiadłam za kierownice i próbowałam ruszyć, ale noga bolała coraz mocniej.
-Kurwa nie dam rady. - Zaczęłam płakać z bólu.
-Wysiadaj, zawiozę cie! - Alan zawsze pojawia się przy mnie jak jebany duch.
-Nie! - Oburzyłam się.
-To powodzenia! - Podszedł do motocykla i oparł się o niego uważnie obserwując moje ruchy.
-Jezu! - Wrzasnęłam gdy noga po raz kolejny ześlizgnęła się ze sprzęgła nie wytrzymując najmniejszego nacisku.
-Wysiadaj uparciuchu! - Alan otworzył drzwi i podał mi rękę.
-Jedź wolno. - Burknęłam do chłopaka opuszczając samochód i biorąc go pod rękę.
-Nie obiecuję. - Zaśmiał się, a ja rzuciłam mu jedynie wredne spojrzenie.
Podałam Alanowi adres i już chwilę później siedziałam w kasku i trzymałam się kurczowo chłopaka. Przez całą drogę modliłam się mimo, że nie jestem wierząca. Co prawda jechał ostrożnie, ale ja nienawidziłam motocykli. Sam dźwięk przyprawiał mnie zawsze o dreszcze. Gdy się zatrzymaliśmy odetchnęłam głośno z ulgą.
-Dziękuję ci bardzo. - Zdjęłam kask i podałam chłopakowi.
-Daj spokój, nic wielkiego. - Pomógł mi zsiąść.
-Masz w domu jakieś bandaże i maść chłodzącą albo przeciwbólową? - Zapytał gdy utykałam całą drogę pod drzwi.
-Coś powinno się znaleźć. - Odpowiedziałam skrzywiona z bólu.
-Mogę wejść? Pomogę ci. - Otworzył mi drzwi.
-W jaki sposób? - Niepewnie wpuściłam go do środka.
-Skoro radzę sobie na ostrym dyżurze to chyba dam radę owinąć ci kostkę bandażem. - Uśmiechnął się lekko zawstydzony. Pierwszy raz widziałam na jego twarzy coś innego niż pewność siebie.
-Przydałoby się żebym ją obejrzał. Możliwe, że będziesz musiała jechać jutro do szpitala. - Stwierdził.
-W takim razie zapraszam. - Zdjęliśmy kurtki i buty. Zaprowadziłam go do swojego pokoju. Oczywiście pomagał mi wejść po schodach. Znalazłam w łazience apteczkę i dałam chłopakowi. Kątem oka widziałam, że James siedzi z Kevinem w jego pokoju bo światło było włączone. Nie zauważyli nawet, że przyszłam do domu, a wcale nie zachowywałam się cicho.
Chyba robią coś ważnego... Nie będę im przeszkadzać.
-Nie wierć się tak, już kończę. - Alan owijał moją kostkę bandażem elastycznym, a ja kręciłam się z bólu na krześle.
-Ała! - Krzyknęłam na cały dom gdy skończył i stanęłam na nodze.
-Mówiłem żebyś nie wstawała przez jakiś czas. - Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Jesteś niemożliwa! - Pokręcił głową.
-Co się stał... - Do pokoju weszli Kevin z Jamesem. Mój brat zaczął mówić, ale zastygł w bezruchu gdy zobaczył czarnowłosego chłopaka.
-Alan? - Zapytał zszokowany.
-Kevin? - Mój towarzysz był równie zdziwiony.
-Alyssa? - James spojrzał na mnie i zmierzył Alana od góry do dołu ponurym wzrokiem.
-Wszyscy... - Odparłam zdezorientowana i skrzywiłam się spoglądając na każdego z chłopaków po kolei.
Co tu się kurwa dzieje?
<><><><><><><><><><><><><><><><>
Hejka wszystkim 👋🏼
Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział. Ja sama pisząc zakończenie trochę się podekscytowałam więc kolejny rozdział powinien pojawić się dość szybko. 😂
Nie przedłużam już, miłego czytania! 🐻
~Poniaczynkova
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro