Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 15

James POV

Kevin stał i patrzył na nas pytająco, chciałem uratować sytuację, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

-Gdzie byłeś debilu? Gdyby nie James mokłabym na deszczu przez półtorej godziny? - Alyssa zaczęła atakować brata.

Co tu się dzieje?

-Na nowym telefonie nie wiedzieć czemu nie miałam twojego numeru i dzwoniłam na domowy. - Kłamała.
-Dobrze, że twój przyjaciel odebrał bo oczywiście ciebie nie było w domu. Najpierw przychodzisz nawalony w środku nocy, a później znikasz... Cały ty! Wiesz jak bałam się w nocy, nie zaniosłabym cie sama na górę... Podziękuj lepiej Jamesowi! - Wykrzyczała co tylko przyszło jej do głowy i poszła do siebie.

Sprytnie Aly...

-Ja się nie wtrącam. - Machnąłem ręką wchodząc do środka i minąłem przyjaciela przechodząc do kuchni.

Wyjąłem telefon z kieszeni i napisałem do Alyssy.

Ja: Sorry! Naprawdę myślałem, że go nie ma.

Alyssa: Ok. Jakoś chyba wybrnęłam. Mam nadzieję, że się nie obraził i nie wrócimy do wcześniejszej relacji zwanej nienawiścią.

Ja: Nie wyglądał na obrażonego, raczej na... Nie wiem, smutnego? Tak czy siak dobra robota! Jestem z ciebie dumny kochanie ;*

Alyssa nie odpisała. Może jestem za szybki, ale naprawdę mi na niej zależy.

-Hej James. - Kev usiadł przy wyspie kuchennej.

-Hej? - Odpowiedziałem bardziej pytająco.

-Dzisiaj musimy spotkać się z ludźmi Eliota. - Oznajmił, a ja straciłem jakiekolwiek poczucie humoru.

-Co tym razem musimy dla nich zrobić?

-Pewnie narkotyki. - Szepnął w moja stronę bojąc się, że Alyssa coś usłyszy.

-Chyba sobie żartujesz? - Wrzasnąłem.

-Zamknij się. - Powiedział przez zęby.
-Nie mamy wyjścia. Przynajmniej Scotta mamy już z głowy.

-Kurwa wszystko przez chłopaków, zachciało im się dragów od Scotta... Teraz my musimy naprawiać sytuację. - Powiedziałem wkurwiony i uderzyłem ręką w blat.

-To już ostatni raz, później zaczniemy normalnie żyć. - Kev westchnął głośno.

-O której jedziemy?

-Pewnie koło 20. Dostarczymy towar w nocy i urywamy wszelki kontakt z tymi ludźmi. - Przyjaciel podał mi rękę w geście zgody na jego plan. Uścisnąłem jego dłoń i objąłem przyjaciela klepiąc go po plecach.

-Ostatni raz. - Powiedziałem z ulgą i udałem się do tymczasowo swojego pokoju.

Alyssa POV

Przebrałam się w grubą, czarną bluzę i niebieskie jeansy z dziurami na kolanach. Wyjęłam z plecaka telefon i napisałam do Josha.

Ja: O której się widzimy?

Josh: Na pewno chcesz się spotkać z Veroniką?

Ja: Taaaak...

Josh: Knajpka o 18:30?

Ja: Wiem co próbujesz zrobić... Mam pojechać swoim samochodem tak?

Josh: Dokładnie ;*

Ja: Pierdol się... :(

Josh: Wyjedź sobie z godzinę wcześniej żeby zdążyć spanikować 400 razy przed wyjazdem za bramę. :D

Ja: Ha ha kurwa... Ja nie żartuje Josh! Nie dam rady!

Josh: Dobrze jeździsz laska! Dasz radę...

Za jakie grzechy?

Była 17:12 więc wzięłam się za szybkie odrabianie zadań na jutro. Kompletnie zapomniałam o godzinie i gdy spojrzałam na zegarek była już 18:05. Spakowałam szybko kilka rzeczy do torebki i zbiegłam na dół. Kevin z Jamesem byli w kuchni. Mój chłopak chyba przygotowywał kolacje, a brat dotrzymywał jedynie towarzystwa. Weszłam do pomieszczenia i poczułam piękny zapach przygotowywanej przez bruneta potrawy.

-Hej hej. - Rzuciłam w ich stronę i dopiero mnie zauważyli.
-Pięknie pachnie, co robisz? - Uśmiechnęłam się do Jamesa.

-Lasagne. - Również obdarzył mnie uśmiechem.

-Gdzie idziesz? - Kev zapytał spokojnie. Chyba faktycznie za bardzo na niego nawrzeszczałam, ale chciałam odwrócić jakoś niezręczną sytuację.

-Jadę do knajpki spotkać się z Joshem i... Veroniką. - Na imię dziewczyny przewróciłam oczami.

-Jedziesz? Wow, nowość! - Brat mnie wyśmiał.

-Ha ha... Jak chcesz możesz mnie zawieść i przyjechać po mnie. - Uśmiechnęłam się jak niewinny aniołek z nadzieją, że nie będę musiała jechać.

-Nie tym razem. Jedziemy z Jamesem do znajomych o 20. - Powiedział smutnym głosem.
-Nie martw się, pogoda jest beznadziejna więc nie powinnaś zabić żadnego spacerowicza. - Oboje z Jamesem zaśmiali się.

-Dupki. - Spojrzałam na nich spod byka i zaczęłam ubierać buty.

-Czyli nie zostaniesz na kolacji? - Brunet zapytał smutno.

-Nie, ale mam nadzieję, że coś mi zostawicie i będę mogła sobie to odgrzać. - Uśmiechnęłam się do niego.

-Pewnie. - Kevin celowo przerwał moją rozmowę z chłopakiem.

-Nie wiedziałem, że masz prawko. - James chciał wkurwić blondyna wracając do rozmowy ze mną.

Ja się w to nie będę bawić...

-Lecę! - Wyszłam z domu i pobiegłam do garażu uciekając przed deszczem.

~*~

Trzy głębokie wdechy i zaparkujesz to gówno na czterech kołach... Tylko spokojnie Alyssa...

Wysiadłam z samochodu i obeszłam go dookoła żeby sprawdzić czy dobrze zaparkowałam. Akurat przestało padać.

-Jest perfekcyjnie. - Usłyszałam znajomy mi głos, tuż za moimi plecami.

Odwróciłam się i ujrzałam czarnowłosego przystojniaka stojącego przy swojej niezwykle szybkiej maszynie.

-Cześć. - Uśmiechnęłam się do chłopaka.

-No witam. - Kiwnął głową i odwzajemnił uśmiech.
-Mają zajebiście dobre frytki. - Wskazał palcem na knajpkę.

-Wiem, przesiaduję tu non stop.

-Alan. - Wyciągnął w moją stronę rękę.

Cześć Anal...

-Alyssa. - Uścisnęłam jego dużą, ciepłą dłoń.
-Jesteś tu nowy? - Nie mogłam się oprzeć...

-Tak, przeprowadziłem się niedawno. Chodzisz do tego liceum niedaleko przystanku, z którego chciałem cie zgarnąć? -

-Tak.

-O której kończysz jutro? Przejedziemy się gdzieś! - Oznajmił z niesamowitą pewnością siebie.

-Nie ma mowy! Nie wsiądę na to! - Wyśmiałam jego pomysł.

-Nie obrażaj mojej bestii. - Wyszczerzył się rozbawiony.
-Jeśli zmienisz zdanie to napisz. Alan O'Kelly na Facebooku. - Rzucił szybko i odjechał z piskiem opon.

Nie ma mowy, że z nim gdzieś pojadę...

Zajęłam nasz ulubiony stolik i czekałam na resztę. Zobaczyłam, że Josh wchodzi sam i nabrałam nadziei, że Veronika nie przyjdzie bo coś jej wypadło albo nie wiem... Umarła.

Byłoby cudownie.

-Veronika zaraz przyjdzie, spotkała kolegę przed wejściem. - Przyjaciel oznajmił i przytulił mnie na powitanie.

-Ok. - Wymusiłam na sobie uśmiech.
-Dopóki jej nie ma... Mieliśmy pogadać. - Spojrzałam z powagą w oczy bruneta.

-Alyssa, ja... Nie chciałbym ci tego mówić. Jeśli Kevin będzie chciał... Powinnaś zapytać jego! - Powiedział na jednym wdechu i zakończył szybko.

-Czy chodzi o to, że Kev... Czy chodzi o jego... Ok, czy chodzi o jego orientacje? - Nie mogłam wydobyć z siebie końcowego słowa, aż w końcu wzięłam się w garść.

-Ty wiesz? - Josh zamarł zaskoczony.

-Czyli o to chodzi. - Odetchnęłam z ulgą.

-Jak? - Ledwo wydukał zszokowany.

-Po prostu wiem, nieważne. Dobrze, że tylko o to chodzi. - Uśmiechnęłam się do chłopaka.

-Cześć! - Usłyszałam straszliwy pisk tuż obok mojego ucha.

Nie przeszła jeszcze mutacji...

-Cześć. - Odpowiedziałam niepewnie i wstałam.

-Naprawdę strasznie cie przepraszam, nie chciałam żeby tak to wyglądało. Nie chciałam żeby Josh wybierał między nami i niepotrzebnie powiedziałam to o twojej mamie. Jeśli chcesz zwrócę ci pieniądze za telefon i... - Veronika przytuliła mnie mocno i zaczęła mówić z prędkością światła.

-Nie czekaj! Nie trzeba. Ja też cie prze... Przepraszam. - Przerwałam jej, ale zawahałam się na końcu.

-Cieszę się, że w końcu zakopiemy ten topór. Może nawet się zaprzyjaźnimy. - Nie wypuszczała mnie z objęcia.

Zakopiemy topór... Zaprzyjaźnimy... Zaraz, co?

Spojrzałam ukradkiem na Josha. Był bardzo zadowolony i patrzył na nas pełen nadziei.

-Usiądźmy. - Ledwo powiedziałam, duszona przez dziewczynę. Chciałam zakończyć to piekło.

-Zamówcie coś, ja stawiam. Weźcie mi też koktajl bananowo jagodowy i frytki z sosem. Ja zaraz wrócę. - Josh powiedział do nas szybko i udał się, chyba do toalety.

Podszedł do nas młody chłopak, który pracuje tu od kilku dni jako kelner. Jest bardzo uprzejmy, ale jeszcze nie radzi sobie z podawaniem i jest bardzo wstydliwy. Chciałam złożyć zamówienie, ale Veronika nie dała mi dojść do głosu, tylko zaczęła mówić.

-Poproszę koktajl truskawkowy z odtłuszczonym mlekiem i bez cukru, koktajl bananowo jagodowy także bez cukru i z mlekiem odtłuszczonym... - Zaczęła, a biedny chłopak ledwo notował.

-Josh pije ze zwykłym mle... - Chciałam powiedzieć, ale mi przerwała.

-Ja wiem co pije mój chłopak! - Spojrzała na mnie wrednie.
-Do tego będzie mała porcja frytek, bez sosu, a dla mojej koleżanki... - Wskazała na mnie palcem.
-Macie jakąś sałatkę? Przydałoby się żeby zrzuciła pare kilo zanim zacznie wyglądać jak prosiak. Najlepiej żeby w ogóle nie jadła, ale widzę, że robi się marudna więc trzeba zapchać jej jadaczkę. - Zarzuciła włosami i spojrzała na kelnera. Ten jedynie kiwnął głową przerażony i zniknął za drzwiami do kuchni.

-Słucham? - Spojrzałam na sukę najwredniej jak umiałam.

-Nie dość, że głupia to jeszcze głucha. Myślisz, że będę dla ciebie miła? Niedoczekanie! - Zaśmiała mi się prosto w twarz.

Już miałam jej powiedzieć kilka słów, gdy do stolika podszedł kelner. Postawił przede mną sałatkę i spojrzał na mnie z politowaniem.

-Zabieraj mi to stąd! - Veronika wrzasnęła widząc sos przy frytkach.

-Tak, przepraszam. - Biedny chłopak zaczął się jąkać.

-Jesteś popierdolona, nie mam zamiaru spędzić z tobą ani sekundy dłużej... - Zaczęłam mówić, ale ujrzałam jej zadowolony uśmieszek.

Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam stojącego za mną przyjaciela.

-Josh. Nie widzisz co ona robi? Ja... - Próbowałam się wytłumaczyć, ale chłopak położył pieniądze na stoliku i złapał Veronikę za rękę ciągnąc ją do wyjścia.
-Josh! - wybiegłam za nimi.
-To ona zaczęła! Ja tylko miałam tego dość.

-Starałam się. Naprawdę chciałam się zaprzyjaźnić, ale ona zaczęła mnie atakować! - Suka wybuchła sztucznym płaczem i wtuliła się w chłopaka.

-Nie Alyssa! To ja mam dość! Koniec tego! - Wsiedli do samochodu i odjechali.

-Aa pierdolcie się wszyscy! - Wrzasnęłam i kopnęłam w śmietnik stojący obok.
-Kurwa! - Pisnęłam z bólu i usiadłam na chodniku opierając się o samochód.

Nie potrafię nawet kopnąć w śmietnik żeby nie zrobić sobie krzywdy?

-Hej, wszystko w porządku? - Spojrzałam do góry. To znowu Alan.

-Śledzisz mnie czy ki chuj? - Zapytałam zirytowana.

-Spokojnie, zapomniałem portfela i musiałem się po niego wrócić. - Wytłumaczył się i podał mi rękę.

Gdy tylko wstałam poczułam straszliwy ból kostki. Prawie się wywróciłam, ale chłopak złapał mnie w ostatniej chwili.

-Wow, mam cie. Uważaj na siebie. - Powiedział trzymając mnie mocno w pasie.

Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, złączył nasze usta w bardzo szybki pocałunek. Niemalże bezuczuciowy. Natłok myśli i całe mnóstwo emocji sprawiły, że zastygłam.

-Co to było? - W końcu wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam z boku.

-Przepraszam. - Wzruszył ramionami i wszedł do restauracji.

Przepraszam?

Wsiadłam za kierownice i próbowałam ruszyć, ale noga bolała coraz mocniej.

-Kurwa nie dam rady. - Zaczęłam płakać z bólu.

-Wysiadaj, zawiozę cie! - Alan zawsze pojawia się przy mnie jak jebany duch.

-Nie! - Oburzyłam się.

-To powodzenia! - Podszedł do motocykla i oparł się o niego uważnie obserwując moje ruchy.

-Jezu! - Wrzasnęłam gdy noga po raz kolejny ześlizgnęła się ze sprzęgła nie wytrzymując najmniejszego nacisku.

-Wysiadaj uparciuchu! - Alan otworzył drzwi i podał mi rękę.

-Jedź wolno. - Burknęłam do chłopaka opuszczając samochód i biorąc go pod rękę.

-Nie obiecuję. - Zaśmiał się, a ja rzuciłam mu jedynie wredne spojrzenie.

Podałam Alanowi adres i już chwilę później siedziałam w kasku i trzymałam się kurczowo chłopaka. Przez całą drogę modliłam się mimo, że nie jestem wierząca. Co prawda jechał ostrożnie, ale ja nienawidziłam motocykli. Sam dźwięk przyprawiał mnie zawsze o dreszcze. Gdy się zatrzymaliśmy odetchnęłam głośno z ulgą.

-Dziękuję ci bardzo. - Zdjęłam kask i podałam chłopakowi.

-Daj spokój, nic wielkiego. - Pomógł mi zsiąść.
-Masz w domu jakieś bandaże i maść chłodzącą albo przeciwbólową? - Zapytał gdy utykałam całą drogę pod drzwi.

-Coś powinno się znaleźć. - Odpowiedziałam skrzywiona z bólu.

-Mogę wejść? Pomogę ci. - Otworzył mi drzwi.

-W jaki sposób? - Niepewnie wpuściłam go do środka.

-Skoro radzę sobie na ostrym dyżurze to chyba dam radę owinąć ci kostkę bandażem. - Uśmiechnął się lekko zawstydzony. Pierwszy raz widziałam na jego twarzy coś innego niż pewność siebie.
-Przydałoby się żebym ją obejrzał. Możliwe, że będziesz musiała jechać jutro do szpitala. - Stwierdził.

-W takim razie zapraszam. - Zdjęliśmy kurtki i buty. Zaprowadziłam go do swojego pokoju. Oczywiście pomagał mi wejść po schodach. Znalazłam w łazience apteczkę i dałam chłopakowi. Kątem oka widziałam, że James siedzi z Kevinem w jego pokoju bo światło było włączone. Nie zauważyli nawet, że przyszłam do domu, a wcale nie zachowywałam się cicho.

Chyba robią coś ważnego... Nie będę im przeszkadzać.

-Nie wierć się tak, już kończę. - Alan owijał moją kostkę bandażem elastycznym, a ja kręciłam się z bólu na krześle.

-Ała! - Krzyknęłam na cały dom gdy skończył i stanęłam na nodze.

-Mówiłem żebyś nie wstawała przez jakiś czas. - Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Jesteś niemożliwa! - Pokręcił głową.

-Co się stał... - Do pokoju weszli Kevin z Jamesem. Mój brat zaczął mówić, ale zastygł w bezruchu gdy zobaczył czarnowłosego chłopaka.

-Alan? - Zapytał zszokowany.

-Kevin? - Mój towarzysz był równie zdziwiony.

-Alyssa? - James spojrzał na mnie i zmierzył Alana od góry do dołu ponurym wzrokiem.

-Wszyscy... - Odparłam zdezorientowana i skrzywiłam się spoglądając na każdego z chłopaków po kolei.

Co tu się kurwa dzieje?

<><><><><><><><><><><><><><><><>

Hejka wszystkim 👋🏼
Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział. Ja sama pisząc zakończenie trochę się podekscytowałam więc kolejny rozdział powinien pojawić się dość szybko. 😂

Nie przedłużam już, miłego czytania! 🐻
~Poniaczynkova

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro