~Rozdział 14
W szkole było jak zwykle śmiertelnie nudno, jedynie z tą różnicą, że miałam zaległości przez ostatnią nieobecność i nie rozumiałam zupełnie o czym mowa. U mnie to normalne, nie wiem jakim cudem mam tak dobre oceny. Podobno głupi ma zawsze szczęście.
Wyszłam z Azkabanu i zatrzymałam się na parkingu szkolnym. Znalazłam rozkład autobusowy na internecie i załamałam się.
Nie będę siedzieć na przystanku półtorej godziny.
Zaczęłam iść w stronę najbliższego przystanku i gdy uznałam, że jestem wystarczająco daleko od wszystkich ludzi, napisałam do Jamesa.
Ja: Hej James, nie mam jak wrócić do domu :(
James: Jadę!
Ja: Hej, czekaj :D Będę na przystanku obok szkoły.
James: ;*
Rozmowy z nim to moja ulubiona cześć tego beznadziejnego dnia.
Usiadłam na lodowatej ławce przy przystanku i założyłam ręce na klatkę, pocierając ciało.
Rano nie było tak zimno.
Obserwowałam drzewa i opadające z nich żółte liście. Wokół nie było nikogo, zwykle o tej godzinie na przystanku są tłumy. Przynajmniej nie musiałam iść gdzieś dalej, by nikt nie zobaczył mnie z Jamesem. Wiatr zaczynał gwizdać między gałęziami, a na niebie pojawiły się ciemne chmury.
Tylko nie burza...
-Hej, podwieźć cie? Zaraz będzie padać? - Przede mną zatrzymał się przystojny, młody chłopak na motocyklu i nagle straciłam cały zasób słów.
-Jeżdżę bardzo szybko. - Puścił mi oczko, a ja jakby oprzytomniałam.
-To tylko bardziej działa na twoją niekorzyść. - Zaśmiałam się.
-Dzięki, ale czekam na kogoś.
-Twoja strata. - Chłopak założył na swoje bujne, czarne loki kask i odjechał szybko.
Wow, kim jesteś tajemniczy przystojniaku?
-Nie wiedziałem, że lecisz na motocyklistów. Chyba muszę zmienić maszynę. - Usłyszałam za sobą rozbawiony głos, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wystraszona aż podskoczyłam.
-James. - Spojrzałam na chłopaka przez opuszczoną szybę w samochodzie.
-Tak to ja i nie mam motocyklu. - Wyszczerzył się i pokręcił głową.
-Wsiadaj.
-Sorki, jestem dzisiaj jakaś rozkojarzona. - Powiedziałam gdy usiadłam na miejscu obok niego i zapięłam pasy.
-Nie dziwie się, komisariat to spore przeżycie... Za pierwszym razem. - Zażartował, ale ja byłam poważna.
-Jedźmy zanim się rozpada, albo ktoś nas zobaczy. - Niemalże rozkazałam.
-Hej, spokojnie. Nikogo tu nie ma. - Wychylił się za szybę po swojej stronie.
-Jest tu ktoś?! - Krzyknął, a ja automatycznie zjechałam niżej na siedzeniu.
-Zwariowałeś? - Szepnęłam.
-Mówiłem ci przecież, że przez ciebie zgłupiałem. - Zaśmiał się.
-Cholera, to niedobrze. - Powiedziałam poważnie.
-Musimy się rozstać. - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-Chciałabyś... - Spojrzał na mnie dwuznacznie i położył rękę na moich plecach przysuwając mnie do siebie.
Złączył ze sobą nasze usta i przygryzł moją dolną wargę, przez co cicho westchnęłam. Wtedy nasz zwykły pocałunek zamienił się w coś niezwykle namiętnego. James odnalazł mój język swoim i zaczęła toczyć się między nimi walka, której żadne z nas nie chciało przegrać. Chłopak odpiął mój pas i chciał posadzić mnie na swoich kolanach gdy nagle ktoś zapukał w szybę po mojej stronie.
-Kurwa. - Szepnęłam i usiadłam prosto jak struna.
Spojrzałam w bok i ujrzałam jednego z kumpli Jamesa, Chrisa.
Ja pierdole...
-Nie za dobrze się bawicie? - Otworzył tylne drzwi i wyszczerzył swoje białe zęby. Temu uśmiechowi nie może się oprzeć pół szkoły.
-Ym, co tu robisz? - James przełknął głośno ślinę.
-Podwieziesz mnie? Ojciec zabrał mi auto bo jechałem ostatnio po pijaku. Zaraz będzie kurwa padać i nie chce siedzieć na przystanku. Zjawiłeś się w idealnym momencie stary. - Usiadł wygodnie z tyłu nie czekając nawet na odpowiedź przyjaciela.
-Tia. - Odparł zirytowany brunet.
Ruszyliśmy jak się domyślam, w kierunku domu Chrisa. Blondyn uważnie mi się przyglądał.
-Eej, czy to nie jest siostra Kevina? - Zapytał, a my milczeliśmy. Chłopak otworzył szeroko usta i zakrył je ręką.
-O kurwa, mam racje? - Wybuchł śmiechem.
-Stary... Przyjdę na twój pogrzeb. - Poklepał Jamesa po ramieniu, wciąż śmiejąc się na całe gardło.
-Nie kurwa, ani słowa Kevinowi! Rozumiesz?! - Mój chłopak rzucił kumplowi zirytowane spojrzenie.
Mój chłopak...?
-Nie, naprawdę nic mu nie mów. Proszę. - Wyrwałam nagle przerażona.
-Nie martw się nic nie powie bo ma u mnie dług do spłacenia. Czyż nie? - Spojrzał ze sztucznym uśmiechem na blondyna.
-Nic nie powiem, luz. - Chris uniósł ręce w geście obronnym, ale wciąż był rozbawiony.
-Czy ty teraz u nich nie mieszkasz? - Zapytał, ale nie dostał odpowiedzi.
-No tak. W końcu pomyślałeś jak ja.
-Chujem? Nie tak tylko ty myślisz. - Na słowa bruneta wszyscy się zaśmialiśmy.
Przez resztę drogi Chris żartował na temat mojego pocałunku z Jamesem. W końcu wysadziliśmy go przed domem i akurat zaczęło padać.
-Kurwa, mówiłam żebyśmy uważali. - Westchnęłam i zakryłam twarz ręką.
-Kiedyś musimy powiedzieć Kevinowi. - Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął żeby mnie pocieszyć.
-Nie będziemy musieli się ukrywać, nie chciałabyś tego? - Złapał mnie za rękę.
-Chcę, ale najpierw muszę pogadać z nim o czymś innym. Tak właściwie to jak z tą policją? - Przypomniałam sobie o najważniejszym.
-Kevin jeszcze spał jak przyjechali. Wstał dopiero jak szukali za domem i nic nie zauważył bo tylko chodził po domu jak smierć i szukał tabletek. Podobno znaleźli jakieś odciski i nie należą do nas więc jest nadzieja, że złapią tego... - Pod koniec urwał i zaczęliśmy jechać w stronę domu.
-To dobrze, stresowałam się cały dzień w szkole.
-Tom powiedział, że będzie do ciebie dzwonił jak coś się wyjaśni. W końcu ja tam nie mieszkam. - Zaśmiał się.
-No tak. Więc... Co takiego zrobiłeś dla Chrisa, że ma do spłacenia dług? - Wyjechałam nagle z potężnym kalibrem.
-Uratowałem mu dupę przed skończeniem w pudle. Ma zawiasy i musiał się ulotnić kiedy... Była bójka. Krótko mówiąc dałem się pobić żeby on mógł spierdolić. - Powiedział spokojnie, jakby to było nic.
No tak, dla nich to codzienność.
-Wy nic tylko się bijecie. - Przewróciłam oczami.
-Nie prawda. To nas ciagle biją. - Zaśmiał się głośno.
-Kretyn. - Również się zaśmiałam i pokręciłam głową.
Dotarliśmy do domu i uświadomiłam sobie, że Kev zobaczy nas razem.
No tak idiotko...
-Kevin nas zobaczy, co powiemy? - Zapytałam szybko gdy staliśmy pod drzwiami.
-Nie ma go. - James wzruszył ramionami.
Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam drzwi. Wtedy moim oczom ukazał się brat.
O kurwa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro