Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 14

W szkole było jak zwykle śmiertelnie nudno, jedynie z tą różnicą, że miałam zaległości przez ostatnią nieobecność i nie rozumiałam zupełnie o czym mowa. U mnie to normalne, nie wiem jakim cudem mam tak dobre oceny. Podobno głupi ma zawsze szczęście.

Wyszłam z Azkabanu i zatrzymałam się na parkingu szkolnym. Znalazłam rozkład autobusowy na internecie i załamałam się.

Nie będę siedzieć na przystanku półtorej godziny.

Zaczęłam iść w stronę najbliższego przystanku i gdy uznałam, że jestem wystarczająco daleko od wszystkich ludzi, napisałam do Jamesa.

Ja: Hej James, nie mam jak wrócić do domu :(

James: Jadę!

Ja: Hej, czekaj :D Będę na przystanku obok szkoły.

James: ;*

Rozmowy z nim to moja ulubiona cześć tego beznadziejnego dnia.

Usiadłam na lodowatej ławce przy przystanku i założyłam ręce na klatkę, pocierając ciało.

Rano nie było tak zimno.

Obserwowałam drzewa i opadające z nich żółte liście. Wokół nie było nikogo, zwykle o tej godzinie na przystanku są tłumy. Przynajmniej nie musiałam iść gdzieś dalej, by nikt nie zobaczył mnie z Jamesem. Wiatr zaczynał gwizdać między gałęziami, a na niebie pojawiły się ciemne chmury.

Tylko nie burza...

-Hej, podwieźć cie? Zaraz będzie padać? - Przede mną zatrzymał się przystojny, młody chłopak na motocyklu i nagle straciłam cały zasób słów.
-Jeżdżę bardzo szybko. - Puścił mi oczko, a ja jakby oprzytomniałam.

-To tylko bardziej działa na twoją niekorzyść. - Zaśmiałam się.
-Dzięki, ale czekam na kogoś.

-Twoja strata. - Chłopak założył na swoje bujne, czarne loki kask i odjechał szybko.

Wow, kim jesteś tajemniczy przystojniaku?

-Nie wiedziałem, że lecisz na motocyklistów. Chyba muszę zmienić maszynę. - Usłyszałam za sobą rozbawiony głos, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wystraszona aż podskoczyłam.

-James. - Spojrzałam na chłopaka przez opuszczoną szybę w samochodzie.

-Tak to ja i nie mam motocyklu. - Wyszczerzył się i pokręcił głową.
-Wsiadaj.

-Sorki, jestem dzisiaj jakaś rozkojarzona. - Powiedziałam gdy usiadłam na miejscu obok niego i zapięłam pasy.

-Nie dziwie się, komisariat to spore przeżycie... Za pierwszym razem. - Zażartował, ale ja byłam poważna.

-Jedźmy zanim się rozpada, albo ktoś nas zobaczy. - Niemalże rozkazałam.

-Hej, spokojnie. Nikogo tu nie ma. - Wychylił się za szybę po swojej stronie.
-Jest tu ktoś?! - Krzyknął, a ja automatycznie zjechałam niżej na siedzeniu.

-Zwariowałeś? - Szepnęłam.

-Mówiłem ci przecież, że przez ciebie zgłupiałem. - Zaśmiał się.

-Cholera, to niedobrze. - Powiedziałam poważnie.
-Musimy się rozstać. - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

-Chciałabyś... - Spojrzał na mnie dwuznacznie i położył rękę na moich plecach przysuwając mnie do siebie.

Złączył ze sobą nasze usta i przygryzł moją dolną wargę, przez co cicho westchnęłam. Wtedy nasz zwykły pocałunek zamienił się w coś niezwykle namiętnego. James odnalazł mój język swoim i zaczęła toczyć się między nimi walka, której żadne z nas nie chciało przegrać. Chłopak odpiął mój pas i chciał posadzić mnie na swoich kolanach gdy nagle ktoś zapukał w szybę po mojej stronie.

-Kurwa. - Szepnęłam i usiadłam prosto jak struna.

Spojrzałam w bok i ujrzałam jednego z kumpli Jamesa, Chrisa.

Ja pierdole...

-Nie za dobrze się bawicie? - Otworzył tylne drzwi i wyszczerzył swoje białe zęby. Temu uśmiechowi nie może się oprzeć pół szkoły.

-Ym, co tu robisz? - James przełknął głośno ślinę.

-Podwieziesz mnie? Ojciec zabrał mi auto bo jechałem ostatnio po pijaku. Zaraz będzie kurwa padać i nie chce siedzieć na przystanku. Zjawiłeś się w idealnym momencie stary. - Usiadł wygodnie z tyłu nie czekając nawet na odpowiedź przyjaciela.

-Tia. - Odparł zirytowany brunet.

Ruszyliśmy jak się domyślam, w kierunku domu Chrisa. Blondyn uważnie mi się przyglądał.

-Eej, czy to nie jest siostra Kevina? - Zapytał, a my milczeliśmy. Chłopak otworzył szeroko usta i zakrył je ręką.
-O kurwa, mam racje? - Wybuchł śmiechem.
-Stary... Przyjdę na twój pogrzeb. - Poklepał Jamesa po ramieniu, wciąż śmiejąc się na całe gardło.

-Nie kurwa, ani słowa Kevinowi! Rozumiesz?! - Mój chłopak rzucił kumplowi zirytowane spojrzenie.

Mój chłopak...?

-Nie, naprawdę nic mu nie mów. Proszę. - Wyrwałam nagle przerażona.

-Nie martw się nic nie powie bo ma u mnie dług do spłacenia. Czyż nie? - Spojrzał ze sztucznym uśmiechem na blondyna.

-Nic nie powiem, luz. - Chris uniósł ręce w geście obronnym, ale wciąż był rozbawiony.
-Czy ty teraz u nich nie mieszkasz? - Zapytał, ale nie dostał odpowiedzi.
-No tak. W końcu pomyślałeś jak ja.

-Chujem? Nie tak tylko ty myślisz. - Na słowa bruneta wszyscy się zaśmialiśmy.

Przez resztę drogi Chris żartował na temat mojego pocałunku z Jamesem. W końcu wysadziliśmy go przed domem i akurat zaczęło padać.

-Kurwa, mówiłam żebyśmy uważali. - Westchnęłam i zakryłam twarz ręką.

-Kiedyś musimy powiedzieć Kevinowi. - Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął żeby mnie pocieszyć.
-Nie będziemy musieli się ukrywać, nie chciałabyś tego? - Złapał mnie za rękę.

-Chcę, ale najpierw muszę pogadać z nim o czymś innym. Tak właściwie to jak z tą policją? - Przypomniałam sobie o najważniejszym.

-Kevin jeszcze spał jak przyjechali. Wstał dopiero jak szukali za domem i nic nie zauważył bo tylko chodził po domu jak smierć i szukał tabletek. Podobno znaleźli jakieś odciski i nie należą do nas więc jest nadzieja, że złapią tego... - Pod koniec urwał i zaczęliśmy jechać w stronę domu.

-To dobrze, stresowałam się cały dzień w szkole.

-Tom powiedział, że będzie do ciebie dzwonił jak coś się wyjaśni. W końcu ja tam nie mieszkam. - Zaśmiał się.

-No tak. Więc... Co takiego zrobiłeś dla Chrisa, że ma do spłacenia dług? - Wyjechałam nagle z potężnym kalibrem.

-Uratowałem mu dupę przed skończeniem w pudle. Ma zawiasy i musiał się ulotnić kiedy... Była bójka. Krótko mówiąc dałem się pobić żeby on mógł spierdolić. - Powiedział spokojnie, jakby to było nic.

No tak, dla nich to codzienność.

-Wy nic tylko się bijecie. - Przewróciłam oczami.

-Nie prawda. To nas ciagle biją. - Zaśmiał się głośno.

-Kretyn. - Również się zaśmiałam i pokręciłam głową.

Dotarliśmy do domu i uświadomiłam sobie, że Kev zobaczy nas razem.

No tak idiotko...

-Kevin nas zobaczy, co powiemy? - Zapytałam szybko gdy staliśmy pod drzwiami.

-Nie ma go. - James wzruszył ramionami.

Odetchnęłam z ulgą i otworzyłam drzwi. Wtedy moim oczom ukazał się brat.

O kurwa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro