Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 13

-James, a co jeśli to światło to... O mój Boże. Co jeśli on wie gdzie ja mieszkam i teraz będzie chciał nas skrzywdzić! - Chodziłam po pokoju i panikowałam. Brunet siedział tylko na łóżku podpierając się łokciami na kolanach i patrzył w podłogę.

-Właśnie dlatego musimy iść na policję Aly. - Oznajmił, a ja stanęłam w miejscu.

-Jak sobie to wyobrażasz? Co powiemy Kevinowi?! - Wrzeszczałam jak nienormalna.

Chłopak chciał coś powiedzieć, ale gdy otworzył usta usłyszeliśmy głośne stukanie w drzwi wejściowe.

-Jezu! - Pisnęłam i podeszłam do Jamesa.

-Nie wariujmy. To pewnie... Ktoś inny niż morderca. - Brunet zawahał się a ja złapałam do ręki metalową podstawkę od lampki nocnej.
-Ok weź to, ale wątpię żeby się przydało. - James zaczął schodzić ze schodów, a ja ostrożnie udałam się za nim.

Spokojnie Alyssa, morderca by nie pukał...

Staliśmy przed drzwiami, uderzenia były coraz głośniejsze i między nimi słyszałam znajomy mi głos.

Raczej bełkot...

Mój towarzysz szybko pociągnął za klamkę i otworzył drzwi. Wtedy na podłogę w korytarzu, z hukiem opadł Kevin. Odstawiłam spód od lampki i odetchnęłam z ulgą przekręcając blokadę przy klamce.

-Wstawaj idioto. No już, cholera współpracuj! - James męczył się ze zwłokami mojego brata na korytarzu.
-Nie podniosę go kurwa. - Zjechał po ścianie na panele i zaczął się śmiać.

-Pomogę ci. - Złapałam blondyna za nogi.

-Gdzie go niesiemy? Na górę chyba nie damy rady.

-Musimy bo przyjdzie tu pani May i przekaże staremu, że Kev leży nieprzytomny na kanapie. Nie chce żeby miał problemy. - Spojrzałam błagalnie na bruneta.

-Ok. - Westchnął i ostrożnie chwycił przyjaciela poniżej pach.

Ledwo zanieśliśmy flaka na górę.

Nie sądziłam, że może tyle ważyć.

Położyliśmy go do łóżka, zdjęłam mu buty i przykryłam kołdrą. Usiadłam ze zmęczenia obok niego.

-Nigdy nie widziałam go w takim stanie. - Wyszeptałam między wdechami.

-Ja widziałem. - James zaśmiał się cicho.
-Ale naprawdę miał wtedy dobry powód. - Stwierdził.

-Teraz też musi mieć. - Przyglądałam się bratu z nadzieją, że wyczytam coś z jego nieprzytomnej twarzy.

Siedzieliśmy przy nim jeszcze chwilę, aż stwierdziliśmy, że zostawimy go w spokoju. Wstałam z łóżka i chciałam iść w stronę drzwi.

-Przepraszam. - Chyba właśnie to powiedział Kevin łapiąc mnie za nadgarstek. Nie byłam pewna czy dobrze rozumiem jego pijacki bełkot.
-Nie dość, że się wydało to jeszcze ci nie powiedziałem. - Musiałam poważnie się wysilić żeby przetłumaczyć to na jakieś sensowne zdanie.

-Nie powiedziałeś o czym? - Nachyliłam się nad nim i starałam się wyciągnąć z niego więcej informacji.

-Nie powiedziałem i teraz nie wiesz, a wiedziałabyś jakbym powiedział. Nie powiem i nie będziesz wiedziała, a mogłabyś... - Zaczął się motać, a ja słyszałam jedynie śmiech Jamesa za moimi plecami.

-Daruj sobie te życiowe rozkminy stary! - Brunet podszedł do nas i odciągnął mnie od brata.
-My teraz pójdziemy spać i ty zrób to samo. Porozmawiamy później. - Uspokoił dalej usiłującego coś powiedzieć zwłoka i wyszliśmy z pokoju.
-Ja pierdole. - Złapał się za głowę.

-Chodzmy do kuchni. - Złapałam Jamesa za rękę i zeszliśmy na dół.

~*~

Zalewałam kawę wrzątkiem, a chłopak siedział przy wyspie kuchennej i bawił się zapalniczką.

-Nie mogę opuszczać już zajęć. - Podałam mu kubek z kawą.

-Dzięki. - Kiwnął głową na kubek.
-W takim razie po twoich zajęciach pojedziemy na komisariat. - Gdy to powiedział zrobiło mi się niedobrze.

-James. - Spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie jedźmy tam.

-Aly nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Widzieliśmy mordercę! - Pod koniec ściszył ton i potarł twarz ręką.
-Oboje jesteśmy zmęczeni. Przepraszam, nie chciałem krzyczeć. - Położył rękę na moich plecach i przyciągnął mnie do siebie.

-Kevin jest na górze. - Odskoczyłam od niego jak poparzona.

-Wątpię żeby szybko wstał. - Zaśmiał się.

-Wolę nie ryzykować. Tak samo z tym pojechaniem ze szkoły na komisariat. Co jeśli ktoś nas zobaczy? Ludzie zaczną plotkować bo jesteś popularny. Nie chce żeby Kevin się dowiedział, na pewno nie w taki sposób. - Tłumaczyłam przejęta.

-Masz zamiar iść pieszo? - Spojrzał na mnie zdziwiony.

-Pojadę z Joshem. Na pewno się zgodzi. - Powiedziałam spokojnie i wzięłam łyk kawy.

-No tak, mogłem się domyślić. Pojedziesz z Joshem... - Odwrócił ode mnie wzrok.

-Hej. - Złapałam go za ramię.
-Czy ty jesteś zazdrosny? - Uśmiechnęłam się dumnie.

Dobrze, że tego nie zauważył.

-Yy, nie. - W dalszym ciągu na mnie nie patrzył.
-Dobra, tak. - Zmienił zdanie gdy spojrzał mi w oczy.

-Nie masz o co, przyjaźnimy się z Joshem od lat. No i przecież my nie jesteśmy razem. - Wskoczyłam na blat i usiadłam na wprost chłopaka.

-Nie? - Zdziwił się, co z kolei zaskoczyło mnie.

-A tak? - Spojrzałam na niego zmieszana.

-Cholera, zjebałem. - Stwierdził, a ja już kompletnie się pogubiłam.

-To znaczy?

-Nawet cie nie zapytałem czy będziesz moją dziewczyną. To brzmi strasznie idiotycznie i... Nie wiem jak powinno to wyglądać, ale... - Zaczął się tłumaczyć, ale ja usłyszałam tylko początek i moje serce stanęło w miejscu. Przez moment zapomniałam jak się oddycha i przypomniałam sobie dopiero gdy zaczęłam się dusić.

-Czekaj co? - Ledwo wydukałam, a James przestał mówić.

-Yym, jeśli nie chcesz to oczywiście nie musimy, ja tylko chciałem... - Znowu zaczął się tłumaczyć, a ja zwariowałam.

-Stop! - Krzyknęłam nie zwracając uwagi na brata śpiącego piętro wyżej.
-Oczywiście, że chce.

-O Boże. - Chłopak odetchnął z ulgą i podniósł mnie z blatu.

-Co ty robisz? - Zaczęłam się śmiać gdy brunet z radości zaczął kręcić się ze mną na rękach.

-Alysso Jeansen. - Postawił mnie na podłodze i zaczął mówic z powagą.
-Z przykrością stwierdzam, że zwariowałem na twoim punkcie.

-Głupek. - Uderzyłam go w ramię.

-Ja ciebie też. - Złączył ze sobą nasze usta.

-James. Nie chce psuć atmosfery... Ale musimy ustalić co z komisariatem. - Oderwałam się od niego i spojrzałam w te cudowne oczy.

-Pojedźmy przed szkołą. Razem! Kevin na pewno będzie jeszcze spał. - Powiedział szybko by skończyć temat i znów przywarł do moich ust.

~*~

Siedzieliśmy na korytarzu przed drzwiami do jednego z pomieszczeń. Denerwowałam się tak bardzo, że zaczęłam się trząść. James siedział spokojnie i żuł gumę przeglądając Facebooka.

No tak, przecież on doskonale zna to miejsce.

-W co tym razem się wpakowałeś? - Usłyszałam potężny głos gdy otworzyły się drzwi przed nami. Zobaczyłam wysokiego, bardzo umięśnionego policjanta, który uśmiechał się do Jamesa i kiwał głową czekając na odpowiedź.

-Wyjątkowo w nic. Przeczytałem na internecie o tym zabójstwie. - Pokazał policjantowi artykuł w telefonie.
-Chyba widzieliśmy mordercę. - Ściszył głos bo na korytarzu siedziało jeszcze trochę osób.

I tak zwrócił ich uwagę.

-To nie wiem czy tak w nic się nie wpakowałeś. To bardzo poważna sprawa. Chodźcie za mną. - Zaprowadził nas do pokoju obok.

Przesłuchanie trwało niesamowicie długo. Widzieliśmy zaledwie goniącego nas mężczyznę. Był daleko i nie jestem w stanie określić jego wzrostu czy koloru oczu. Dziwię się, że pytają o coś tak absurdalnego po raz setny. Jedyne co może pomóc to godzina czy dokładne miejsce z jakiego wyszedł, albo może krzyk, który słyszał James. Pytaliśmy się co chwilę czy możemy już wyjść i tłumaczyliśmy, że to wszystko co wiemy. Policjanci jednak nie chcieli nas wypuścić i dalej dopytywali czy nic nie pamiętamy. Opowiedzieliśmy też o zniszczonych przewodach w moim domu. Znajomy Jamesowi policjant obiecał, że zajmie się przeszukaniem terenu wokół domu i może znajdzie jakieś ślady czy odciski palców.

Cudownie, Kevin dowie się o wszystkim.

Gdy wyszliśmy na korytarz spojrzałam na telefon.

Zajebiście właśnie trwa moja pierwsza lekcja.

-Gdybyście coś sobie przypomnieli to dzwońcie. - Wysoki mięśniak podał rękę Jamesowi.
-Jestem Tom. - Tym razem wyciągnął rękę w moja stronę i się przedstawił.

W porę...

-Mam jeszcze jedną sprawę. - Powiedziałam szeptem do mężczyzny.
-Mój brat jest bardzo chory, o niczym nie wie i nie chciałabym go niepotrzebnie stresować. Czy dałoby się przeszukać dom i podwórko jakoś... Wie pan, dyskretnie? - Zapytałam niepewnie, starałam się brzmieć wiarygodnie.

-No nie wiem... Zobaczę co da się zrobić. - Zaczął drapać się po karku i główkować nad czymś.
-Myślę, że pojedziemy tam jak najszybciej bo i tak kręciło się tam sporo osób i możemy nie znaleźć żadnych sensownych śladów. - Powiedział cicho po czym zniknął za drzwiami.

-Muszę wrócić do domu, nawet jeśli jakimś cudem Kevin wstał i otworzy im drzwi to i tak wolę być w pobliżu i to wytłumaczyć. - Spojrzałam na bruneta załamana.

-Hej, nie martw się. Ja się wszystkim zajmę. Ty idź na lekcje. - Zaczęliśmy iść w stronę parkingu.

-Nie odwoź mnie, poradzę sobie. Jedź już do domu. Wolę nie wysiadać spóźniona z twojego auta na parkingu szkolnym. - Wyciągnęłam plecak z samochodu i podeszłam do Jamesa.
-Widzimy się później. - Przytuliłam mocno chłopaka i pocałowałam go w policzek.

-W razie czego dzwoń. - Rzucił szybko wsiadając za kierownicę. Kiwnęłam mu tylko głową i odjechał.

Chciałam iść na przystanek i czekać na autobus, ale spojrzałam ponownie na godzinę i przypomniałam sobie, że Josh ma teraz przerwę. Zadzwoniłam do niego szybko.

Josh: Co tam Aly?

Ja: Słuchaj nie mam jak dojechać do szkoły. Jestem na parkingu przed komisariatem policji i...

Josh: Zaraz, co? Masz jakieś kłopoty?

Ja: Nie. Byłam tylko złożyć zeznania. Wszystko ci wyjaśnię tylko przyjedź po mnie.

Josh: Zaraz będę.

Rozłączyłam się i usiadłam na krawężniku. Nie wiedziałam co robić więc z nudów zaczęłam przeglądać instagrama. Oglądałam zdjęcia, aż natrafiłam na profil Veroniki. Był publiczny więc postanowiłam przejrzeć kilka zdjęć i pośmiać się z jej głupoty. Ostatnie zdjęcie jakie dodała było z Joshem.

Dziwne, wczoraj o 19? Czy oni do siebie wrócili? Tylko nie to...

Wyłączyłam telefon mając dość zdjęć Veroniki wtulonej z tym swoim fałszywym uśmieszkiem w mojego przyjaciela. Wtedy właśnie podjechał.

-Hej. - Wsiadłam do samochodu i przytuliłam Josha.

-Opowiadaj. - Ruszył w kierunku szkoły.

-Ym, światło w domu... Zgasło. - Zaczęłam się straszliwie motać.

-I poszłaś na policję. ,,Dzień dobry, chciałam zgłosić, że światło w moim domu jest opętanie. To na pewno sprawka mieszkającego niedaleko mnie księdza,,. - Zaczął śmiać się z mojej odpowiedzi i parodiował mnie przychodzącą na komisariat z powodu światła.

-Nie, ale elektryk powiedział, że to ktoś zrobił celowo i zniszczył wszystkie przewody w ścianie i... Musiałam pójść bo, no rozumiesz? Może to coś poważnego. - Nie chciałam opowiadać na razie o mordercy. Wystarczy, że Josh wie to co opowiadałam mu w knajpie.

-Ok, niech ci będzie. - Machnął ręką.
-I tak chciałem z tobą pogadać więc stwierdziłem, że poświęcę już tą niezwykłą lekcje historii i przyjadę po ciebie. Jednak jest to dla mnie strasznie ciężkie i mówię to z bólem serca bo tak bardzo chciałbym być teraz na kartkówce z trzech tematów. - Mówił udawanym, smutnym głosem i próbował zagrać płacz, ale za bardzo się śmiałam bo nie wytrzymał i też wybuchł śmiechem gdy na mnie spojrzał.

-Przepraszam, że zrujnowałam ci dzień. - Powiedziałam rozbawiona.
-O czym chciałeś gadać? - Uspokoiłam się biorąc kilka wdechów.

-Jestem znowu z Veroniką. - Oznajmił, a mnie wbiło w siedzenie.

Wiedziałam kurwa...

-Stwierdziłem, że nie będę już was godził na siłę, ale Veronika bardzo chce się spotkać i cie przeprosić. Także jak chcesz. - Wzruszył ramionami.

Co ta jebana suka znowu kombinuje?

-Ymm, dobrze. Spotkajmy się jakoś wieczorem. Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. - Uśmiechnęłam się do przyjaciela.

Gdybym odmówiła wyszłabym na tą złą, nie dam jej tej satysfakcji.

Stwierdziłam, że sprawdzę co ona chce znowu odwalić.

-Z resztą zależy mi na telefonie. - Zaśmiałam się.

Na początku Josh milczał, ale później zaczął się śmiać.

-Pobiłyście się idiotki. - Rozbawiony pokręcił głową.

Cieszę się, że nie jest już zły o to zdarzenie.

-O ciebie zawszę będę się bić. Tylko może już nie z twoją dziewczyną. - Końcowe słowo ledwo przeszło mi przez gardło, ale chciałam utrzymać pozytywna atmosferę.

Przez resztę drogi rozmawialiśmy o szkole i najbliższym meczu, na który oczywiście mam zaproszenie. Chodzę na praktycznie każdy mecz na jakim gra Josh, mimo że to nie moja szkoła. Kiedyś kibicowałyśmy mu razem z naszą przyjaciółką Emilie, ale przed rozpoczęciem szkoły średniej wyjechała na drugi koniec świata i przyjeżdża do nas jedynie na wakacjach. Od jakiegoś czasu nie rozmawiamy nawet za dużo, ale każde z nas ma swoje życie i wiem, że dziewczyna ciężko pracuje i uczy się ile tylko może. Wystarcza mi, że raz na jakiś czas napisze co u niej słychać. Ustaliliśmy z Joshem, że odwiedzimy ją podczas ferii zimowych, dlatego od początku wakacji odkładam pieniądze na ten niesamowicie drogi lot.

-Nie mogłaś pojechać swoim samochodem? Nie chce żeby wyglądało to jak jakieś pretensje bo lubię być twoim osobistym szoferem, ale... Po coś zrobiłaś to prawko. - Przyjaciel zatrzymał się na parkingu i naszło go na rozmowę o moim życiowym koszmarze.

-Jechałam z Jamesem i... - Zaczęłam odpinając pasy.

-Z Jamesem? - Zdziwił się.

-Też był świadkiem tej akcji ze światłem. - Automatycznie się zarumieniłam.

-No taak. - Brunet uśmiechnął się znacząco.

-Hej! - Szturchnęłam chłopaka w ramie.

-Nic nie powiedziałem! - Uniósł ręce w geście obronnym.

-Spóźnimy się. - Przewróciłam oczami i spojrzałam na wejście do Azkabanu.

-Ja już jestem spóźniony. - Stęknął gdy wysiedliśmy z auta.
-Wracając do prawka... - Spojrzał na mnie z powagą.

-Niee, błagam! - Zrobiłam załamaną minę z nadzieją, że odpuści.

-Jeździsz samochodem tylko do szkoły, po telefon zawiózł cie James, na zakupy jeździsz rowerem, idziesz pieszo, albo wozi cie brat. W piątki ja zawsze wiozę nas do naszej restauracji. Mogę tak wyliczać bez końca. Dzisiaj kończę później więc będziesz na mnie czekać albo będziesz tłuc się autobusem. Aly, przełam w końcu ten strach. - Męczył mnie do momentu gdy dotarliśmy pod drzwi.
-Chce dla ciebie dobrze. - Powiedział gdy zobaczył moją niezadowoloną minę.

-Jak już poruszyłeś temat mojego brata! Dlaczego ci groził i co takiego zobaczyłeś? - Zwinnie zmieniłam temat gdy uznałam, że to dobry moment i splotłam ręce na klatce piersiowej. Gdy zadałam pytanie uświadomiłam sobie, że chyba jednak nie był to dobry pomysł.

-Czytałaś nasze wiadomości? - Zastygł w miejscu z przerażeniem.

-Czy to teraz jest najważniejsze? Serio to twoje wytłumaczenie? - Spojrzałam na niego groźnie. W tym momencie usłyszałam dzwonek na lekcje.

-Idź na zajęcia, porozmawiamy o tym innym razem. - Otworzył drzwi i pokazał ręką na korytarz bym weszła do środka.

-Nie zbywaj mnie teraz. - Powiedziałam stanowczo do przyjaciela.

-Nie mamy czasu na takie rozmowy, porozmawiamy na spokojnie. Chyba nie chcesz tutaj o tym gadać? - Wyszeptał szybko i zaczął iść w stronę swojej szkoły.

-Josh! - Krzyknęłam, ale nawet się nie odwrócił.

Świetnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro