~Rozdział 13
-James, a co jeśli to światło to... O mój Boże. Co jeśli on wie gdzie ja mieszkam i teraz będzie chciał nas skrzywdzić! - Chodziłam po pokoju i panikowałam. Brunet siedział tylko na łóżku podpierając się łokciami na kolanach i patrzył w podłogę.
-Właśnie dlatego musimy iść na policję Aly. - Oznajmił, a ja stanęłam w miejscu.
-Jak sobie to wyobrażasz? Co powiemy Kevinowi?! - Wrzeszczałam jak nienormalna.
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale gdy otworzył usta usłyszeliśmy głośne stukanie w drzwi wejściowe.
-Jezu! - Pisnęłam i podeszłam do Jamesa.
-Nie wariujmy. To pewnie... Ktoś inny niż morderca. - Brunet zawahał się a ja złapałam do ręki metalową podstawkę od lampki nocnej.
-Ok weź to, ale wątpię żeby się przydało. - James zaczął schodzić ze schodów, a ja ostrożnie udałam się za nim.
Spokojnie Alyssa, morderca by nie pukał...
Staliśmy przed drzwiami, uderzenia były coraz głośniejsze i między nimi słyszałam znajomy mi głos.
Raczej bełkot...
Mój towarzysz szybko pociągnął za klamkę i otworzył drzwi. Wtedy na podłogę w korytarzu, z hukiem opadł Kevin. Odstawiłam spód od lampki i odetchnęłam z ulgą przekręcając blokadę przy klamce.
-Wstawaj idioto. No już, cholera współpracuj! - James męczył się ze zwłokami mojego brata na korytarzu.
-Nie podniosę go kurwa. - Zjechał po ścianie na panele i zaczął się śmiać.
-Pomogę ci. - Złapałam blondyna za nogi.
-Gdzie go niesiemy? Na górę chyba nie damy rady.
-Musimy bo przyjdzie tu pani May i przekaże staremu, że Kev leży nieprzytomny na kanapie. Nie chce żeby miał problemy. - Spojrzałam błagalnie na bruneta.
-Ok. - Westchnął i ostrożnie chwycił przyjaciela poniżej pach.
Ledwo zanieśliśmy flaka na górę.
Nie sądziłam, że może tyle ważyć.
Położyliśmy go do łóżka, zdjęłam mu buty i przykryłam kołdrą. Usiadłam ze zmęczenia obok niego.
-Nigdy nie widziałam go w takim stanie. - Wyszeptałam między wdechami.
-Ja widziałem. - James zaśmiał się cicho.
-Ale naprawdę miał wtedy dobry powód. - Stwierdził.
-Teraz też musi mieć. - Przyglądałam się bratu z nadzieją, że wyczytam coś z jego nieprzytomnej twarzy.
Siedzieliśmy przy nim jeszcze chwilę, aż stwierdziliśmy, że zostawimy go w spokoju. Wstałam z łóżka i chciałam iść w stronę drzwi.
-Przepraszam. - Chyba właśnie to powiedział Kevin łapiąc mnie za nadgarstek. Nie byłam pewna czy dobrze rozumiem jego pijacki bełkot.
-Nie dość, że się wydało to jeszcze ci nie powiedziałem. - Musiałam poważnie się wysilić żeby przetłumaczyć to na jakieś sensowne zdanie.
-Nie powiedziałeś o czym? - Nachyliłam się nad nim i starałam się wyciągnąć z niego więcej informacji.
-Nie powiedziałem i teraz nie wiesz, a wiedziałabyś jakbym powiedział. Nie powiem i nie będziesz wiedziała, a mogłabyś... - Zaczął się motać, a ja słyszałam jedynie śmiech Jamesa za moimi plecami.
-Daruj sobie te życiowe rozkminy stary! - Brunet podszedł do nas i odciągnął mnie od brata.
-My teraz pójdziemy spać i ty zrób to samo. Porozmawiamy później. - Uspokoił dalej usiłującego coś powiedzieć zwłoka i wyszliśmy z pokoju.
-Ja pierdole. - Złapał się za głowę.
-Chodzmy do kuchni. - Złapałam Jamesa za rękę i zeszliśmy na dół.
~*~
Zalewałam kawę wrzątkiem, a chłopak siedział przy wyspie kuchennej i bawił się zapalniczką.
-Nie mogę opuszczać już zajęć. - Podałam mu kubek z kawą.
-Dzięki. - Kiwnął głową na kubek.
-W takim razie po twoich zajęciach pojedziemy na komisariat. - Gdy to powiedział zrobiło mi się niedobrze.
-James. - Spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie jedźmy tam.
-Aly nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Widzieliśmy mordercę! - Pod koniec ściszył ton i potarł twarz ręką.
-Oboje jesteśmy zmęczeni. Przepraszam, nie chciałem krzyczeć. - Położył rękę na moich plecach i przyciągnął mnie do siebie.
-Kevin jest na górze. - Odskoczyłam od niego jak poparzona.
-Wątpię żeby szybko wstał. - Zaśmiał się.
-Wolę nie ryzykować. Tak samo z tym pojechaniem ze szkoły na komisariat. Co jeśli ktoś nas zobaczy? Ludzie zaczną plotkować bo jesteś popularny. Nie chce żeby Kevin się dowiedział, na pewno nie w taki sposób. - Tłumaczyłam przejęta.
-Masz zamiar iść pieszo? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Pojadę z Joshem. Na pewno się zgodzi. - Powiedziałam spokojnie i wzięłam łyk kawy.
-No tak, mogłem się domyślić. Pojedziesz z Joshem... - Odwrócił ode mnie wzrok.
-Hej. - Złapałam go za ramię.
-Czy ty jesteś zazdrosny? - Uśmiechnęłam się dumnie.
Dobrze, że tego nie zauważył.
-Yy, nie. - W dalszym ciągu na mnie nie patrzył.
-Dobra, tak. - Zmienił zdanie gdy spojrzał mi w oczy.
-Nie masz o co, przyjaźnimy się z Joshem od lat. No i przecież my nie jesteśmy razem. - Wskoczyłam na blat i usiadłam na wprost chłopaka.
-Nie? - Zdziwił się, co z kolei zaskoczyło mnie.
-A tak? - Spojrzałam na niego zmieszana.
-Cholera, zjebałem. - Stwierdził, a ja już kompletnie się pogubiłam.
-To znaczy?
-Nawet cie nie zapytałem czy będziesz moją dziewczyną. To brzmi strasznie idiotycznie i... Nie wiem jak powinno to wyglądać, ale... - Zaczął się tłumaczyć, ale ja usłyszałam tylko początek i moje serce stanęło w miejscu. Przez moment zapomniałam jak się oddycha i przypomniałam sobie dopiero gdy zaczęłam się dusić.
-Czekaj co? - Ledwo wydukałam, a James przestał mówić.
-Yym, jeśli nie chcesz to oczywiście nie musimy, ja tylko chciałem... - Znowu zaczął się tłumaczyć, a ja zwariowałam.
-Stop! - Krzyknęłam nie zwracając uwagi na brata śpiącego piętro wyżej.
-Oczywiście, że chce.
-O Boże. - Chłopak odetchnął z ulgą i podniósł mnie z blatu.
-Co ty robisz? - Zaczęłam się śmiać gdy brunet z radości zaczął kręcić się ze mną na rękach.
-Alysso Jeansen. - Postawił mnie na podłodze i zaczął mówic z powagą.
-Z przykrością stwierdzam, że zwariowałem na twoim punkcie.
-Głupek. - Uderzyłam go w ramię.
-Ja ciebie też. - Złączył ze sobą nasze usta.
-James. Nie chce psuć atmosfery... Ale musimy ustalić co z komisariatem. - Oderwałam się od niego i spojrzałam w te cudowne oczy.
-Pojedźmy przed szkołą. Razem! Kevin na pewno będzie jeszcze spał. - Powiedział szybko by skończyć temat i znów przywarł do moich ust.
~*~
Siedzieliśmy na korytarzu przed drzwiami do jednego z pomieszczeń. Denerwowałam się tak bardzo, że zaczęłam się trząść. James siedział spokojnie i żuł gumę przeglądając Facebooka.
No tak, przecież on doskonale zna to miejsce.
-W co tym razem się wpakowałeś? - Usłyszałam potężny głos gdy otworzyły się drzwi przed nami. Zobaczyłam wysokiego, bardzo umięśnionego policjanta, który uśmiechał się do Jamesa i kiwał głową czekając na odpowiedź.
-Wyjątkowo w nic. Przeczytałem na internecie o tym zabójstwie. - Pokazał policjantowi artykuł w telefonie.
-Chyba widzieliśmy mordercę. - Ściszył głos bo na korytarzu siedziało jeszcze trochę osób.
I tak zwrócił ich uwagę.
-To nie wiem czy tak w nic się nie wpakowałeś. To bardzo poważna sprawa. Chodźcie za mną. - Zaprowadził nas do pokoju obok.
Przesłuchanie trwało niesamowicie długo. Widzieliśmy zaledwie goniącego nas mężczyznę. Był daleko i nie jestem w stanie określić jego wzrostu czy koloru oczu. Dziwię się, że pytają o coś tak absurdalnego po raz setny. Jedyne co może pomóc to godzina czy dokładne miejsce z jakiego wyszedł, albo może krzyk, który słyszał James. Pytaliśmy się co chwilę czy możemy już wyjść i tłumaczyliśmy, że to wszystko co wiemy. Policjanci jednak nie chcieli nas wypuścić i dalej dopytywali czy nic nie pamiętamy. Opowiedzieliśmy też o zniszczonych przewodach w moim domu. Znajomy Jamesowi policjant obiecał, że zajmie się przeszukaniem terenu wokół domu i może znajdzie jakieś ślady czy odciski palców.
Cudownie, Kevin dowie się o wszystkim.
Gdy wyszliśmy na korytarz spojrzałam na telefon.
Zajebiście właśnie trwa moja pierwsza lekcja.
-Gdybyście coś sobie przypomnieli to dzwońcie. - Wysoki mięśniak podał rękę Jamesowi.
-Jestem Tom. - Tym razem wyciągnął rękę w moja stronę i się przedstawił.
W porę...
-Mam jeszcze jedną sprawę. - Powiedziałam szeptem do mężczyzny.
-Mój brat jest bardzo chory, o niczym nie wie i nie chciałabym go niepotrzebnie stresować. Czy dałoby się przeszukać dom i podwórko jakoś... Wie pan, dyskretnie? - Zapytałam niepewnie, starałam się brzmieć wiarygodnie.
-No nie wiem... Zobaczę co da się zrobić. - Zaczął drapać się po karku i główkować nad czymś.
-Myślę, że pojedziemy tam jak najszybciej bo i tak kręciło się tam sporo osób i możemy nie znaleźć żadnych sensownych śladów. - Powiedział cicho po czym zniknął za drzwiami.
-Muszę wrócić do domu, nawet jeśli jakimś cudem Kevin wstał i otworzy im drzwi to i tak wolę być w pobliżu i to wytłumaczyć. - Spojrzałam na bruneta załamana.
-Hej, nie martw się. Ja się wszystkim zajmę. Ty idź na lekcje. - Zaczęliśmy iść w stronę parkingu.
-Nie odwoź mnie, poradzę sobie. Jedź już do domu. Wolę nie wysiadać spóźniona z twojego auta na parkingu szkolnym. - Wyciągnęłam plecak z samochodu i podeszłam do Jamesa.
-Widzimy się później. - Przytuliłam mocno chłopaka i pocałowałam go w policzek.
-W razie czego dzwoń. - Rzucił szybko wsiadając za kierownicę. Kiwnęłam mu tylko głową i odjechał.
Chciałam iść na przystanek i czekać na autobus, ale spojrzałam ponownie na godzinę i przypomniałam sobie, że Josh ma teraz przerwę. Zadzwoniłam do niego szybko.
Josh: Co tam Aly?
Ja: Słuchaj nie mam jak dojechać do szkoły. Jestem na parkingu przed komisariatem policji i...
Josh: Zaraz, co? Masz jakieś kłopoty?
Ja: Nie. Byłam tylko złożyć zeznania. Wszystko ci wyjaśnię tylko przyjedź po mnie.
Josh: Zaraz będę.
Rozłączyłam się i usiadłam na krawężniku. Nie wiedziałam co robić więc z nudów zaczęłam przeglądać instagrama. Oglądałam zdjęcia, aż natrafiłam na profil Veroniki. Był publiczny więc postanowiłam przejrzeć kilka zdjęć i pośmiać się z jej głupoty. Ostatnie zdjęcie jakie dodała było z Joshem.
Dziwne, wczoraj o 19? Czy oni do siebie wrócili? Tylko nie to...
Wyłączyłam telefon mając dość zdjęć Veroniki wtulonej z tym swoim fałszywym uśmieszkiem w mojego przyjaciela. Wtedy właśnie podjechał.
-Hej. - Wsiadłam do samochodu i przytuliłam Josha.
-Opowiadaj. - Ruszył w kierunku szkoły.
-Ym, światło w domu... Zgasło. - Zaczęłam się straszliwie motać.
-I poszłaś na policję. ,,Dzień dobry, chciałam zgłosić, że światło w moim domu jest opętanie. To na pewno sprawka mieszkającego niedaleko mnie księdza,,. - Zaczął śmiać się z mojej odpowiedzi i parodiował mnie przychodzącą na komisariat z powodu światła.
-Nie, ale elektryk powiedział, że to ktoś zrobił celowo i zniszczył wszystkie przewody w ścianie i... Musiałam pójść bo, no rozumiesz? Może to coś poważnego. - Nie chciałam opowiadać na razie o mordercy. Wystarczy, że Josh wie to co opowiadałam mu w knajpie.
-Ok, niech ci będzie. - Machnął ręką.
-I tak chciałem z tobą pogadać więc stwierdziłem, że poświęcę już tą niezwykłą lekcje historii i przyjadę po ciebie. Jednak jest to dla mnie strasznie ciężkie i mówię to z bólem serca bo tak bardzo chciałbym być teraz na kartkówce z trzech tematów. - Mówił udawanym, smutnym głosem i próbował zagrać płacz, ale za bardzo się śmiałam bo nie wytrzymał i też wybuchł śmiechem gdy na mnie spojrzał.
-Przepraszam, że zrujnowałam ci dzień. - Powiedziałam rozbawiona.
-O czym chciałeś gadać? - Uspokoiłam się biorąc kilka wdechów.
-Jestem znowu z Veroniką. - Oznajmił, a mnie wbiło w siedzenie.
Wiedziałam kurwa...
-Stwierdziłem, że nie będę już was godził na siłę, ale Veronika bardzo chce się spotkać i cie przeprosić. Także jak chcesz. - Wzruszył ramionami.
Co ta jebana suka znowu kombinuje?
-Ymm, dobrze. Spotkajmy się jakoś wieczorem. Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. - Uśmiechnęłam się do przyjaciela.
Gdybym odmówiła wyszłabym na tą złą, nie dam jej tej satysfakcji.
Stwierdziłam, że sprawdzę co ona chce znowu odwalić.
-Z resztą zależy mi na telefonie. - Zaśmiałam się.
Na początku Josh milczał, ale później zaczął się śmiać.
-Pobiłyście się idiotki. - Rozbawiony pokręcił głową.
Cieszę się, że nie jest już zły o to zdarzenie.
-O ciebie zawszę będę się bić. Tylko może już nie z twoją dziewczyną. - Końcowe słowo ledwo przeszło mi przez gardło, ale chciałam utrzymać pozytywna atmosferę.
Przez resztę drogi rozmawialiśmy o szkole i najbliższym meczu, na który oczywiście mam zaproszenie. Chodzę na praktycznie każdy mecz na jakim gra Josh, mimo że to nie moja szkoła. Kiedyś kibicowałyśmy mu razem z naszą przyjaciółką Emilie, ale przed rozpoczęciem szkoły średniej wyjechała na drugi koniec świata i przyjeżdża do nas jedynie na wakacjach. Od jakiegoś czasu nie rozmawiamy nawet za dużo, ale każde z nas ma swoje życie i wiem, że dziewczyna ciężko pracuje i uczy się ile tylko może. Wystarcza mi, że raz na jakiś czas napisze co u niej słychać. Ustaliliśmy z Joshem, że odwiedzimy ją podczas ferii zimowych, dlatego od początku wakacji odkładam pieniądze na ten niesamowicie drogi lot.
-Nie mogłaś pojechać swoim samochodem? Nie chce żeby wyglądało to jak jakieś pretensje bo lubię być twoim osobistym szoferem, ale... Po coś zrobiłaś to prawko. - Przyjaciel zatrzymał się na parkingu i naszło go na rozmowę o moim życiowym koszmarze.
-Jechałam z Jamesem i... - Zaczęłam odpinając pasy.
-Z Jamesem? - Zdziwił się.
-Też był świadkiem tej akcji ze światłem. - Automatycznie się zarumieniłam.
-No taak. - Brunet uśmiechnął się znacząco.
-Hej! - Szturchnęłam chłopaka w ramie.
-Nic nie powiedziałem! - Uniósł ręce w geście obronnym.
-Spóźnimy się. - Przewróciłam oczami i spojrzałam na wejście do Azkabanu.
-Ja już jestem spóźniony. - Stęknął gdy wysiedliśmy z auta.
-Wracając do prawka... - Spojrzał na mnie z powagą.
-Niee, błagam! - Zrobiłam załamaną minę z nadzieją, że odpuści.
-Jeździsz samochodem tylko do szkoły, po telefon zawiózł cie James, na zakupy jeździsz rowerem, idziesz pieszo, albo wozi cie brat. W piątki ja zawsze wiozę nas do naszej restauracji. Mogę tak wyliczać bez końca. Dzisiaj kończę później więc będziesz na mnie czekać albo będziesz tłuc się autobusem. Aly, przełam w końcu ten strach. - Męczył mnie do momentu gdy dotarliśmy pod drzwi.
-Chce dla ciebie dobrze. - Powiedział gdy zobaczył moją niezadowoloną minę.
-Jak już poruszyłeś temat mojego brata! Dlaczego ci groził i co takiego zobaczyłeś? - Zwinnie zmieniłam temat gdy uznałam, że to dobry moment i splotłam ręce na klatce piersiowej. Gdy zadałam pytanie uświadomiłam sobie, że chyba jednak nie był to dobry pomysł.
-Czytałaś nasze wiadomości? - Zastygł w miejscu z przerażeniem.
-Czy to teraz jest najważniejsze? Serio to twoje wytłumaczenie? - Spojrzałam na niego groźnie. W tym momencie usłyszałam dzwonek na lekcje.
-Idź na zajęcia, porozmawiamy o tym innym razem. - Otworzył drzwi i pokazał ręką na korytarz bym weszła do środka.
-Nie zbywaj mnie teraz. - Powiedziałam stanowczo do przyjaciela.
-Nie mamy czasu na takie rozmowy, porozmawiamy na spokojnie. Chyba nie chcesz tutaj o tym gadać? - Wyszeptał szybko i zaczął iść w stronę swojej szkoły.
-Josh! - Krzyknęłam, ale nawet się nie odwrócił.
Świetnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro