Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 12

-Jestem! - Krzyknęłam na cały dom.

-Na górze! - Usłyszałam głos Jamesa.

Wbiegłam po schodach na wyższe piętro i od razu udałam się do pokoju gościnnego. Brunet siedział na łóżku i przeglądał coś na telefonie, ale gdy oparłam się o futrynę, skupił całą uwagę na mnie.

-Kevina nie ma? - Zapytałam ostrożnie w razie gdyby był.

-Nie ma. - Uśmiechnął się uwodzicielsko.
-Będzie ,,późno,,. - Podkreślił ostatnie słowo.

-To nie wiem... Zostajemy w domu? - Uciekałam od niego wzrokiem, nie byłam pewna co robić.

-Nie! Idź się przebrać w coś ciepłego, a ja wszystko przygotuję. - Wstał i zaczął iść w moją stronę.

-Wiesz co...? - Położyłam rękę na ramieniu chłopaka.
-Słodki jesteś jak tak się rządzisz. - Zaśmialiśmy się równo jak na zawołanie.

-Ja słodki? Wypraszam sobie! - Wypchnął mnie w żartach z pokoju.

Ubrałam się w gruby, biały sweter z golfem, ciepłe skarpety i czarne, obcisłe jeansy. Do tego planowałam ubrać botki na niskim obcasie i gruby, karmelowy płaszcz. Może nawet założę rękawiczki bo ręce zawsze strasznie mi marzną. Spakowałam do małej, czarnej torebki najpotrzebniejsze rzeczy jak chusteczki, telefon i klucze. Rozczesałam wciąż podkręcone na końcówkach włosy i poprawiłam lekko makijaż. Zeszłam na dół i zobaczyłam, że chłopak już czeka przy wyspie kuchennej.

-Idziemy? - Zapytałam jeszcze schodząc ze schodów. Wtedy oderwał się od telefonu i na mnie spojrzał.

Co on dzisiaj z tym telefonem?

-Raczej jedziemy! - Uśmiechnął się do mnie podekscytowany.
-Napisałem do Kevina, że już wróciłaś. - Musiał zobaczyć, że zastanawiam się nad tym co robi na telefonie.

-Ok. W takim razie jedźmy. - Ubrałam buty, płaszcz i wzięłam ze sobą rękawiczki.

James sprawdzał chyba z cztery razy czy na pewno dobrze zamknął drzwi, a ja siedziałam w samochodzie przyglądając się co on tak właściwie robi. Gdy w końcu usiadł za kierownicą, ciekawość wzięła nade mną górę.

-Co tak długo? Nie wystarczyło sprawdzić raz? - Popatrzyłam na niego zdziwiona.

-Po tej akcji ze światłem... Wolałem się upewnić. - Ruszył w kierunku parku, ale domyślam się, że nie tam jedziemy.

-Aa właśnie, co z tym światłem? Ja nic nie wiem.

-No tak. Może to i lepiej. - Opowiedział mi całą historię z celowym zniszczeniem przewodów i zapewnił, że nic mi się nie stanie i na bank da się to jakoś inaczej wyjaśnić. Bo przecież kto mógłby chcieć zrobić coś takiego?

I tak jestem przerażona...

-Hej, nie martw się! Naprawdę nikt cie nie zabije. - James zaczął się śmiać i złapał mnie za rękę żeby mnie uspokoić.

-To gdzie jedziemy? - Chciałam zmienić temat żeby nie zepsuć nam całego wieczoru zamartwianiem się o durne światło w domu.

-Zobaczysz. Czy naprawdę aż tak nie lubisz niespodzianek? - Przewrócił oczami i spojrzał na mnie spod byka.

-Po prostu jest już strasznie ciemno i zimno i... Czy my właśnie wyjeżdżamy z miasta? - Spojrzałam na znak zapraszający na ponowne odwiedziny naszej ,,cudownej,, mieściny i poczułam się niepewnie.

-Tak. Porywam cie. - Oboje zaczęliśmy się śmiać, ale ja przez chwilę naprawdę się wystraszyłam.

Jestem głupia.

Dojechaliśmy na miejsce, ale było tak ciemno, że zupełnie nic nie widziałam. Brunet otworzył mi drzwi i świecił latarką w telefonie żebym przypadkiem się nie wywaliła.

I tak zaliczę jakąś glebę bo to ja. Kwestia czasu...

James trzymał mnie za rękę i prowadził nas pomiędzy jakimiś siatkami i słupkami, aż dotarliśmy do bramy. Sprawnie ją otworzył i po chwili zobaczyłam najpiękniejszy widok jaki mogłam sobie tylko wyobrazić. Znajdowaliśmy się na górce, tusz przy ogromnej tablicy z nazwą sąsiadującego miasta. Domyślam się, że wstęp tutaj jest wzbroniony. Było stąd widać całe nasze miasto, a o tej godzinie robiło to naprawdę ogromne wrażenie bo wszędzie znajdowały się miliony świateł. Niebo było bezchmurne dzięki czemu widziałam mnóstwo gwiazd i księżyc, który akurat był w fazie pełni.

-Jest pięknie. - Ze łzami w oczach spojrzałam na chłopaka, który rozkładał na trawie koc. Dopiero wtedy zauważyłam, że miał ze sobą torbę.

-Siadaj. - Wskazał ręką na miejsce obok siebie i wyciągał coś z torby.
-Trzymaj. - Podał mi gorący kubek z napojem. Termos zadziałał perfekcyjnie bo z płynu jeszcze unosiła się para.

-Kakao! - Ucieszyłam się gdy tylko zorientowałam się  co znajduje się w kubku.
-Dzięki. - Nie mogłam oderwać wzroku od widoków.

-Mam trochę jedzenia bo nie mam pojęcia co lubisz. Bierz co chcesz. - Rozłożył pojemniki i paczki z jedzeniem na kocu.

Faktycznie można było tam znaleźć niezły mix.

Chłopak jest nienormalny... Nie wierzę, że może istnieć taki ideał. Coś musi być nie tak!

-Jak odkryłeś to miejsce? - Popijałam gorące kakao i wpatrywałam się w gwiazdy.

-Przychodziłem tu gdy matka robiła w domu awantury. Niedaleko mieszkała moja babcia i wtedy siedziałem u niej więc... - Wspomnienie o babci ewidentnie go zasmuciło bo przerwał opowieść i wziął łyk gorącego napoju.
-Brama nigdy nie była dobrze zabezpieczona i wystarczy przełożyć rękę przez siatkę żeby ją otworzyć. - Uśmiechnął się w stylu ,,jestem genialny,,.

On jest tak cholernie słodki...

-Twoja kolej. - Usiadł po turecku i podparł się łokciami o kolana żeby podtrzymać dłońmi twarz.

-Moja kolej na co? - Zdziwiłam się.

-Opowiedz coś o sobie.

-Nie wiem co? - Zaczęłam się stresować. Nie lubię mówić o sobie. Moje życie nie jest na tyle ciekawe.

-Co chcesz. Co pierwsze przyjdzie ci do głowy. - Jego wzrok mi nie pomagał więc skupiłam się na obserwowaniu świateł latarni przy ulicach.

-Gdy miałam osiem lat, odeszła moja mama. Bardzo długo chorowała więc pamietam bardziej jej chorobę i smierć niż czas przed tym wszystkim. - Odstawiłam kubek i zaczęłam mówić, ani razu nie spoglądając w stronę Jamesa.
-Pamiętam jak szkicowała mi rysunki, które kolorowałam, pamiętam jak malowała obrazy na strychu, nadal tam są. Nie pozwoliłam ich wyrzucić ani sprzedać mimo, że ojciec nalegał. Pamiętam też jak grała na pianinie i śpiewała mi kołysanki. Miała śliczny głos i była tak dobrym człowiekiem... Długo zadawałam sobie pytanie dlaczego tak dobrą osobę spotyka coś tak strasznego. Nie mogłam się z tym pogodzić przez długie lata, aż w końcu pojawił się Kevin. - Gdy mówiłam łzy spływały mi po policzkach. Uśmiechnęłam się tylko na wspomnienie o Kevinie.
-Cieszyłam się, że będę miała kogoś oprócz ojca, którego praktycznie nie widywałam bo ciagle pracował. No i oczywiście oprócz babci. Okazało się jednak, że Kevin nie jest typem kochającego braciszka tylko bardziej wkurzającego starszego brata. - Zaśmiałam się mimo, że ciepłe łzy dalej spływały po moich zmarzniętych policzkach. James wtedy mnie przytulił.
-Wiesz teraz z perspektywy czasu już rozumiem, że on robił to wszystko dla mnie i jemu też to pomagało. Kiedy robiliśmy sobie na złość czy kłóciliśmy się o każdą pierdołę, zupełnie nie myśleliśmy o naszych matkach. - Ledwo mówiłam przez atak płaczu. Wtuliłam się mocniej w bruneta. Od razu zrobiło mi się cieplej.

-Rozumiem cie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Kiedy moja babcia umarła zostałem całkowicie sam. Tylko z nią rozmawiałem szczerze i mówiłem co czuje. Moja matka nie potrafi słuchać, a jedynie wrzeszczeć, a tata... Tata jest ok, ale ma wszystko w dupie. - Wytarł kciukiem łzy z mojej twarzy i delikatnie pocałował mnie w usta.
-Cieszę się, że cie poznałem. - Stwierdził, a mi zrobiło się ciepło na sercu.
-Zmieniamy temat bo jest zbyt smutno co? - Zapytał na co kiwnęłam głową i wyjęłam chusteczki z torebki.

Długo siedzieliśmy na górce. Wygłupialiśmy się , żartowaliśmy, opowiadaliśmy historie o naszym dzieciństwie i naszych znajomych. Okazało się nawet, że chłopak gra na gitarze. Im bardziej poznawałam Jamesa tym bardziej się w nim zakochiwałam.

Do domu wróciliśmy koło 23. James wypakowywał z samochodu rzeczy, a ja poszłam do toalety przy moim pokoju.

Okres... Zajebiście. Mogę zapomnieć o ,,wykorzystaniu,, okazji, że chłopak będzie u nas jeszcze kilka dni. Przynajmniej wiem, że skończy się do czasu imprezy i będę mogła spokojnie poszaleć w weekend.

Leżałam na łóżku i próbowałam zasnąć, ale cholernie bolał mnie brzuch. Ktoś kto wymyślił okres powinien smażyć się w piekle, a nie siedzieć na jebanej niebiańskiej chmurce. W końcu oczy zaczęły mi się zamykać gdy nagle światło w moim pokoju się włączyło. Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam Jamesa.

-Coś się stało? -Przymrużyłam oczy nieprzyzwyczajone do ostrego światła.

Brunet podszedł do mojego łóżka i rzucił telefon na pościel. Był strasznie zdenerwowany.

-Czytaj. - Powiedział wskazując na telefon.

,,W lesie przy plaży znaleziono zwłoki młodej kobiety...,,

-Cholera Aly. Widzieliśmy mordercę! - Krzyknął przerażony, a mnie zamurowało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro