~Rozdział 1
Wakacje skończyły się szybciej niż przypuszczałam. Panująca na zewnątrz pogoda sprawiała, że jeszcze bardziej nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz. Gdyby nie szkoła pewnie nie wychodziłabym w ogóle.
-Alyssa! Myślisz, że jak będziesz się gapić w okno to przestanie lać? - z rozmyślań wyrwał mnie rozbawiony chłopak, a gdy podskoczyłam wystraszona na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Josh jest moim przyjacielem od pierwszej klasy gimnazjum, nie wyobrażałam sobie nowej klasy w liceum bez niego, ale znienawidzona przeze mnie ,,dorosłość,, zmusiła nas do rozstania poprzez wybranie kompletnie innych szkół. Liceum rozdzieliło nas jednak tylko na czas lekcji bo budynki są dosłownie ulicę od siebie.
-Świetnie, krzycz głośniej to może moje słabe serce doprowadzi mnie do zawału. - Powiedziałam przewracając oczami.
-Ja też się cieszę, że cię widzę. - Rzucił szybko Josh.
-Ile można czekać? - Zapytałam starając się udać zirytowanie, które nie gościło na mojej twarzy długo gdyż od razu zastąpił je szeroki uśmiech.Chłopak widząc to tylko się zaśmiał.
-Zmienisz ten ton, gdy dowiesz się dlaczego tak długo mnie nie było. - Powiedział wolno przeciągając słowo ,,długo,, i wskazał na dwa papierowe kubki z kawą, po czym wręczył mi jeden.
-Oh zbawco! - Krzyknęłam w stronę przyjaciela, jak gdyby uratował mi życie i zaczęliśmy kierować się w stronę najbliższej ławki stojącej na korytarzu.
W piątki kończymy o tej samej godzinie i po szkole jeździmy do naszej ulubionej knajpki gdzie zwykle rozmawiamy, zajadamy się pysznymi frytkami z sosem śmietanowym, pijemy koktajle i piszemy wspólnie opowiadania. Czasem po prostu się wygłupiamy. Od kilku lat jest to nasza tradycja i nie potrafię spędzić inaczej piątkowego wieczoru bo najzwyczajniej nie wiem co ze sobą zrobić.
Dzisiaj jednak Josh musi poczekać na mnie godzinę bo odwołali jego ostatnią lekcję, a ja muszę zostać na rozszerzonej biologii.
Usiedliśmy i planowałam zacząć rozmowę gdy nagle zadzwonił telefon Josha. Chłopak wyjął go z przedniej kieszeni spodni i wstał widząc kto dzwoni.
-Zaraz wracam. - Spojrzał na mnie przepraszająco.
-Tylko szybko, niedługo dzwonek! - Krzyknęłam gdy zaczął się oddalać.
-To Veronika. - Oznajmił i zniknął z zasięgu mojego wzroku.
-Oczywiście kurwa, któżby inny...- Rzuciłam zdenerwowana pod nosem.
Veronika to dziewczyna Josha. Wybitnie wredna, zimna jak lód suka. Mój oślepiony jej lodowym blaskiem przyjaciel, kompletnie nie dostrzega jej sukowatego oblicza. Albo nie chce dostrzegać. Trzeba przyznać, że jest cholernie ładna i świetnie udaje miłą i troskliwą dziewczynę. Ta czarnowłosa aktoreczka chodzi do prywatnego liceum na końcu miasta, jej rodzice mają kupę kasy i dziwię się, że do szkoły nie dojeżdża limuzyną. Kwestia czasu...
Ojciec Veroniki to znany chirurg, który na swoim koncie ma przerobione nosy i powiększone piersi wielu celebrytek. Jej matka jest sekretarką burmistrza i odnoszę wrażenie, że uważa się za najważniejszą osobę w całym urzędzie. Jaka matka taka córka.
Miałam nadzieję, że dzwoni w sprawie jakiejś błahostki, nie wiem na przykład, że złamał jej się paznokieć. Mój dzień był koszmarny i muszę wygadać się Joshowi. Jeśli do niej pojedzie to chyba oszaleję.
Zobaczyłam, że przyjaciel idzie w moim kierunku ze smutną miną i spodziewałam się najgorszego.
-Skarbie przykro mi, ale...- Zaczął chłopak.
-Ale musisz radzić sobie sama. - Przerwałam mu nie chcąc słuchać wytłumaczenia i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Veronika chyba skręciła kostkę na treningu i muszę pojechać z nią do szpitala bo jej rodzice są w pracy. - Josh wyjaśnił spokojnie i obserwował dokładnie moją reakcję.
-Ok. - Rzuciłam obojętnie nie patrząc mu w oczy i zaczęłam iść w stronę sali.
Zatrzymałam się na wprost drzwi i wzięłam głęboki oddech. Już miałam chwycić za klamkę i wejść do tego Azkabanu, gdy nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek.
-Zaczekaj. - Usłyszałam głos Josha.
Odwróciłam się i przyjaciel zamknął mnie w szczelnym uścisku.
-Nie gniewaj się na mnie, naprawdę mi przykro bo wiem jak ważne są dla ciebie te spotkania. Z resztą dla mnie również, ale nie mogę zostawić Veroniki samej ze skręconą kostką. - Chłopak mówił cicho, cały czas trzymając mnie w objęciach.
-Jasne. Nie gniewam się, to po prostu był ciężki dzień. - Wyszłam zwinnie z objęcia i uśmiechnęłam się do przyjaciela. - Leć już!
Na odchodne Josh rzucił, że spotkamy się jutro i pojedziemy w jakieś fajne miejsce.
Biologia była koszmarnie nudna i wydawało mi się, że nie dożyję końca lekcji. Gdy zadzwonił dzwonek poczułam jak szczęście powraca. Może to dlatego, że dementor opuścił klasę.
Nie znoszę babki od biologii.
Poszłam do szatni po parasolkę i wyszłam ze szkoły. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, pogoda była okropna, a ja nie chciałam wracać do domu.
Wiedziałam, że w domu będzie tylko mój przyrodni brat Kevin, który nienawidził mnie tak mocno, że mój mózg nie był w stanie tego pojąć.
Kevin jest ode mnie starszy o dwa lata. Jego matka ukryła przed naszym ojcem, że jest w ciąży i wychowywała go sama. Chłopak pewnie był wpadką na jakiejś imprezie, o czym świadczy wiek rodziców. Ojciec dowiedział się o istnieniu Kevina cztery lata temu, gdy jego mama zginęła w wypadku samochodowym. Zadecydował, że chłopak z nami zamieszka.
Moja mama umarła z kolei gdy ja miałam osiem lat, bardzo długo chorowała przez co całe moje dzieciństwo wspominam jako koszmar. Mimo, że rodzice nie pokazywali przy mnie emocji, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co się dzieje. Domyślam się, że tacie było bardzo ciężko, ale nigdy nie był zbyt dobrym ojcem i zamienił całe swoje cierpienie na pracę. Przez to non stop zajmowała się mną babcia.
Z moim przyrodnim bratem ciągle są jakieś problemy: bójki, wagary, ucieczki z domu i miliony innych rzeczy normalnych dla grupy, w której przebywa. Kevin jest typowym szkolnym przystojniakiem, który łamie dziewczyną serca i ma wszystko i wszystkich w dupie. Ma grupę równie przystojnych i sprawiających problemy kolegów, wokół których zawsze kręcą się jakieś laski. Mimo, że ci kompletnie ich nie szanują. Na czele tej durnowatej grupy stoi kapitan drużyny footballowej James Phoenix.
Jakby nie wystarczyła mu władza nad jedną grupą...
Udałam się na najbliższy przystanek i wsiadłam do autobusu jadącego pod galerie handlową.
Gdybym wiedziała, że Josh mnie wystawi przyjechałabym do szkoły swoim autem i nie musiałabym jeździć teraz autobusami. Mam nadzieję, że Veronika naprawdę skręciła kostkę i nie jest to jakieś durne zagranie z jej strony.
W galerii spędziłam ponad trzy godziny, najpierw poszłam do kina na losowy film i byłam w niebo wzięta gdy trafiłam na,,Króla lwa,,. Później zjadłam coś na szybko i kupiłam sobie nową koszulkę z nadzieją, że poprawi mi humor. Sprawdziłam na internecie kiedy dokładnie podjeżdża autobus, którym dostanę się do domu i starczyło mi nawet czasu na kawiarnie.
Wysiadłam na przystanku najbliżej domu. Było koło 19:40. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej i wciąż było bardzo ponuro i szaro. Przynajmniej już nie padało.
Wyjęłam klucze z plecaka i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i zdjęłam przemoczone buty umieszczając je na ręczniku, odłożyłam parasolkę na szafkę i zaczęłam iść w stronę schodów żeby później udać się do swojego pokoju.
Nagle wpadłam na Kevina zbiegającego ze schodów.
Kurwa, a starałam się być tak cicho...
-Gdzieś ty była? - Zmierzył mnie groźnym spojrzeniem.
-Z Joshem, jak w każdy piątek. - Nie miałam zamiaru tłumaczyć się z oglądania filmu i zakupów, chciałam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
-Hm, a to ciekawe bo Josh tu był i cię szukał. - Powiedział ostro i zszedł ze schodów po czym oparł się o ścianę i uważnie mi się przyglądał.
Kurwa...
-Wystawił mnie dla biednej Veroniki więc pojechałam zjeść do knajpki sama. - Rzuciłam pierwsze lepsze kłamstwo i zaczęłam iść do góry.
-Czy ty aby nie jesteś o nią zazdrosna? - Zapytał nie powstrzymując śmiechu.
-Spierdalaj. - Powiedziałam spokojnie nie zatrzymując się.
-Uuu! Nieładnie. - Kevin dalej się naśmiewał.
Nie wiem dlaczego pomyślał, że mogę być zazdrosna. Nie lubiłam Veroniki i byłam zła, że zabiera mi Josha, ale nigdy nie byłam w nim zakochana. Zawsze widziałam w nim przyjaciela. Jest dla mnie bardziej bratem niż Kevin.
Weszłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi, położyłam plecak na podłodze i zmęczona rzuciłam się na łóżko. Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do Josha.
Josh: Halo
Ja: Hej. Kevin powiedział, że mnie szukałeś. Coś się stało?
Josh: Z Veroniką wszystko w porządku. Okazało się, że kostka nie jest skręcona, ale musimy pogadać.
Ja: Czyli jednak coś się stało?
Josh: Kurde, nie chciałbym rozmawiać z tobą o tym przez telefon. Przyjadę jutro po ciebie o 11 to pogadamy ok?
Ja: No dobrze, w takim razie dobrej nocy. Kocham cię.
Josh: Ja ciebie też, trzymaj się.
Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę. Przez dwie następne godziny oglądałam serial. Później długo leżałam i nie mogłam zasnąć bo sprawa, o której chciał rozmawiać Josh nie dawała mi spokoju. W pewnym momencie oczy zaczęły mi się zamykać i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
<><><><><><><><><><><><><><><><>
Cześć 👋🏼 Wkładam w to opowiadanie całe moje serce więc jeśli choć trochę podoba Ci się ten rozdział to zostaw komentarz, będzie mi bardzo miło 💕 Całuski 💋
~Poniaczynkova
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro