~Rozdział 34
Zaskoczona spojrzałam na Kevina, który wybuchł niekontrolowanym i głośnym śmiechem. Dalej byłam w szoku po tym co się tutaj wydarzyło.
-To twój stary? - Brat zapytał Shane'a wciąż się śmiejąc.
-Tak, a co? - Chłopak skrzywił się.
-Ja pierdole! - Blondyn spojrzał najpierw na niego, a później na mnie i niemo poruszył ustami w taki sposób, że mogłam zrozumieć co chce powiedzieć.
-Powodzenia.
Spojrzałam na niego groźnie, ale ten wciąż się śmiał.
-Dlaczego nic nie powiedziałeś? - Zapytałam Shane'a.
-Jakoś tak, nie pytałaś. Nie uznałem, że to super ważne. - Chłopak odpowiedział lekko zawstydzony.
-Cholera, moje rzeczy. - Przypomniałam sobie, że zostawiłam wszystko w sali artystycznej.
-Ja muszę iść do chłopaków i wytłumaczyć co się wydarzyło bo chyba nie ogarniają. - Kevin oznajmił szybko, puścił mi oczko i wrócił na stołówkę.
Porozmawiamy sobie później braciszku...
-Przejdę się z tobą. - Shane bardziej stwierdził niż zaproponował.
-Ok. - Kiwnęłam głową i zaczęliśmy iść w stronę klasy.
-Przepraszam za brata. - Powiedziałam najbardziej łagodnie jak umiałam.
-Nic się nie stało. Nauczyciel to nie bardzo lubiany zawód. - Zaśmiał się.
-Nie wiedziałem, że byłaś z Jamesem. - Wypalił nagle, a mnie ogarnął niekontrolowany dreszcz.
Musiał podczas przepychanki na stołówce usłyszeć coś czego ja nie zdążyłam usłyszeć.
-Tak, byliśmy razem. Bardzo krótko. - Podkreśliłam szybko jakbym chciała się wytłumaczyć.
-Chyba nie najlepiej to wspominasz. - Powiedział lekko rozbawiony moją reakcją.
-Tak, to było... - Zaczęłam, ale zabrakło mi słów.
-Nic nie mów. Nie musisz do tego wracać jeśli nie chcesz. - Zatrzymał się, położył dłoń na moim ramieniu i spojrzał prosto w moje oczy.
Cholera, znowu mam ochotę go pocałować.
-Mam nadzieję, że moja torba jeszcze jest w sali. - Powiedziałam otrząsając się z głupich myśli.
Weszliśmy do środka i na szczęście wszystkie rzeczy były na miejscu. Zaczęłam układać przedmioty w torbie i wtedy do pomieszczenia weszła Sarah.
-Ciągle mi uciekasz. - Stwierdziła.
-Zawiesili was? - Zapytała spokojnie jakby to było nic.
-Nie, dlaczego? - Zdziwiłam się.
-Bo była bójka. - Spojrzała na mnie jakbym miała Alzheimera i nie pamietała zdarzeń z przed kilkunastu minut.
-To nie jest chyba dobry powód do zawieszenia. - Brunet zaśmiał się delikatnie.
Shane właśnie taki jest, delikatny, miły i spokojny...
-Chyba się nie znamy? - Sarah wyciągnęła rękę w stronę chłopaka.
-Sarah. - Powiedziała z subtelnym uśmieszkiem i zatrzepotała zalotnie rzęsami.
-Shane. - Odpowiedział i potrząsnął jej dłonią.
-Oboje na ,,s,,. - Zaśmiała się jak idiotka.
-Jesteś nowy? - Zapytała wpatrzona w niego jak w magiczne stworzenie leśne.
Czy musisz lecieć na moich facetów? Zaraz! Shane nie jest mój... Dlaczego jestem o niego zazdrosna?
-Tak. - Odpowiedział szybko.
-Hmm... - Zamruczała.
-Aly, mamy takiego przystojniaka w szkole, a ty ukrywasz go w tajemnicy? - Zażartowała patrząc na mnie jak na najlepszą przyjaciółkę.
Nie odezwałam się ani słowem, nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć.
-Nie chowałem się, nawet mijałem cię kilka razy. - Chłopak zaśmiał się, ale jakoś sztucznie.
-Wybacz, ale chcieliśmy porozmawiać chwilę na osobności. - Powiedział przepraszająco i wskazał ręką w moją stronę.
-No dobrze, nie przeszkadzam wam. Porozmawiamy jutro. - Sarah zwróciła się w moją stronę.
-Mam nadzieję, że złapiemy się później. - Puściła oczko chłopakowi i wyszła.
-A ja mam nadzieję, że nie. - Szepnął do siebie, ale to usłyszałam i zaśmiałam się.
-Przepraszam, nie chciałem obrazić twojej przyjaciółki. - Spojrzał na mnie niepewnie.
-To nie moja przyjaciółka i też mnie irytuje. - Odpowiedziałam rozbawiona.
-Uff. - Westchnął.
-To dobrze bo lekko działa mi na nerwy. Nie umiałem się jej pozbyć.
-Świetnie ci poszło, lepiej niż mi. - Uśmiechnęłam się sympatycznie do bruneta.
Naprawdę go lubię.
-Myślę, że wymówka z rozmową była bezpieczna. Chyba nic sobie nie pomyśli? - Skrzywił się.
-Nie byłabym tego taka pewna. - Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Tak właściwie to naprawdę musimy porozmawiać. - Usiadł na ławce i zaczął uważnie mi się przyglądać.
-O co chodzi? - Odłożyłam torbę i usiadłam na drugim blacie, na wprost niego.
-Myślę, że dobrze wiesz o co. - Powiedział niepewnie.
-Chciałbym wiedzieć co teraz. Nie będę owijał w bawełnę bo lubię wiedzieć na czym stoję. Pocałowałem cię wczoraj i zaproponowałem żebyśmy o tym zapomnieli bo nie chciałaś się wiązać, ale później sama mnie pocałowałaś więc...? - Przerwał żeby dać mi możliwość głosu.
-Ja... Ja nie wiem co ci powiedzieć. - Spuściłam głowę z zakłopotania i wbiłam wzrok w podłogę.
-Rozumiem. Chce tylko wiedzieć czy cokolwiek do mnie czujesz czy raczej chcesz żebyśmy zostali przyjaciółmi i to było dla ciebie tylko coś jednorazowego, pod wpływem emocji i alkoholu. - Powiedział spokojnie, ale jego oddech był szybki i nieregularny.
-Naprawdę nie potrafię dać ci odpowiedzi. - Powiedziałam cicho walcząc z milionem myśli w mojej głowie. Zapadła chwilowa cisza.
-Myślałem, że mówisz szczerze do Emilie o tym, że jestem człowiekiem a nie zabawką. Tak słyszałem to. - Rzucił widząc moją zszokowaną minę.
-Teraz jednak sama mnie tak potraktowałaś. Nie wiem... Może zastanów się nad tym co czujesz i myślisz i daj mi znać. - Powiedział nawet na mnie nie patrząc i wyszedł z pomieszczenia.
Po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Starłam je szybko rękawem i poszłam na następną lekcję, na którą i tak byłam już spóźniona.
~*~
-Jesteś jakaś cicha. Coś się stało? - Kevin zapytał gdy jechaliśmy w stronę szpitala żeby odebrać Alana.
Ostatnio nie udało mi się z nim porozmawiać, a bardzo mi na tym zależało.
-Nic się nie stało. - Odpowiedziałam najpewniej jak umiałam.
-Jestem tylko zmęczona.
-Alyssa, wiem jak wyglądasz gdy jesteś zmęczona i nie mów mi, że nic się nie stało. - Brat spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi.
-Patrz na drogę. - Rzuciłam do niego żeby przestał się gapić.
-Akurat ze mną chyba nie boisz się jeździć? - Zaśmiał się.
-Czasem. - Powiedziałam w żartach z cwaniackim uśmieszkiem.
-Mów bo zacznę się gapić i umrzemy w żałosnym wypadku samochodowym. - Ponownie się zaśmiał.
-Chodzi o Shane'a? - Zapytał po chwili ciszy z mojej strony.
-Co? Nie. - Pokręciłam gwałtownie głową.
-Więc jednak. Co zrobił, mam obciąć mu jaja? - Powiedział rozbawiony, ale wiedziałam, że poważnie się martwi.
-Skąd wiesz, że chodzi o niego? - Zapytałam zrezygnowana. Nie miałam siły kłamać.
-Przeczucie. - Wzruszył ramionami.
-Kobiecy instynkt. - Zaśmiałam się.
-Gnida. - Powiedział z uśmiechem.
-Za dużo czasu spędzasz z Alanem i to dlatego. - Wyszczerzyłam się widząc jego subtelny uśmiech na wspomnienie Alana.
-Co z twoim kochasiem? - Zmienił temat najszybciej jak potrafił.
-Nic, po prostu dałam ciała jak zwykle. - Powiedziałam już smutniej.
-Dlaczego? - Zaciekawił się.
-Nie potrafię określić swoich uczuć. Chyba go zraniłam, a naprawdę tego nie chciałam. - Jęknęłam podłamana.
-Myślę, że można jakoś to naprawić. Nie wygląda na takiego cieniasa, którego zranisz jednym słowem.
-Myślałam, że właśnie za takiego go uważasz. - Skrzywiłam się na jego słowa.
-Nie zupełnie. Myślę, że to spoko gość. Może nie ufam mu w stu procentach, ale na pewno jest lepszy niż James. Tego związku nie umiałem zaakceptować bo po prostu go znałem. Wiedziałem, że cie zrani. Szkoda, że do tego dopuściłem. - Mówił ze smutkiem, cały czas obserwując drogę.
-Przestań! - Podniosłam głos żeby przywrócić brata do porządku.
-To nie jest twoja wina. Sama się w to wpakowałam i niechętnie muszę przyznać, że miałeś rację. - Westchnęłam.
-Przyprowadziłem tego dupka do domu, a doskonale wiedziałem jak będzie. Dlatego nie zapraszałem kumpli. Po byłej Jamesa wolałem trzymać ciebie z daleka od niego i od tych ćpunów. - Pod koniec wymusił na sobie lekki uśmiech. Zrobił to pewnie żeby mnie nie martwić.
-Właśnie, co tak naprawdę stało się między Jamesem, a jego byłą. To chyba Monica Henderson? Nie znałam jej za bardzo, kojarzę tylko ze szkoły. - Zapytałam na tyle zaciekawiona tematem, że aż przekręciłam się na fotelu w taki sposób, by obserwować twarz brata.
-To była chora akcja. - Zaczął dramatycznie.
-Spotykali się przez jakiś czas i można spokojnie powiedzieć, że James miał na jej punkcie obsesje. Do tego stopnia, że zabraniał jej nawet wychodzić z przyjaciółkami na zakupy. - Pokręcił głową na te wspomnienia.
-Jamesa wtedy było w naszej paczce coraz więcej, więc automatycznie pojawiła się tam Monica. Widziałem jak ją traktuje, był bardzo zaborczy i uważał ją za swoją własność. Reszta udawała, że tego nie widzi bo to był najważniejszy gość w szkole. Nikt nie chciał wylecieć z paczki. - Wypuścił głośno powietrze i zaparkował przed szpitalem.
-Monica nie należała do tych potulnych. - Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę na siedzeniu, tak jak ja zrobiłam wcześniej.
-Co to znaczy? - Dopytałam.
-Zostawiła Jamesa robiąc spore przedstawienie przed nami, jego znajomymi. Odeszła od niego i od razu poszła na imprezę z przyjaciółkami. James był wściekły. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Chris dał mu jakieś tabletki żeby się rozluźnił, ale skutki były odwrotne. Próbowaliśmy go zatrzymać, ale poszedł na tą imprezę za swoją byłą i tam wydarzyło się coś, o czym nikt nie chce mówić. Wiem, że Monica wyjechała z miasta na następny rok nauki i przeniosła się do szkoły z internatem. Rodzice Jamesa od tamtej pory są na niego bardzo wściekli i nawet drobna bójka mogłaby sprawić, że wyleci z domu. Dlatego wtedy go przyprowadziłem. Słyszałem coś od Chrisa, że rodzice Jamesa musieli zapłacić rodzicom jego ex. Nie wiem o co chodzi, ale już nigdy więcej nie widziałem go w takim stanie. Ogarnął się. - Opowiedział i wtedy dopiero ujrzałam na jego twarzy ulgę.
-Nie miałem do niego zaufania, ale traktował cię w miarę dobrze, inaczej niż Monice. Nie mogłem się czepiać bo mógłbym cie zranić.
-Dziękuję, że mi to opowiedziałeś. Szkoda tylko, że dopiero teraz. - Spojrzałam na niego niepewnie.
-Wiem. Chciałem cie chronić, ale wybrałem głupi sposób. Moja mama na pewno dałaby mi teraz po łbie. - Zaśmiał się.
-Dlaczego? - Zapytałam smutno.
-Mówiła, że jeśli kiedyś cie poznam, mam cie chronić i dbać o ciebie jako o moją młodszą siostrę. Prosiła żebym cie nie bił, nie okłamywał i nie chronił do takiej przesady, że mnie znienawidzisz. - Zaśmiał się ponownie, ale po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Tylko jedna łza, po niej nie było nic. Widziałam w jego oczach ogromny ból.
-Bardzo mi przykro Kevin. Twoja mama była cudowna. - Ledwo powstrzymałam płacz i przytuliłam go mocno.
-Cholernie współczuję, że mamy takiego ojca i musiałeś z nami zamieszkać. Wiem, że nie masz w nim wsparcia bo też go nie dostaję. Przynajmniej spędziłam z nim dzieciństwo i nie płacił za to żebym się ukrywała. - Mówiłam nie odrywając się od brata nawet na sekundę.
-Jedyny plus. W końcu mnie poznałeś i teraz będę przy tobie do końca życia. Rozumiesz? - Spojrzałam prosto w jego oczy i zaczęłam płakać.
-Będę cie wspierać. Zawsze. - Przytuliłam go ponownie i poczułam jak się trzęsie żeby powstrzymać łzy. Nie udało mu się jednak na długo bo po chwili poczułam na ramieniu kilka kropel.
-Kocham cię Aly, ale jeśli komuś powiesz to cie zabiję. - Zaśmiał się z trudem i pogładził moje plecy dłonią.
-Teraz już nie ryczmy i spędźmy miło ten dzień. - Powiedział szybko i otworzył drzwi samochodu.
-Gnido. - Dodał zanim wyszedł i oboje uśmiechnęliśmy się.
Shane POV
Zachowałem się jak dupek, czyli właśnie tak, jak najbardziej nie lubię. Miałem ochotę rozwalić coś w moim pokoju, ale nie bardzo miałem co. Zamiast tego spakowałem rzeczy treningowe do torby i postanowiłem iść na siłownię. Na niższym piętrze zatrzymał mnie tata.
-Shane, zaczekaj chwilkę.
-O co chodzi? - Wyjąłem słuchawki z uszu i zatrzymałem się przed ojcem.
-Chciałem tylko zapytać o dzisiejsze wydarzenia. - Usiadł na krześle przy barku i oparł się rękami o blat.
-Co chcesz wiedzieć? - Westchnąłem ciężko.
-To naprawdę twoi przyjaciele? Niedawno przyjechaliśmy i nie sądziłem, że masz już jakiś znajomych.
-Nie wiem. Naprawdę nie wiem co ci powiedzieć. To chyba po prostu najnormalniejsze osoby jakie znalazłem w tej durnej szkole i próbowałem nawiązać z nimi jakieś relacje. - Powiedziałem lekko zdołowany. Nie potrafiłem kłamać przed tatą. Nasza więź była dość silna i wiedziałem, że mogę powiedzieć mu o wszystkim.
-Próbowałeś? - Zdziwił się tym jednym słowem.
-Tak, chyba sobie daruję. - Burknąłem niezadowolony.
-Dlaczego? Nie jesteś typem osoby, która łatwo się poddaje. - Zaśmiał się. Pewnie na jakieś wspomnienie, z moim upartym charakterem w roli głównej.
-Nie mogę się tutaj odnaleźć. Dlaczego tak właściwie się przenieśliśmy? - Zapytałem lekko zmieniając temat.
-Mówiłem ci już, potrzebowaliśmy zmiany. Mieszkaliśmy w tej dziurze o wiele za długo z matką. Może ty miałeś tam przyjaciół, ale my znaliśmy tam dosłownie każdego. Spędziłem z tymi ludźmi całe życie i doskonale wiedziałem, że każda osoba w tym mieście jest skrzywiona. - Wytłumaczył spokojnie. Nie miałem powodu żeby mu nie wierzyć.
-Myślałem, że to przez ostatnie wydarzenia. - Powiedziałem przypominając sobie o ostatnich porwaniach i morderstwie jakie miało miejsce w naszym mieście.
-To też i w sumie przede wszystkim. Zrobiło się tam zbyt niebezpiecznie. Kiedy oboje znaleźliśmy tu prace z mamą, wybór był jasny. Nie chciałem narażać naszej rodziny na niebezpieczeństwa czyhające w tym potwornym miasteczku. - Powiedział zamyślony.
-Mówisz o tym jakby to było miasteczko Twin Peaks. - Zażartowałem.
-Bo tak właśnie się tam czułem. - Zaśmiał się.
-Zapytałem o twoich znajomych bo nie wiem czy to najlepsze osoby dla ciebie. Sprawiają problemy. Nawet ich lubię, ale nie chcę żebyś miał jakieś kłopoty. Jesteś dobrym dzieckiem i synem, który nie sprawia problemów, co bardzo doceniam. - Uśmiechnął się widząc moją minę.
-Gdzie mama? - Zapytałem rozglądając się po domu i zmieniając temat.
-Została dłużej w pracy. - Odpowiedział.
-Dobrze, to ja lecę na siłownie. Wrócę na kolację. - Oznajmiłem wiążąc sznurówki butów.
-Następnym razem idę z tobą. - Tata powiedział pewny siebie.
-Który raz to już planujesz? - Zaśmiałem się.
-Mam męczącą pracę. - Wytłumaczył się, ale sam zaczął się śmiać.
-Poczekam aż nie zmieścisz się w drzwiach staruszku. - Uśmiechnąłem się szeroko.
Mój tata był dość wysportowany jak na swój wiek. Dlatego lubiłem droczyć się z nim mówiąc, że jest gruby albo nie zmieści się w drzwiach.
-Tylko nie staruszku. Mogę być grubasem, ale nie starym dziadem. - Powiedział z udawanym przerażeniem.
-Trzymaj się i nic sobie na naciągaj tym razem! - Krzyknął zanim wyszedłem.
Ostatnio mam szczęście do zdobywania nowych kontuzji.
Wyszedłem z domu i od razu powróciłem do gorszego nastroju.
Ogarnij się! Jesteś po prostu żałośnie zakochanym idiotą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro