~Rozdział 31
Następne dwie lekcje minęły bardzo nudno. Brakowało mi Shane'a, z którym mogłam porozmawiać na historii. Bardzo polubiłam chłopaka, sprawiał wrażenie uprzejmego i przyjacielskiego. Na przerwach między lekcjami szukałam Kevina po całej szkole. Nigdzie go nie znalazłam więc postanowiłam napisać do niego wiadomość.
Ja: Kevin gdzie jesteś? Powiedziałeś, że widzimy się w szkole, ale nigdzie cie nie ma. Martwię się... Odpisz szybko!
Nie dostałam żadnej informacji zwrotnej, przez co przedostatnia lekcja była tylko tłem. Całkowicie się na niej wyłączyłam. Myślałam tylko o tym co może dziać się z Kevinem. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę udałam się do swojej szafki żeby zostawić niepotrzebne książki na miejscu. Zamknęłam drzwiczki kiedy ni stąd, ni zowąd pojawiła się obok mnie Sarah.
-Cześć. - Przywitała się przyjaźnie, ale dla mnie wyglądało to sztucznie.
-Hej. - Odpowiedziałam wymuszając na sobie niewielki uśmiech.
-Dlaczego tak zniknęłaś na ostatniej imprezie? Poszłaś po picie i nie mogłyśmy cie już nigdzie znaleźć. - Skrzywiła się w zamyśleniu na to wspomnienie.
Więc jednak usłyszały co mówię i zauważyły moją nieobecność... UPS.
-Kevin chciał wrócić do domu. - Wyjaśniłam krótko.
-Ahh twój brat. Szkoda. - Zrobiła smutną minę.
-Właśnie. Nie widziałam go ostatnio. Co się z nim dzieje? - Zaczęłyśmy kierować się w stronę sal lekcyjnych.
Kuźwa, muszę powiedzieć coś bezpiecznego bo na bank rozejdzie się po całej szkole. Myśl Alyssa...
-Tak, ostatnio było u nas trochę chaotycznie. Ten wypadek i jeszcze remont, który robiliśmy. - Zmyśliłam na poczekaniu.
-Z resztą Kevin przeniósł się na swoje więc pochłonęła go przeprowadzka. Mam nadzieję, że jutro przyjdzie bo nie chcę żeby miał zaległości. - Powiedziałam bez zastanowienia bo uznałam, że to dobra wymówka. Widząc zaciekawiony wyraz twarzy dziewczyny uświadomiłam sobie, że palnęłam głupotę.
-A co z Jamesem? Nie przyszedł, byliśmy umówieni. - Zapytała zmieszana.
-Byliście? Nie wiem co się z nim dzieje. - Zdziwiona zdołałam jedynie wzruszyć od niechcenia ramionami.
-Nie martw się. To nic takiego. Chciałam z nim omówić sprawy dotyczące imprez. W końcu oboje jesteśmy liderami w naszych grupach. Nie zamierzam ci go odbić. - Zaśmiała się gdy skończyła wyjaśnienia.
-Ah... No tak. - Uświadomiłam sobie co właśnie do mnie powiedziała.
-My nie jesteśmy już razem.
-Hmm, nie miałam pojęcia. Dzięki za informację. W takim razie jednak zamierzam go odbić. - Zażartowała, ale i tak wiedziałam, że ma na niego ochotę.
Jak możesz go odbić skoro jest wolny? Chyba, że chcesz nim poodbijać jak piłką. Z resztą bierz go sobie. Już współczuję...
-Widzimy się później. - Pożegnała mnie szybko gdy nasze drogi się rozeszły. Odetchnęłam z ulgą gdy Sarah weszła na wyższe piętro.
Dzwonek zadzwonił tak głośno, że na chwilę straciłam orientację w terenie. Czułam się jak po wybuchu bomby. Dotarłam do mojej sali od biologii i otworzyłam drzwi pewna, że w środku zastanę Dementora czyli moją nauczycielkę od tego przedmiotu. Zobaczyłam jednak, że przy tablicy stoi jakiś mężczyzna. Był odwrócony tyłem więc rzuciłam szybkie ,,dzień dobry,, i zaczęłam rozglądać się za wolnym miejscem.
Może babka z bioli w końcu odeszła z tego świata. Albo to tylko kolejny student, który chce zostać nauczycielem i moje życie nie będzie lepsze w następnym tygodniu.
-Dzień dobry. - Mężczyzna odpowiedział i odwrócił się do mnie.
Gdy na niego spojrzałam całkowicie mnie zatkało.
Cholera to ten gość z autobusu!
Zrobiłam się cała czerwona i szybko uciekłam do jedynej wolnej ławki. Pech chciał, że to druga ławka w środkowym rzędzie.
Już wiem, że będę miała przejebane z tego przedmiotu. Ten typ jest zdecydowanie za stary na studenta.
Przez całą lekcję byłam skupiona na tym co mówi bo nie chciałam mu podpaść. Widziałam, że cały czas się na mnie gapi. Gdy sprawdzał obecność miałam ochotę uciec. Wiedziałam, że gdy pozna moje nazwisko nie będzie odwrotu. Zadzwonił zbawienny dzwonek. Spakowałam swoje rzeczy i praktycznie podbiegłam do drzwi.
-Zaczekajcie chwilkę. - Nauczyciel zatrzymał nas w ostatnim momencie.
-Pani Gagnon przeszła na emeryturę i teraz to ja będę was uczył. Musicie wiedzieć, że jestem cierpliwy i wyrozumiały, ale tylko do czasu bo wszystko ma swoje granice. Na następną lekcję przynieście krótkie opisy o sobie. Chce was lepiej poznać. Napiszcie co lubicie robić w wolnym czasie, jakie są wasze największe marzenia związane z przyszłym zawodem. Możecie dodać też jak waszym zdaniem można ulepszyć lekcje biologii. To tyle na dzisiaj. Dziękuję. - Oznajmił szybko i konkretnie.
Cholera... Muszę go przeprosić bo będę miała przesrane.
Poczekałam aż wszyscy opuszczą salę i podeszłam do profesora.
-Przepraszam, ja chciałam tylko... - Zaczęłam pewnie, ale gdy spojrzał prosto w moje oczy poczułam jak spina się każdy z moich mięśni.
-Chciałam przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Miałam fatalny dzień, ale to nie usprawiedliwia tego jak się do pana zwracałam. - Nie sądziłam, że coś takiego kiedykolwiek przejdzie mi przez gardło, ale wzięłam się w garść i powiedziałam te poniżające mnie zdania.
-Nic nie szkodzi, nie jestem zły. - Odpowiedział spokojnie.
-Nawet cie polubiłem. - Zaśmiał się.
-Też byłem taki zadziorny za młodu. - Pokręcił głową na to wspomnienie.
-To dobrze bo wcale nie miałam zamiaru przepraszać tylko tak chyba wypadało żeby nie nastawiał mi pan jedynek. - Zażartowałam widząc, że nauczyciel jest w porządku i skierowałam się do wyjścia.
-Jeansen. - Mężczyzna zawołał zanim wyszłam.
-Tak? - Zapytałam zdziwiona, że zapamiętał moje nazwisko.
Musiałam naprawdę mu podpaść w tym autobusie.
-Do krótkiego wypracowania, które wam zadałem, dopisz dlaczego nie powinno mówić się niektórych rzeczy i lepiej ugryźć się w język. - Rozbawiony pomachał mi palcem przed twarzą.
-Chyba pan żartuje? Proszę, nie. - Jęknęłam.
-Bez dyskusji. - Przeciągnął ostatnie słowo.
-Jednak będzie się pan nade mną znęcał. - Zrobiłam smutną minę i wyszłam z pomieszczenia.
Usłyszałam cichy śmiech nauczyciela gdy szłam korytarzem. Dookoła było pusto. Wszyscy skończyli już swoje zajęcia. Poczułam wibracje telefonu w tylnej kieszeni więc spojrzałam na ekran.
Kevin: Przepraszam, miałem wyciszony telefon. Nie poszedłem do szkoły bo zaspaliśmy z Alanem. Czekam na ciebie pod szkołą.
Zaspali... Interesujące.
Udałam się na szkolny parking w poszukiwaniu brata. Nie musiałam długo się rozglądać bo od razu zauważyłam jego charakterystyczny samochód wśród kilku zwyczajnych aut. Kevin stał obok swojego cacka i rozmawiał z kimś przez telefon. Podeszłam po cichu żeby podsłuchać kawałek rozmowy.
-Jakie znowu ziemniaki? Alan zachowujesz się jak babcia. - Chłopak warknął do telefonu, ale nie było to wredne, a raczej żartobliwe.
-Nie będziesz jadł ziemniaczków? - Usłyszałam rozbawiony głos Alana i nie powstrzymałam śmiechu.
-Alyssa. - Brat odwrócił się słysząc mój rechot.
-Kończę, niedługo będę. - Powiedział do telefonu po czym schował go do kieszeni.
-Po co przyjechałeś? - Podeszłam do brata i przytuliłam go na powitanie.
-Nie chcę żeby coś ci się stało. Będę odwoził cie codziennie. - Wyjaśnił, po czym wsiedliśmy do samochodu.
-Nie możesz odwozić mnie codziennie bo kończymy o różnych godzinach. - Uświadomiłam go gdy tylko przetrawiłam informację.
-Najwyżej będziesz czekać godzinę w bibliotece. Nic ci się nie stanie. - Wzruszył ramionami.
-Nic mi się też nie stanie jak wrócę do domu sama. - Przewróciłam oczami.
-Nie ma takiej opcji, chyba wyraziłem się jasno? - Zapytał z powagą.
-O mój Boże. Zachowujesz się jak ojciec. - Skrzywiłam się.
-Nigdy więcej mnie do niego nie porównuj. - Pogroził mi palcem i ruszyliśmy w stronę domu.
-Właśnie, co z ojcem? Nie pozwoli na to żebyś mnie odwoził. - Wlepiłam wzrok w chłopaka, który skupiał się na drodze.
-Nie dowie się. Będę podjeżdżał pod dom sąsiadów. - Wyjaśnił jak gdyby to było oczywiste.
Brat, z którym wiecznie się kłóciłam troszczy się o mnie bardziej niż ojciec.
-Niech ci będzie, ale to bez sensu bo na weekendzie też wychodzę z domu. - Zaśmiałam się pod koniec zdania bo mina brata mówiła, że zupełnie zapomniał o weekendach.
-Wtedy też będę cie podwoził. - Powiedział już z mniejszą pewnością.
-Albo Alan! - Krzyknął doznając oświecenia.
-Bawicie się w niańki? - Westchnęłam.
-Nazywaj to jak chcesz. - Rzucił i zaczął ostentacyjnie żuć gumę.
-O co chodzi? - Zapytałam doskonale znając powód jego zachowania.
Zwykle robi coś zwracającego uwagę gdy chce coś powiedzieć, ale nie jest pewny czy powinien.
-Tak tylko myślałem... - Zaczął i już odechciało mi się słuchać reszty.
-Może pogodzisz się z Joshem? Zawsze odwoził cie w piątki i jeździliście gdzieś też w soboty. - Oderwał wzrok od drogi i spojrzał na mnie, ale tylko przez chwilę żeby ocenić moją reakcję.
-Po pierwsze... - Zaczęłam wyliczać na palcach.
-Już pogodziłam się z Joshem, ale zdążyłam pokłócić się z nim drugi raz. - Powiedziałam kręcąc głową i westchnęłam głośno.
-Po drugie, nie będziesz decydował o tym co mam robić. No i po trzecie wcale nie musisz mnie odwozić skoro tak bardzo tego nie chcesz. Nie zależy mi. Naprawdę.
-Przestań, nie o to chodzi. Po prostu chciałem żebyście się pogodzili bo to był twój jedyny przyjaciel. - Blondyn wytłumaczył się unosząc rękę w geście obronnym.
-Nie bądź taki pewny siebie dupku. Mam innych przyjaciół albo chociaż znajomych. - Wyrzuciłam z siebie z oburzeniem.
-Tak? Niby kogo? - Zapytał z niedowierzaniem.
-Jest jeszcze Emilie. - Uniosłam kącik ust w górę.
-I kto jeszcze? - Zapytał pozbawiając mnie uśmieszku.
-Fiona, dziewczyna z mojej klasy. Sarah, ta którą poznałam w toalecie, i... I nie będę ci się tłumaczyć. - Pod koniec krzyknęłam ze złości.
Brat nic nie odpowiedział. Zaczął tylko śmiać się pod nosem, aż w końcu nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
-Co cie bawi do cholery? - Uderzyłam go delikatnie w ramię.
-Ty. - Odparł krótko wciąż się śmiejąc.
-Jesteś wkurwiający. - Powiedziałam zirytowana i odwróciłam wzrok w stronę szyby.
-Lepiej zacznij chodzić do szkoły bo skończysz pod spożywczym i będziesz żebrać o drobne. - Wystawiłam język w jego stronę i wróciłam do widoków za szybą.
Cieszę się, że wszystko wróciło do normy. Tak zwykle wyglądały nasze najlepsze relacje.
~*~
Weszłam do domu w dobrym nastroju po drodze spędzonej z bratem. Krzyknęłam, że już jestem, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Zamiast tego wokół panowała głucha cisza. Udałam się do kuchni, gdzie znalazłam karteczkę od ojca.
,,Zostawiłem ci pieniądze w szafce pod blatem. Kup sobie coś pożywnego na kolację i odrób lekcje! Muszę pojechać do firmy żeby uzupełnić ważne dokumenty. Nie wychodź z domu, wrócę koło 23.
Tata,,
-Oczywiście, że nie wyjdę z domu. - Powiedziałam sama do siebie wyjmując pieniądze z szafki.
,,Tata,,? Co za gnój...
Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam wiadomość z moim adresem do Shane'a. Nie zdążyłam nawet odłożyć urządzenia i już otrzymałam odpowiedź.
Shane: Będę koło 17 :)
Ja: Ok.
Shane: Możesz już smażyć naleśniki :D
Cholera! Faktycznie obiecałam mu naleśniki.
-Kretynka ze mnie. - Jęknęłam gdy zorientowałam się, że skończyła się mąka.
-Ja pierdole 16:30? -
Spojrzałam na godzinę i aż wytrzeszczyłam oczy.
Wybiegłam z domu zabierając klucze, siatkę na zakupy, telefon i pieniądze. Skierowałam się w stronę najbliższego sklepu spożywczego. Co prawda nie miałam daleko bo niewielki sklepik znajdował się około osiem minut drogi z mojego domu, ale na zewnątrz było zimno, wietrznie i nieprzyjemnie. Nie przejmowałam się zakazem ojca, ale Kevin też nie chciał żebym wychodziła sama na zewnątrz. Jak zwykle odtrąciłam od siebie te myśli, olewając wszelkie zakazy.
Przecież jestem już dorosła...
Zatrzymałam się na parkingu przed sklepem słysząc dźwięk wiadomości.
Shane: Odwróć się!
Skrzywiłam się i spojrzałam za siebie. Chłopak szedł w moją stronę uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Co tu robisz? - Zapytałam wciąż zdziwiona jego obecnością.
-Śledzisz mnie? - Zaśmiałam się, ale tak naprawdę zadałam to pytanie poważnie.
-Wyjechałem wcześniej w stronę twojego domu bo chciałem zajść do sklepu żeby kupić nam jakieś przekąski albo coś w tym stylu. - Wyjaśnił przytrzymując drzwi i puszczając mnie przodem.
Gentleman.
-A ty co tu robisz? - Zapytał gdy weszliśmy w alejkę z alkoholem.
-Zabrakło mi mąki. - Odpowiedziałam kręcąc głową.
-Naleśniki były żartem, nie wymagam żebyś je smażyła. - Zaśmiał się.
-Możemy kupić coś gotowego. - Zaproponował
-Zaoszczędzimy sporo czasu.
-Dobrze. - Przytaknęłam.
-Napijemy się wina? - Zaproponowałam biorąc pierwszą lepszą butelkę z półki.
-Prowadzę. - Skrzywił się lekko spoglądając w stronę parkingu.
-Fakt. Głupi pomysł. - Odłożyłam alkohol na miejsce.
-Albo wiesz co? Zostawię tu samochód i wrócę pieszo. - Uśmiechnął się wkładając do koszyka wybrany przeze mnie trunek.
-Nie musisz jeśli nie chcesz. - Powiedziałam spokojnie.
-Weźmiemy jeszcze żelki. - Złapał mnie za ramiona i zaczął popychać lekko w stronę działu ze słodyczami.
-Albo chrupki? - Zaproponowałam.
-Albo chrupki i żelki. - Uśmiechnął się szeroko i zaczął pakować do koszyka pół sklepu.
-Planujesz jakąś większą imprezę? Wolę wiedzieć. - Zażartowałam i zaczęliśmy się śmiać.
-Lubię jeść ok? - Uniósł ręce wskazując, że to nie jego wina.
-Ok. - Spojrzałam prosto w jego szare tęczówki.
~*~
-Masz przepiękny dom. - Brunet powiedział gdy przekroczyliśmy bramę.
-Ja tu tylko mieszkam. To robota mojego ojca. - Zaśmiałam się wskazując na budynek.
-Nie podoba ci się? - Zdziwił się.
-Nie bardzo. Jest ogromny i taki... Pusty. - Wyjaśniłam otwierając drzwi kluczem.
-Wolałabym malutki i przytulny domek.
Wzięliśmy torbę z przekąskami, które wybraliśmy w sklepie i weszliśmy do środka. Brunet od razu rozłożył w salonie książki, które zabrał z domu.
-Napiszmy to szybko i zostanie nam czas na coś przyjemniejszego. - Oznajmił szybko nie zastanawiając się nad tym co mówi.
-Oczywiście nie mam na myśli nic no wiesz... - Zaśmialiśmy się w tym samym czasie.
-Chodziło mi o film, rozmowę albo coś takiego. - Wyjaśnił wciąż rozbawiony.
-Masz rację. Pójdę po książki i twoją bluzę. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-To może ja w tym czasie przełożę chrupki do misek? - Zaproponował.
-Jasne.
Szybko udałam się na górę. Otworzyłam szafę w celu odnalezienia bluzy i automatycznie spojrzałam na moje odbicie w lustrze.
Cholera nawet nie zdążyłam się przebrać. Jestem w tych ubraniach od rana i pewnie wyjdę na jakiegoś brudasa.
Stwierdziłam, że przebiorę się szybko w coś wygodnego, ale nie bardzo domowego. Padło na czarne jeansy z dziurami na kolanach i t-shirt z nadrukiem mojego ukochanego zespołu. Przebrałam spodnie i stojąc w staniku zaczęłam psikać się perfumą.
-Gdzie trzymasz mis... - Shane uchylił delikatnie drzwi od mojego pokoju więc szybko zakryłam się jego bluzą, którą akurat miałam pod ręką.
-Przepraszam. Nic nie widziałem. - Zapewnił mnie zamykając szybko drzwi z trzaskiem.
-Przysięgam.
-Nic się nie stało. - Zaśmiałam się ubierając koszulkę.
Otworzyłam drzwi i podałam brunetowi bluzę.
-Dzięki. Naprawdę nic nie widziałem. - Położył rękę na klatce piersiowej.
-Spokojnie, nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się ciepło kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.
Patrzyłam prosto w jego szare tęczówki i po chwili zorientowałam się, że nasze twarze znajdują się niebezpiecznie blisko od dłuższej chwili.
-Mogę cie pocałować? - Zapytał przełykając głośno ślinę. Wyglądał tak seksownie, że nie mogłam się mu oprzeć.
Powiedz nie! Powiedz nie!
-Tak. - Odpowiedziałam cicho.
Cholera!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro