Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział 23

Alan POV

Pobiegłem za chłopakiem, ale nie zauważyłem go przy salach jego znajomych. Stanąłem w miejscu i zacząłem rozglądać się po korytarzu, aż usłyszałem głos Jamesa dobiegający zza ściany. Schowałem się szybko do schowka na mopy, miotły i inne wiadra.*

-Nie potrzebuje twoich rad! Zrobię to co będę uważał. - Brunet na początku krzyczał, ale później ściszył ton i rozejrzał się po korytarzu.

Obserwowałem go przez malutką szybkę. Tak się złożyło, że chłopak oparł się o drzwi, za którymi się ukryłem więc wystarczył najcichszy dźwięk żeby zwrócić jego uwagę na pomieszczenie i żeby mnie nakrył.

-Jeśli chcesz ujebać Kevina w tym gównie na dobre to musisz dać mi jeszcze trochę czasu. Ten wypadek wszystko mi spierdolił. Nie mam nawet samochodu. - James uderzył w drzwi ze złości.

O co chodzi do jasnej cholery? Nie dam skrzywdzić Kevina!

-Daj mi jeszcze jeden dzień i w niedziele odwiedzisz Allena w pudle. - Rozłączył się i odszedł.

Posiedziałem jeszcze chwilę w schowku i udałem się z powrotem pod salę Alyssy.

-Czekaliśmy na ciebie. Minęliście się. - Kevin patrzył na mnie podejrzliwie.

-Nie zastałem Jamesa pod salą więc poszedłem na chwilę do pokoju lekarskiego i zagadałem się ze znajomym. - Wytłumaczyłem się i z przyjemnością obserwowałem zmieszanie Jamesa.

-No widzisz, a ja byłem szybko w toalecie i dopiero później udałem się pod pokoje. Byłem tam caaały czas. - Uśmiechnął się zwycięsko i przeciągnął słowo.

W sumie racja. Był cały czas pod pokojami Veroniki i Josha.

-Oczywiście. - Kiwnąłem głową i spojrzałem na Kevina.
-To może chcesz iść do nich teraz? - Po raz kolejny dane mi było zobaczyć zakłopotanie Jamesa.

-Nie trzeba. Zajrzę do nich jutro, teraz na pewno śpią. - Odpowiedział szybko i zaczął bawić się telefonem podrzucając go do góry i łapiąc.

Usiadłem obok Kevina i między naszą trójką zapanowała cisza.

-Słuchajcie. Będziecie tu tak siedzieć całą noc? - James zerwał się nagle z siedzenia.

-Tak, właśnie taki mam zamiar. - Kev odpowiedział pewnie, ale było słychać w jego głosie lekkie zdenerwowanie i złość.
-Jeśli ty nie to po prostu idź. - Wzruszył ramionami.

-Dokładnie tak zrobię. Nie mam zamiaru warować przy drzwiach Alyssy jak pies i cały następny dzień być zmęczony, gdy ta smacznie sobie śpi. Nic nam to nie da. - Oznajmił szybko i zaczął iść w stronę wyjścia.

Odrazu spotkałem się wzrokiem ze zdziwieniem mojego ukochanego.

-Coś jest nie tak. - Blondyn patrzył przed siebie i próbował wyczytać ze ściany odpowiedź.

-Może ściana nic ci nie powie, ale ja mogę.

Opowiedziałem chłopakowi całą rozmowę telefoniczną Jamesa, jaką słyszałem.

-W pudle? Ja? - Zdziwił się.

-Tak powiedział.

-Co on planuje zrobić. Zapewne ma to związek ze Scottem i narkotykami.

-Jakimi narkotykami? Chodzi ci o towar, który przewieźliście nocą? - Pogubiłem się już w tym wszystkim.

Strasznie dużo się dzieje. Nie mogę narzekać na nudę.

-Nie, ten towar zawieźliśmy dla ludzi, którzy mi pomagali za każdym razem gdy James miał problem ze Scottem. - Wytłumaczył i wszystko w końcu nabrało sensu.

-Może on współpracuje z tym całym Scottem i specjalnie chciał się wkręcić w interesy z twoimi ludźmi żeby wybadać wszystko ze strony przeciwników. - Mówiłem szeptem żeby żadna wścibska pielęgniarka nie usłyszała naszej interesującej rozmowy.

-Niee. - Przeciągnął słowo i pokręcił głową.
-Niemożliwe. Tak pobili Jamesa, że bałem się czy zdążę dojechać do szpitala.

-Nie wiem, ale w każdym razie James planuje zrobić coś żeby wpakować cie do pierdla, a na to nie pozwolę. - Mówiłem stanowczo żeby zapewnić Kevina, że coś wymyślimy i nie zostawię go bez pomocy.

-Co planujesz? - Zdziwił się.

-Przeszukamy cały dom jeśli będzie trzeba. Jak chce podrzucić ci prochy to się nie uda.

-Zwariowałeś? Będziemy szukać cały dzień prochów w ogromnym domu? - Zaśmiał się.
-Nie zrobiłby tego bo wszystko poszłoby na mojego ojca i odrazu by się wybronił bo ma pieniądze i dobrych prawników.

-W takim razie co ty planujesz? - Trochę się przeraziłem.

-Zobaczysz. - Uśmiechnął się, ale to wcale mnie nie uspokoiło.

Alyssa POV

Obudziłam się o świcie. Wiedziałam to bo słońce było jeszcze nisko, ale ostro świeciło w szybę i drażniło moje zmęczone oczy. Wzięłam do ręki telefon.

6:12 to prawie moja normalna godzina wstawania.

Napisałam wiadomość do Kevina i chwilę później pojawił się u mnie z lekarzem.

-Hej młoda. - Brat uśmiechnął się do mnie.

-Hej. - Odpowiedziałam.

-Wcześnie pani wstała. Jak się spało? - Lekarz zapytał mnie i podszedł do mojego łóżka.

-Dobrze. Nie budziłam się w nocy.

-Jak się pani czuje? - Zaczął sprawdzać opatrunek na mojej głowie.

-Dobrze. Jestem tylko zmęczona i trochę głowa mnie boli.

-Widzę, że wszystko ładnie się goi i myślę, że szwy zdejmiemy pod koniec przyszłego tygodnia. - Oznajmił.
-Na zmęczenie nie mogę nic poradzić. Musi pani odpocząć. - Uśmiechnął się do mnie.
-Żebra mogą bolec przy bardziej gwałtownych ruchach, ale ma pani przypisane mocne leki.

-To znaczy, że dzisiaj wyjdę? - Ucieszyłam się i było to słychać w moim głosie.

-Tak, zaraz przygotujemy wypis i pielęgniarka odłączy panią od kroplówki. - Zaśmiał się gdy zobaczył mój entuzjazm.

~*~

-Zostaw to pokrętło. Podgłaśniasz, ściszasz i znowu podgłaśniasz. Głowa mnie już boli. - Alan sprzeczał się z Kevinem o radio, a ja miałam przed oczami sytuacje z wypadku.

Właśnie tak to się zaczęło.

-Przestańcie. - Wyłączyłam całkowicie muzykę, chcąc przerwać nieprzyjemne deja vu.

-Co cie ugryzło? - Brat spojrzał na mnie ukradkiem.

-Właśnie przez to mieliśmy wypadek. Nieuwaga i głupie radio. - Oznajmiłam lekko zirytowana.

-Nie prawda. Wypadek mieliście przez jakiegoś psychopatę i dlatego jedziemy to wyjaśnić. - Brat powiedział stanowczo.
-Teraz ja się tym zajmę tak jak powinienem, a nie James.

-Właśnie. Gdzie on jest? - Zapytałam i spojrzałam na Alana, który wiercił się na tylnich siedzeniach.

-Nie wiem. Może w domu. - Blondyn również spojrzał na chłopaka.

-No co? Siedziałem na krześle całą noc. Plecy mnie bolą. - Czarnowłosy spojrzał na nas ze zdziwieniem.
-Nigdy was plecy nie bolały? - Zaśmialiśmy się.

-Mnie aktualnie boli wszystko. - Szepnęłam, ale usłyszeli co mówię.

-Przejdzie ci. - Alan położył mi rękę na ramieniu i zaczął delikatnie zataczać koła kciukiem.
-Nie przejmuj się niczym i odpoczywaj.

-Dziękuję wam. Naprawdę nie musieliście siedzieć przy mnie całą noc.

-Jakbyś leżała tam miesiąc to siedzielibyśmy codziennie. - Alan puścił mi oczko i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

-Jesteśmy. - Kevin zatrzymał się na parkingu przed komisariatem.

No to zaczynamy kolejne przesłuchanie...

Siedziałam na przesłuchaniu dobre 2 godziny i to też tylko dlatego, że Kevin co chwilę przypominał, że jestem po zabiegu i muszę wrócić do domu i odpocząć. Nie wiem czy nie siedziałabym tam cały dzień gdyby faktycznie brat nie wspomniał o moim stanie.

-Dziękujemy bardzo. Postaramy się złapać tego człowieka najszybciej jak to możliwe. W razie czego będę dzwonić, ale uważaj na siebie. - Tom okazał się być również znajomym Kevina, ale wcale mnie to nie zdziwiło bo James zwykle ląduje tu z przyjacielem albo wyciągają siebie nawzajem.
-Przekażcie Jamesowi żeby też na siebie uważał. - Powiedział na odchodne i zniknął za drzwiami.

-Już ja go przypilnuję. - Kevin warknął pod nosem, ale usłyszałam co mówi.

-Co teraz? - Zapytałam brata i Alana, który czekał na nas na korytarzu przez cały czas.

-Jak to co? Ramen i sushi! - Blondyn krzyknął zadowolony i zaczęliśmy iść w stronę auta.

-Dasz radę? Dobrze się czujesz? - Czarnowłosy zapytał mnie gdy siedzieliśmy w pojeździe.

-Myślę, że tak. Leki jeszcze działają.

-No to w drogę. - Kevin ruszył w stronę restauracji.

~*~

-Jeszcze raz siorbnij to cie wyrzucę. - Alan i Kevin oczywiście się wygłupiali.

To czasem robi się męczące, ale kocham ich nad życie.

-To sushi smakuje jak śledź. - Wskazałam na rolkę z sezamem i skrzywiłam się. Chciałam przerwać ich sprzeczkę o siorbanie Kevina.

-Może to śledź. - Kevin wzruszył ramionami.

-Serio? Nie wypadlibyśmy na to geniuszu. - Alan zaczął się śmiać i od razu do niego dołączyłam.

-Ała. - Syknęłam z bólu gdy żebra dały o sobie znać.

-Następną tabletkę weź za godzinę i powinno być ok. - Czarnowłosy puścił mi oczko.

-Chłopaki. - Zaczęłam poważnie i oboje spojrzeli na mnie z przerażeniem.
-Kocham was. - Powiedziałam i wyciągnęłam ręce w ich stronę.

-Ooo. - Przeciągnęli w równym czasie i przytulili mnie mocno.

-Zaraz przestane was kochać jak zgnieciecie mi żebro. - Zaśmiałam się i oderwali się ode mnie.

-Jedziemy do domu. - Alan oznajmił gdy skończyliśmy jeść.

-Nie pracujesz dzisiaj? - Zdziwiłam się.

-Nie. Wziąłem wolne. Spędzę z wami trochę czasu i może wyjdzie mi to na dobre. - Uśmiechnął się co odrazu odwzajemniłam.

-Może? - Kevin udawał oburzonego.

-Na pewno. - Chłopak się poprawił.

-Pójdę do toalety, poczekacie na mnie? - Wstałam od stołu, zabierając telefon.

-Nie. Pojedziemy sami i zostawimy cie tutaj z tym rachunkiem żebyś musiała zapłacić w naturze kierownikowi lokalu. - Kevin mówiąc to nie zaśmiał się nawet na sekundę, pod koniec posłał mi pocałunek i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

-Wal się. - Rzuciłam do brata na odchodne i poszłam do toalety.

W środku było pusto więc usiadłam na parapecie i zadzwoniłam do Jamesa.

James: Halo?

Ja: Gdzie jesteś?

James: Ymm... Załatwiam coś na mieście. Spotkamy się później w domu.

Ja: Dobrze, ale wszystko ok?

James: Tak. Przysięgam, że w nic się nie wpakowałem. Kocham cie Aly.

Ja: Ja ciebie też. Do zobaczenia w domu.

Rozłączyłam się i zeskoczyłam z parapetu.

Już sama nie wiem czy faktycznie James i ja to dobry pomysł.

Podeszłam do umywalki i spojrzałam w lustro.

-O mój Boże! - Krzyknęłam na swój widok.

-Coś się stało? - Do łazienki akurat weszła dziewczyna w moim wieku.

-Nie, po prostu zobaczyłam się w lustrze. - Zaśmiałam się i blondynka zrobiła to samo.

-Znam to. - Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.
-Sarah. - Wyciągnęła rękę w moją stronę.

-Alyssa. - Uścisnęłam jej dłoń.

-Alyssa. - Powtórzyła po mnie z zamyśloną miną.
-Alyssa Jeansen?

-Znamy się? - Zdziwiłam się.

-Chodzimy razem do szkoły. - Uśmiechnęła się ukazując przy tym zęby.

-Chyba nie jestem jedyną Alyssą na całą szkołę. - Zaśmiałam się.

-Nie, ale zdecydowanie tą, o której najwiecej się teraz mówi. - Dziewczyna podeszła do drugiego lustra i zaczęła poprawiać ciemno czerwoną pomadkę pokrywającą jej usta.

-Słucham? - Spojrzałam na nią niepewnie.

-Dziewczyna Jamesa Phoenixa, koleżanka Veroniki Anderson, siostra Kevina Allena i córka niezwykle wpływowego właściciela dużej firmy, Thomasa Jeansena. - Mówiąc to nie przerywała poprawiania makijażu nawet na chwilę. Mówiła to tak spokojnie, jakby opowiadała mi o dobrym filmie, który widziała na netflixie.

Zaniemówiłam. Nie miałam pojęcia, że jestem tak popularna wśród uczniów mojej szkoły. Nigdy nie chciałam być popularna. Czułam się dobrze jako zwykła, nieznana nikomu dziewczyna. Czułam się dobrze jako anonim.

-Nie przyjaźnię się z Veroniką. - W końcu zebrałam się na wypowiedzenie jakiegoś zdania.

-To dobrze bo to straszna suka. - Po słowach dziewczyny obie spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem.

-Nawet nie wiesz jak bardzo to określenie jej schlebia. - Zaśmiałam się i zauważyłam, że Sarah dziwnie mi się przygląda.

-Nie obraź się, ale nie pasujesz do nich. - Powiedziała z pewnością siebie wypisaną na twarzy.

-To znaczy? - Spojrzałam na nią dociekliwie.

-Nie jesteś taka jak... Jak oni. Taka jak myślałam. Jesteś bardzo fajną i miłą dziewczyną. Zwykłą, a nie jakąś gwiazdą. - Blondynka tym razem pudrowała twarz.

-Nawet nie wiesz jak bardzo mi to schlebia. - Obie zaśmiałyśmy się po raz kolejny.
-Masz rację, właśnie niedawno uświadomiłam sobie to samo. Nie pasuję do nich.

-Będziesz dzisiaj na imprezie? - Sarah skończyła się malować i odwróciła się w moją stronę.

-Nie dam rady. Sama pewnie widzisz jak wyglądam. - Wskazałam ręką na zabandażowaną głowę.

-Szkoda. Słyszałam o tym strasznym wypadku. Cud, że w ogóle wszyscy żyjecie. - Pokręciła smutno głową i westchnęła.
-To w takim razie do zobaczenia w szkole. - Uśmiechnęła się do mnie i wyszła.

-Do zobaczenia. - Dalej byłam w szoku, ledwo wydobyłam z siebie te dwa słowa.

Nachyliłam się nad umywalką i przemyłam twarz zimną wodą. Wytarłam się ręcznikiem papierowym i wyszłam nie mogąc już dłużej patrzeć na siebie w lustrze.

-Co tak długo? - Kevin przewrócił oczami gdy podeszłam do samochodu.
-Mówiłem ci, że nic jej nie jest. - Odwrócił się w stronę Alana.

-Myślałem, że zemdlałaś albo coś. - Czarnowłosy odetchnął z ulgą.

-Wyobraź sobie, że chciał żebym poszedł sprawdzić czy żyjesz. Do damskiego kibla! Mówiłem mu, że jak zwykle się guzdrzesz. - Kevin mówił od niechcenia.

Wsiedliśmy do samochodu.

-A jakby faktycznie coś się stało? - Alan uderzył lekko mojego brata w ramię.

-Tak, kibel ją pochłonął. - Blondyn zaczął się śmiać.

-Ale jesteś durny wiesz. - Czarnowłosy oparł się wygodnie i pokręcił głową.

-Chryste, nie rób dramy. Alyssa po prostu srała. - Spojrzał na mnie rozbawiony.

Nie wypowiedziałam się. Nie miałam siły na przepychanki z bratem. Ruszyliśmy w stronę domu.

-Spotkałam w toalecie jakąś Sarah. - Zaczęłam po dłuższej chwili ciszy.

-Czyli jednak nie srałaś? - Brat zapytał z udawanym smutkiem.

-Boże, Kevin przestań! Jesteś ohydny! - Alan krzyknął w stronę chłopaka.
-Daj dziewczynie mówić. - Wychylił się patrząc na mnie i czekając aż skończę wypowiedź.

-Okazało się, że jestem teraz bardzo popularna w szkole. - Westchnęłam ze smutkiem.

-To źle? - Alan się zdziwił.

-Dla mojej siostry nie ma chyba nic gorszego niż utrata prywatności i anonimowości. - Kevin zaczął tłumaczyć swojemu chłopakowi o co chodzi. -Przemykanie korytarzem szkolnym w szarym, luźnym swetrze już tu nie pomoże. - Spojrzał na mnie.

-Boże, tylko nie to. - Jęknęłam.

-Nie rozumiem. - Alan skrzywił się.
-Jesteś taką super laską, dobrze się ubierasz, ładnie malujesz i te długie włosy. - Złapał za kosmyk moich blond włosów, a ja automatycznie się zarumieniłam.

-Taka jest przy nas. W szkole zwykle chowa się za swetrem i nie widać jej ładnych ubrań i zgrabnego ciała. Włosy prawie zawsze związuje w kucyk. - Kevin dalej mówił do Alana jakbym nie siedziała tuż obok niego.

-Przestań! - Krzyknęłam do chłopaka.
-Nie mów o mnie jakby mnie tu nie było! - Po moim policzku spłynęła zła, ale szybko ją wytarłam żeby nic nie zauważyli.

-Przepraszam Aly, ale taka jest prawda. Wszyscy myślą, że jesteś dziwna, że coś z tobą nie tak. Albo jeszcze lepiej, nawet nie wiedzą o twoim istnieniu. - Zatrzymaliśmy się przed domem. Kevin patrzył na mnie ze smutkiem, ale odwróciłam od niego wzrok.

-To dobrze. - Odpowiedziałam pewnie.
-Nie chce rzucać się w oczy. - Oznajmiłam.

-A może powinnaś? - Kevin zostawił mnie z tą myślą i wysiadł z auta.

-Chodź do domu. - Alan pogłaskał mnie po ramieniu i również wysiadł.
-Odpoczniesz trochę. - Otworzył mi drzwi i wysiadłam z samochodu.

* Tak. Wiem, że mop to nie wiadro. 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro