Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 - Szary wilk

Moon zaczynał poranną zmianę na lotnisku w Warszawie. Mimo że o tej porze roku o szóstej słońce już dawno świeciło na niebie, była to nieludzka godzina do podejmowania się jakiejkolwiek pracy. W skupieniu się nie pomagał też fakt, że ostatnio kiepsko sypiał. Co noc nawiedzały go koszmary, w których zamieniał się w geparda. W dodatku musiał zacząć lunatykować, bo już parę razy obudził się poza łóżkiem.

Przez rozkojarzenie chłopaka wózek z pakunkami, który pchał, potrącił mężczyznę odbierającego swój bagaż. Moon ocknął się z rozmyślań nad swoimi snami i wymamrotał niezbyt szczere przeprosiny. Poszkodowany odwrócił się i, kiedy zobaczył młodego pracownika, jego mina z poirytowanej zmieniła się w zainteresowaną. Chłopak, widząc twarz mężczyzny, mimowolnie otworzył szerzej oczy. Nazwanie go przystojnym byłoby wielkim niedopowiedzeniem. Ostre rysy i krystaliczne jasne tęczówki sprawiały, że wyglądał jak jakiś anioł, ale blizna ciągnąca się przez jego prawe oko nadawała mu drapieżności.

— Wszystko w porządku, chaton? — zapytał nieznajomy, uśmiechając się promiennie.

"O nie! O nie, nie, nie! Żadnych podrywów na lotnisku z losowymi typami!", karcił się w duchu Moon. Choć musiał przyznać, że obcy oślepiał urodą, to coś mu mówiło, że krył w sobie coś groźnego. Głęboko w jego źrenicach, czaiła się jakaś bestia.

Chłopak uznał, że najlepiej jeśli po prostu skupi się na pracy. Skinął krótko w kierunku mężczyzny, przybierając według siebie samego groźną minę i odszedł w stronę magazynu, do którego oryginalnie zmierzał.

Maél patrzył przez dłuższą chwilę na oddalającego się młodego pracownika lotniska. Ledwo wylądował w Polsce i już robiło się interesująco. Jeszcze nigdy nie czuł tak intrygującej aury, jaką roztaczał wokół siebie ten chłopak. Przypominał mu drapieżnika z dzikiej sawanny, ale z domieszką czegoś innego, czegoś silniejszego. Jednak jego delikatny wygląd bardziej upodabniał go do chaton, małego kotka. Mężczyzna uśmiechnął się sam do siebie. Wiedział, że to będzie trudne, ale miał nadzieję, że uda mu się jeszcze spotkać z nietuzinkowym nieznajomym.

Chwycił swój bagaż i ruszył w kierunku wyjścia z lotniska. Spodziewał się, że na parkingu zastanie cały orszak powitalny. Stęsknił się za swoją rodziną z rezydencji. Jak dobrze było wracać do domu!

...

Powrót Maéla nie okazał się tak radosny, jak się spodziewał. Odebrała go sama Kornelia i w drodze do posiadłości wyjaśniła z grubsza panujące w niej nastroje. Przez ostatni tydzień we Francji, Takara prawie codziennie zdawał mu telefoniczną relację z asymilacji nowej domowniczki. Szczerze mówiąc, cieszył się, myśląc, że kolejna duszyczka dołączy do ich rodziny. Mimo że nie zdążył poznać jeszcze Taejin, on również chciał jej jakoś pomóc.

Wszyscy lokatorzy zebrali się w głównym salonie, gdzie Wiktor i Adam opowiedzieli ze szczegółami całe zajście na bankiecie u Couture'a. Po wysłuchaniu ich relacji zgromadzeni zasępili się w grobowej ciszy. W pomieszczeniu rozbrzmiewały jedynie ciche pociągnięcia nosem Ani wtulonej w bok Filipa i szum ciężkich kropel deszczu uderzających o szyby. Najwidoczniej nawet niebiosa rozpaczały nad losem biednej pantery.

Wiktor patrzył na przygnębionego Takarę ostrym wzrokiem. "Jeśli tylko nie wymyśliłby tych pieprzonych zakupów!", myślał z wściekłością telepata. Był zły. Sądził, że już dawno pozbył się swojego problemu z brakiem samoopanowania, ale teraz pierwszy raz od blisko siedmiu lat emocje brały nad nim górę. Dokładnie wyczuwał impulsy z umysłu Takary. Głęboko skrywany demon mężczyzny wyłonił się na powierzchnię.

Shifter spojrzał na Wiktora przestraszonymi oczami, czując w sobie złowrogą energię, a po chwili chwycił się za głowę ze stłumionym jękiem. Wszyscy wrócili z letargu do rzeczywistości i wydawali się zaskoczeni zaistniałą sytuacją. Telepata, dając upust złości, zwiększał siłę ataku, a jaguar pomimo stawiania oporu upadł na podłogę z cichym krzykiem. Ciało chłopaka pod wpływem intensywnych bodźców zaczęło się częściowo zmieniać. Skóra powoli pokrywała się złocistym futrem, a zaciśnięte zęby wydłużały się w kły. Przerażona Ania podbiegła do leżącego Takary, chcąc mu jakoś pomóc, ale ten wił się z bólu tak, że nie mogła go dotknąć.

— Wiktor, przestań! — krzyknęła lisica, zanosząc się płaczem.

Maél stał w kompletnym szoku, nie wiedząc, czemu jego przyjaciel dopuszcza się tak okrutnej rzeczy. Spojrzał na Adama, myśląc, że ten doprowadzi telepatę do porządku. Jednak wampir wpatrywał się ciężkim wzrokiem i z zaciśniętymi ustami w shiftera. Wściekłość ogarnęła Maéla. "I oni mają być najdojrzalsi w tym domu?!", pomyślał. Podszedł w dwóch długich krokach do zielonookiego, złapał go za koszulę i mocno potrząsnął.

— Wiktor! — ryknął.

Paderewski wyglądał, jakby został wyrwany z głębokiego snu. Spojrzał na Takarę oddychającego teraz głęboko na plecach i wykrzywił swoją twarz w grymasie wstydu. Kiedy Maél puścił jego koszulę, przejechał rękami po twarzy i mocno wbił palce we włosy.

— Kurwa! Przepraszam. Naprawdę przepraszam.

Ciało shiftera uspokoiło się i wróciło kompletnie do swojej ludzkiej formy. Chłopak z pomocą Ani usadowił się w jednym z foteli.

— Uznajmy, że to kara za mój wybryk. Należało mi się przetrzepanie skóry — powiedział ze słabym śmiechem.

Hybryda nie była rozbawiona tym komentarzem i upewniając się, że z blondynem wszystko w porządku, poszła do kuchni po szklankę wody dla niego. Takara uśmiechnął się bez cienia żalu do Wiktora, który patrzył się w jego kierunku pokutnym spojrzeniem. Wiedział, że mieli ważniejsze sprawy niż wojny między domownikami.

"Wyjeżdżam pół roku i cała rezydencja nagle jest w chaosie, a to mnie zawsze nazywali problematycznym!", mówił do siebie w myślach Maél. Wszyscy mieszkańcy zostali wybici z ich naturalnego rytmu przez nadmierne emocje, ale on, jako że nie znał osobiście hybrydy pantery, myślał teraz najtrzeźwiej. Musiał doprowadzić ich do porządku i coś zrobić z tą całą sytuacją.

— Słuchajcie — zaczął Francuz, wychodząc na środek pokoju — widzę, do jakich skrajności doprowadza was nieobecność Taejin. Nie dziwię się wam, w końcu zdążyliście już zaakceptować ją jako członkinię rodziny. Dlatego musimy ją sprowadzić do domu. Nie zostawimy siostry w potrzebie.

— Albin nigdy jej nie odda — powiedziała ponuro Kornelia, popijając już czwarty kieliszek wina.

— Nikt się nie będzie go pytać o zdanie — odparł pewny siebie Maél. — Chyba wszyscy zapominacie, kim jesteście. Ty — wskazał na Wiktora — w wieku 18 lat prawie zostałeś członkiem Wewnętrznego Kręgu Federacji, do tego nie ma telepaty na tym kontynencie, który nie wie, kim jesteś. Wy dwaj jesteście jedynymi spadkobiercami rodu Krukienickich. Pstrykniecie palcami i każdy cholerny wampir w Polsce przybiegnie spełnić waszą zachciankę. Takara, ty przejmiesz po swoim ojcu pozycję lidera waszej rodziny shifterskiej w Japonii. Nie jesteście mną. Z waszymi wpływami możecie zapakować Albina w paczkę i wysłać na Antarktydę, a nikt nie odważy się nawet zadać żadnego pytania.

Adam zaśmiał się pod nosem z zadowoloną miną. Wypowiedź przyjaciela ewidentnie go podbudowała. W jego umyśle zakiełkował nowy pomysł.

— Brakowało tu takiego wariata jak ty — powiedział wampir. — Jednak przepychanki na wpływy są za długie i mieszają do naszych spraw za dużo niepotrzebnych ludzi. Zamiast tego proponuję po prostu odbić Taejin — mówiąc to, rozłożył ręce, jakby rzucał wyzwanie całemu światu. — Albin nie ma z nami szans w starciu. Chciał wojny, to będzie ją miał. Z pomocą Wiktora zatrzemy niewygodne ślady we wspomnieniach jego ochroniarzy. Ja dopilnuję, żeby policja nie starała się za bardzo przy potencjalnym śledztwie i voilà.

Ten plan wywołał poruszenie w zebranych. Wszyscy wydawali się podekscytowani wizją uwolnienia Taejin. Wiktor spojrzał błyszczącymi oczami na przyjaciela, wyglądając, jakby w myślach już walczył z alfonsem. Maél i Takara całkowicie się nabuzowali i szarpali Adama na wszystkie strony, wyrażając w ten sposób swoją aprobatę. Jedynie Filip próbował okiełznać szał, jaki nastał w salonie, wiedząc, że mimo wszystko to nie będzie łatwa operacja.

— Dobrze, ale zanim odpłyniecie w marzeniach, trzeba ustalić szczegółowy plan. Odbicie Taejin to najmniejszy problem, trzeba uzgodnić, co zrobimy później.

Reszta wieczoru upłynęła domownikom na opracowywaniu strategii, którą chcieli wprowadzić w życie już następnego dnia.

...

Maél rzucił się późno w nocy na łóżko w swoim pokoju na trzecim piętrze rezydencji. Cudownie było wrócić do domu, nigdzie nie czuł się tak dobrze, jak tutaj. Niedługo mógł cieszyć się samotnością, bo do pokoju po wcześniejszym zapukaniu wszedł Takara, siadając na obszernym fotelu przy biurku.

— Myślałem, że umrę z nudów bez ciebie i Sörena — żalił się shifter. — Nikt nie chciał ze mną grać na konsoli. Ania coś próbowała, ale kompletnie nie potrafiła ogarnąć sterowania.

Starszy chłopak uśmiechnął się, słysząc pretensje przyjaciela. Ich dwójka i Sören bardzo się ze sobą zżyła, bo wszyscy byli w podobnym wieku. Tęsknił za nimi, podczas swojego pobytu we Francji.

— Myślisz, że to się uda? — zapytał nagle poważniejszy Takara.

— Nie ma opcji, żeby się nie udało!

Japończyk uśmiechnął się w odpowiedzi, ale nie poczuł się do końca przekonany. Wiktor też obiecywał, że wszystko pójdzie dobrze, kiedy jechali do Couture'a.

— Powiedz szczerze — zaczął Maél z błyskiem w oku — spodobała ci się ta nowa, co nie?

— Ha, nie tylko mnie — odparł shifter z lekko kwaśną miną. — Nawet tobie by się spodobała.

— No nie wiem, musiałaby być naprawdę boginią, żebym zaczął kwestionować swoją seksualność — zaśmiał się chłopak. — Czyli jutro masz idealną okazję, aby się wykazać. Możesz uratować damę w opresji.

— Nie przy Adamie i Wiktorze. Z nimi jako rywalami, moje szanse są żałośnie małe — odparł zawiedziony Takara.

— Może to i lepiej — powiedział Maél po chwili namysłu. — Mam wrażenie, że masz bardziej pasującą partię tuż pod nosem.

...

Taejin siedziała w swojej celi i patrzyła się w ścianę. Odmawiała nazwania tego pokojem. To nie był jej dom, tylko więzienie. Spędziła tutaj 15 lat swojego życia, ale teraz miała wrażenie, jakby trafiła do kompletnie obcego miejsca.

Nie widziała Albina od czasu, kiedy wrócili do burdelu, ale wiedziała, że ich następne spotkanie nie spodoba się jej. Za ucieczkę czekała ją kara. Alfons zawsze ją faworyzował. Miała nadzieję, że to złagodzi jego surowość, jednak liczyła się z tym, że cokolwiek dla niej wymyśli, na pewno zaboli.

Zaskoczyło ją to, z jakim spokojem przyjęła powrót do tego piekła. Czuła jakby ten jeden tydzień w rezydencji, był jej całym życiem, a teraz umarła. W końcu zmarli już niczego się nie boją, prawda? Jeśli miała nigdy więcej nie zaznać wolności, postanowiła w pełni wypełnić swój umysł szczęśliwymi wspomnieniami tych paru dni. I tak aż do śmierci.

Ciche otwieranie drzwi sprowokowało jej serce do szybszego bicia. "Ach, więc jeszcze nie jestem martwa. Jeszcze potrafię odczuwać strach", pomyślała ponuro. Odwróciła się w stronę wejścia i w przeciwieństwie do swoich oczekiwań nie zastała w nim jednego z ochroniarzy, a hybrydę wiewiórki niepewnie zaglądającą do środka. Dziewczyny mogły swobodnie poruszać się między swoimi celami, ale Taejin nie sądziła, że którakolwiek z nich do niej zawita przez historie, jakie nawciskał im Albin.

— Lizzie? Coś się stało?

— Czy... Czy ja mogę z tobą porozmawiać? — zapytała nieśmiało hybryda.

— Oczywiście. Wejdź.

Pantera nie żywiła urazu do przyjaciółki, mimo że ostre słowa dziewczyny na gali zakłuły ją w serce. Samo to, że do niej przyszła, wystarczało jej jako przeprosiny.

— Chciałam spytać, czy wybaczysz mi moje wczorajsze zachowanie — zaczęła wiewiórka, siadając na łóżku koło Taejin. — Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale Albin cały czas nam wmawiał, że chciałaś nas oszukać. Do tego Kiki od razu kupiła tę bajeczkę i śmiała się z dziewczyn, które w nią nie wierzyły, ale gdy zobaczyłam twoją twarz, kiedy wczoraj z nami wracałaś, zrozumiałam, że to jedno wielkie kłamstwo. Wyglądałaś, jakby ktoś zabrał ci wszystko, co kochałaś, a mimo to twoje spojrzenie emanowało niesamowitą siłą. To nie były oczy kogoś, kto został porzucony, tylko zabrany gwałtem.

— Nie przejmuj się. — Brunetka uśmiechnęła się ciepło. — Nie mam do ciebie żalu.

Wiewiórka odpłaciła się tym samym i chwyciła przyjaciółkę za rękę.

— Och, Taejin. Tak mi przykro, że trafiłaś tutaj z powrotem. Jeśli którakolwiek z nas zasługuje, żeby się stąd wyrwać, to jesteś to ty.

Pantera ściągnęła brwi i pokręciła głową.

— Nigdy tak nie myśl. Żadna z nas nie powinna znosić tego piekła.

W oczach Lizzie pojawiły się łzy. Żeby je ukryć, wtuliła się w przyjaciółkę, a ta objęła ją, jakby była jej prawdziwą siostrą. Choć czarnowłosa dziewczyna poczuła się lepiej, trzymając wiewiórkę w ramionach, jej serce tęskniło za Anną. Oddałaby wszystko, żeby móc ją jeszcze raz uściskać.

...

Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie rozdziału! Jeśli Ci się podobało koniecznie zostaw po sobie gwiazdkę :> Zapraszam też do zajrzenia do obsady, gdzie pojawiła się karta Maéla!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro