Rozdział 17 - Jak poskromić bestię?
Taejin ślęczała przy jednym z antycznych stolików w bibliotece, bezmyślnie przekładając kartki w "Skróconej historii gatunku hybryd". Od czasu rozmowy z Adamem przesiadywanie na kanapie w gabinecie Wiktora stało się dziwne i zawstydzające. Świadomość tego, że telepata darzył ją uczuciem, spowodowała, że dziewczyna zaczęła czuć się niezręcznie w jego obecności. Choć Paderewski zdecydowanie nie był jej obojętny, to serce młodej hybrydy wciąż pozostawało niepewne i zagubione. Poza tym nie mogła przecież do niego podejść i wypalić: "Wiem, że mnie kochasz!".
Pantera westchnęła ciężko, przeklinając w myślach wampira, który postawił ją w sytuacji bez wyjścia. On sam również znalazł się na jej liście problemów i zmartwień. To, co stało się na ostatnim treningu, rozwiało wszelkie wątpliwości na temat jego stosunku do Koreanki. Taejin nie miała pojęcia, co powinna z tym wszystkim zrobić.
Ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi przywołało hybrydę z powrotem na ziemię. Po chwili zza regałów przysłaniających wejście wyłoniła się sylwetka Wiktora. Na widok mężczyzny policzki dziewczyny mimowolnie przybrały kolor delikatnego różu, a serce wykonało parę fikołków.
— Jak ci idzie nauka? — spytał z radosnym uśmiechem telepata.
— Świetnie! Świetnie... — odparła nienaturalnie wysokim tonem pantera. — Potrzebowałam stolika do notatek — chwyciła leżący na blacie długopis dla potwierdzenia — więc uznałam, że posiedzę dzisiaj w bibliotece...
— Miło mi to słyszeć — odparł z łagodnym wyrazem twarzy Paderewski. — Mam dla ciebie niespodziankę.
Taejin spojrzała na niego pytająco, a zwierzęce uszy instynktownie skierowały się w jego kierunku. Sekundę później zza regału wyszła kolejna postać. Mężczyzna o pszenicznych włosach i ciepłych, brązowych oczach stanął obok Wiktora i przywitał się serdecznie z promiennym uśmiechem na ustach, na co pantera zaczęła wpatrywać się w niego jak zaczarowana, nie mogąc oderwać wzroku od pary futrzanych, psich uszu.
— To jest Nikodem — powiedział Wiktor, wskazując na nowoprzybyłego. — Od teraz będzie wpadał co jakiś czas, żeby pomagać ci w nauce. Co o tym sądzisz?
Pantera opamiętała się i przestała wpatrywać się bezczelnie w nieznajomego.
— Oh! To świetnie. — Dziewczyna uśmiechnęła się. — To z pewnością wiele mi ułatwi. Bardzo dziękuję. Wam obu.
— W takim razie nie przeszkadzam wam dłużej. — Paderewski zaczął powoli wycofywać się w stronę wyjścia. — Bawcie się dobrze! Zajrzę do was za jakiś czas.
Po tym, gdy telepata opuścił pomieszczenie, nad biblioteką zawisła atmosfera lekkiego skrępowania i nieśmiałości. Taejin nie wiedziała, jak powinna zachować się w stosunku do swojego nowego nauczyciela, jednak fakt, że był hybrydą, sprawiał, że czuła się w jego obecności całkiem komfortowo. Nie miała zbyt wielkiego kontaktu z męskimi osobnikami swojej rasy, przez co cieszyła się, że w końcu nadarzyła się szansa, aby jednego poznać.
Nikodem okazał się bardzo życzliwą i wyrozumiałą osobą. Dzięki niemu i jego cierpliwości przebijanie się przez strony podręczników i stosy notatek stało się o wiele mniej męczące i dezorientujące. Zagadnienia, nad którymi Koreanka potrafiła ślęczeć godzinami, blondyn tłumaczył w kilkanaście minut. Dziewczyna nie sądziła, że nauka może stać się tak prosta i w zasadzie relaksująca.
Blisko pory obiadowej para hybryd zgodnie uznała, że przerobili wystarczająco materiału jak na jeden dzień i należy im się zasłużony odpoczynek.
— Uf! Jestem wykończona! — Taejin rzuciła długopis na ciasno zapisane kartki. — Dziękuję ci, twoja pomoc jest bezcenna.
— Nie ma za co — odparł ciepło Nikodem. — Uczenie moich braci i sióstr to coś więcej niż tylko praca. Dzięki temu mam wrażenie, że przyczyniam się jakoś do polepszenia sytuacji hybryd, choćby w małym stopniu.
— Mogę cię zapewnić, że dla mnie to naprawdę ważne. Jeszcze raz szczerze ci dziękuję. — Pantera uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym na jej twarzy zawitała zaciekawiona mina. — Powiedz... jeśli oczywiście wolno mi spytać, jak to się stało, że uczysz hybrydy? Co na to twój właściciel?
— Cóż, to była w całości moja niezależna decyzja. Jestem wolny.
— Jak to? — Dziewczyna otworzyła szeroko błyszczące oczy. — To w ogóle możliwe?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem.
— Chyba trochę źle się wyraziłem. Jestem równie wolny co ty teraz. Sam kieruję swoim życiem, jednak oficjalnie należę do Nadii. Miałaś okazję ją poznać, prawda?
"Znowu ona", pomyślała z pewnym niezadowoleniem Taejin.
— Tak, spotkałyśmy się — odpowiedziała. — Więc Nadia podziela poglądy Wiktora? Jest za autonomią hybryd?
— Zgadza się. Właściwie to dzięki temu zostali tak dobrymi przyjaciółmi. Ta wspólna idea pozwoliła im się bardzo ze sobą zżyć i razem dążyć do celu. Nasza rasa naprawdę wiele im zawdzięcza.
Mina Nikodema wyrażała pełen zachwyt i uznanie dla pary wspomnianych telepatów, za to Taejin nieumiejętnie próbowała ukryć swój grymas niezadowolenia.
— Czy ona też prowadzi jakiś dom wariatów jak ta posiadłość? — zapytała z wymuszonym śmiechem.
— Hmm... Cóż... Chyba nic się nie stanie, jeśli ci powiem. Nadia prowadzi całą... organizację. Właściwie to na pewno słyszałaś coś od Wiktora, w końcu ma w tym duży udział.
— Ach... Tak, tak, rzeczywiście mówił mi.
Z jakiegoś powodu język Taejin mimowolnie utkał małe kłamstewko. Zmusiło go do tego drobne ukłucie żalu prosto w serce młodej pantery. Tłumaczyła sobie w myślach, że jej gospodarz nie jest zobowiązany do spowiadania jej się z żadnych osobistych spraw. Jednak fakt, że nie wspomniał jej o organizacji pomagającej hybrydom, wywołał we wnętrzu dziewczyny uczucie niezrozumiałego wykluczenia.
W czasie gdy Taejin złościła się w myślach na Paderewskiego, blondyn przyglądał się jej w zamyśleniu. W pewnej chwili drgnął, jakby wpadł na genialny pomysł, przez co jego oczy zaczęły się powiększać, a kąciku ust podnosić coraz wyżej.
— C-co? — zapytała zmieszana brunetka. — Czemu tak na mnie patrzysz?
— Ach, nic, nic. Sądzę, że szybko sama się dowiesz.
— Jak tam moje prymusy? — powiedział głośno Wiktor, wchodząc do biblioteki. — Lekcje odrobione?
— Owszem i to więcej niż zakładałem — odparł radośnie Nikodem. — Nie mogę odmówić Taejin talentu.
— Niczego innego się po niej nie spodziewałem — odpowiedział miękko telepata i spojrzał głęboko w czarne jak węgielki oczy dziewczyny.
Po krótkiej grzecznościowej rozmowie nauczyciel pantery został odprowadzony do wyjścia rezydencji. Kiedy Paderewski zamknął za nim drzwi, odwrócił się w stronę Koreanki i oblał ją ciepłym spojrzeniem.
— I jak wrażenia? — zagaił. — Polubiliście się?
— Tak — przytaknęła hybryda. — Nikodem jest przemiły. Sądzę, że będziemy się świetnie dogadywać.
— Cieszę się, to słysząc. Jednak tak naprawdę o wiele bardziej wolałbym sam cię uczyć, gdybym tylko miał czas.
— Wiktor... — Dziewczyna spojrzała na niego karcąco. — Ty i tak robisz dla mnie zbyt wiele.
— To dlaczego wciąż czuję, jakbym robił zbyt mało.
Mężczyzna delikatnie złapał brunetkę za dłoń. Powoli przejechał kciukiem po bladej skórze, wpatrując się w twarz pantery z pewnym wyczekiwaniem. Taejin przełknęła ciężko ślinę. Czuła, jak jej ciało próbowało się spiąć i odsunąć. Korzystając z całej swojej siły woli, próbowała do tego nie dopuścić, aby choć przez chwilę nacieszyć się tym dotykiem. Dokładnie widziała to błagalne spojrzenie, lekko obróconą głowę i nachyloną sylwetkę. Przy Adamie zawahała się w ostatnim momencie. Przy Wiktorze była pewna, że jeśli tylko odważyłby się spróbować, zamieniłaby się w kamień, aby zmusić spanikowane ciało do pozostania miejscu i pozwolić zielonookiemu mężczyźnie się dotknąć, tak jak prosił ją o to spojrzeniem. Jednak dobrze wiedziała, że telepata dokładnie czuł, co działo się wewnątrz niej i że właśnie dlatego nie posunie się dalej i nie weźmie tego, co tak bardzo chciał zagarnąć dla siebie.
— Chodźmy na obiad. Na pewno jesteś głodna.
Paderewski puścił dłoń hybrydy, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę jadalni. Taejin przyglądała się chwilę bez ruchu jego plecom, jakby naprawdę zamieniła się w głaz i zastanawiała się, co sprawiło, że ten mężczyzna zadomowił się bezpowrotnie w jej myślach, a serce szeptało jej wszystkie powody, które tak dobrze znała.
Filip otworzył powoli oczy i rozciągnął zesztywniałe przez noc mięśnie. Rozejrzał się po pokoju i pozwolił głośnemu westchnieniu ulgi opuścić płuca. Po tym, gdy Cassandra wdarła się do jego wspomnień, wszystkie demony, czające się w cieniu i stąpające za nim krok w krok od siedemdziesięciu lat, zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Puste twarze poległych przyjaciół, ogłuszające odgłosy bitwy, ból rozrywający klatkę piersiową. To wszystko odeszło, pozostawiając po sobie jedynie lekkie zaspanie na oczach niczym zły sen, który miał się już więcej nie powtórzyć.
Choć brunet nie mógł mieć stuprocentowej pewności, że swój spokój ducha zawdzięcza młodej telepatce, to coś głęboko w jego sercu podpowiadało mu, że to właśnie jej sprawka, a to stanowiło kolejny dowód, jak niezwykłą osobą była.
Po szybkim ogarnięciu się Filip ruszył wolnym krokiem korytarzem rezydencji. Mimo że czuł się jak nowo narodzony, to nieuniknione spotkanie, które na niego czekało, stanęło mu twardą gulą w gardle. Postukując nerwowo palcami o udo, myślał z goryczą o tym, jak wszystko na tym świecie ma swoją cenę. Z jednej strony odzyskał wewnętrzną stabilność i pierwszy raz od tak dawna poczuł ulgę, jednak z drugiej stracił coś, w jego mniemaniu, równie cennego: wymówkę.
Stanął przed drewnianymi drzwiami, które w tamtej chwili przypominały mu przerażającą bestię, gotową przy najmniejszym dotyku odgryźć całe ramię. Zieliński nabrał głęboko powietrza i po jeszcze jednej krótkiej chwili wahania zapukał. Nie musiał długo czekać, by Adam otworzył mu drzwi i uśmiechnął się delikatnie na jego widok.
— Jak się czujesz? — zapytał Wyższy Wampir.
— Znacznie lepiej, dzięki...
Filip miał wyrzuty sumienia, przez swoje niezbyt miłe zachowanie podczas ich ostatniej rozmowy. Przez wewnętrzną niezręczność jego wzrok rozbiegł się w popłochu po podłodze, dlatego szybko wmaszerował do pokoju, kiedy tylko niebieskooki mężczyzna zaprosił go gestem dłoni do środka.
— To wszystko zniknęło — wypalił Niższy Wampir, kiedy drzwi do pomieszczenia zamknęły się. — Koszmary, ataki paniki, to okropne uczucie, jakby wielki głaz przygniatał mi barki... już ich nie ma.
Adam patrzył się przez chwilę na przyjaciela szeroko otwartymi oczami.
— Filip, to świetnie, ale... Tak po prostu? Jesteś pewien, że to nie wróci?
— Sądzę... Sądzę, że to dzięki Cassandrze — mówił powoli zielonooki brunet. — Weszła do moich wspomnień. Do tych najpodlejszych, których najbardziej nienawidziłem, a kiedy z nich wyszła, pozostawiła po sobie tylko spokój.
Nad pomieszczeniem zawisła ciężka, gęsta cisza. Dwaj mężczyźni patrzyli sobie prosto w oczy, próbując wybadać, co nawzajem do siebie czuli i co planują dalej zrobić.
— To rzeczywiście niesamowita dziewczyna. — Adam szczerze się uśmiechnął, choć z pewną dozą zazdrości. — Cieszę się, że na nią trafiłeś i że potrafiła ci pomóc.
— Może teraz będzie inaczej... Może teraz będzie tak, jak zawsze chciałeś.
Błękitne oczy wpatrywały się w przyjaciela z głęboko ukrytym zrezygnowaniem. Filip dokładnie rozumiał wiadomość, jaką za sobą kryły: "Nie wzbudzaj we mnie nadziei tylko po to, aby mi ją odebrać". Mimo tego Niższa Wampir zbliżył się do Krukienickiego i powoli nachylił nad jego twarzą. Złączył delikatnie ich usta, wplótł palce w czarne loki i czekał. Czekał, aż poczuje cokolwiek. Żadne ze starych negatywnych emocji czy wspomnień nie powróciło, jednak na ich miejsce nie pojawiło się nic nowego. Jedyne wytłumaczenie, jakie powtarzał sobie i innym przez lata, straciło wiarygodność. Nie mógł być w pełni szczęśliwy z Adamem nie przez wydarzenia z przeszłości, ale dlatego, że go nie kochał.
Spanikowany Zieliński przerwał pocałunek i mocno przygarnął do siebie partnera, chowając jego twarz w zgięciu swojej szyi. Nie mógł spojrzeć mu w oczy. Od dawna przewidywał, że nadejdzie moment, w którym ich mała romantyczna historia dobiegnie końca, jednak nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko i niespodziewanie. Świadomość, że od tego momentu wszystko miało się zmienić, napełniała go strachem.
Zielonooki mężczyzna drgnął z zaskoczenia, gdy przyjaciel objął go w talii i przytulił nagle słabymi ramionami. Ciało Adama sprawiało wrażenie niezwykle drobnego i bezbronnego. Górującemu nad nim o ponad pół głowy Filipowi wydawało się, jakby trzymał w objęciach osamotnione dziecko, a nie najpotężniejszego wampira, jakiego dane mu było spotkać.
— Oddaję ci twoją wolność — wyszeptał prawie bezgłośnie Krukienicki.
Kilkanaście różanych świec rozświetlało pokój, przy okazji wypełniając go przyjemnym zapachem. Ania rozglądała się po pokoju, aby wypatrzeć jakiekolwiek niedociągnięcia. Tych jednak trudno było szukać po ponad dwugodzinnych przygotowaniach dziewczyny. Makaroniki, świeże winogrona i truskawki leżały na talerzach w idealnej harmonii, tak aby jak najbardziej zachęcić do ich skosztowania. Narzuta na łóżku nie miała najmniejszego zagniecenia, a małe lampki zawieszone na łóżku, zostały ułożone tak skrupulatnie, że można było pomylić je z gwiezdnymi konstelacjami za oknem. Hybryda rozważała jeszcze rozsypanie płatków róż, jednak uznała, że co za dużo to niezdrowo. Sama lisica prezentowała się jak modelka z topowego czasopisma modowego. Gęste, rude loki spadały na koronkową sukienkę. Brązowe oczy podkreślone eyelinerem błyszczały z ekscytacji, a do tego wyczesany ogon hipnotyzował swoim lśniącym futrem.
Ostatnimi czasy Anna spędzała z Takarą większość każdego dnia. Nie mogła dłużej udawać przed samą sobą, że ich relacja już dawno nie wyewoluowała poza granice zwykłej przyjaźni. Codziennie zadawała sobie pytanie, czy aby te wszystkie uściski, słodkie słówka i pocałunki nie były tylko snem. Jednak shifter szybko rozwiewał jej wątpliwości.
Ten związek wydawał się hybrydzie ucieleśnieniem wszelkich marzeń, ale w jej myślach uparcie pozostawała świadomość, że pewnego dnia Tanaka powróci do rodzinnego domu, a wtedy jej mała bajka dobiegnie końca. Dlatego, póki trwała, lisica postanowiła czerpać z niej całymi garściami. Kiedy nadejdzie dzień rozłąki, jej pozostaną te wszystkie cudowne wspomnienia.
Cichutkie pukanie ubiegło pojawienie się jaguara w pokoju. Hybryda od razu wtuliła się w niego i wciągnęła głęboko zapach, który ciężko porównać do czegokolwiek. Był po prostu jego.
— Wow! Co to za okazja? — powiedział Takara, rozglądając się w zachwycie po pokoju.
— Żadna specjalna — odparła dziewczyna, mrużąc zalotnie oczy. — Po prostu chciałam wprowadzić nas w miły nastrój.
Ania zaciągnęła chłopaka na łóżko, gdzie usadowili się wygodnie, niszcząc nieskazitelną taflę narzuty. Ulubiona playlista, pyszne przekąski i wymarzone towarzystwo zapowiadało świetny wieczór. Lisica z prawdziwą przyjemnością słuchała najdrobniejszych szczegółów z całego dnia shiftera, jednak jej oczom nie umknął wzrok blondyna co chwila padający na jej wyeksponowany dekolt, co jak najbardziej sprawiało jej radość. Choć na co dzień ubierała się w skromne sweterki, to potrafiła pokazać swoje wdzięki, kiedy chciała. Mimo że nie posiadała figury modelki z wybiegu, to wiedziała, jak jej kształty działały na Takarę.
Mijały minuty, których nikt nie liczył. Mogło się wydawać, że ten wieczór był idealny, jednak dla Ani główne danie miało zostać dopiero podane. Podczas jednego z krótkich momentów ciszy jeszcze bardziej zmniejszyła odległość między sobą a chłopakiem. Ciemne oczy Japończyka wydawały się zamroczone, jakby sama obecność dziewczyny odurzała go jak narkotyk. Hybryda przycisnęła swoje wargi do jego, czując na nich smak truskawek. Po chwili pieszczoty pchnęła Takarę na poduszki i usiadła na nim okrakiem. Koronkowa sukienka podsunęła się niebezpiecznie wysoko na jej udach. Pochyliła się, opierając się na jednej ręce, a drugą wsunęła pod koszulkę jaguara. Ten wydawał się zaskoczony nową, nieznaną stroną swojej miłości, ale szybko odpowiedział na gest, wplatając dłoń w rude loki i rozpoczynając głęboki pocałunek.
Niedługo później ciężko było stwierdzić, gdzie kończyło się jedno ciało, a gdzie zaczynało drugie. Koronkowa sukienka leżała wzgardzona na podłodze razem z białym T-shirtem i dżinsami. Gdy shifter skończył składać dziesiątki małych całusów na szyi hybrydy, zawisł nad nią, podpierając się na rękach, i spojrzał jej poważnie w oczy. Ania w tamtej chwili przypominała kompletnie inną osobę. Zwężone powieki chowały za sobą ciepłe tęczówki, wpadające w delikatne czerwienie, jakby płonął w nich ogień. Wyglądała jak prawdziwy lis na polowaniu.
— Jesteś pewna, że chcesz iść dalej?
— Zdecydowanie tak.
Po tym prostym stwierdzeniu atmosfera w pokoju zmieniła się, jakby pojawiła się w nim inna dzika bestia: drapieżny jaguar. Fikuśny stanik hybrydy w kolorze ciemnego wina szybko wylądował obok sukienki, pozwalając shifterowi wręcz z namaszczeniem przylgnąć do biustu dziewczyny. Wszystko, co nastąpiło później sprawiło, że czuła się, jakby upiła się najbardziej ekskluzywnym szampanem świata. Jego język na jej skórze, palce między udami i jej drobna dłoń na jego objętości. Gdyby nie czuła tego tak mocno, uwierzyłaby, że to tylko pijacka halucynacja.
Kiedy miał wejść, zabierając to, co zdecydowała się oddać mu jako pierwszemu, zadrżała. Zamknęła oczy i wtuliła się w jego szyję. Ukłucie bólu zmusiło ją do syknięcia.
— Wszystko w porządku? — zapytał zmartwionym głosem Takara. — Chcesz przerwać?
— Nie. Jest w porządku.
Na potwierdzenie swoich słów odkleiła się od jego ciała i posłała mu ciepły uśmiech. Chłopak złożył na jej czole całusa i ponownie się w niej zatopił. Choć cały proces daleki był od oczekiwanej przyjemności, to w pewien sposób czuła się, jakby przeżywała coś cudownego. Patrzące na nią w uwielbieniu czarne oczy rekompensowały jej wszelki dyskomfort.
W pewnym momencie Takara spiął się, po czym opadł ciężko na posłanie obok niej. Odgłosy ich ciężkich oddechów wypełniły pokój. Ania wpatrywała się przez chwilę tępo w sufit, a następnie roześmiała. Shifter spojrzał na nią zaskoczony, jednak szybko dołączył do jej wybuchu radości.
— To wydaje się takie nierealne — powiedziała dziewczyna, wycierając łezki śmiechu zbierające się w kącikach oczu.
— Ty jesteś nierealna — odparł jaguar i udekorował czoło hybrydy kolejnym buziakiem.
Długo leżeli wtuleni w siebie nawzajem, razem śmiejąc się ze swoich nieporadności i dyskutując o swoich odczuciach. Mogliby pewnie tak trwać przez większość nocy, gdyby nie dzwonek telefonu, burzący ściany ich szklanej bańki.
— To mój. Wyciszę go — powiedział Takara, wstając z łóżka.
— Nie, odbierz! — zaprotestowała Ania. — To może być coś ważnego.
— Jest druga w nocy! Czego ktoś może... — Chłopak urwał swoją wypowiedź i ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się w ekran. — Dasz mi chwilkę?
— Jasne, nie krępuj się — odparła dziewczyna i uśmiechnęła się lekko.
— Moshi moshi.
Po drugiej stronie połączenia hybryda ledwo usłyszała żeński głos mówiący w obcym jej języku.
— [Witaj, kochanie. Nie stęskniłeś się za mną?]
Maél przechadzał się ślimaczym krokiem po lotnisku. Do przylotu Sörena miał jeszcze pełno czasu, jednak wolał być na miejscu z wyprzedzeniem. Patrząc na nieustannie spieszących się biznesmenów i wiecznych wczasowiczów, zastanawiał się, jakby mógł umilić sobie ponadgodzinne oczekiwanie na przyjaciela.
— Mówiłem ci, żebyś więcej nie przychodziła do mnie po pieniądze!
Odgłosy narastającej kłótni przyciągnęły uwagę znudzonego Francuza. Na końcu korytarza przy metalowych drzwiach z napisem "nieupoważnionym wstęp wzbroniony" stała dziewczyna z przesadzonym makijażem, ale za to z ewidentnie długo niemytymi włosami, a przy niej pieklił się chłopak w dużo za dużej, szarej bluzie. Wilkołak szybko przeskanował spojrzeniem spierającą się parę i natychmiast przypomniał sobie, skąd znał bruneta ze srebrnymi oczami, które w tamtej chwili puszczały błyskawice w stronę niechcianej rozmówczyni. "Ach, tak! Jak na ciebie wołali? Moon, prawda? To musi być przeznaczenie, chaton", pomyślał Maél, uśmiechając się pod nosem.
Brązowooki mężczyzna oparł się o pobliski filar i wgryzł się w ciepłego, dopiero co zakupionego tosta. Skupił całą swoją uwagę na kłótni, którą reszta klientów lotniska kompletnie ignorowała, i zaczął wsłuchiwać się z daleka w każde wypowiadane słowo. W końcu wśród rzeczy, jakich nauczyła go matka, z pewnością nie było dobrego wychowania.
— Jiyeong, proszę cię! — jęczała kobieta, ciągnąc chłopaka za ramię. — Wiola w końcu odchodzi z sierocińca. Chce się wprowadzić do mnie. Potrzebuję tylko paru stówek na najpotrzebniejsze rzeczy.
— A co z kasą, którą dałem ci dwa tygodnie temu, hę? — cedził przez zęby Azjata. — Przepiłaś ją i to samo zrobisz tym razem!
— Och, nie udawaj takiego świętoszka! Myślisz, że nie wiem, jak się zabawiasz z Tygrysami?!
— Ja przynajmniej robię to za swoje pieniądze!
Dziewczyna nachmurzyła czoło na dźwięk ostrego tonu bruneta. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała dać za wygraną, jednak ponownie przybrała błagalną minę i delikatnie dotknęła ręki swojego rozmówcy.
— Nie proszę cię o przysługę dla siebie, tylko dla Wioli. Możesz być dla mnie zły, ale nie zaprzepaszczaj przez to jej szansy na spokojne ułożenie sobie życia. Przecież zawsze tak o nią dbałeś...
Chłopak zacisnął mocno szczękę, ale chwilę później jego rysy zaczęły łagodnieć. Westchnął głośno i przeczesał ręką gęste włosy.
— Zgoda... Przyjdź jutro. Będę miał dla ciebie hajs.
Jego rozmówczyni pisnęła z radości i zamknęła go w ciasnym uścisku, dziękując mu wielokrotnie, jednak szybko po tym ruszyła prawie biegiem w stronę wyjścia z lotniska jakby w obawie, aby jej dobroczyńca nie zmienił zdania.
Maél przyglądał się dalej chłopakowi, kończąc ostatnie kęsy tosta. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony potwierdziły się pogłoski o powiązaniu bruneta z Praskimi Tygrysami, jednak z drugiej Francuz widział w nim samego siebie sprzed lat. Po tym, co usłyszał, mógł wywnioskować, że Moon wychowywał się w sierocińcu. Choć wilkołak miał rodziców, dokładnie wiedział, jak to jest móc liczyć jedynie na samego siebie. W przeszłości sam znajdował się w sytuacji, w której był gotowy zrobić wszystko, aby przetrwać.
Po chwili namysłu Beaulieu ruszył wolnym krokiem w stronę chłopaka. W końcu mógł spróbować mu trochę pomóc bez mieszania się w bagno, prawda?
— Jak mija dzień, chaton? — zapytał nonszalancko, stając tuż przy brunecie.
Moon drgnął nerwowo i powoli obrócił głowę w jego stronę. Twarz Azjaty wykręciła się w wyrazie przerażenia i zdezorientowania, jakby nie stał przed nim przystojny mężczyzna, a zjawa lub upiór.
— Czy ty mnie śledzisz, do cholery?
— Nie! Skąd ten pomysł? — Maél przybrał zdziwioną minę.
— Gdziekolwiek nie pójdę, ty też tam jesteś! Na lotnisku raczej nie bywa się co tydzień!
— Cóż, też mi się wydaje, że to nie może być zwykły przypadek, co nie? — Francuz uśmiechnął się promiennie i uniósł wymownie brwi, na co Moon jedynie pokręcił z dezaprobatą głową.
— Zostaw mnie w spokoju, creepie!
— Hej! Zaczekaj chwilę! — Wilkołak zatrzymał odwracającego się chłopaka, przytrzymując go delikatnie za ramię. — Ja słyszałem twoją rozmowę z tą dziewczyną i chciałem...
— Świetnie — prychnął brunet. — Udowadniasz, że jesteś jeszcze większym świrem, niż zakładałem.
— Posłuchaj, po prostu pomyślałem, że przyda ci się pomoc. Jeśli chcesz, mógłbym...
— Nie potrzebuję jałmużny od żadnego bogatego lalusia!
Ton głosu Moon ociekał jadem, a w jego srebrnych tęczówkach szalała prawdziwa burza. Przez chwilę tak krótką, że prawie niezauważalną, Maélowi wydawało się, że ciemną źrenicę rozjaśnił błękitny błysk.
Francuz przypatrzył się wściekłej twarzy chłopaka. Dokładnie znał to spojrzenie, przez które prześwitywał strach przed poniżeniem, kpiną, szyderstwem. Z tego powodu tak desperacko próbowało wyglądać groźnie. Ten sam obraz musiał mieć przed sobą Wiktor, gdy wyciągał pomocną dłoń do wilkołaka kilka lat wcześniej.
— Po prostu weź mój numer telefonu. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował pomocy, możesz do mnie zadzwonić.
Rysy Moona nawet nie drgnęły. Po krótkiej chwili ciszy odwrócił się od brązowookiego mężczyzny i, ciągnąc za sobą wózek z paczkami, zniknął za drzwiami dla personelu.
...
Cześć! Dzięki za przeczytanie rozdziału :> Co sądzicie o rozdziale i który fragment najbardziej Wam się podobał? Mi zdecydowanie najfajniej pisało się scenę Takary i Ani, jak myślicie kto dzwonił do naszego jaguara? :P Dajcie znać w komentarzach i do następnego razu <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro